Gosiat, doskonale Cię rozumiem. Przeżywam podobne chwile, choć mój Tatuś odszedł już pół roku temu. Nie potrafię się z tym pogodzić i mam ciągle wrażenie, że może można było jednak zrobić coś więcej by go ratować. Żył dokładnie 10 miesięcy od postawienia diagnozy. Przeżywałam tę chorobę potwornie i na każdą wizytę i chemię jeździłam z tatą zwłaszcza, że moja mama już niestety też nie żyje, więc byliśmy zdani tylko na siebie. Zmarła 8 lat temu też na nowotwór. Zatem najpierw przeżywaliśmy to wspólnie z mamą a niedawno dokładnie to samo z tatą. Do teraz trudno mi uwierzyć w to co się stało. Mama miała 58 lat a tata 65. Nie w takim wieku powinno żegnać się rodziców. Niby taka kolej rzeczy ale jednak dużo za wcześnie. Tata bardzo cierpiał, bo miał przerzuty do kości i wspomnienie jego bólu i cierpienia powoduje u mnie ogromny ból psychiczny. Bardzo kochałam swoich rodziców, zawsze mogłam na nich liczyć, szczególnie z tatą byłam ogromnie związana, bo był to cudowny i zawsze służący pomocą człowiek. Ciężko się z tym pogodzić, że tak szybko i w takich cierpieniach zabrała ich ta okrutna choroba. Po śmierci mamy również było ciężko, ale teraz wiem jak ogromnym wsparciem wtedy był tata. Teraz choć nie mam jeszcze 40 lat nie mam już moich rodziców. I ten pusty dom po nich jest bardzo smutny ... Ta cisza kole w uszy. Nieco pomaga mi jednak książka Ebana Alexandra "Dowód" o życiu po życiu, więc może i Tobie pomoże. Polecam wszystkim. Chcę wierzyć, że żyją teraz w lepszym świecie bez bólu. Tylko szkoda, że nie mogę z nimi porozmawiać. Pozdrawiam wszystkich borykających się z odejściem bliskiej osoby i życzę dużo siły.
Minęło 3 miesiące...nawet nie wiem kiedy. Powoli moje życie zaczyna wracać na normalny tor,tyle że bez taty. Często wspomnienia wracają,wciąż jestem zmęczona,niewyspana czasami wręcz wyczerpana,ale już chyba nie irytuje się tak często. Za to często lapię się na tym,że chcę zadzwonić do taty,spytać co u Niego,czy lepiej się czuje...często to dzieci przypominają mi że dziadka już nie ma i chcą go odwiedzić w niebie.
Ostatnio zastanawiałam się co pamiętam z czasów jak tato był zdrowy i wyszło że nic nie pamiętam,jakbym nie miała wspomnień.
Czekam z utęsknieniem wiosny,że może ona obudzi we mnie chęć życia,bo na razie ciągnę bo wiem że muszę. Dziękuję że mnie odwiedzacie i dzielicie się swoimi przeżyciami,to dla mnie ważne,bo mąż mimo iż jest przy mnie to nie bardzo rozumie.
_________________ Tatuś walczył 3 tygodnie - diagnoza DRP z przerzutami do kręgosłupa i wątroby 05.12.2014r. - 26.12.2014r. (*)
Ostatnio zastanawiałam się co pamiętam z czasów jak tato był zdrowy i wyszło że nic nie pamiętam,jakbym nie miała wspomnień.
Te miłe wspomnienia wrócą ale na to potrzeba czasu. Zbyt dużo złych rzeczy, bólu i cierpienia jest w pierwszych miesiącach po stracie. Przeżywamy i wspominamy wszystko to co związane było z chorobą, cierpieniem i odchodzeniem. Myślę, że przyjdzie czas kiedy zobaczysz tatę z tych dobrych czasów i będziesz wspominać chwile radosne, które razem przeżyliście.
Muszę Ci powiedzieć, że mojej mamy nie ma równy rok i przewijają mi się i te dobre chwile z życia ale niestety bardzo często widzę ostatnie dni, kiedy była w strasznym stanie i ten obraz chyba nigdy się nie zatrze, zbyt był poruszający.
Moja mama zmarła prawie 15 lat temu, byłam pół roku przed maturą, bardzo długo nie mogłam sobie poradzić z bólem, nikt wtedy nie pomyślał o psychologu dla nas. Mama chorowała 1,5mca. Trauma nie od opisania, teraz zachorował mój tato, pytam się dla czego....dlaczego to znowu my....
Kochana, ja też sobie zadaję takie pytanie: dlaczego mój mąż?przecież jesteśmy młodzi, mamy dziecko?ale, to nic nie da, takie jest życie, musimy przyjąć co nam daje, choć to bardzo trudne Też mam pretensje, przecież mamy tyle planów na życie, człowiek nie wie, co nas czeka, boi się przyszłości. Ale wiesz co? chorzy ludzi cierpią-są błogosławieni przez Boga- tak to sobie tłumaczę :)Przecież- złego diabli nie biorą Czytam na każdy dzień "Jezus mówi do ciebie". Bez wiary teraz dla mnie byłoby bardzo ciężko. Bardziej zbliżyłam się do Boga. Tobie też radzę. Jest ciężko każdemu choremu z rodziny, może nawet bardziej, oni to inaczej przechodzą, ale musimy-bo nie mamy wyjścia-być dla nich oporą!
Minęło 4 miesiące ... 8 kwietnia zmarł mój jedyny,najukochańszy dziadzio. Byliśmy z Nim do ostatniego tchnienia ... i znów pojawiła się pustka, żal ... a ja dalej nie mogę dojść do siebie, nie mogę się wyspać, chodzę zmęczona, no i co rusz łapią mnie choroby
Prawie co niedziela jestem u Taty na cmentarzu ... już niedługo będzie miał pomnik.
Jest lepiej, ale nie super ... może kiedyś wszystko będzie prawie jak dawniej?
_________________ Tatuś walczył 3 tygodnie - diagnoza DRP z przerzutami do kręgosłupa i wątroby 05.12.2014r. - 26.12.2014r. (*)
Gosiat wyrazy współczucia z powodu pożegnania z kolejnym bliskim członkiem rodziny. Chyba dopiero śmierć najbliższych pokazuje człowiekowi jakie ciężkie jest życie i że właśnie teraz wkraczamy w ważny etap nauki radzenia sobie w nim bez tych, którzy byli koło nas zawsze.
Twoje życie wkrótce wróci do normalności, na co dzień zapomnisz o przykrych wydarzeniach. Nie pocieszę Cię mówiąc, że już nigdy nie będzie jak kiedyś. Ja funkcjonuję jak dawniej, nawet więcej się uśmiecham. Chyba dlatego, że mam jedno zmartwienie mniej - cały czas powtarzam mężowi - przed Tobą najgorsze chwile w życiu, ja już nie musze martwić się o rodziców, nie musze się bać sygnału karetki czy wiadomości o chorobie.
Jednakże, nawet w gonitwie codziennego życia, cały czas gdzieś tam "z boku" w głowie kryje się myśl, że mojej mamy już nie ma, nigdy nie będzie.
Najgorsze są te trudniejsze chwile - chwile choroby, kłótni z mężem, ogólnie pojawiające się problemy. Wtedy pojawia się łezka w oku - tak bardzo chciałabym pojechać , porozmawiać z mamą, chociaż z nią posiedzieć.
W styczniu sprawiliśmy sobie pieska - do tej pory łapię się na myślach: "moja mam nie zdążyła poznać Fionki".
Pokrótce - moje całe życie podzieliłam na życie przed i po Jej śmierci. Życie po Jej odejściu nie jest złe, ale zupełnie inne. Myślę że właśnie po śmierci rodziców człowiek przestaje być dzieckiem - to taka magiczna granica - żadna 18-tka.
Trzymam za Ciebie kciuki i z całego serca życzę Ci, abyś wreszcie odnalazła spokój i uporała się z własnymi myślami i z tęsknotą po odejściu ukochanych osób.
Pozdrawiam Cię ciepło, Gosia.
Minęło 4 miesiące ... 8 kwietnia zmarł mój jedyny,najukochańszy dziadzio. Byliśmy z Nim do ostatniego tchnienia ... i znów pojawiła się pustka, żal ... a ja dalej nie mogę dojść do siebie, nie mogę się wyspać, chodzę zmęczona, no i co rusz łapią mnie choroby
Prawie co niedziela jestem u Taty na cmentarzu ... już niedługo będzie miał pomnik.
Jest lepiej, ale nie super ... może kiedyś wszystko będzie prawie jak dawniej?
Gosiat, cieszę się, że czasem coś napiszesz.. odkąd nie ma już mojego Taty i tak wchodzę czasem na to forum i szukam wątków "znajomych" z czasów choroby..
Mój Tata odszedł 3 miesiące i 12 dni temu. Jak to piszę, to wciąż wydaje mi się to nieprawdopodobne. Patrzę codziennie na Jego zdjęcie, tak dobrze znaną mi twarz i nie wierzę, że już nigdy, nigdy....
Stoję nad Jego grobem.. i jakoś nie dowierzam, że jego ciało tam jest, pod ziemią.
Moje życie toczy się w miarę normalnie. Czasem nawet miło spędzam czas, śmieję się itd.. aż sobie przypominam, że to już nie jest taki sam świat, że już nigdy nie będzie.. i chce mi się się ryczeć na całe gardło Już nigdy nie będzie jak dawniej, i nawet nie chcę, żeby tak było, bo Tata był zbyt ważny...
Pozdrawiam Ciebie serdecznie
Gosiu!
I ja rozumiem Cię aż za dobrze. Moja mama odeszła 24 maja i podobnie jak Twój Tatus miała zaledwie 61 lat. Niestety ja pierwsze objawy choroby mamusi zignorowałam, gdyż wzięłam je za nadużycie leków psychotropowych.
Więcej tutaj http://www.forum-onkologi...iny-vt11922.htm
Nasz historia też rozegrała się w niespełna 2 miesiące. I w żaden sposób nie umiem sobie poukładać tego w głowie.
U mojej mamci oprócz guza płuca ujawniła się jednocześnie POCHP i niewydolność oddechowa, więc nie można jej był poprawie zdiagnozować pod kątem raka. Zatem powiedziano mi, że na 99 % jest rak płuc a zachowanie mamy wskazuje, ze pewnie z przerzutami w mózgu.
Skoro jednak nie była to diagnoza 100% to w nią nie zupełnie wierzyłam. Widziałam i wiedziałam, że stan mamy się pogorszył ale nie dopuszczałam do siebie myśli, że tak bardzo. Nie w ciągu kilku tygodni. Załatwiałam aparaturę do domu, lekarzy, konsultacje… szykowałam się na powrót innej bo chorej mamy do domu. Tydzień przed Jej śmiercią poprosiłam lekarza o szczerą rozmowę i wówczas rozwiał on moje nadzieje. Mama wówczas już była niemal stale nieprzytomna. Zatem miałam zaledwie ten tydzień aby się przygotować… ale na śmierć najbliższych przygotować się nie da.
Nie umiem ale też i chyba nie chcę wyrzucić z umysłu widoku jej kochanej buźki i całego ciałka, gdy taka chudziutka i słabiusieńka leżała w łóżku a ja trzymałam ją za rączkę… Boze jaka była delikatna i kochana… i taka malutka, bezbronna…
Ja też, podobnie jak Ty czuję się fizycznie coś nie tak… na potęgę przybywa mi siwych włosów.
Patrzę na zdjęcie, jest na nim taka promienna, usmiechnięta… Mam wrażenie, że wciąż jest i zaraz wróci.. I tylko jakoś czasem za serce ściska taki potworny ból i w głowie kołaczące się słowa „Ona odeszła, zmarła, nie ma mojej mamy”. Mam wówczas wrażenie, że się dusze… nie wiem co to jest…
Gosiu trzymaj się dzielnie.. mamy rodziny, dla nich musimy żyć w miarę normalnie, chociaż nie wiem dziś co to znaczy normalnie. Pozdrawiam Cię bardzo cieplutko...
2 miesiące.. nawet nie chce sobie wyobrażać co musiałaś czuć. Niesamowite że wszystko może potoczyć się tak szybko.. Szczere wyrazy współczucia dla każdego kto stracił bliską osobę!
Od odejścia taty minęło ponad pół roku,a ja sama nie wiem jak się czuje. Są dni kiedy się śmieję,zapominam o wszystkim,a później wszystko wraca i czuję się małą,bezbronną dziewczynką.no i wciąż pamiętam tatę z czasu gdy był chory,gdy cierpiał i zupełnie nie był sobą.
_________________ Tatuś walczył 3 tygodnie - diagnoza DRP z przerzutami do kręgosłupa i wątroby 05.12.2014r. - 26.12.2014r. (*)
Dzisiaj mija 8 miesięcy ... niby dużo, niby nie. Ciągle mam ochotę zadzwonić do taty, spytać co u Niego, czy córka mogłaby przyjść do Niego, bo jest chora i nie mam Jej z kim zostawić ... no i łapię się na tym, że nie mam do kogo zadzwonić, bo Taty już nie ma ... bo jest po tamtej stronie tęczy i opiekuje się swoimi wnuczętami, którym nie dane było przyjść na świat, jest ze swoją mamą i ma tam dobrze, przynajmniej tak sobie to wszystko tłumaczę, bo skąd mam wiedzieć co jest po śmierci ...
Poza tym, życie toczy się powoli - dla mnie powoli, a w kalendarzu dni znikają w zastraszającym tempie. Córka idzie już do zerówki, syn zaczyna od września przedszkole.
No i problemy nie opuszczają naszej rodziny ... jak się przyplątało w listopadzie, tak nie chce odpuścić
Mój brat ma kłopoty rodzinne, najpierw nie prosi o pomoc, a za jakiś czas wypomina, że skoro nie mógł liczyć na rodzinę pomogli Mu koledzy ... to strasznie boli, bo ani do mnie ani tym bardziej do mamy nie zwrócił się po pomoc, nie chce powiedzieć o co chodzi, a później jakieś żale na nas wylewa. Boli to tym bardziej, że mama powoli zaczęła wychodzić na prostą po śmierci męża, później ojca ... jakoś to sobie układała ... a tu kolejny cios.
Przez to wszystko i ja już nerwowo nie wyrabiam, bo mama dzwoni, płącze że Ona już tego wszystkiego nie wytrzyma.
Nie wiem już co mam robić, jak pomóc i komu tak naprawdę pomóc.
_________________ Tatuś walczył 3 tygodnie - diagnoza DRP z przerzutami do kręgosłupa i wątroby 05.12.2014r. - 26.12.2014r. (*)
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum