Witam,
Od dłuższego czasu tutaj zaglądam...tj. od momentu zdiagnozowa u mojej mamci DRP czyli od kwietnia 2009... Dziś o godz 18.30 moja najukochańsza mamunia odeszła
Nie było mnie przy niej w tym momencie,a tak bardzo chciałam Był przy mamci mój tato,ja pojechałam do swojego domu(odległość 3km)nie było mnie 1,5h i właśnie ten moment mama wybrała,nie wiem,wydaje mi się że nie chciała abym widziała ją wtedy,bardzo się kochałysmy jednak w domu gdy stanęłam i zapaliłam papierosa,poczułam się nieswojo i niezwykle intensywnie wyobraziłam sobie mamę która mówi: Anisia ja umieram,kocham cię,pa,pa...łzy pociekły mi same i w powietrze powiedziałam że też Ją kocham bardzo,pa,pa.. zadzwonił telefon,tato,nie odebrałam,nie mogłam,już wiedziałam..oddzwoniłam i usłyszałam że mamusia już nie żyje...
W momencie zdiagnozowania raka miała juz przerzuty do oun..mózg,węzły chłonne,wątroba,kości, przeszła 6 cykli chemii i jednorazową radioterapię w szpitalu na ul: Szaserów w Warszawie,po chemii i naświetlaniu(remisja wszystkich guzów w tym remisja całkowita guza pierwotnego) bardzo żle się czuła,wymioty,brak siły,leżała 3 m-ce w łóżku,po tym czasie odzyskała sprawność na 8 m-cy,cieszyłyśmy się każdą
chwilą,spacerami,zkupami,gotowaniem..na chwilę zapomniałyśmy o chorobie. Jednak złe samopoczucie zaczęło wracać,mamka zaczęła słabnąć,coraz więcej czasu spędzała odpoczywając w łóżku a od połowy stycznia przestała chodzić,3 tygodnie temu zaczęła mieć problemy z wysławianiem się i praktycznie z dnia na dzień jej mowa stawała się coraz bardziej bełkotliwa,27 marca dostała pierwszego ataku padaczki,stopniowo stawały się coraz częstsze,otrzymywała leki przeciwbólowe(morfina) i dexamentason i mannnitol. Mamcia była pod opieką hospicjum domowego i lekarz był naprawdę na każdy telefon,wspaniały człowiek... Na 4y dni przed śmiercią zaczęła mieć problemy z połykaniem jedzenia,picia,zmniejszył się jej apetyt,praktycznie cały czas spała,w poniedziałek 4 kwietnia nagle poczuła się lepiej,poprawiła się mowa,wyraziła ochotę na spacer po parku na wózku inwalidzkim na który ochoczo mamkę przełożyliśmy, w parku mamka cały czas się uśmiechała i cieszyła słońcem,powiedziała że teraz często będzie tu przyjeżdzała.. Następnego dnia czuła się już gorzej,znów nie mogła wypowiedziedzieć słowa,apetyt pozostał bez zmian,mama praktycznie cały czas spała.. Stan był bez zmian do wczoraj- od rana zauważyłam że gałki oczne są
zapadnięte,powieki cały czas zamknięte,drżenie rąk i zero kontaktu,wypiła tylko trochę zmiksowanej zupy po poludniu a tak cały czas spała.. Dziś od 12pm,kolejno zaczęły występować:
zasinienie nóg całych(bez stóp)
zasinienie rąk(bez dłoni)
drżenie dłoni i stóp
bulgoczący oddech
zatrzymanie wydalania
wyostrzenie rysów twarzy
bladość(woskowa skóra)
pojawienie się niepokoju,mama wciąż kręciła głową,raz w prawo raz w lewo i podnosiła ręce do góry,wzdychała i wypowiadała przeciągłe,ciche i spokojne aaa
dłonie cały czas pozostały ciepłe jak i stopy..tata powiedział że mamcia nagle wzięła głęboki wdech otwierając usta i wydechu już nie było,śmierć przyszła w mgnieniu
oka,spokojnie,cicho,bez bólu...tak jak chcieliśmy,jeśli pasuje tutaj taka forma.. Gdy ją zobaczyłam miała taki spokojny i pogodny wyraz twarzy... Bardzo ją kocham,nie wiem jak to będzie,dzisiejsza noc,jutro dzień..przepraszam ale chyba wszystko co napisałam jest nieuporządkowane i haotyczne ale wyrażam teraz swoje myśli takie jakie są. Gdy poczuję się silniejsza dołączę jeszcze inne informacje o których byc moze teraz nie napisałam... Dobranoc
moja mamcia coraz słabsza,wczoraj przespała całą moją wizytę,wybudziła się tylko na malutkie posiłki,ma bardzo niskie ciśnienie(kropelki na podwyższenie nie działają),oddech chrapliwy,mam nadzieję że nie bulgoczący,dziś przyjedzie pielęgniarka z hospicjum założyć cewnik,wzrok momentami błądzący,mowa nie tak wyrażna jak kiedyś może to wina tych plastrów przeciwbólowych?
Boże czy to już,czy też podświadomie wszystko kojarzy mi się ze...
a wczoraj jak wróciłam do domu to zadzwoniła przeprosić mnie że była taka śpiąca:(
przepraszam że to wszystko tu piszę ale muszę wyrzucić z siebie te smutki
miałam napisać z siostrą te wszystkie objawy, pamiętam o tym ale nie mam siły pisać
może wieczorem
albo nie teraz
tydzień przed mama przestała wstawać ,
pojawiły się obrzęki nóg a ten tydzień przed były już ciastowate (tak się je określa) bardzo bolesne i w niektórych miejscach leciało osocze chyba z nich bo skóra zwyczajnie pękała
masowałam mamie nogi ale spomagało to na chwilę bo przesuwała się ta woda i dosłownie na 5 min znowu były w miarę szczupłe za chwilę była z powrotem opuchlizna
5 dni przed nie mogła połykać przychodziło to z trudem, jadła tylko płynne rzeczy- przetartą zupę
4 dni coraz mniej jadła i piła, wypiła tylko rozgnieciony lek przeciwbólowy z woda na łyżeczce, dużo moczu a z tego co pamietam nie było kału
3 dni nie chciała pić w ogóle nie wzieła przeciwbólowego leku, mówiła że się dusi mimo ze tlen (maszyna) chodziłą cały czas, wstrzymane całkowcie wydalanie moczu
pielęgniarka przykleiła plaster z morfiny
i to tylko dlatego bo powiedziała w końcu żeby jej coś dać bo ma już dosyć tego żeby jej pomóc umrzeć, na co ja powiedziałam że nikt tego nie zrobi ani ja ani żaden lekarz bo pójdzie siedzieć
przekazałam to tej pielęgniarce dopiero wtedy załatwiła morfine w plastrze
sine ręce i nogi tak jak pisałam i się dowiadywałam na forum ale to jeszcze nie było to bo miała je na przemian ciepłe i chłodne
skóra sina i żółta
2 dni przed rano dopier przyszła lekarka dała morfinę i zmusiła mamę do napicia się wody, tłumaczyła że to może ciut strach pocieszała ją,
poprosiłyśmy mamę żeby odeszła,że bardzo ją kochamy ale żeby jak już nie może wytrzymać, żeby się nie martwiła że damy soie radę
i .... zaczeła słabnąć (czekała tylko na to)
podawałam w małych dawkach od wizyty lekarki morfinę co 4 godziny
dopiero zasneła po 2 lub 3 dawce morfiny
nie spała od 3 tygodni !!!!!!
nie mówiłyśmy do niej bo myślałyśmy że śpi bo wreście zasneła
krzyczała, wyciągała do nas ręcę, pytała po pierwszych dawkach jeszcze mówiła, chyba majaczyła pytając nas o coś ale nie rozumiałyśmy o co....
w nocy spała opierając głowę na moich kolanach
rano w ostatni dzień nie mówiła już nic, dopiero wtedy miała lodowate ręce i nogi
rano yła pielęgniarka i prosiła żebym wykupiła receptę mimo że wiedziała że mama jest w stanie agonalnym
miałam już przeczucie że mamie nie będzie to potrzebne , szukałam po wszystkich aptekach bardzo się bałam i denerwowałam bo nigdzie nie było
spieszyłam się, czułam że ona odchodzi a ja szukam jakiś leków które tak nei będą potrzebne
wróciłam i powiedziałam do mamy że już jestem
że szukałam leków
chyba jeszcze się uśmiechała
nie wiem
pózniej też nam się wydawało że śpi cicho chodziłyśmy po czym stwierdziłyśmy że może jej się wydawać że umarła - nigdy nie lubiła ciszy więc zaczełyśmy gadać już nie szeptem tylko normalnie, zjadłyśmy obiad, patrząc na mamę
pamiętam że zaczoł się serial na dobre i na złe mama chciała go obejrzeć
ja pisałam na forum
zadzwonił domofon bo przyszła pielęgniarka ja odkładając laptopa mało się nie przewróciłam bo kot mi podszedł pod nogi
mama wtedy zaczeła odchodzić jak się odwróciłam
to już tylko usta się poruszały w ostatnim oddechu
krzyknełam na siostrę ze coś się dzieje
podbiegłyśmy do mamy trzymałyśmy za ręce
pielęgniarka ciągle zabierała mi rękę mamy nie mogłam tak do końca się z nią pożegnać bo sprawdzała tentno na palcu
wydaje mi isę że powinna być opieka nad rodziną po śmierci członka rodziny a w trakcie trwania choroby osoby z hospicjum powinny przeprowadzać szkolenie
jak może wyglądać przebieg choroby i końcówka życia
nie wiedziałyśmy tylu rzeczy
na dodatek nasza mama wcale nie wyglądała na chorą
jak prosiłam o przeciwbólowe pielęgniarkę i czekałyśmy na lekarza -który przyszedł w ostatniej chwili to myślała ta pielęgniarka że ja przesadzam
i nasza mama mówiła ze nic ją nie boli
to wszystko yło zaskoczeniem w sumie dla nas
były momenty że same myślałyśmy że się wygłupia i udaje
najbardziej jestem zła na tą pielęgniarkę bo to ona ma doświadczenie a ona sama nie wiedziała
nie uświadomiła
zwodziłą nas z tym lekarzem
ale czasu się nie odwóci
a ja czuje się winna że to ja podawałam jej tą morfinę
tak naprawdę jej pomogłam mimo że dawałam nawet ciut mniej niż lekarka zapisała bo strasznie się bałam
konstantyna przyjmij wyrazy wspolczucia. Moj brat tez odszedl spokojnie, dwa głebokie wdechy i zasnol na wieki. Takze wygladal jakby spal.. tylko juz w takiej ciszy.. nie bylo slychac jego glosniego wdychania i wydychania powietrza wraz z takim bulgotaniem. I cisza w pokoju gdy juz nie chodzil koncetrator powietrza. Przez ostatnie 3 dni chodzil prawie ciągle bo lekarz z hospicjum powiedzial zeby podawac mu go caly czas. Chociaz jak pytalam brata czy mu podlaczyc to kiwal glową ze nie, wiec robilam mu przerwy ale potem podlączalam znow bo myslalam ze jednak z nim bedzie mu lepiej. do dzis mam w uszach dzwiek tej ,,maszyny,, . Dwa dni przed smiercią podawalam mu pic a pil przez kubek niekapek i zaczol cos do mnie mowic ale to bylo belkotanie i nie wiedzialam co mowi, pytalam kilka razy Mariusz co Mowisz bo nie rozumie on znow powtarzal cos ale ja ciagle niepotrafilam zrozumiec co i do dzis mnie to meczy co wtedy do mnie mowil:(. Dzien przed smiercią juz nic nie mowil, nie pil, moczylismy mu usta tylko, dostal gorączki i strasznie ciazko oddychal, ciagnol tak mocno powietrze ze az cala klatka piersiowa chodzila. Zgadzam sie z tym ze rodzina chorych na raka przezywając ten dramat powinna byc objeta opieką psychologa bo ja widze po sobie ze teraz z moją psychiką dzieje sie cos nie dobrego i zamierzam sie wybrac do specjalisty bo nie mogę sobie z tym poradzic. Dixi zycze wytrwalosci, trzymaj sie. Pozdrawiam Wszystkich
witam! to moj pierwszy post na jakimkolwiek forum! u mojego TATY zdiagnozowano nowotwor jelita grubego ale juz z bardzo rozleglymi przezutami... na dzien dzisiejszy TATA dostaje plastry przeciwbolowe i kilka innych lekow, na wtorek ma termin operacji na wyciecie guza z jelita przy czym lekarz zaznaczyl ze to nie leczy raka ale pozwoli tacie godniej umierac! aczkolwiek na dzien dzisiejszy stan taty bardzo sie pogorszyl od dwoch dni juz nic nie je nawet pic nie chce, jest bardzo slaby i prawie caly czas spi! juz nawet nie ma sily sam usiasc, boje sie czy wtorek to nie za pozno...
Antica, rozważcie dokładnie tę operację. Może to zabrzmi brutalnie, ale: życia Tacie nie uratujecie - liczne przerzuty to sytuacja, w której medycyna jest bezsilna. Pytanie w tej chwili nie brzmi: "Czy Tata umrze?" tylko: "Jak Tata umrze?" W szpitalach, po operacji, okaleczony (stomia!), narażony na liczne upokorzenia, związane z kompletną niezdolnością do samoobsługi? Czy zgaśnie w domu, może wcześniej, ale w otoczeniu bliskich...
To jedna z najtrudniejszych decyzji w życiu.
Wobec stanu Taty Wy musicie ją podjąć.
Wierzę, że znając Tatę, podejmiecie dobrą decyzję, jakakolwiek by ona nie była.
Jesteśmy z Wami.
_________________ "Zobaczyć świat w ziarenku piasku, Niebiosa w jednym kwiecie z lasu. W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar, W godzinie - nieskończoność czasu." - William Blake -
moja mama 5 dni przed śmiercią miała ściągany płyn z płuc
żeby miała komfort życia tak lekarz to określił
pomogło jej to oddychać na pare godzin po zabiegu
a póżniej był tylko ból i różnicy prawie wcale
sama póżniej powiedziała że może bez sensu to było, że lekarz powinien powiedzieć
była żla na to że się zgodziła
wiem ze wtedy ją bolało
Dziekuje Wam za slowa otuchy!
jednak dzisiaj wieczorem lekarz powiedzial mojej siostrze i mamie ze ta slabosc to byl wynik spadku cukru bo tata ostatnie dni nic nie jadl i nie chcial pic! dzisiaj caly dzien dostawal kroplowki i ponoc jest lepiej i jak bedzie dobrze do jutra to jednak beda tate operowali :(
Sama nie wiem co myslec...ale bardzo sie boje!
Witam! z moim Tatusiem jest coraz gorzej, dzisiaj rano lekarz dal mamie zaswiadczenie dla braci ktorzy sa za granica zeby jak najszybciej przyjechali! Tata ma sparalizowana prawa strone! Buzie oko reke i noge, nogi sa wielkie jak balony ale biale a nie sine! i jest bardzo ruchliwy, wszystko z siebie zrywa wyrywa kroplowki... Tak bardzo sie boje... Ale to chyba dlatego Tata zaplanowal sobie tyle dzieci (10) bo wiedzial ze te momenty beda ciezkie i musimy sie wspierac... Boze daj nam sily przejsc przez To...
Przeczytałam dokładnie - jak rozpoznać, że to już blisko i wiem, że moja teściowa odchodzi, ale nadal nie wiem ile jeszcze mamy czasu.
Dziś lekarka za szpitala powiedziała, że możliwe iż TEN dzień może być dzisiaj.
Ja nie wierzę. Wydaje mi się, że może jeszcze trochę, może jeszcze dzień, dwa, trzy ... będzie wśród nas.
Mam wrażenie, że lekarka mówi w ten sposób żebyśmy się nie łudzili. Może wg. niej lepiej żebyśmy się oswajali, że to już dziś, już za moment niż żyli w przeświadczeniu, że będzie dobrze.
Wczoraj teściowa jeszcze coś przełykała, dzisiaj już nic.
Pomimo morfiny jej umysł jest sprawny. Rozpoznaje wszystkich, odpowiada na pytania. Tak przynajmniej było do 13-stej.
Chce jednak umrzeć, mówi że umiera, chce tego.
Za moment jadę ponownie do szpitala.
Żeby to nie było dzisiaj, żeby to nie było jutro...żeby...
tato z godziny na godzinę jest coraz słabszy. nie wiem ile mu pozostało ale bardzo już mało czasu.
w weekend zaczał majaczyć, widzieć dziwne rzeczy. mówi rzeczy których my nie rozumiemy. straszne to wszystko jest. przeraża mnie każdy dzień. każda następna godzina.
czytam, czytam, czytam... I boję się odezwać.
Ja wciąz się łudze ze może jeszcze miesiace- rok dwa.
Dwa razy mi się udało wyłudzić jeszcze troszkę czasu dla mojej mamy. Ale tym razem wiem ze jestem bezsilna. Mamcia mimo ze wciąż ma podawaną chemię, dostaje coraz silniejsze śrdoki przeciw bólowe.
Jest całkowicie sprawna umysłowo- nie do końca fizycznie. Szybko się męczy, wodobrzusze, bóle... Coraz więcej śpi- aż nie do uwierzenia- każdy kto ją zna dziwi sie jak tak optymistyczna, tak żywiołowa osoba, tak strasznie aktywna... Jak to jest ze w tej chwili traci się w oczach...
Ja się boję, nie wiem ile nam zostało- a przyznam się ze wolała bym wiedzieć dokładnie- żeby czegoś nie przeoczyć, żeby coś nie umkneło mojej uwadze- przez co czegoś bym nie dopilnowała....
I ja i mama mamy koszmary jak uda nam się już zasnąć.
Ciężko jakoś....
Nie wiem co jeszcze mogła bym zrobić żeby mamie pomóc, ulżyć... Staram się cieszyć każdą chwilą- ale ciężko- wiedząc ze mama CHCE ŻYĆ- nie dopuszcza do siebie myśli o śmierci- pyta mnie kiedy w końcu stanie na nogi bo ma już dość tych męczarni a ja ... nie wiem co odpowiedzieć- bo niby co miała bym powiedzieć? Mamusiu nie staniesz już na nogi, powoli zbliża się koniec? w życiu jej tego nie powiem. Mamcia tak bardzo walczy-tak bardzo chce byći żyć :(
Ja nie ogarniam tego co się wydarzyło. Wynika to może z faktu, że od diagnozy minęło 20 dni.
O nowotworze dowiedzieliśmy się 1.kwietnia.
Gdyby teściowa nie trafiła do szpitala z udarem, to tak na prawdę mielibyśmy tylko 10 dni.
Przez ten niecały miesiąc ciągle coś się działo.
Pobyt w szpitalu, powrót do domu (organizacja życia domowego), zżółknięcie, powrót do szpitala, i odejście.
Dla mnie najtrudniejsze było/ jest to, że teściowa cały czas miała sprawny umysł. 2 dni przed odejściem straciliśmy z nią kontakt, co wynikało zapewne z podawania morfiny.
Do czasu diagnozy byłam bardzo aktywna na innym forum.
Tam często przegrywamy walkę o życie zwierząt.
Tam też mówimy, że nasi pupile w momencie odejścia przekraczają Tęczowy Most.
Może uznacie ten tekst za niestosowny, ale dla mnie on jest bardzo ważny. Może i mówi o zwierzętach, ale ja dokładnie tak samo czuję w stosunku do ludzi.
Ja nie umiem mówić o śmierci.
" Ta część nieba nazywana jest Tęczowym Mostem.
Kiedy odchodzi zwierzę, które było szczególnie bliskie komuś, kto pozostał po tej stronie, udaje się na Tęczowy Most. Są tam łąki i wzgórza, na których wszyscy nasi mali przyjaciele mogą bawić się i biegać razem. Mają tam dostatek jedzenia, wody i słońca; jest im ciepło i przytulnie.
Wszystkie zwierzęta, które były chore i stare powracają w czasy młodości i zdrowia; te które były ranne lub okaleczone są znów całe i silne, takie, jakimi je pamiętamy marząc o czasach i dniach, które przeminęły. Zwierzęta są szczęśliwe i zadowolone, z jednym małym wyjątkiem: każde z nich tęskni do tej jedynej, wyjątkowej osoby, która pozostała po tamtej stronie.
Biegają i bawią się razem, lecz przychodzi taki dzień, gdy jedno z nich nagle zatrzymuje się i spogląda w dal. Jego lśniące oczy są skupione, jego spragnione ciało drży. Nagle opuszcza grupę, pędząc ponad zieloną trawą, a jego nogi poruszają się wciąż prędzej i prędzej.
To ty zostałeś dostrzeżony, a kiedy ty i twój najlepszy przyjaciel wreszcie się spotykacie, obejmujecie się w radosnym połączeniu, by nigdy już się nie rozłączyć. Deszcz szczęśliwych pocałunków pada na twoją twarz, twoje ręce znów pieszczą ukochany łeb; patrzysz znów w ufne oczy swego przyjaciela, który na tak długo opuścił twe życie, ale nigdy nie opuścił twego serca.
A potem przekraczacie Tęczowy Most - już razem..."
Ja wierzę, że moja teściowa jest już bezpieczna i będzie na nas czekać.
Wierzę też, że spotkam mojego dziadka. Odszedł 11 lat temu. Ogromnie za nim tęsknię. Nikogo mi tak nie brakuje jak Jego.
Czytam po kolei każdy post... bardzo mi to pomaga. Choroba mojej mamy jest już w ostatniej fazie... z dnia na dzień obserwuję jak jej stan się pogarsza, jak gaśnie. Mama od 3 dni nie jest w stanie samodzielnie chodzić mimo to podejmuje te próby, chodzi zawieszona na szyi mojego męża a nogi trzeba jej przesuwać bo sama nie może ich dźwignąć.
Pielęgniarka z hospicjum zasugerowała aby założyć mamie pampersa aby nie męczyła się niepotrzebnie ale ona nie chce być ciężarem.
Mama dużo pije ale jej już bardzo niewiele. Jest bardzo wycieńczona, ma zapadnięte oczy. Nogi od kolan w dół są spuchnięte i bardzo zimne.
Cały czas jest z nią kontakt ... zaczyna mieć problem z przełykaniem większej ilości płynów.
Mama ma podłączoną pompę, która stopniowo uwalnia leki przez co mama nie czuje tak ogromnego bólu ale od 2 dni mimo silnych dawek musi zażywać dodatkowe leki przeciwbólowe. Dziś będzie jej lekarka ( korzystamy z pomocy hospicjum domowego ) to na pewno zwiększy dawkę.
Mimo, że widzę jak mama cierpi ciężko jest mi się z tym pogodzić. Ciężko jest patrzeć na jej cierpienie. Staramy się jak możemy aby jej ulżyć aby czuła, że bardzo ją kochamy ...
Dodam jeszcze, że mama przygotowywała z nami święta. Stała przy kuchni gotowała bigos, robiła sałatkę ... były to cudowne chwile. Po dwóch dniach nie mogła już stać o własnych siłach.
Witam wszystkich, jestem tu nowa. Forum podczytuję od jakiegoś miesiąca, gdyż i w mojej rodzinie pojawiła się ta straszna choroba. Zachorowała najbliższa mi osoba, którą kochałam najmocniej na świecie- MAMA. Może jak opiszę swoją historię troszkę mi ulży. Wasza siła wsparcia jest ogromna. Otóż...moja mamusia zachorowała na raka o niewiadomym ognisku pierwotnym z przerzutami do wątroby. Dowiedzieliśmy się o tym 3 tygodnie przed jej śmiercią. Gasła nam z dnia na dzień.Tydzień leżała w szpitalu na diagnozie, jednak pierwotny guz nie został wykryty. Ostatnie dni jej życia mam przed oczami bez ustanku. Przebywałam z nią 24 / 24 przez cały miesiąc. Agonia zaczeła się dwa dni przed śmiercią. Non stop spała, drżały jej ręce, miała ciężki oddech, nie mogła leżeć, siedziała oparta głową o ławę, i tak wciąż. Miała straszne bóle, wątroba ją wydęła jakby była w 7 miesiącu ciąży. Miała straszne odruchy wymiotne..Krwawiła. Dwa dni przed śmiercią lekarz powiedział mi, że mamy być gotowi na najgorsze, że będzie miała straszne bóle i cierpienie, że możemy nie dać sobie rady.. Za dwa dni, zaczęły już siejej rozbiegać oczy, jednak była świadoma do końca..Pokładała się z bólu na rózne strony,mowiła "zabierz mnie", "umieram"....Byliśmy wszyscy przy niej. Ja położyłam się obok niej, mówiłam do niej jak bardzo ją kocham, trzymałam za rękę, głaskałam po włosach..a ona była taka niespokojna...Mowią ze przerywałam jej śmierć. Pojechałam po księdza, gdy przyjechaliśmy już zamknęła oczy. To było straszne.Myślałam, że jeszcze żyje, dotknęłam jej serca, myślałam że bije, ale zauważyłam siniejące ucho. OD jej śmierci minęly dwa tygodnie, Nie mogę sobie poradzić, mam sny, w których mama się w ogóle nie uśmiecha.Budzę się w nocy, patrzę na mojego męża i mam wrażenie , że to mama, głaszczę go po głowie...czując, że to jej włosy. Nie wiem jak to tłumaczyć... Rak to straszna choroba..Ciężko się pogodzić....
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum