Kubanetko - Aga ma racje - potrzeba czasu...Ale trzeba pamietac, ze czas nie zagoi ran...Czas tych ran nie leczy...Pozostaja, bo smierc bliskich jest tez troche smiercia nas samych...Zyjemy,ale nic nie jest tak jak bylo przedtem, juz nie jestesmy tacy sami......Kochamy ludzi , naszych bliskich , za zycia,ale brakuje Ich nam najbardziej gdy Ich juz nie ma wsrod nas.... Trzeba sie pomalu nauczyc z tym zyc...Myslec o tym co jest dzisiaj, jakie jutro nas czeka...Starac sie nie patrzec w przeszlosc, a jak juz , to tylko pozytywnie -przypominac sobie te szczesliwsze wspolnie spedzane kiedys chwile... Wiem Kubanetko, ze nie jest Ci lekko , a Twojej Mamie jest jeszcse ciezej...Sam tego doswiadczam po utracie zony i wiem , jak sie moze czuc Twoja Mama...B ardzo dobrze robisz, starajac sie oderwac Mame od wspomnien poprzez rozne codzienne zajecia i pomoc Wam w urzadzaniu mieszkania....W takich chwilach jak teraz sie znajdujecie, bardzo wazne jest, kiedy sie budzimy , miec okreslony cel do wykonania w danym dniu, cos , co zjmie nasze mysli i wypelni czas... Najgorsza jest bezczynnosc - popadamy wowczas w marazm i traci sie motywacje do wszystkiego, nawet do zycia ... Dlatego tak wazne jest utrzymywanie stalego kontaktu miedzy soba i wzajemne wspieranie sie w tych trudnych chwilach . Nawet - jak napisala Blondi - przez telefon czy internet......Zycze Wam duzo sil i wytrwalosci w walce o Wasze zycie!... Bo teraz musicie walczyc , by dalej zyc...Wytrzymajcie!...... adamek
witaj Kochana
u nas minął dopiero tydzien i jeden dzien i nie wiem co bedzie za miesiac
ale takich ran czas nie zagoi
moze je zabliznic i mozemy jakos nauczyc sie zyc z tymi bliznami
ale tak jak pisze Adamek - ze smiercia naszych bliskich umiera jakas czesc nas samych
dobrze ze zjmujesz mame bo to jej jest najciezej
to ona straciła towarzysza swojego zycia
my tez staramy sie mame wspierac i ciagle do niej jezdzimy, staramy sie zeby ktos przychodzil
Witaj Kubanetko
Wiem i rozumiem Ciebie i Twoją mamę potrzeba Wam dużo czasu też przeszłam przez to i choć minęło prawie pięc lat to ja dopiero w wielką sobotę tego roku pożegnałam się z nią. Dopiero teraz pozwoliłam jej odejść. Myślę o niej, i tak jak napisał Adamek gdy odchodzi bliska nam osoba odchodzi również jakaś cząstka nas samych.
Ale musimy żyć dalej, zajmuj swoją mamę czym się da, ale pozwól też pobyć jej samej, daj czas czasowi. Jej musi być bardzo ciężko ten sam pokój itd i ona już sama w nim.
Momika pisze że stale dba o to aby ktoś był przy mamie, może również powinnaś porozmawiać z jakąś znajomą mamy aby wspólnie wypiły herbatkę, porozmawiały.
Mamy często nie chcą nam mówić wszystkiego, bo nie chcą abyśmy cierpiały- chronią nas przeżywając wiele spraw w samotności.
Ściskam Cię i tulę mocno mocno mocno.
Dzisiaj jedziemy do Mamy, wiozę w plecaku tony gazetek reklanowych z róźnuych sklepów meblowych, żeby pooglądała i nam podaradzała. Sama może dla siebie coś wybierze??
Napewno się spłaczemy przy tym jak bobry, bo Tata jeszcze jak żył, też mi doradzał w kwestii mieszkania W ogóle on wolał, żebyśmy z Mamą mieszkali, jak tylko się dowiedział, że jest ciężko chory od razu ze mną o tym rozmawiał, z mamą również - marwił się bardzo, jak mama sobie poradzi finansowo i psychicznie
Na razie zostawiamy to jak jest, czyli robimy te małe mieszkanie nasze nad morzem.....Nie wiem czy dobrze robimy..... Ale mamy tu dobre prace, możliwości...
Ach to życie...
Kubanetko - ja jestem w podobnej sytuacji. Mój Tata nie żyje od 2 miesięcy :( od tego czasu zastanawiam się jak rozwiązać kwestie mieszkania dla Mamy. Ja mieszkam w innej miejscowości ale coraz poważniej myślę o tym, żeby zamieszkać z mamą. Im więcej czasu upływa tym jestem bardzie przekonana, że tak powinnam zrobić.
Podobnie jak w Twoim przypadku, mój Tata również martwił się jak Mama sobie sama poradzi ( zresztą on zawsze martwił się przede wszystkim o innych a dopiero na samym koncu o sobie). Nie wiem czy dobrze robię, zmieniając miejsce zamieszakania, zmieniając pracę - to pewnie okaże się w przysżłości, ale będę spokojniesza będąc blisko Mamy, bo przecież tylko ją mam :(.
Pozdrawiam i życzę dużo siły dla Ciebie i Twojej Mamy.
kubanetko u mnie tez wszystko mi Tatusia przypomina bo tez nam pomagał w budowie, z reszta gdyby nie on to byloby to dla nas nieosiagalne bo nie znamy sie na tym a Tato duzo wiedzial i dzieki nie mu nic sie nie wali
strasznie ciezki czas
trzymajcie sie z Mama!
duzo sily :*
"Trzeba przeżyć wszystko, co jest nam dane. Cała radość i cały smutek. Nie wolno nam się od tego uchylić. Nie przeżyty smutek, przed którym uciekliśmy, i tak kiedyś nas dopadnie." Hanna Krall
Nie pisałam długo, bo mimo, że smutek ogromny mam w sercu to czasu mało.
Mama wróciła z wakacji baaardzo zadowolona, jak na ten czas - troszeczkę mogła tam zapomnieć, pobyć z rodziną. Później była u nas tydzień, ale tu już ją smutek dopadał:(
Mnie zresztą również - to jest nadal dla mnie takie ciężkie to przejścia - po prostu, mimo, że jestem ogromną racjonalistką i wiem, że ludzie umierają, to nie mogą pojąć dlaczego mi się teraz to przydarzyło. Tata mógł jeszcze pożyć - a te papierochy zabrały Go nam. Jakoś mi tak strasznie ciężko, jak sobie przypomną jak przychodził z pracy, jak mi robił placuszki, jak dzwonił wtedy tak strasznie smutno.
A jak teraz szykuje się do nowego mieszkania, to tak mi smutno jak Taty przy tym nie ma, jak nie mogę zadzwonić i się poradzić, pochwalić ile już wiem o meblach, i zapytać jakie wybrać.
Mamę teraz tym " męczę" trochę, żeby zapomniała trochę a poza tym, żeby zastąpić Tatę. Bo mama wcześniej az tak dokładnie takimi rzeczami się nie zajmowała
Tata był od tego.
Smutno jest strasznie, jak pomyślę, że Tata wtedy nie wziął kolejnego oddechu, że jego serduszko stanęło, jak tak leżał
Jak sobie uświadamiam, jak życie jest kruche, jak szybko własnie trzeba kochać ludzi. Trochę jest tak, jak niektórzy piszą, że takie smutne wydarzenia zmieniają nas bardzo, i jedyne co jest może pozytywne w tej sytuacji, że jesteśmy pewnie może pewnych wartości, wiemy co dla nas ważne.
Bo widzę, ze wśród moich rówieśników różna moda panuje, a najczęściej taka, ze najpierw trzeba się skupiać na robieniu kariery, na podróżach, a potem na iinych sprawach. Sposób na życie też dobry, ale jeśli się ktoś waha, pomiędzy pewnymi wartościami, to czasem takie wydarzenia klarują jego światopogląd - tak mi się wydaje.
Ja jestem taką racjonalistką, że podczas kiedy moi znajomi się bawili na studiach, to ja często wolałam jechać do rodziców, bo wiedziałam, ze całe życie pewnie nie będą ze mną. I bardzo się cieszę, ze wtedy taką decyzję podejmowałam.
Bo widzę, ze wśród moich rówieśników różna moda panuje, a najczęściej taka, ze najpierw trzeba się skupiać na robieniu kariery, na podróżach, a potem na iinych sprawach. Sposób na życie też dobry, ale jeśli się ktoś waha, pomiędzy pewnymi wartościami, to czasem takie wydarzenia klarują jego światopogląd - tak mi się wydaje.
Mnie też tak się wydaje.
Poza tym
Bardzo pięknie wspominasz Tatę.
_________________ Człowiek ma dwa życia. To drugie zaczyna się wtedy, gdy zrozumiesz, że życie jest tylko jedno.
Choroba moim nauczycielem, nie panem.
kubanetka, pamiętasz, kiedyś na swoim wątku, kiedy moja mama jeszcze żyła zapytałam Cię czy nie byłoby CI łatwiej żyć po śmierci Taty nie odwiedzając tego forum. Wtedy odpowiedziałaś mi że bardziej cierpiałaś gdy On żył, niż teraz. Bardzo dobrze to dopiero teraz zrozumiałam. Zastanawiałm się po co ja tu zaglądam. I znalazłam dwa powody. Jeden to taki, że pamiętam jak bardzo czasami czekałam na jakąś odpowiedź, jak bardzo się bałam, jak potrzebowałam żeby po raz setny ktoś wyjaśnił mi co się dzieje. Dziś jak czytam swoje posty z tamtych dni to widzę jaka byłam "niepogodzona". Niepotrzebnie nazywa się opiekę paliatywnę - leczeniem. Tym samym daje się "nadzieję" na poprawę. Niby wszyscy wiemy, że jest to choroba nieuleczalna ale i tak walczymy, miotamy się, na zmianę tracimy i pokładamy na nowo nadzieję. I wszystko po to, żeby z perspektywy czasu zobaczyć jakie to było bez sensu. To jak walka z wiatrakami, gdzie od początku wiemy, że nie mamy szans. Ale musimy walczyć. Nie potrafię teraz wrócić do "normalnego" życia. Do życia bez raka. Kiedy wiem jak wiele osób w tej właśnie chwili płacze nad swoimi bliskimi. Jak mogę teraz wrócić do zmartwień o nowy samochód, fajny ciuch czy piątkową imprezę? Niewiele mogę pomóc ponieważ nie mam wiedzy medycznej ale tak jak sama to pisałaś - będę starać się pomóc.
A drugi powód najlepiej opisuje cytat jednego z forumowiczów (adamek): " To co robisz, zagladajac na te forum nie jest uzaleznieniem ani stanem chorobowym - wszyscy potrzebujemy kontaktu z innymi, ktorzy choc troche potrafia nas zrozumiec.."
Pozdrawiam Cię mocno.
Podpisuję się wszystkim co napisała Ewelina. Też zaglądam codziennie na forum chociaż mojego Taty już nie ma od prawie 4 miesięcy :( - a robię to bo tutaj znajduję zrozumienie. Również nie mam wiedzy medycznej ale staram się pomóc innym chociaż poprzez słowo wsparcia. Dobrze pamiętam jak to było dla mnie ważne w trakcie trwania choroby Taty, czułam, że nie jestem z tym sama a osoby z forum mnie wspierają.
Ewelina Żurek napisał/a:
Nie potrafię teraz wrócić do "normalnego" życia. Do życia bez raka. Kiedy wiem jak wiele osób w tej właśnie chwili płacze nad swoimi bliskimi. Jak mogę teraz wrócić do zmartwień o nowy samochód, fajny ciuch czy piątkową imprezę? .
Ja też nie potrafię wrócic do "normalnego życia" a może wcale nie chcę? często się nad tym zastanawiam.
Jak mogę teraz wrócić do zmartwień o nowy samochód, fajny ciuch czy piątkową imprezę?
Takie wydarzenia jak poważna choroba, czy utrata bliskich powoduje, że do takich rzeczy niektórzy ludzie się dystansują. Ludzie po takich przejściach do tego pędu życia (ja to nazywam owczego pędu) nabierają dystansują. Potrafią się zatrzymać i zastanowić. Czy akurat warto się 'zabić' dla tych rzeczy mniej ważnych czy wręcz nieistotnych.
Że to nie jest najważniejsze na świecie. Że są rzeczy mniej ważne, ważne i ważniejsze. Nie to, że nowy samochód, fajny ciuch czy impreza nie są fajne. Ale na pewno są rzeczy ważniejsze. I to jest świadomość, którą się zyskuje.
Czasami sobie rozmyślam jak ja wrócę do pracy. Mam tu na myśli przede wszystkich te wszystkie manipulacyjki, intryżki, cynizmy, itp. Które są (tak sobie myślę), aby pokazać jaki jestem ważny, aby bardziej przypodobać się szefowi, aby pod nami wykopać dołek, itd. po prostu niedobrze mnie się robi, gdy sobie pomyślę, że będę musiała uczestniczyć w tym, czy chociażby się temu przyglądać.
_________________ Człowiek ma dwa życia. To drugie zaczyna się wtedy, gdy zrozumiesz, że życie jest tylko jedno.
Choroba moim nauczycielem, nie panem.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum