Witajcie kochani,
Przede wszystkim chciałam Wam serdecznie podziękować za wyrazy współczucia.....
Od soboty świat się zmienił, jest inny, zupełnie inny. Łożko mojego kochanego Taty jest puste
Strasznie dziwnie to wygląda. Mama w pierwszy dzień, w niedzielę, nie miała komu podać tabletek, ja nie miałam komu towarzyszyć podczas podawania tych tabletek, nie miałam gdzie siedzieć rano.
Tak jak zawsze, siedzieliśmy w pokoju, tylko Taty tam już nie było.
Tata odszedł spokojnie i chociaż wiedzieliśmy, że koniec jest bliski, nikt nie myślał, ze to będzie ten dzień. Koniec nadchodził powolnymi krokami, ale zupełny przyszedł bardzo szybko. Od czwartku wieczór, Tata był zupełnie nieobecny, jakby nieprzytomny, otwierał swoje zbłądzone oczy, ale nie wiemy czy w ogóle kogoś poznawał. Mój mąż przyjechał w piątek wieczorem, powiedział Dzień dobry a potem do widzenia, Tata zdołął mu odpowiedzieć, ale nie wiem czy poznał swojego jedynego, bardzo lubianego zięcia
A patrzał na niego bardzo długo i się przyglądał.
Tata bardzo źle oddychał, można powiedzieć, że warczał tak, przy wydychaniu. Widać były długie bezdechy, widziałam to, bardzo mnie to niepokoiło, ale jak mowiłam Mamie, Ona nie chciała dopuścić do siebie, ze jest bardzo źle. Myślałam, ze to potrwa jeszcze z tydzień, bo był mocz, Tata coś zjadał, bardzo mało, ale zjadał.
W nocy zachodziłam do Taty często, rozumiał co mówię, bo zapuytałam czy chce pić, powiedział tak cichym zmęczonym głosem. Po napiciu wzięłam Tate za rękę i tak posiedzieliśmy, popatrzeliśmy na siebie, On błędnymi oczami a ja ze smutkiem i bólem. W myślach powiedziałam, że jeśli chcesz już odejść, to niech odejdzie. Potem poszłam spać.
Rano było już cięzko - Mama, jak to Mama walczyła do końca - dawała Tacie ostatnie łyżki zupy - a Tata łapał bezdechy, mówię Mamie, ze to nie ma sensu, Mamie było się cieżko pogodzić. Chciała do końca dać Tacie wszystko od siebie, chociaż, może w tamtym momencie to nie miało sensu, Mama chciała do końca, nie chciała słyszeć , że jest tak tragicznie.
Mama została z Tatą do końca i to przy Niej Tata odszedł - byli całe życie razem, mama najwięcej poświecila podczas choroby i chyba wybrał, że chce przy niej odejść.
Mnie zwaliło z nóg, stres olbrzymi mnie dopadl i zmęczenie, po prawie nieprzespanej nocy i poszłam do siebie do pokoju na chwilę i tam zasnęłam
]
Mój brat był z mamą jeszcze, Mama czuwała bo czuła, że to już powoli się zbliża a brat raczej nie był swiadomy, że to może być już. Brat siedział dwie godziny, po czym wyszedł, a po 10 minutach Tata zmarł.
Wydaje mi sie dlatego, że Tata chciał być sam z Mamą, ze tak miało być.
Usłyszałam, jak Tata próbuje do Mamy coś powiedzieć, ale nie można było tego w ogóle zrozumieć, nic a nic. Idę już do pokoju, a Mama woła Tatę po imieniu, jestem już obok, Mama mówi: Tata chyba
zmarł
I niestety zmarł - Mama mówi, że Tacie się ulało coś z buzi, Mama myślała, ze będzie Tata wymiotował, wytarła Tacie i wtedy się zoorientowała, ze Tata odszedł.
Wtedy serce pękło, twarz cała mokra......Mama mówi, nie płacz, wiedzieliśmy, ze Tata odejdzie. Mama zadzowniła do sióstr, które nam pomagały, ogoliła Tatę i straciła pamięć. Była w szoku.
Napisałam, to wszystko, bo może komuś to pomoże, a napewno pomoże mi to również, bo mogę się z kimś tym podzielić. Tylko to co się naprawdę czuję, trudno opisać. Wiedzieć a zmierzyć się z tym to co innego.
Strasznie się boję pogrzebu, ze będzie strasznie, choc tak bardzo chciałabym godnie i świadomie pożegnać mojego Tatę.
Jeszcze raz wszsytkim dziękuje......