tifany,
Strasznie mi przykro. Niestety tak jak pisałam żółtaczka jest niebezpieczna, zatruwa organizm i uszkadza organy wewnętrzne. Dobrze, że mąż się znalazł w szpitalu.
tifany napisał/a:
jakaś niedrożność się przyplątała
Jeżeli niedrożność to tym bardziej wskazany szpital bo to może już być groźne dla życia.
Bardzo mocno przytulam, trzymaj się kochana i czekamy z niecierpliwością na informacje.
Dzisiaj minął rok jak mój mąż odszedł. A ja nadal jestem na forum, po kilka razy dziennie zaglądam do podobnych tematów, i ciągle przechodzę przez to samo. I tak w kółko. Wiem , że żałoba , ból itd., ale niby na zewnątrz jest wszystko ok., jednak w środku czuję pustkę. Całe życie się zmieniło tak, że nie mogę go zwyczajnie ogarnąć. Wiem też , że czas nie leczy ran, tą są tylko słowa. Przyzwyczajamy się do bólu. Nie wiem może zwyczajnie sfiksowałam. Chociaż , w sumie bardziej się już nie da. Razem z mężem tworzyliśmy niezłych postrzeleńców. Ech.....
Wiem też , że czas nie leczy ran, tą są tylko słowa.
Czas leczy rany , napewno kiedyś się o tym przekonasz. Tylko dla ciebie jeszcze ten czas nie przyszedł. Czasami wewnętrzna żałoba trwa dłużej niż byśmy chcieli.
tifany napisał/a:
po kilka razy dziennie zaglądam do podobnych tematów, i ciągle przechodzę przez to samo.
Może to nie jest ci w tej chwili potrzebne...? Rozgrzebujesz rany na nowo i nie dajesz im sie zagoić. Wiem, wiem - łatwo mówić ale z tego co piszesz nie pomaga ci to a wprost przeciwnie napędza niepotrzebnie niespokojne, smutne myśli.
tifany napisał/a:
Razem z mężem tworzyliśmy niezłych postrzeleńców.
I ty dalej taka jesteś. Pamiętaj o tym. Przyjdzie taki dzień że znowu coś szalonego strzeli ci do głowy i popędzisz... Zyczę ci tego z całego serca.
Trzymaj się.
Pozdrawiam serdecznie
_________________ Niech nasza nadzieja będzie większa od wszystkiego, co się tej nadziei może sprzeciwiać.
Ola Olka, dziękuję.
W sumie niby wszystko wiem, że tak musi być , że to normalne . Ale w głowie mam mętlik, chaos.
Ta choroba jest razem ze mną od dziecka. Ale w męża rodzinie nikt, dosłownie nikt nie miał i nie ma żadnego raka.Żyją bardzo długo. Owszem mąż palił, alkohol chyba jak większość. Był amatorem piwa. Był mięsożerny, ale warzywa też jadał. No normalnie jak wszyscy.Przy tym choroba nie byłą zaawansowana, szybko było leczenie. I wszystko na nic. Będę szczera, do ostatniego dnia ,nie mogłam uwierzyć, miałam wrażenie, że to zły sen, że jak się obudzę wszystko wróci do normy, ale ten sen trwa.
tifany,
Czas zagoi rany, obiecuję ale to już na zawsze zostanie w naszym sercu, w naszej głowie, nie da się tego całkowicie wymazać, to jak blizna na ranie. Rana się zagoi ale blizna pozostanie na zawsze i będzie przypominać o nieszczęściu, które nas spotkało.
Życzę Ci dużo sił, żeby nadszedł dzień w którym powiesz jestem już spokojniejsza i szczęśliwsza
Dziękuję,marzena66. Cały czas tak sobie powtarzam. Całe szczęście, że jest ze mną nasza sunia.
Nauczyłam męża miłości do zwierząt, i skutkowało to tym, że dla naszej jamniczki gotów był w ogień wskoczyć. Wierzcie lub nie, ale ona też tęskni. Jak widzi podobny samochód do męża samochodu, to chciałaby wskakiwać do niego. Ogólnie bardzo reaguje na mężczyzn, podobnych z postury. Nawet na fotel bujany, na którym oboje siadywali , już nie wskakuje.No cóż, nasze życie już nie jest takie samo.Dość rozklejania, zamykam się w swojej skorupie.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum