Życie się przewartościowało, to fakt.
Chociaż powiem nieskromnie, że zawsze miałam poukładane w głowie, byłam bardzo poważna jak na swój wiek.
Ja przeżyłam i pewnie nadal sprzeżywam takie osłabienie nerwowe - mam nadzieję, że to nie jest żadna nerwica, ale wynik długotrwałego stresu i silnych przeżyć. Dlatego też tak mało mnie na forum, po postu jak czytałma niektóre wpisy, to mi się niedobrze robiło - od razu miałam usztywnienie mięsni, słabo mi się robiło, dusiło mnie.
To znaczyło, że nie mogłam zaglądać na forum - a dziwne jest to, że stało się to około 1,5 miesiąca po śmierci, nie od razu - bo jak pisała Ewelina wtedy miałam siłę, żeby [pomagać - chyba byłam jeszcze w takim transie. Musiałam być silna dla Mamy - organizowałam jej zajęcie, dbałam by była jak najwięcej z nami w moim mieszkaniu, bdałam by nie popdała w zbytnią nostalgię.
Moim celem było to, żeby poczuła się lepie, żeby jej pokazać, ze jest ważna, że jej z mężem potrzebujemy silnej, pełnej życie.
Jak zobaczyłam, że z mamą już trochę lepeij to chyba wyparowało ze mnie wszystko, to był chyba dopiero czas, żebym powalczyła o siebie, o swój stan i wtedy posypało się ze mnie - płacz, lęki. Strasznie nadal boję się chorób - kurczę wszędzie to widzę, ale mam nadzieję, że to przejdzie - mój mąż mi pomaga. Wytłumaczyłam mu jak się czuję, jak mam atak, to bierze przytula, mówi, że będzie lepiej, że jeszcze troszkę muszę wytrzymać, bo to napewno od tych wydarzeń.
A ludzie - temat również trudny - kurczę mam żal do niektórych osób - niektórzy fakt, nie wiedzą jak się zachować, mają dobre serxce, ale dla nich jest to trudne. Inni po prostu nie zdali ezgaminu z przyjaźni :( Bardzo mi przykro . Bo np. kiedy ktoś nie ma czasu Cię odwiedzić przez 3 miesiące od śmierci Taty, albo kiedy zapraszam i mówię, ze jestem sama, nie przyjeżdza, bo jedyny jego powód to to, że jest głodny i potem nie odzywa się długo. Kiedy płaczę do słuchawki, że nie jest łatwo, i nic.
Nie wiem......Przykro.... Wiem, że każdego może spotkać jakieś nieszczęście. Wtedy ten ktoś będzie przeżywał to, co my teraz, a może wtedy my będzięmy bardzo szczęśliwi. Ale własnie po to są przyjaciele, których się ma dwóch może czasem pięciu, żeby wtedy pokazać, że jesteś dla mnie ważna, pomóc.
Wiadomo, że znajomi z pracy nie będą się angażaować, bo to tylko znajomi, którzy znają Cię tylko z pracy, nie przeżyli z Tobą studenckich sesji, imprez, pierwszych miłości, nie mieszkali z Toba w akademiku. Ale powiem Wam, że ludzie z pracy okazali więcej zrozumienia niż właśnie Ci, na których liczyłam.
Ale powiem Wam, że ludzie z pracy okazali więcej zrozumienia niż właśnie Ci, na których liczyłam.
a ja Ci napiszę, że u mnie od śmierci taty minęło 2,5 miesiąca i nikt nie zadzwonił, nie odwiedził i nie zapytał mnie jak się czuję, jak sobie daję radę ... dlatego też od śmierci taty z łzami w oczach wchodziłam i wchodzę dalej na forum, bo tu jest taka moja wirtualna rodzina, rodzina która jak nikt inny pyta jak się czuję, wspiera mnie ciepłym słowem i wie o moich emocjach i o moim bólu więcej niż własna mama To co ja przechodzę sama walcząc ze Swoimi emocjami mam nadzieję, że zrobi mnie kiedyś silną.
Jest mi bardzo przykro i potrafię również Ciebie zrozumieć.
kubanetka, dobrze , że się odezwałaś. Przytulam do serduszka
_________________ Anelia
Jeśli wiara czyni cuda,trzeba wierzyć,że się uda !
Ja przeżyłam i pewnie nadal sprzeżywam takie osłabienie nerwowe - mam nadzieję, że to nie jest żadna nerwica, ale wynik długotrwałego stresu i silnych przeżyć. Dlatego też tak mało mnie na forum, po postu jak czytałma niektóre wpisy, to mi się niedobrze robiło - od razu miałam usztywnienie mięsni, słabo mi się robiło, dusiło mnie.
To znaczyło, że nie mogłam zaglądać na forum - a dziwne jest to, że stało się to około 1,5 miesiąca po śmierci, nie od razu -
Kubanetko ja mam bardzo podobnie - mój organizm zawsze reaguje z opóznieniem na stresujące sytuacje i takie dolegliwości o jakich piszesz pojawiły się u mnie po około 2 miesiącach od śmierci Taty. Kilka lat temu po operacji mamy miałam podobną sytuację - po około 2 miesiącach czułam się bardzo źle, duszenie w klatce piersiowej, sztywnienie karku - poszłam do lekarza i po wielu badaniach dowiedziałam się, że tak właśnie w moim przypadku objawia się nerwica - nie od razu ale właśnie po upływie jakiegoś czasu.
Ja wciąż się zastanawiam KIEDY? Kiedy dotrze do mnie co się stało. Na razie jestem jakoś "dziwnie spokojna". Czasami pytam się sama siebie jak to możliwe, że tak się "trzymam".
macie racje to niezly test na przyjaźń
kilka osob go zdało kilka nie
roznie jest
u mnie tez dopiero dociera wszystko
dopiero zaczynam odreagowywac...
boje sie strasznie swieta zmarłuych wiat i innych rocznic
boje sie ze kogos jeszcze strace
okropny jest ten czas
i ta tesknota
i to takie poczucie samotnosci pomimo ze sa jakies osoby wokol...
boje sie ze kogos jeszcze strace
okropny jest ten czas
i ta tesknota
i to takie poczucie samotnosci pomimo ze sa jakies osoby wokol...
Ja również mam strasznę nerwicę na punkcie tego, że ktoś odejdzie, jest to nieracjonalne trochę, ale strasznie się boję, myślę, ze dlatego, ze przeżyłam ciężkie chwile i przede wszsytkim wiem jak to boli. Nie chciałabym przeżywać tego ponownie.
Tęsknota również, nawet wśród ludzi, żyję w miarę normalnie, ale jestem czasem nieobecna, nie żartuje, nie mówię za dużo.
[ Dodano: 2011-09-19, 11:22 ]
A najgorsze jest, to, że nieraz mam myśli, że jak tu piszę to wywołam jakiegoś wilka z lasu. Chore co?
Czasem dziwne myśli mi przychodzą do głowy, w trakcie tej żałoby, dlatego jest podwójnie ciezko.
ja tez niby sie spotykam z ludzmi w ogole caly czas ktos nas odwiedza ale mimo wszystko ciezko tak normalnie calkiem zyc...
pustka na zawsze juz pozostanie
przeczytałam wszystkie strony.Ja dopiero zaczynam wchodzić w ten ciężki temat.Mój tatuś ma przerzuty,ale dowiedziałam się o tym dopiero dzisiaj.Jak będę miała wyniki, będę bardzo wdzięczna za pomoc w wyjaśnieniu. Nie wiem już jak mam pomóc tacie, a mama wcale nie lepiej- ciężko psychicznie.
Podziwiam osoby, które potrafią być pozytywnie nastawione do życia
Pozdrawiam
Ale dreczenie się nic tu nie pomoże.Trzeba mieć siły aby pomóc bliskiej ale chorej osobie.Ja sie tak zadręczałam,że dostałam takich nerwobóli,że pobrałam sobie troche leków.I wiecie co?Zaczelam trochę wiecej myśleć pozytywnie.Siostra mi przetłumaczyła,że jak tak dalej bedzie to sama popadne w jakąś chorobę,a przecież ja też mam dla kogo żyć.Zreszta wie to sama po sobie.Niedawno pochowała teścia który chorował na drobnokomórkowego raka płuc.Więc już to przeszła i też na zdrowiu to się odbiło.Ja pomagam na tyle ile mogę,a resztę zostawiam przeznaczeniu.Jestem i będę do końca.Modlę sie żeby mama niecierpiała,bo tego sobie nie wyobrażam,choć ktoś z was może pomysli że głupoty tu piszę,ale taka jest prawda.Ja też liczę w tym przypadku na siebie, i choc było wiele płaczu,teraz wziełam sie za siebie.Cieszę sie każdym dniem i dziękuje za następny.Pozdrawiam.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum