Mama już po, ponoć bardzo mocno te jelita były pozrastane:( Lekarz użył słowa "masakrycznie" a to był doświadczony operator. Udało się bez stomii i resekcji, bo na ten moment jelita bez martwicy, ale lekarz uprzedzał, że w ciągu najbliższych kilku dni będzie wiadomo dopiero co dalej, bo podczas "rozklejania" (rozcinania zrostów i jelit od jelit, bo też się pozrastały) tych jelit nieco uległy uszkodzeniu. Jelita z zewnątrz bardzo krwawiły. No i mówił, że były bardzo rozdęte na całej długości. Zrobili jej też plastykę tych przepuklin pooperacyjnych. Brzuch otworzyli na wysokości żołądka i nad spojeniem łonowym, bo w środkowej części brzucha mama ma zrośniętą z powięzią siatkę. Wiem też, że trochę obcieli powłok brzucha, bo od spodu brakło im tkanek aby to poskładać.
Ale mama na ten moment czuje się dobrze. Trzymajcie kciuki aby tak pozostało,
Pozdrawiam,L.
_________________ "I jak sercu powiedzieć: nie płacz?"
no cóż, tak zrozumiałam z rozmowy, że mama ma brzuch "zostawiony" w środkowej części, ale źle zrozumiałam (w końcu to tylko rozmowa przez telefon), bo jest po klasycznej laparoskopii i znów ma ranę na cały brzuch. Za kilka dni idziemy zdjąć szwy. Mama jest dość słaba, ale to ewidentnie anemia, jak ją wypuścili to miała hemoglobinę 9,0 ale już po kilku dniach bez kroplówek a ona nigdy dużo nie piła. Rana się goi ale gorzej niż ostatnio, jest stan zapalny od szwów. Ale bez wysięku. Trochę ten brzuch dziwnie wygląda, miejscami jest jakby bardziej wypukły. Zapytam na wizycie dlaczego. No i raz było zdarzenie niepożądane, jak mama zaczęła kasłać w trakcie zmiany opatrunku i razem trzymałyśmy ranę, to coś tam w środku jakby "pękło":(. Pewnie jakiś wewnętrzny szew:( Mama je małe porcje kilka razy dziennie, trawi.
Jest w sumie jeden objaw który mnie niepokoi. Może ktoś się z tym spotkał? Mama od czasu wystąpienia tych epizodów podniedrożności (czerwiec 2020) czasami oddaje taki dziwny wodnisty stolec, a właściwie to jak dla mnie nawet nie jest stolec tylko taka woda. Czasami, rzadko widzę to na pampersie (znów nosi na noc). To ma kolor taki czerwono-pomarańczowy, rozcieńczony. Nie utlenia się jak krew na brązowo po wyschnięciu.
Pozdrawiam,L.
_________________ "I jak sercu powiedzieć: nie płacz?"
Wszystko zależy od ilości tej wydzieliny, masy kałowe to nie jest jednolita miazga, każdy słyszy czasami jakieś kruczenia czy bulgotanie w brzuchu. Niedużo tej rozwodnionej frakcji może wydostawać się razem z gazami. Kolor zależy od diety i od ilości i składu żółci. Tak naprawdę to organizm pozyskuje wodę jelitem grubym i czasami może na jakimś odcinku nie odciągnąć całej wody, czy to poważne zaburzenie to zależy właśnie od ilości.
Wg mnie po 2 tyg od operacji w trakcie kaszlu żaden szew nie powinien już puścić.
Oczywiście w poprzednim poście napisałam, że mama jest po laparoskopii, ale miałam na myśli laparotomię, natomiast rozcięli dokładnie w tym samym miejscu, więc jest tylko jedna rana, nie ma poprzedniej blizny (ewidentnie ją wycięli, w sensie ścięli tą poprzednią, bo brzegi rany są "świeże"). Co do tego czy nie może pęknąć po dwóch tygodniach, to mam nadzieję, że masz rację, ale sama czułam jak coś tam się "rozłazi". Takie odczucie jakbyś odrywała piersi kurczaka od korpusu (teraz kurczaki są takie, że ja nauczyłam się je oporządzać bez noża; wszystko rozrywam ręcznie: nogi, skrzydełka, szyja, piersi...mniejsze ryzyko skaleczenia). Mama niestety też czuła. Ale dba bardzo o siebie teraz. Na prawdę się stara aby było dobrze. Ja mało a często. Tylko to co dozwolone.
Trochę pamięć jej szwankuje bardziej niż przed operacją. Trochę mnie to martwi, ale po 1-sze ma anemię, więc też to trochę łączę, a po 2-gie, to ta operacja była dłuższa, może dłuższa narkoza tak na nią zadziałała.
Mamy też wizytę u onkolog. Pewnie się zdziwi, że jednak operację się to aż skończyło a może się nie zdziwi, bo w sumie mówiła, że dla niej to jest problem mechaniczny w jelitach i czego nie mówić diagnoza trafna. Mama powinna mieć CT z kontrastem, bo miała w trybie dyżurowym CT bez kontrastu, ale przy tak niskim ca-125 i tym, że jest znowu cała posiniaczona od wkłuć, to porozmawiam z onkolog, ale chyba darujemy...najwyżej na początku przyszłego roku.
Obecne CT bez kontrastu głosiło: Cechy niedrożności przewodu pokarmowego - pętle jelita cienkiego poszerzone do max 50mm z licznymi poziomami płynowo-gazowymi. Potencjalne miejsce niedrożności znajduje się w przepuklinie w bliźnie pooperacyjnej w podbrzuszu po stronie prawej. Dystalnie pozostały odcinek jelita cienkiego oraz pętle jelita grubego nieposzerzone. Narządy miąższowe j. brzusznej bez uchwytnych zmian w badaniu CT. Powiększony prawy węzeł chłonny zasłonowy o wym. 24x20mm.
Pocieszam się, że ten węzeł zasłonowy, to może od jakiegoś stanu zapalnego. Co mi zostało jak nie pocieszanie się:) A tak na poważnie, to spróbuję wydobyć płytkę z tym CT i pokażę komuś mądremu od radiologii.
Pozdrawiam.L.
_________________ "I jak sercu powiedzieć: nie płacz?"
byłyśmy z mamą u chirurga u onkologa i na usg powłok brzucha:
Chirurg: zdjął szwy, zlecił usg bo rzeczywiście mama ma takie "wybrzuszenie" na dole rany. Złapał to w rękę, wytelepał (dosłownie, pociągnął za to do góry i potrząsał powłokami brzucha) i stwierdził, że pewnie to nie przepuklina. Na skierowaniu napisał: krwiak? przepuklina?
Onkolog: tylko badania kontrolne (morfologia + ca-125) i wizyta kontrolna grudzień/styczeń bez CT. Ustaliłyśmy, że skoro było dopiero co, to względnie wiemy co się dzieje. Onkolog również stwierdziła, że ten węzeł zasłonowy powiększony mógł być od stanu zapalnego przy okazji tej niedrożności. Ja mam z tyłu głowy, że rak surowiczy chętnie "włazi" na węzły, ale uważam, że nie mam mamy teraz co męczyć.
USG: lekarz był miły, przejrzał jeszcze mamie wątrobę (czysto). Szczerze powiedziawszy to myślałam, że ta siatka jest mniej przezierna, ale szczerze powiedziawszy coś tam pod nią widać. Wątroba jest dostępna, bo nad nią siatki nie ma. No może częściowo, ale minimalnie. Nie zmienia to faktu, że mama ma jakąś przestrzeń płynową w tym miejscu wybrzuszenia na ranie dość dużą: ponad 10cm (w poprzek brzucha, prostopadle do rany) długa i 3cm szeroka. Nie wiadomo co to. Mówił, że raczej ropień nie, może organizujący się krwiak. Ale czy krwiak organizuje się miesiąc po operacji? Nie mam pojęcia ale to trochę naciągana teoria jak dla mnie. No w każdym razie stwierdził, że może chirurg będzie chciał to nakłuć. Zobaczymy. W każdym razie w jednym miejscu rany pojawił się lekki stan zapalny. A ta przestrzeń płynowa w jednym miejscu zbliża się w stronę skóry, w kształcie takiego lejka, gdzie szerzej jest głębiej a grot jest skierowany w stronę skóry. Nie omieszkam o tym chirurgowi powiedzieć. Oby to się nie otworzyło:((((
Jak będziemy po chirurgu, to dam znać. L.
_________________ "I jak sercu powiedzieć: nie płacz?"
długo się nie odzywałam, ale czytam Was regularnie. U nas raz lepiej, raz gorzej. Lepiej, bo mama po operacji trochę "odżyła". Rana się zagoiła, nic się nie otworzyło. Ale brzuch zaczął się na dole po jednej stronie uwypuklać i ją boleć, więc poszłyśmy do chirurga. Dostała mama skierowanie na planową operację przepukliny:(((( Ręce mi opadły. Dosłownie. Wrota są szerokie 4 cm, to dobrze, bo łatwiej cofnąć jelito. Ale też źle, bo znów mogą się wrota poszerzyć, jelito może też tam w każdej chwili utknąć. Miałam "wycięte" kilka dni i nadal mam doła. Bo jak ja mam ją wysłać na 3-cią operację w ciągu niespełna 1,5 roku? Na razie nie wyznaczyłam operacji. Mama nie chce. Postanowiła, że będzie brała kolagen aby może spróbować wzmocnić tkanki. Chirurg powiedział na wizycie, że tak to z przepuklinami jest: łata się w jednym miejscu a wychodzi w następnym:( Mam plan: porozmawiam z onkolog mamy, jutro idę odebrać wyniki (zrobiłyśmy badania z krwi). I z dr z hospicjum oraz pójdziemy na wizytę do innego chirurga, tego który ją ostatnio operował. Dużo zależy od jutrzejszych wyników.
Też nie uważam, że jest to najlepszy moment na operację:( Bo COVID, bo nawet nie minęło pełne 5 miesięcy od ostatniej operacji. No i ostatnio podniedrożność pojawiła się mamie po 8-miu miesiącach a na dobre (niedrożność) po 10-ciu od poprzedniej operacji. Porozmawiam z chirurgiem po nowym roku czy nie spróbować zaczekać, czy w tym brzuchu nie wydarzy się coś "ekstra" w ciągu najbliższych miesięcy. Zwyczajnie boje się, że teraz ją zoperują a za kilka miesięcy będzie trzeba znowu, ale najpierw jutrzejsze wyniki. Trzymajcie kciuki!
L.
_________________ "I jak sercu powiedzieć: nie płacz?"
No przynajmniej wyniki dobre. Tylko kwas moczowy 6,9 czyli za dużo. No i marker delikatnie idzie w górę - obecnie CA-125 wynosi 30. Rozmawiałam z onkolog mamy. Na razie nic nie robimy, wizyta dopiero na wiosnę. Czekamy. Przynajmniej tyle. Ale zapytałam jeszcze, czy ewentualnie w mamy przypadku wchodzi w grę rak o granicznym stopniu złośliwości, bo mnie cała ta sytuacja zdrowotna mojej mamy trochę intryguje. Nie. Pani doktor stwierdziła, że najprawdopodobniej to jest niskozróżnicowany rak, czyli o dużym stopniu złośliwości. Trzeba się cieszyć, że jest jak jest. Przed nami wizyta u chirurga ws przepukliny, ale po Nowym Roku.
Pozdrawiam Was serdecznie, L.
_________________ "I jak sercu powiedzieć: nie płacz?"
onkolog mamy to jest samo dobro! Najlepszy lekarz z jakim miałam do czynienia. 1000% empatii i zaangażowania. Dużo czytam nt. raka jajnika i oczywiście czasami próbuję się oszukiwać jak wszyscy, że może jest jednak lepiej niż jest. Zwłaszcza, że moja mama jest 29 miesięcy po ostatniej chemii. Ale musze przyznać, że niektóre decyzje onkolog zrozumiałam z opóźnieniem, np: zakończenie chemii po 5-tym wlewie. Może dzięki temu, że moja mama trafiła na akurat tego lekarza sprawiło, że dostaliśmy tak wiele. Też o wiele musiałam zawalczyć i niestety mam poczucie, że czasami walczyłam zbyt mocno o rzeczy, które wydawały mi się mega istotne na danym etapie a i tak niewiele w sumie wniosły (Gaba, przyznaję Ci rację: dużo poszło na to energii). Bo co w sumie wiemy? Że to rak. Ale czy jajnika czy pierwotny rak otrzewnej? No i nie mamy nigdzie stopnia złośliwości itd. Może to lepiej? Czasami jak pewne rzeczy są już nazwane, to bywa gorzej. Sama nie wiem.
W każdym razie onkolog mamy powinna być noszona w lektyce, a ona chodzi po korytarzu jak zwykły człowiek:) I co najważniejsze zawsze się pochyli jak jest problem. Jak byłam u niej ostatnio, to o nic nie musiałam prosić, bo sama do mnie podeszła i zapytała co z mamą itd. To na prawdę cud trafić na takiego onkologa i na takiego człowieka (choć lekarka z hospicjum to 2-gi cud:)
Dam znać po wizycie u chirurga (tego który mamę operował-chcę zasięgnąć 2-giej opinii kiedy operować itd). Mamę niestety ten brzuch boli i nie tylko po stronie gdzie jest przepuklina ale też po drugiej na tej samej wysokości. Może robi się 2-ga przepuklina a może zrost a może co insze.
Z okazji Nowego Roku życzę Wam wszystkim cudów. Jeśli nie tych największych, na które każdy z nas po cichu liczy, to tych małych, ale też pięknych. Czasami rozglądamy się za tymi dużymi i te najmniejsze nam umykają. Jak pomyślę ile drobnych i niepozornych cudów u nas się wydarzyło, to tym bardziej je doceniam, zwłaszcza z perspektywy czasu. I czuje ogromną wdzięczność.
Dziękuję, że istnieje to FORUM:) To też taki mój mały cud, że mogę napisać o tym o czym czasami nie mam siły mówić. Pozdrawiam, L.
_________________ "I jak sercu powiedzieć: nie płacz?"
u nas bez mega zwrotów akcji, ale nigdy nie wiadomo co przyniesie nadchodzący dzień...
Na początku stycznia byłyśmy u chirurga, który ostatnio operował moją mamę. Powiedział, że widzi nadzieję, na zoperowanie przepukliny, bo tym razem wyszła przepuklina na dole a góra rany (okolice żołądka) są ok (wtedy druga przepuklina była mała i nawet na nią nie zwrócił uwagi). No i mamy termin operacji na koniec czerwca. Wczoraj moja mama przyjęła 2-gą dawkę szczepionki na WZW B (bo nigdy nie miała, a że to operacja planowa, to jest wymagana). Niestety jest z tego "pechowego" rocznika, czyli przedział 70-75 lat (mama ma rocznikowo 70), że do tej pory nie została zaszczepiona na COVID-19, więc dopiero jesteśmy na etapie wyznaczania terminu. I tak musimy odczekać po tej szczepionce. Chirurg kazał mamie schudnąć, ale nie jest to trudne, jak ją pobolewa brzuch i boi się jeść. Zjechała z 72 kg do 67kg.
Mamę niestety od grudnia/stycznia boli brzuch. Byłyśmy tydzień temu na USG, poza torbielą ok 9mm w jednej nerce wszystko czyste. No i są 2 przepukliny, po prawej i lewej stronie brzucha. Dziś niestety jedna na ok. 1 h jej "utknęła", na szczęście się udało odprowadzić, mam nadzieję, że będzie ok. Chirurg mówił, że lepiej dla powięzi aby nie nosiła pasa przepuklinowego, więc nie nosi, ale przepukliny się powiększają. Ostatnio spróbowałyśmy założyć, ale mówiła, że ją brzuch boli z pasem, wiec odpuściłyśmy. Również pojawiają się takie lekkie epizody podniedrożności, na razie objawiają się trudnościami z oddawaniem gazów (bez wymiotów itd. ) ale to bywa bardzo dla mojej mamy bolesne:( Od 3 miesięcy kilka razy w tygodniu bierze no-spę max i czasami apap.
Była bym spokojniejsza, gdyby mama przed operacja miała zrobione ct z kontrastem, ale ona nie chce, bo mówi, że ma słabe nerki (choć wyniki ma dobre) i że może kolejne żyły jej popękają. No cóż...trochę ma na pewno racji z tymi żyłami, w końcu raz nawet kontrast jej się wynaczynił, po 4 nieudanych próbach założenia wenflonu...ale usg to trochę wróżenie z fusów u pacjenta onkologicznego. No ale co począć. Do onkologa też na razie się nie wybieramy, bo nie ukrywam, że z racji tego że mama nie jest zaszczepiona, to mam obawy przed wizytami w dużych ośrodkach zdrowia.
Może ktoś z Was ma doświadczenie w lekach p. bólowych o jednoczesnym działaniu rozkurczającym? To byłby ideał. No i ewentualnie czy może jest coś lepszego od apapu? Brat jej kupił całe pudełko, a to w końcu paracetamol i nie wiem, czy może np: ibuprofen nie jest mniej szkodliwy? Jak mama ma "kryzys" brzuszny, to dodatkowo bierze espumisan max, pije melisę lub miętę. Sięga też po Iberogast. Zamówiłam jej też w aptece Floradix-ochrona jelit. Już chwytamy się wszystkiego, ale i tak prawdopodobną przyczyna tych problemów są przepukliny albo zrosty (taką mam przynajmniej nadzieję). Wolałabym aby "dotrwała" do tego czerwca, bo to zawsze dłuższe odstępy między operacjami.
Pozdrawiam Was serdecznie! Dużo zdrowia i optymizmu w tych covidowych czasach!
L.
[ Dodano: 2021-03-26, 23:26 ]
ps: jak pokazałam lekarzowi, który robił mamie usg jej CT sprzed chemii, to się śmiał, że coś ściemniamy chyba:) Do dziś to badanie robi na mnie wrażenie. Nie zapomnę jak pierwszy raz je przeczytałam...byłam wtedy najmniejszym człowiekiem na świecie, a przynajmniej tak się poczułam. A pokazałam mu to ct aby porządnie przeszukał j. brzuszną.
_________________ "I jak sercu powiedzieć: nie płacz?"
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum