Gosiu, śledzę cały czas Twój wątek. Mimo upływu miesięcy, z Twoich postów bije smutek i żal do losu Przykre to bardzo, że ciężko Ci się pogodzić z losem a i inni dorzucają swoich trosk. Życie i bez śmieci nie jest kolorowe i zawsze znajdzie się ktoś, kto usilne chce nam je uprzykszyć.
Jedyne co Ci mogę poradzić, to żyj własnym życiem. Nie daj sobą manipulować ani wciągać w poczucie winy. Brat nie chce Twojej pomocy? - w porządku. Jak przyjdzie z pretensjami - pogoń!!
A może On w ten sposób odreagowuje stratę ojca...czuje się opuszczony i sam sobie taką rzeczywistość tworzy
Śmierć najbliższych to najtrudniejszy okres w życiu człowieka. Znam kilka przypadków ludzi, którzy nie udźwignęli tej sytuacji Dlatego tak ważne, abyś nie oglądała się za dużo na innych, bo jak widzisz inni na Ciebie się również nie oglądają Masz dla kogo żyć, masz dziciaczki, które bardzo potrzebują szczęśliwej, uśmiechniętej mamy. Życia i ludzi nie zmienisz, możesz jedynie nauczyć się żyć obok różnych osób.
Pozdrawiam Cię ciepło i trzymam kciuki, żebyś jak najszybciej odzyskała spokój ducha :-)
Gosia
myszka141_2008 dziękuję za odwiedziny i dobre słowo.
Ciężko mi się pogodzić z losem, bo to wszystko nie tak miało być. Tato w swoim życiu bardzo wiele wycierpiał, życie Go nie oszczędzało i jeszcze tak wcześnie odszedł ... no i wszystko potoczyło się w ekspresowym tempie ... z jednej strony wiem że lepiej, że stało się jak się stało, że nie cierpiał zbyt długo, nie męczył się ... ale z drugiej strony jest z tyłu w głowie myśl ... a jakby poszedł wcześniej do lekarza? może dałoby się coś zrobić, może by żył ...
Wiem, że to tylko nic nie wnoszące myślenie i potęguje to żal i ciężej wrócić do "normalnego życia" ... ale to tak samo przychodzi.
_________________ Tatuś walczył 3 tygodnie - diagnoza DRP z przerzutami do kręgosłupa i wątroby 05.12.2014r. - 26.12.2014r. (*)
Gosiu, uwierz, że wiele tu osób boryka się z podobnymi myślami do Twoich. Ja do tej pory nie mogę sobie darować, że w swoim dorosłym życiu nie zdąrzyłam bardziej pomóc mamie pożyć lepiej, wygodniej, spokojniej.
Nasi rodzice byli z pokolenia, które na wszystko musiało ciężko zapracować. Również moja mama nie miała w życiu lekko. Od dzieciństwa chory kręgosłup, brak pomocy ze str mamy przy wychowywaniu dzieci, mąż alkoholik, w końcu jego przedwczesna śmierć i samotne wychowywanie dzieci. Ogólnie mówiąc - klepanie biedy.
Dopiero gdy ostatnie z dzieci - czyli ja - się usamodzielniło, mama mogła zacząć żyć spokojniej. Niestety, choroba odebrała dany jej czas A ja nie zdąrzyłam w swoim dorosłym życiu na tyle stanąć na nogi, aby ulżyć mamie finansowo, aby mogła na co dzień pozwolić sobie na wszystko, czego odmawiała sobie przez całe swoje życie.
Do tej chwili (i myślę, że do końca swoich dni nie poradzę sobie z tym poczuciem winy) nie mogę sobie darować, że mama ostatnie świadome 12 dni swojego życia spędziła sama w szpitalu. Sala pooperacyjna bez możliwości odwiedzin... Tłumaczyłam lekarzom, ze mama nigdy stąd już nie wyjdzie, ale oni mieli swoje procedury Tego jednego nie mogę sobie darować...że umierała sama
Wszystko to boli tak samo, mimo upływu czasu. Staram się o tym nie myśleć, i tak niczego nie zmienię.
Gdyby mama poszła wcześniej do lekarza, może byłoby inaczej. A może straciłaby na pobyty w szpitalu ten rok życia, gdy żyła spokojnie, w nieświadomości. Choroba była agresywna i być może nic by jej nie zatrzymało...
Żadnym pocieszeniem jest tragedia innych, wszak nie dążymy w życiu do tego, aby innym wiodło się gorzej niż nam. Lżej nam jednak, że nie my jedyni niesiemy tak ciężki krzyż.
Mam podobne doświadczenia. Mój Tatko odszedł gdy miałem 11 lat i wtedy nie można było tak swobodnie chodzić sobie po szpitalu jak teraz. Nawet nie zdążyłem się z Nim pożegnać, Umierał sam ( chyba tylko mama z Nim była z siostrą), a ja z bratem byłem na wakacjach. Wspomnienia budzą we mnie tęsknotę, smutek i żal. Pamiętam jak panicznie bałem się szpitali dopóki sam nie wylądowałem w tym samym szpitalu onkologicznym co tata. Może nawet byłem w tej samej sali co On... i to w dodatku w lipcu, w tym samym miesiącu w którym tata umarł. Dzięki Bogu, Ja żyję , On nie miał tyle szczęścia...
Dziś mija rok odkąd taty nie ma. Był to rok ciężki. Rok upadków ale i dobrych chwil, choć tych było zdecydowanie mniej. Pierwsze urodziny, imieniny, dzień ojca no i przede wszystkim Święta bez taty. Było inaczej, dziwnie. Muszę się nauczyć przeżywać święta na nowo.
Chyba jestem już w stanie normalnie funkcjonować. Prawie nie płaczę, więc chyba jest dobrze.
Pozdrawiam i dziękuję za towarzyszenie mi w tej trudnej drodze.
_________________ Tatuś walczył 3 tygodnie - diagnoza DRP z przerzutami do kręgosłupa i wątroby 05.12.2014r. - 26.12.2014r. (*)
Droga Gosiu,
moja Mama odeszła 18.12.2015r i idę Twoją drogą.Jak piszesz trzeba nauczyć się przeżyć "Pierwsze urodziny, imieniny, dzień ojca no i przede wszystkim Święta bez taty. Było inaczej, dziwnie." Staram się zdusić łzy przy moim Tacie, moim dziecku. Tak mi brakuje Jej głosu, dłoni, zapachu.. Dokładnie czuję coś co się da określić tylko słowem DZIWNIE. Też wydaje mi się, że za mało czasu spędziłam z Mamą jako kobieta, bo Mama mnie późno urodziła. Tak marzyłam, że będę mieć swoją rodzinę, dom i opiekować się swoimi Rodzicami. Tak chciałam siedzieć z Nimi w ogródku. Myślałam, żeby chociaż pożyli do 90tki. Tak bardzo współczułam koleżankom, którym zmarły mamy, że nie zobaczą ich wnuków. Ciocia, która pochowała swojego ojca dwa lata temu, powiedziała mi że żałoba w postaci smutku i ciągłych łez przeważnie słabnie po roku. Straszne, że pomimo pozostawania w pamięci osób zacierają się głos i zapach. Ryczałam jak bóbr czytając posty innych,którym odeszli rodzice,kiedy Mama jeszcze żyła. Opis dziewczyny, która tuli koszulę swojej mamy po jej śmierci i jej perukę utkwiła mi bardzo. Tak bardzo chciałam, żeby Mama wygrała. Przecież jeszcze miałyśmy tyle planów...
Mamo kocham Ciebie!
_________________ Zbyt szybko zgasła Twoja gwiazda Mamo 18.12.2015r.
Jak czytam Wasze posty to nie moge powstrzymać sie od płaczu.
Tatuś odszedł zaledwie 11 dni temu a ja czuje sie zostawiona sama sobie.
Wszyscy skupiaja sie na mamie bo przeciez zostala sama.
Rozumiem to, staram sie rowniez ja wspierac.
Ale coraz czesciej nic mi sie nie chce, nawet wstawac rano z lozka.
Tule taty koszulke ze szpitala. mam wrazenie ze wariuje.
Zamykam oczy i widze tatę leżacego na tym cholernym łóżku.
Chociaz on mowil ze pogodzil sie z tym wszystkim ja nie potrafie.
Tak bardzo tesknie a co bedzie pozniej?
Wszystko stalo sie w ciagu 3 tygodni, chyba odrzucalam mysli ze moze to sie tak potoczyc.
tak bardzo mi go brakuje. :((
Bardzo współczuję, we wrześniu ubiegłego roku odeszła moja mama (wychowywała mnie sama, więc byłyśmy bardzo zżyte- bardzo mi jej brakuje). Teraz w styczniu odeszła babcia-mama mamy teraz zostałam jakby "sierotą", nie mam nikogo bliskiego (poza mającym swój świat bratem). Mam rodzinę- kochanego męża i syna, ale to coś innego, czuję jakby połowa mnie odeszła. Przemijanie jest trudne, odejścia bliskich dla nas pozostających też. Wiem że muszę być twarda, ale nie zawsze się udaje... pozdrawiam cieplutko
_________________ [*] śpij spokojnie kochana moja (27.09.2015)
Droga dziewczyno.Rozumiem Ciebie.Uważam, że płacz naprawdę dużo pomaga.Tak w ogóle nie ma słów, aby doradzić cokolwiek. To jest ciężkie przeżycie,które zawsze jest nie w porę. Duchowo jestem z Tobą Dasz radę
_________________ Zbyt szybko zgasła Twoja gwiazda Mamo 18.12.2015r.
Dawno mnie tu nie było.
Czy coś się zmieniło w moim życiu?
Chyba niewiele. Poza tym że w końcu pogodziłam się ze śmiercią Taty, ale wciąż mi Go brakuje.
Poukładałam wszystko w głowie. Teraz nowym problemem jest stan zdrowia mamy. Podupadła ostatnio na zdrowiu. Nie może wrócić do zdrowia po przeziębieniu. I niestety emocje powracają bo z tatą było podobnie. Mama też była palaczem przez jakieś 25 lat, nie pali już 15 ale strach jest.
Dziękuję że mnie odwiedzacie mimo iż coraz mniej mnie tu.
_________________ Tatuś walczył 3 tygodnie - diagnoza DRP z przerzutami do kręgosłupa i wątroby 05.12.2014r. - 26.12.2014r. (*)
Hej mam nadzieję ze już bedzie tylko lepiej i lepiej i z Twoim nastawieniem do życia oraz że bedzie dobrze ze stanem zdrowia Twojej mamy , ja mam podobną sytuacje , Tata zmarł 14 sierpnia , nie potrafie sobie z tym poradzić również , jak myśle o świetach to łzy mam w oczach , świeta bez taty ? to nie realne , tata był taka osobą której pustki nie da się zapełnić , typowa głowa rodziny , tata walczył 6 miesiecy i odszedł niestety , kilka minut przez smiercia powiedziałem mu chyba pierwszy raz w zyciu ze go kocham...Jestem co dzien u Taty , rozmawiam z nim , wierze ze mnie słyszy i czuwa nade mną , mam momenty ze zapominam na chwile o wszystkim ze wydaje mi sie ze tata poprostu jest w szpitali , ale przychodzi taki moment ze przeciez taty juz nie ma i nigdy nie bedzie , jestem zrozpaczony...
Trzymaj się kolezanko , wiem co czujesz i mam nadzieje ze bedzie lepiej
pozdrawiam Damian
Mój Tata umarł dwa tygodnie temu. Rak płuc. Od diagnozy żył równo 10 miesięcy, trzy miesiące nie wstawał z łóżka w domu, ostatni tydzień spędził w szpitalu na morfinie z powodu ogromnych duszności.
Lepiej się trzymałam kiedy trzeba było załatwiać wszystkie sprawy związane z pogrzebem, pomagać mamie w ZUSie PZU, banku, organizować sprzedaż mieszkania. Teraz przyszedł czas, kiedy jest mi strasznie, niewyobrażalnie smutno- nie znałam dotąd takiego uczucia.
Nie mogę pozbyć się z pamięci widoku Taty umierającego na szpitalnym łóżku, wyrazu jego udręczonych oczu błagających o pomoc.
Mam takie straszne poczucie winy, że prosił mnie od kilku miesięcy, żebym pomogła mu popełnić samobójstwo, bo boi się śmierci od uduszenia, a ja tego nie zrobiłam i umarł dokładnie w sposób, który tak go przerażał.
Mam poczucie winy, że nie było mnie przy nim w noc, kiedy umarł. Chciałam zostać na noc, zabronił mi lekarz- jestem w szóstym miesiącu ciąży. Powiedział, że Tacie nie pomogę, a dziecku mogę bardzo zaszkodzić. Posłuchałam, a teraz muszę żyć ze świadomościa, że zostawiłam Tatę w momencie, kiedy najbardziej cierpiał i najbardziej się bał. Mam poczucie, że zawiodłam najbliższego mi człowieka, który dla mnie zrobiłby wszystko.
i umarł dokładnie w sposób, który tak go przerażał.
Obraz kochanej, odchodzącej osoby jest rzeczywiście dla nas przygnębiający ale chory nie cierpi, to tylko widok jest taki straszny, morfina na pewno tacie pomagała przy bólu, był raczej nieświadomy tego, że odchodzi. To uczucie jak widzimy, że chory cierpi łapiąc powietrze to na prawdę Go nie boli to tylko dla nas jest to przerażający obraz bo mamy wrażenie, że się dusi.
lidkaa napisał/a:
żebym pomogła mu popełnić samobójstwo, bo boi się śmierci od uduszenia, a ja tego nie zrobiłam
Kochana, no tu nie możesz mieć wyrzutów, nikt chyba z nas nie pomógłby w samobójstwie, zawsze mamy do końca jakąś nadzieję, na pewno tego byś nie zrobiła nigdy. No może gdyby była u nas w Polsce eutanazja to pewnie wiele osób tak bardzo ciężko chorych by myślało o tym sposobie ale nie ma a pomagać umrzeć, komuś nam bliskiemu chyba byłoby za trudne.
lidkaa napisał/a:
Powiedział, że Tacie nie pomogę, a dziecku mogę bardzo zaszkodzić.
Lekarz miał rację, przeżywałabyś bardzo taty odchodzenie a nosiłaś nowe życie, stres mógłby bardzo zaszkodzić dziecku. Tato nawet jak Cię nie było w tej ostatniej chwili, na pewno wiedział, czuł, że Go kochasz, że jesteś, że musisz zadbać o Jego wnuczkę/wnuka, że nosisz nowe życie, na pewno nie miałby do Ciebie żalu. Skoro Ty Go kochałaś w każdej chwili to i On Cię kochał niezależnie od tego gdzie byłaś.
lidkaa napisał/a:
Mam poczucie, że zawiodłam najbliższego mi człowieka, który dla mnie zrobiłby wszystko.
Nie zawiodłaś na pewno, byłaś z tatą podczas Jego choroby, na pewno pomagałaś, zrobiłaś wszystko co mogłaś, więcej się po prostu nie dało, tato to wiedział i na pewno nie miał do Ciebie żalu, to Ty sama pielęgnujesz w sobie to poczucie winy. Tato chciałby dla Ciebie jak najlepiej, teraz z góry Cię obserwuje i na pewno nie chce żebyś przez Niego cierpiała.
, musi minąć trochę czasu, żałobę trzeba przeżyć, później będziesz pamiętała te miłe chwile z tatą, pozdrawiam ciepło, trzymaj się, masz dla kogo żyć, bo niedługo na świecie pojawi się cząstka Twojego taty.
Mam poczucie winy, że nie było mnie przy nim w noc, kiedy umarł. Chciałam zostać na noc, zabronił mi lekarz- jestem w szóstym miesiącu ciąży. Powiedział, że Tacie nie pomogę, a dziecku mogę bardzo zaszkodzić. Posłuchałam, a teraz muszę żyć ze świadomościa, że zostawiłam Tatę w momencie, kiedy najbardziej cierpiał i najbardziej się bał. Mam poczucie, że zawiodłam najbliższego mi człowieka, który dla mnie zrobiłby wszystko.
Lidkaa współczuje Ci ogromnie i z całego serca. Moja mama zmarła 2.10.16. Od ostatecznej diagnozy nie minęły dwa tygodnie. W piątek namówiłam Ją żeby pojechała do szpitala bo już płynów nie przyjmowała. Z soboty na niedzielę śniło mi się, że wychodzę od Mamy z mieszkania idę do brata i babci i mówię im, że już nie jest potrzebny jej szpital, że czuje się dobrze... w niedzielę pojechałam ją odwiedzić do szpitala... nie mogłam patrzeć na to... nie mogła złapać oddechu to był okropny widok który staje mi przed oczami jak tylko zaczynam o tym myśleć ... Niecałe 6h później zmarła. A mnie przy Niej nie było ... mam takie wyrzuty sumienia ... i do tego, że zmarła w szpitalu a nie w domu. Chociaż wiedziałam,że chciała umrzeć w domu to uparłam się żeby pojechała do szpitala gdzie miała stałą opiekę bo w domu nie mieliśmy jak Jej tego zapewnić. A jeszcze lekarz i pielęgniarki mówili, że nie powinnam tam być bo jestem w 8 miesiącu ciąży. Nie mogę z tego powodu przeżyć żałoby, wciąż "wyłączam mózg" żeby nie myśleć i nie płakać, nie stresować tym dziecka... Boli mnie bo była jedyną osobą na którą mogłam zawsze liczyć. Dopiero teraz widzę ile dla mnie zrobiła i jak Jej nie doceniałam. W ubiegłym roku pochowałam swoją pierwszą córkę a w tym swoją Mamę... I jeszcze Mama nie doczekała narodzin swojej drugiej wnuczki. Jestem w rozsypce. Odwróciłam się od wszystkich, z nikim nie chce rozmawiać. Mała wzmianka o czymkolwiek co przypomina mi Mamę i zalewam się łzami.
Każda historia jest inna ale łączy nas ogromny smutek po stracie bliskich osób. Może nie zdaje sobie sprawy jak cierpią inni i może Wasz ból jest większy niż mój. Tym bardziej chciałabym przesłać wszystkim Wam najszczersze kondolencje i życzenie wytrwałości i wielkiej siły. Moja babcia powiedziała, że nie powinniśmy płakać bo to już nie pomoże zmarłym a wręcz przeciwnie, nie chcieli by widzieć Nas takimi.
Jedno mam pocieszenie możecie w to wierzyć lub nie ale moja Mama parę dni po śmierci przyszła do mnie. Powiedziała żebym pogodziła się z babcią. A nie odzywałam się z nią ze 4 lata. Obudziłam się w nocy i usłyszałam : Irena - pogódź się. Teraz Mama przychodzi w snach przekazywać mi różne wiadomości. Czyli po śmierci coś Nas czeka.
_________________ "Spraw aby każdy dzień miał szansę stać się najpiękniejszym dniem Twojego życia"
M.Twain
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum