W niedzielę minęły trzy tygodnie od śmierci mojej mamy. Jej odejście z każdym dniem boli bardziej. Po pierwszym szoku i niedowierzaniu w to, co się stało, nadszedł czas, kiedy świadomość, że jej tutaj już nie ma, że już nie mogę chwycić za telefon i zadzwonić do niej, że gdy pojadę do domu, to jej w nim nie będzie, że nie będziemy siedziały do późna rozmawiając, żartując i śmiejąc się, że już nie będzie tych wszystkich wspólnych chwil, staje się nie do zniesienia. Każdy mijający dzień jest trudniejszy, a tęsknota coraz większa. Czuję się osamotniona w tej żałobie, bo nikt wokół mnie nie przeżył śmierci tak bliskiej osoby i nie choć przyjaciele bardzo się starają, to nie wiedzą przez co teraz przechodzę.
Witam wszystkich. trudno jest mi tak pisać na świeżo bo dziś odbył się pogrzeb ale , jest noc , ja nie moge spać i nie bede zajmował się głupotami. Moja mama walczyła z rakiem płuc ponad 4 lata przy rokowaniach na pół. w głównej mierze to zasługa ojca ktory załatwił jej wszystkie możliwe sposoby leczenia walcząc z systemem i szpitalami. walka z chorobą na początku przy naszym wsparciu dawała jej dużo wiary w wygraną choć dziś wiem że , zarówno ta wesoła , dość prosta w pozytywnym tego słowa znaczeniu kobieta , ciesząca się życem..wiem że , nie wiedzieliśmy jak trudna i bolesna bedzie to walka. pierwsze chemie , dni w szpitalach.. wydawało się jakby zaraz miała być zdrowa i wszystko miało wrócić do normy. jednak z czasem mama zaczeła czuć się gożej. przestała wychodzić z swoim psem choć uwielbiała spacer wieczorem. po chemiach wracaliśmy do domu i mama składła się spać wygladając coraz to gożej..przez ponad 3 lata mama była silna. mimo że , choroba postepowała ona potrafiła sprzątać w domu gdy wracaliśmy z ojcem z miasta choć to już moje obowiązki. mama chodziła jeszcze w miare dobrze choć wiadomo że , szybko się meczyła ale , nie poddawała się i choć przez pewien okres łatwo było ja zdenerwować co było efektem choroby to nie mogłem powstrzymać łez gdy potem wchodziła do kuchni by ćoś zagadać ...Ja też wciąż wierzyłem że , może się uda. te 3+ lata były jak znak zapytania. pełne łez w nocy i uśmiechu gdy przebywałem z mamą. przyznam się że , jeszcze wtedy nie byłem najlepszym synem chyba. wciąż pyskowałem do mamy choć po chwili żałowałem i chciałem cofnąć czas . byłem typowym osiedlowym dressem czesto pijany i zły wracając do domu w nocy. jednak to chyba mama i cała sytuacja mnie zmieniła. zostawiłem "kumpli" i zmieniłem się i nagle stałem się bardzo uczuciowym człowiekiem. nabrałem wartości i stałem się wierzącym oddanym Bogu człowiekiem. i w tej chwili spadł wyrok .. po 3 latach rak przeskoczył na wątrobe. nie powiedzieliśmy tego mamie... nie mogliśmy zabrać jej resztek wiary. przyszedł bół.. okropny bół. najsilniejsze leki na rynku morfina - ocycontin lekką ulgę ale , z czasem bóle przebijające przeszły w trwałe i silne stałe. lek na apetyt również nie skutkował . gotowałem mamie co tylko chciała lecz troszkę podziabała i nie chciała jeść. do tego nie spała praktycznie 4 ostatnie miesiące.. codzien wmawiałem sobie i modliłem się by to nie było dziś choć chciałem by ból minoł. tak bardzo wciąż boli że, reszta rodziny prócz mnie , siostry i ojca miała ja gdzieś...tak bardzo boli wspomnienia rozmów z siostrą przez skype z Anglii . gdy mama prosiła żeby przywiozła córeczke bo chce ją ... jeszcze zobaczyć. nie zdąrzyła..
mama już wiedziała i teraz było na odwrót... to my baliśmy się każdego dnia o ona do końca nie pokazywała strachu , nie chciała byśmy się martwili . widzę ją teraz w łózku które już żadko opuszczała . ostatnie 2 tygodnie załatwiała się w pokoju przez specjany wózek. widze ją i słysze ten delikatny i czuły jak nigdy wcześniej głos czy choćby mogę zrobić jej herbate. w TV mama zobaczyła że , bedzie film "hanibal lecter" ale , 8 kwietnia. nigdy nie prosiła mnie o to i żadko ogladała filmy a wtedy poprosiła mnie bym włączył jej go z komputera...wiedziała że , 8mego już jej z nami nie bedzie :( w poniedziałek...
pierwszy raz od dawna mama spała długi czas a tata w kuchni powiedział mi że , dziś lub jutro. jak zawsze usiedliśmy razem do wiadomości a potem włączylismy spartakusa. obejrzeliśmy razem odcinek a mama rozmawiała z nami normalnie jeśli można tak powiedzieć. tata miał jutro imieniny a mama złorzyła mu życzenia jeszcze dziś mówiąc że , jutro sam kupi sobie prezent ;(. serial się skończył a ja jak codzień zabrałem psa i poszedłem do siebie . godzine potem mama usiadła i mówiąc że , jej słabo... tata wstał podał jej wody której nie mogła przełknąć . osuneła się na poduszkę i odpłyneła. przybiegł do mnie mówiąc że , mama umiera . odrazu pobiegłem do niej . mama była nieprzytomna a jej oddech...nie wciągała powietrza a tylko pare razy je wypuściła i odeszła..
nie moge w to uwierzyć. cały czas myślę że , ona zaraz tu bedzie jakby gdzieś pojechała na chwile . że bede mógł z nią pogadać i walka nadal bedzie trwać. nie potrafię wyobrazić sobie jutra bez niej a co dopiero życia bez niej na tej okropnej planecie. była dla mnie światełkiem w tej ciemności i czesto prosiłem Pana o to by wzioł mnie zamiast niej. ciagle myślałem że , to nie bedzie dzisiaj a gdy odeszła ja w to dosłownie nie mogłem i nadal nie moge uwierzyć. jakby to był okropny sen. mama miała tylko 55 lat i tak cierpie teraz w łzach że , nigdy nie bede mógł odwiedzać jej z dziećmi które bede miał. śmiać i zagadywać ją o głupotach jutro, pojutrze..to najwiekszy ból jakiego może człowiek w życiu doznać i nie wiem czy dam sobie rade. gdy zamykam oczy widze wspomnienia z nią i mam ochote iść do pokoju pogadać z nią. musiałem i nadal bede musiał to jakoś z siebie wyrzucać . nie mam już zbyt wielu bliskich. Kocham Cię Mamuś. Panie świeć nad jej duszą proszę.
Wczoraj, 01.04, o 7.15 odeszła moja Mamusia
Mama zachorowałą na raka płuc. Diagnoza listopad 2012 walka trwała tylko 5 miesięcy, walka mega nierówna, bez szans, ten potwór nie reagował na żadną chemię, a miała ich aż 3 rodzaje i radioterapię i nic. Miałą tylko 54 lata.
A ja nie mam ani siostry ani brata tylko tatę który chyba nie da sobie z tym rady, mieli tyle planów na przyszłośc, mieli dopiero zacząc życ.
Moje dzieci straciły najlepszą babcię pod słońcem, babcię, która rozpieszczała na każdym kroku, wnuczek był dla niej najwazniejszy, tylko o nim mówiła cały czas, ciągle mu coś
kupowała, zabierała na wakacje i kochała najmocniej na świecie.
Jestem w ciąży w połowie 8 miesiąca. Ja już nie chce tej ciąży, nie chce tego dziecka, bo jak bede się cieszyc jak Mamy nie bedzie i jej nie pokaze nawet.
Przez ostatni tydz dojezdzałam prawie codziennie 80km w jedna strone do szpitala, siedziałam tam wiele godz, dostawałam skurczy i bólów i mam to gdzies, mam to poprostu gdzies.
Nie chce mi się życ już.
Wiem, że będzie coraz gorzej i gorzej
I tak strasznie martwię się o Tatę jak on sobie da radę, jest tak strasznie załamany że sama nie wiem co bardziej mnie boli, ja nie wiem jak mamy dalej życ, jak poukładac świat na nowo, chyba się nie da. Jakie on może miec teraz plany, jak tylko czekał aż Mama przejdzie tez na emeryture, jak była w pracy to czekał az wróci, a teraz co, co mu zostało? Czekac na śmierc?
Ja nie umiem, nie chcę, ja chcę do Mamy, nikt mnie tak nie umiał pocieszyc jak Mama, a teraz kto ma mnie pocieszyc
Daga123 to wszystko dopiero się stało. Daj tacie trochę czasu i sobie. Może martwisz się o niego niepotrzebnie. Ja martwiłam się tak o mojego tatę. Moja mama miała 51 lat i też z tatą mieli plany przed sobą, tak jak piszesz mieli zacząć żyć. Mama nie miała okazji poznać osobiście swojego pierwszego wnuka bo brat mieszka w stanach a Filip urodził się chory i nie mógł go przywieść.
Boli, boli bardzo-wiem i co można powiedzieć. Teraz bądź razem z tatą i wspierajcie się.
Mnie też po smierci mamy odechciało się żyć ale pomyślałam, że ona była by na mnie za to zła - kochała życie, tłumaczyła, że jeszcze dużo przede mną. Fakt jak te chwile mają cieszyć bez niej, no jak?
Nie wiem ale mam nadzieję, że dam radę i będę się cieszyła życiem tak jak ona by tego chciała. Trzymaj się! Twoja mama bardzo Cię kocha i swoje wnuki też więc zrób to dla niej i zadbaj o siebie i dzieci.
Daga zadbaj o to dziecko, przecież Twoja Mama byłaby z niego dumna, prawda? Kochałaby je nad życie!
Miesiąc temu czuwaliśmy przy łóżku mamy, nie działały już nerki, jelita...
Dziś nie działa już nic, Mama nie cierpi, ale zostało tyle pytań, mam tyle wyrzutów... Że odeszła szybciej przez moją kłótnię z drugą synową, że wiedziałam co trzeba zrobić i nie wywalczyłam tego, że jak dzwonię to operator informuje "wybrany numer jest nieprawidłowy" i to jak obuchem w łeb, bo mam nadzieję, że to wszystko to był sen. Wyłączony telefon jak kubeł zimnej wody. Wczoraj przepłakałam cały wieczór, zasnęłam zapłakana. A dziś nie dałam rady wstać i iść do pracy. Bo po pracy trzeba odebrać dziecko z przedszkola, w biegu, w pośpiechu biec do psa, który jest za długo jak na swój stan i wiek w domu, trzeba słuchać jak dziecko mówi "mamusiu, bo ja już tak długo nie widziałem Babci..." albo gorsze, bo serce pęka "mamusiu chcę się zobaczyć z Babcią". Babcia go odbierała z przedszkola, potem szli z psem na spacer, tylko, że nikt wtedy nie biegł, nie spieszył się. Dziś wiem, że Mama już wtedy nie miała siły.
Nie, ze śmiercią matki nie da się, nic się nie da. A ludzie wokół mówią, że co się przejmuję, że to tylko teściowa.
Wczoraj podjęłam decyzję, że jeśli moja matka znajdzie się w takim stanie i ja się o tym dowiem, to zaopiekuję się nią. Trzeba umieć wybaczać, a to by była forma terapii dla mnie.
Swieczka mojego Taty zgasła 01.03.2013.
A 18.03.2013 skończyłby 63 lata. Mieszkałam 10 min. drogi autem od rodziców i zawsze byłam przed karetką. A tego okrutnego dnia po telefonie mamy coś trzymało mnie w domu i nie kazało się spieszyć. Ciągle męczy mnie myśl,że mogłam się pospieszyć, że może mogłam coś jeszcze zrobić. Tak jak większość myślę czasami, że chciałabym go mieć tutaj. Ale tak naprawdę to chyba byłby obiaw hipokryzji, samolubstwa. Moje cierpienie teraz jest niczym w porównaniu tego co On przeżywał.
Mam 6-letniego synka. Był najukochańszym wnusiem dziadziusia ( a miał ich sześcioro).
Nie wiedziałam jak mu powiedzieć, że już nie pobawi się z dziadziusiem.
Moja teściowa zrobiła to za mnie. Zapytała czy kocha dziadziusia. A on oczywiście powiedział,że tak.
Potem zapytała czy chciałby aby dziadziusiowi zrobiło sie lepiej. Na co on odpowiedział: A co? Dziadziuś poszedł do Bozi? Teściowa odpowiedziała: Tak.
Mój synek powiedział tylko: To dobrze. Bo teraz Go już nic nie boli.
I ja też tak myślę. Wiem,że to nie łatwe. Ale wierzę.
Weźcie sobie do serca słowa dziecka. Jakże mądrego w swej "małości" (wieku):
Cytat:
Mój synek powiedział tylko: To dobrze. Bo teraz Go już nic nie boli.
I znów kolejny raz proszę, przypominam:
"REGULAMIN - cz. II - zasady ogólne Forum DUM SPIRO-SPERO.
1. Niniejsze Forum ma służyć wsparciu pacjenta onkologicznego oraz jego bliskich poprzez umożliwienie wymiany doświadczeń i merytoryczną dyskusję dotyczącą choroby nowotworowej i wszystkiego, co jest z nią związane."
oraz:
"11. Forum wspiera chorych i ich bliskich toczących aktywną walkę z chorobą nowotworową. Nie służy ono natomiast dyskusjom i wsparciu w okresie żałoby. "
Współczuję... Ale proszę o zachowywanie się jak na forum. A nie jak na cmentarzu.
_________________ „Żółw musi być aż tak twardy, bo jest aż tak miękki”. St.J.Lec
Lider czerwonej kreski./Kuba Wojewódzki (tego forum).
jo_a ale wątek trwa od kilku stron i nikt się nie przyczepił że tak powiem...
A emocje są. Są zarówno w chorobie, jak i po.
Gdy na raka choruje członek rodziny, to choruje cała rodzina.
Gdy umiera na raka członek rodziny, to cała rodzina nagle nie zdrowieje... ale i nie umiera, choć wiele z nas prawdopodobnie by chciało (opieram się na własnych odczuciach i interpretacji niektórych postów).
Spędzam tu dużo czasu, czytam i czasami potrzebuję coś napisać, coś, czego nie jestem w stanie wymówić, no i jak mam rozczulać się wiecznie przy mężu?! To Jego Mama umarła, nie moja! On powinien płakać, nie ogarniać nic! Ja powinnam być silna, zająć się domem, dzieckiem, pracą, studiami...
Zatem dokąd się udać, by napisać o żałobie? O tym co z NAMI, z rodziną dzieje się później!? Sama pytałam co będzie jak Mama umrze odbicie w lustrze co noc, dzięki Wam w porę to sama pojęłam, właśnie to, że Ona umrze, że czasami nie ma nawet szans na ratunek. Gdybym nie widziała, że TU nadal SĄ ludzie, którzy stracili kogoś bliskiego, że TU ludzie zostali...
Że po tym, jak Mama umrze świat będzie trwał nadal, a my w nim...
Przepraszam, jeśli to nie odpowiednie miejsce.
Proszę o wskazanie onego.
jo-a tytuł wątku brzmi jak poradzić sobie po śmierci mamy? sam tytuł nie ma w sobie nic merytorycznego, tak samo jak inne tytuły np żałoba.
Takie wątki na forum onkologicznym są bardzo potrzebne i krzepiące.
Chyba że forum ma być całkowicie dołujące tak jak większość wątków merytorycznych gdzie zamiast pocieszenia można się tylko zdołować
Chyba że forum ma być całkowicie dołujące tak jak większość wątków merytorycznych gdzie zamiast pocieszenia można się tylko zdołować
To forum na pewno NIE 'ma być dołujące'. A że niestety takie bywa - to "wina" jego tematyki.
Trudno oczekiwać, by wszystkie opisywane tu historie i przypadki zawsze dawały nadzieję i otuchę.
Bardzo byśmy tego, pewnie wszyscy jak tu jesteśmy, chcieli, ale niestety nie jest to możliwe,
przynajmniej na obecnym poziomie współczesnej wiedzy i opartej na niej medycyny.
Podstawowym celem istnienia tego forum jest rzetelna pomoc merytoryczna osobom chorym i ich bliskim,
co znajduje swój wyraz także w wyżej przywołanych (post #67) zapisach Regulaminu.
W wątkach merytorycznych na pewno nie jest odpowiednie miejsce na pocieszanie się,
a gdyby miało ono zniekształcać prawdziwość przekazywanych informacji, to dotyczy to całego forum.
Jeśli ktoś stawia pytania o związane z chorobą rokowanie otrzyma informację prawdziwą,
nawet gdyby była ona niepomyślna.
Nie znaczy to, że nie chcemy, czy jest nam obojętne, by miejsce to było także przyjazne i miłe,
by Forumowicze czuli się tutaj dobrze i chętnie przychodzili do nas po pomoc,
nawet i tę nie tylko merytoryczną.
Ale musi to wszystko być odpowiednio wyważone i poukładane na swoim miejscu,
cele ważniejsze przed mniej istotnymi, tak, by na ile to możliwe, pogodzić ze sobą potrzeby wszystkich,
zaczynając od tych, którym forum ma służyć w pierwszej kolejności: osobom zmagającym się z chorobą nowotworową.
_________________ Solve calceamentum de pedibus tuis: locus enim, in quo stas, terra sancta est [Ex: 3, 5]
"11. Forum wspiera chorych i ich bliskich toczących aktywną walkę z chorobą nowotworową. Nie służy ono natomiast dyskusjom i wsparciu w okresie żałoby. "
Ja nie rozumiem dlaczego wobec tego tematy związane z żałoba nie są odrazu zamykane skoro forum nie służy dyskusji na temat żałoby? Gdyby tematy takie były zamykane nikt by się nie wypowiadał i nie byłoby ciągle jakichś nieporozumień z tego tytułu, a skoro takie wątki istnieją to każdy uznaje że można się w nich wypowiadać, to chyba normalne. A to co dla jednego jest normalnym przezywaniem żałoby, dla innego jest bardzo irytujące więc nie można rozgraniczyć że ten to pisze normalnie a ten wyolbrzymia i tragizuje, takie jest moje zdanie.
_________________ Są chwile, by działać i takie, kiedy należy pogodzić się z tym, co przynosi los. /Coelho Paulo/
A ja bardzo dziękuję za ten wątek. W czasie choroby mamy czułam się tak, jakbym też chorowała. Opiekowałam się mamą chyba lepiej niż moimi dziećmi. Teraz mamy już nie ma a ja wciąż tu zaglądam. Pomaga mi czytanie tego wątku, bo wiem, że nie jestem osamotniona w swoich uczuciach, że nie jestem "zdziwaczała" a depresja, na którą się teraz leczę dotyka też innych w podobnej do mojej sytuacji.
Dzięki temu wątkowi czuję bliskość z tym forum, bo nie mam już o czym pisać w swoim wątku merytorycznym....
dziękuję, że jesteście.... dziękuję za ten wątek...
Ten wątek jest potrzebny jak wiele na tym Forum. To nie ulega dyskusji. Przykro nam 'onkologicznym' jednak, że albo nie rozumiecie albo udajecie, że nie rozumiecie o co nam chodzi. Rozmawiamy często ze sobą poza Forum i wielu z nas onkologicznych, ma podobne zdanie. To co robicie z tematu żałoby jest dla nas bardzo bolesne. Żyjemy i chcemy żyć, nie chcemy aby po naszym odejściu nasze rodziny zachowywały się w ten sposób, często na pograniczu innej choroby. To, że nikt wam nie mówi tu na forum tego wprost, to często oznaka bezsilności, bo temat ten był niejednokrotnie przez nas poruszany...Ktoś kiedyś napisał; 'to nie czytajcie tego wątku...'. Właściwiej było by odpowiedzieć; to załóżcie sobie blogi, piszcie między sobą na PW, szukajcie takich tematów w Internecie i wylewajcie tam swoje myśli. Tu prosimy tylko o zdrowy umiar, czy to tak wiele, czy to tak trudno zrozumieć... Jo_a, dziękujemy, że czujesz ten problem i występujesz w naszej słusznej sprawie...
_________________ Przeszłość została napisana, lecz możemy się z niej uczyć i zmieniać przyszłość
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum