Za 5 dni minie rok jak moja Mama odeszła.
Umarła przy mnie w moich raminach. Tak chciała. Zapłakana ale spokojna wewnętrznie- bo Mama już nie cierpi uciekłam ze szpitala na ulicę. Nie chciałam widzieć czarnego worka. Śnieg padał, życie toczyło się normalnie a mojej Mamy już nie było.
Rok przeleciał. Uczucia; smutku, bólu i tej wielkiej tęsknoty są takie same.
Pozdrawiam Was
25 Grudnia mija 6m-cy od śierci mojej Mamusi...
Nie wiem jak przezyje te święta ,nie mam pojęcia jak "zabrać" się w ogóle do przygotowywania czegokolwiek.
Cały czas patrzę na Mamusi zdjęcie i pytam się dlaczego,dlaczego mnie zostawiła
lenamagda Czytałam Twój wpis.Moja Mamusia tak samo do końca była silna i do końca wierzyła,że uda się jej z tego wyjść chociaż nigdy nie rozmawiała ze mną o swojej chorobie a ja bałam się podejmować ten okropny temat.Rozmawiałyśmy bardzo okrężnie cały czas wokół słów,których bałyśmy się nazwać po imieniu.
Słowo rak,nowotwór nigdy nie pojawiło się na naszych ustach do końca ,do ostatniej chwili...
Nie miej wyrzutów sumienia,że oddałaś mamę do szpitala-tak chciała,taka była jej wola.
Trzeba to uszanować.Moja Mamusia też odeszła sama.Co prawda była z nami do końca w domku ale kiedy pojechałam po księdza,przywiozłam go do Mamusi to słyszałam,ze jeszcze "rozmawiała"z nim słyszałam Jej głos...
Ksiądz wyszedł z Mamusi pokoju,poszedł z nami porozmawiać a ja miałam o 15:00 dać Mamusi leki.Trwało to wszystko 10min. Wróciłam do pokoju i Mamusia już odeszła....
Sama,nie było nikogo koło niej...
Nie chciał żebyśmy to widzieli....
Jejku łzy lecą mi jak grochy jak to wszystko piszę.
Tak doskonale Was rozumiem
A Święta ?? hmmm....
Dla mnie tych Świąt nie ma!!
dzieki... dzis mijaja 4 tygodnie i jest mi coraz gorzej... serce jak z gabki chlonie wszystkie elementy rzeczywistosci ktore kojarza mi sie z mama....
nie chce swiat !!:(
Witam, właśnie się zalogowałam na forum...
Moja Mama zmarła 14 lat temu a ja do dziś nie mogę się z tym pogodzić
Nie potrafię też wybaczyć lekarzom, wiem, że rak jajnika jest okropnie podstępny, ale brak mi słów na to jak diagnozowali i leczyli moją Mamę
Czy kiedyś będzie w końcu łatwiej i czy będę mogła powiedzieć, że się z tym pogodziłam???
Czy kiedyś będzie w końcu łatwiej i czy będę mogła powiedzieć, że się z tym pogodziłam???
Malika, ból po stracie ukochanej osoby trwa długo... Poczucie straty, smutku często są tak silne, że długo nie pozwalają normalnie funkcjonować. Jednak od tamtej chwili minęło 14 lat. Dobrze byłoby zastanowić się, czy pomoc psychologa jest dla odpowiednia i czy będziesz mogła dzięki niej wpłynąć pozytywnie na swoje emocje. W dużych miastach jest wiele instytucji zajmujących się udzielaniem bezpłatnej pomocy psychologicznej.
Ewentualnie mogłabyś i zapisać się do grupy wsparcia. Jest bardzo wiele osób, które utraciły bliskich. Dzielą się swoimi przemyśleniami, pomagają sobie wzajemnie, wspierają się. Będziesz mogła porozmawiać z innymi osobami, które Ciebie rozumieją, bo przeżywają stratę, towarzyszą im negatywne emocje. Poradź się w tej sprawie psychologa. Maliko namawiam serdecznie, warto spróbować wymienionych kontaktów. Mogą się okazać bardzo pomocne i pozwolą zaakceptować tę sytuację.
Witajcie,
wiem co znaczy utrata najukochańszej Mamy, 1,5 roku temu moja Mama odeszła... Teraz się zmagamy z chorobą nowotworową Taty. Jest ciężko.
wszystkie swoje smutki opisuję w blogu i naprawdę zachęcam was do tego! Jeśli ktoś nie wie, w jaki sposób wylać się z siebie te emocje to naprawde to pomaga! Sama w to nie wierzyłam!
Trzymajcie się i pamiętajce że mamy cudownych Aniołów Stróżów na górze!
zapraszam na bloga www.dloniematki.blog.onet.pl
Jak sobie poradzić? Chciałabym wiedzieć.. Ja jakoś funkcjonuję, moja Mama zmarła 17tego ( miałam wątek w dziale dot. Opieki Paliatywnej) To wszystko jest dziwne, z jednej strony wróciłam już do pracy, życie toczy się tak jak wcześniej, rozmawiam , śmieję się, pracuję. Chodzę w żałobie i chyba wszyscy się dziwią..
Później wracam do domu i to jest koniec.. kiedy jestem sama, płaczę, mam ochotę krzyczeć. Totalnie nie wiem, jak poradzić sobie z życiem. Wcześniej rozmawiałam z mamą każdego dnia, mimo, że mieszkałam daleko, mam meża i swoje życie, moja mama do końca była moją najlepszą przyjaciółką.
Tak samo jak Pasia, pisze bloga, piszę do mamy. To bardzo pomaga, to taki mój samotny dialog, w którym opowiadam jej o wszystkim co się dzieje.
Zawsze to jakaś namiastka kontaktu...
_________________ Wild wild horses we'll ride them someday.
wiecie kochani,
niedawno usłyszałam gdzieś słowa, że nie powinno tak przeżywać mocno żałoby, że takie jest po prostu życie, że każdy ma swoje większe i mniejsze problemy w życiu,że osoby które straciły kogoś bliskiego nie wiele różnią się od każdego innego człowieka na ziemi, który walczy z czymś co go zasmuca, martwi, stwarza problem.... że nie ma na świecie osób, które nie mają problemów..... strasznie się wtedy zdenerwowałam i pomyślałam o bliskim mi gronie - o moich znajomych, chłopaku, przyjciółce... choć każdy z nich z czymś się zmaga to nie ma pojęcia...jakie to uczucie szykować swojej mamie ubranie do trumny....ubierać drętwe kochane ciało.... ile kosztuje wykopanie grobu co do 1 zł .... ile ksiądz sobie życze za msze....a ile zł kosztuje wykupienie "miejsca" na cmentarzu itd. itd. .....ja to wiem....trzymałam fakturę za usługi pogrzebowe ..... i być może jestem w tym momencie przesadnie szczera? przesadzona? niesprawiedliwa? ...ale uważam, że osoby, które nie musiły przez "to" przechodzić są naprawdę milion razy szczęśliwsze od nas....choćby o te kilka faktów, kwot, kartek papieru..... które na zawsze zmieniają nasze życie....
Również się zgadzam. Ja czułam się w tym bardzo osamotniona, był przy mnie mąż i przyjaciołka mamy a moja ciocia, ale czułam się bardzo osamotniona.. bo nikt nie mógł sobie nawet wyobrazić mojego bólu i tego co czułam kiedy załatwiałam te wszystki formalności. Nawet ksiądz okazał się ch**em, lecącym tylko na kasę...
_________________ Wild wild horses we'll ride them someday.
Dzis Dzien Babci i nie maja dzieciaki do kogo zadzwonic z zyczeniami. Pare zdrowasiek powiedzialy i poszly sie dalej bawic, a czlowiekowi ciezko na sercu. To juz 6 tygodni jak mama odeszla. W czasie jej choroby myslalem, ze jestem chyba najnieszczesliwyszym czlowiekem na swiecie, ze nikt nie ma pojecia jak ja z tego powodu cierpie. Teraz mysle, ze fakt odeszla duzo za wczesnie, ale juz nie cierpi i miala swoje piec minut na tym swiecie.
Z reszta, czym jest moje cierpienie po stracie ukochanej mamy w porownaniu z koszmarem jaki przezywaja rodzicie, ktorzy odprowadzaja na tamten swiat swoje dzieci.
Pół roku temu straciłam ukochanego Tatę, a moja mama wspaniałego Męża...pochodzimy z powiatu Jeleniogórskiego, gdzie niestety znikąd nie ma pomocy ani wsparcia... Postanowiłam to zmienić, głównie dla mamy, która nie ma z kim się podzielić swoim bólem i zatrzeć trochę samotność i pustkę w sercu...Dlatego organizuje grupę wsparcia dla osób po stracie bliskich w Jeleniej Górze, której spotkania będą odbywały się w specjalistycznym ośrodku, pod okiem psychoterapeuty. Do otwarcia takiej grupy potrzebnych jest jednak kilka osób, więc serdecznie zapraszam wszystkich, którzy przechodzą przez tą ciężką drogę, którzy stracili wraz z kimś swoje miejsce na ziemi, którzy pragną być wysłuchani, zrozumiani...i kiedyś jeszcze szczęśliwi. Zainteresowanych proszę o kontakt mal.babij@wp.pl
_________________ „Odszedłeś cicho i bez pożegnania,
jak ten co nie chce swym odejściem smucić,
jak ten co wierzy w chwili rozstania,
że niebawem ... wróci.”
...ostatnio gdy przekroczyłam bramę cmentarza, minęłam moją wychowawczynię z mężem z liceum...szli na grób misiecznego dziecka ktore wypadlo przez szybe w wypadku samochodowym ...... szczerze? dopiero jak ich zobaczylam przypomnialam sobie o ich tragedii...oboje kiepsko chodza po wypadku a Bóg zabrał im to co najdroższe.... my mielismy to szczescie ze rodzice nas wychowali, dorastalismy z nimi.... tacy ludzie musza codziennie myslec jak ich dziecko by roslo i jakie piosenki spiewalo...... bożeeeee....straszne to życie.... czasem mam wrażenie że tylko ludzie na cmentarzach sie rozumieja...łączą w bólu i wiedzą co to znaczy śmierć bliskiej osoby....
Dziś znalazłam to forum , szukam czegoś , kogoś sama nie wiem czego ........ wczoraj mineły 3 miesiące od śmierci mojej ukochanej Mamuni!! nie potrafie się pogodzić z jej smiercia , walczyłysmy 2,5 miesiaca ze szpiczakiem mnogim to rak kości , szpiku i krwi, choroba przyszła nagle, nagle dla nas bo pewnie mama chorowała na nią już dobre kilka lat a dopiero 4.10.12 zdiagnozowano go i od tego dnia było tylko gorzej , moja mamunia czuła się co raz słabiej , wysiadły całkowicie nerki , była dializowana, choroba niedokrwienna serca, silna anemia, złamany kregosłup mimo to nie poddawała się , chciała walczyć , żyła nadzieja że z czasem bedzie lepiej , że chemia pomoże, że minie ból i ze sama będzie mogła się chociaż umyć...... niestety 17.12.12. trafiła o godz.3 nad ranem do szpitala z zatorem płucnym ,udarem , mocznica , paraliżem i silnym niedokrwieniem serca zmarła po 12 godzinach . Byłam przy niej do końca, widziałam jej ból i męke ,nie potrafiła juz mówić a tak bardzo chciała cos mi powiedzieć .Ja stojąc przy jej łóżku widziałam ze jest źle ale do końca miałam nadzieje że bedzie dobrze.Cała chorobe tak Jej mówiłam, bedzie dobrze, choć w głębi duszy strasznie sie bałam , bałam się co z Nią będzie jutro, za tydzień za godzine , czy nie bedzie gorzej.Cierpiałam razem z Nia , czułam Jej ból, w dniu Jej umierania to była gehenna i koszmar , strach , lęk paralizowały mnie , całowałam Ją przytulałam, głaskałam , chciałam by wróciła do nas, do życia, by przestało Ją boleć , prosiłam Boga że jak będzie dobrze ma mi Ją zostawić a jak ma być jeszcze gorzej niech Ją zabierze ....... i zabrał o 16:00 17.12.12. tydzień przed wigilia a dzień wczesniej planowałyśmy że będziemy pierogi razem kleić.Śmiała sie , cieszyła bo kilka dni wczesniej dokałdnie 14.12 lekarze z hematologii powiedzieli że wyniki sie polepszyły , że leczenie zaczęło przynosić rezultat i ze zmienią jej lek na Valcade , była taka szczęśliwa a ja fruwałam i dziekowałam Bogu za cud.Śmierć przyszła nagle i niespodziewanie. Od 3 miesięcy nie potrafię żyć , umarłam razem z Nią ,była moim powietrzem ,sercem, bogiem ,aniołem, sensem zycia , miałam tylko Ją , zostałam zupełnie sama. Nie sypiam , nie funkcjonuję jako człowiek , nie ma chęci do niczego , nic nie ma dla mnie sensu, nie potrafie tego zrozumiec , moja wiara została zachwiana , chce wierzyć że Ona gdzies jest , że kiedyś Ją jeszcze zobacze , usłysze Jej ciepłe słowo, Jej troske o mnie, mimo choroby , tak ciężkiej choroby myślała o mnie , zawsze , troszczyła się .Byłyśmy ze sobą bardzo zżyte , paradoksalnie te ostatnie 2,5 miesiąca Jej zycia były dla nas najcudowniejsze, byłyśmy jednościa , przebywałam z Nia w każdym szpitalu 24 H / dobe , spałam na krzesle , byłam jej całkowicie oddana , duzo smiałyśmy sie , żartowałysmy , rozmawiałyśmy a mimo to odeszła za szybko , tak duzo zostało nie powiedziane, nie zrobione ,Ona sama bardzo nie chciała umierac ,miała plany, nadzieje, do dziś widze Jej oczy , Jej błagalne spojrzenie a zarazem strach w Jej oczach, to wszystko wraca do mnie uporczywie dzień w dzień , jestem wściekła na cały swiat że nadal istnieje a Jej już nie ma , że świat zachowuje się jakby nic się nie stało a stało się!!!! straciłam najcudowniejszą osobę w moim zyciu i nie potrafie sobie z tym poradzić , wszyscy znajomi pytają sie ciągle " i co lepiej juz" ja odpowiadam ze tak ze złościa , mam dość takich pytań i głupich pocieszań typu " że takie życie, tak musi byc , kazdy z nas to przezywa" itp, drażnią mnie głupie uwagi i ciągłe uspakajanie mnie jak płacze " przestań już , nie histeryzuj, jestes dorosła a zachowujesz sie jak dziecko" jakie to wkurzające!!!!! Nikt mnie nie rozumie i nie zrozumie już nigdy tak jak Mama mnie rozumiała ............... denerwuje mnie ignorancja mojego bólu i cierpienia przez ludzi, sprowadzają to do poziomu " och nie ty pierwsza i nie ostatnia", do poziomu banału życia , Nie radze sobie , po prostu nie mam sił by życ , chce Ja przytulić znów, pocałowac , pogłaskać , zobaczyć Jej uśmiech,Jej ciepłe spojrzenie , usłyszec ciepły , kojący głos , chce by wróciło tamto zycie , chciałbym Ja mieć nawet tak bardzo chora , mogłabym wszystko przy Niej robić ale z drugiej strony wiem że to egoistyczne , że to Ona cierpiała ból fizyczny nie do zniesienia , to Ona miała w głowie ciągle dudniący wyrok - nowotwór złośliwy, nieuleczalny" , to Ona bała się każdej godziny, kazdego dnia, to Ona straciła sens życia mimo ze usilnie chciała go mieć nadal ...........Wiem że to egoizm miec Ją przy sobie kosztem Jej cierpienia ale ja po prostu chce Ją widziec , czuć i słyszec , myśl że już NIGDY W ŻYCIU Jej nie zobaczę paraliżuje mnie i przeraża , jak żyć bez Niej , jak ???????? ucze się tego ale nie umiem ........ ciągle patrze na Jej zdjęcia choć nie chcę , choć to sprawia mi większe cierpienie , widze Ją usmiechniętą i pogodna , radosną , rozmawiam z Nią , chce wierzyć ze je st przy mnie ........Nie umiem odnaleźć się w tej nowej rzeczywistości, wiem że kazdy musi przezyc sam swój ból, i każdy przezywa to na swój sposób ale chciałabym żeby ktoś mi pomógł , nie wiem jak , nie wiem w czym , może chociaz żeby ktoś mnie wysłuchał , żeby ktoś chciał słuchac , niestety nie mam nikogo koło siebie, w swoim otoczeniu kto chciałby wysłuchiwac mojego bólu , smutku, kto chciałby usłyszec jaka moja Mamunia była cudowna, co przezywała Ona i ja , co przezywam teraz Ja , jestem sama ze swoim bólem , gadam do Jej zdjęć , wyję, płaczę , zanoszę się ...........w samotności , potrzebuję chyba by ktos mnie tylko przytulił i słuchał ......... nic nie mówił ale ludzie nie potrafia słuchac ....
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum