Ojej, nie było lekko... Wiele się zmieniło, będę robić teraz co innego, niestety nie będzie to miało wiele wspólnego z moim zawodem, czyli geodezją. No ale cieszę się, że w ogóle szefowa na mnie czekała, że bardzo chciała, żebym z nią pracowała - chociaż zadania będa inne niż 2 lata temu.
Większość osób przywitała mnie z sympatią - ja strasznie się cieszyłam, że znowu widzę znajome twarze. No ale nie wszyscy się cieszą - nawet dostałam "dobre rady" od koleżanki z pokoju, że ona by swojego dziecka nie oddała na cały dzień do przedszkola, że to za długo, że w przedszkolu dzieci chodzą głodne i w ogóle straszne rzeczy tam się dzieją. Że najlepiej bym zrobiła wracając na 1/2 albo 3/4 etatu... Tylko że ja muszę zarobić na życie, na kredyt, na przedszkole...
Łzy mi stanęły w oczach, bo i tak cały czas myślałam o Kornelii, czy wszystko jest u niej dobrze.
Jakoś dałyśmy radę i mam nadzieję, że wszystko się dobrze ułoży.
no i jestem po wakacjach u wujka. Porażka
wujek na chemii nie był , wylądował w szpitalu bo 2 tyg nie jadł nic. Mąż mój odebrał go jak przyjechaliśmy na wakacje. Przez tydzień się nim zajmowaliśmy. Nie jadł nic, słaby, nie dobry,ból głowy okropny, chyba przerzuty miał. Nie widzieliśmy co z nim robić. A nad morzem-porażka. Lekarza nie ma, hospicjum za daleko więc nie , bo most remontują w Kołobrzegu, do szpitala nie bo po co już. W końcu załatwiliśmy szpital w Kamieniu Pomorskim na chirurgii. W domu nie miał się nim kto zajmować a i on nie chciał pomocy niczyjej był nie miły, ordynarny, mdlał, wył z bólu głowy. Zabrali go tam dali kroplówki, leki przeciwbólowe. On tylko spał, i spał. W sobotę dostaliśmy wiadomość że zmarł .2 miesiące po swojej żonie. Takie miałam wakacje. Widok cierpiącego umierającego wujka. Poza tym ok, pogoda za bardzo nie dopisywała ale z rodzinką i znajomymi tydzień był fajny.
mamanel, życzę Ci z całego serca, żeby wszystko było ok! Po jakimś czasie w pracy "wejdziesz w rytm" i będzie dobrze. A koleżankami z pokoju się nie przejmuj, niech sobie gadają. To super, że Twoja szefowa przywitała Cię z sympatią, teraz tak trudno o pracę.....(ja jej szukam od dawna)
Pozdrawiam i Buziaki
_________________ Póki oddycham - nie tracę nadziei !!!
AD Koleżanka DR-jeśli ktoś nie potrafi żyć własnym życiem to tak ma To jej problem nie Twój.Na pewno sobie dobrze radzisz Pozdrawiam Jerzozwiesz
_________________ carcinoma planoepitheliale spinocellulare keratodes G2.Nie samym rakiem człowiek żyje...Dla walczących życie ma smak,którego reszta nie pozna.Cytat prawie dosłowny.
Maganana tak bardzo jest mi przykro, że miałaś takie wakacje....
Przytulam Cię bardzo mocno...ach, to życie..
Mamamel. będzie dobrze, dasz radę, głowa do góry!!! Jesteś cudowną wartościową kobietą, która doskonale wie co robi!!! Ja byłam trzy trzy lata temu w identycznej sytuacji.
Pozdrawiam Was mocno!!!
ania
jak pogaducha to pogaducha, choć u mnie temat się kręci w okół jednego- medycyny.
Cały czas wychodzą mi złe wyniki nerkowe. Moje nereczki coś sie buntują, do tego już mam termin an grudzień do hirurga naczyniowego (mam zylaki- dziedziczne po mamie) dostanę skierowanie do neurologa na rezonans albo tomograf głowy i mam się umówić do okulisty na badanie dna oka. Na szczęście ginekolog już zaliczony, czekam na wynik z cytologii, marker CA 125 na szczęście wyszełd OK. 8. (chyba) 6.gdzieś po drodze dentyste jeszcze musze odwiedzić (śniło mi się dzisiaj ze mnie ząb boli )
Mój kochany Ireneusz nie poszedł na zabieg usuniecia migdałłow (bo nie miał czasu na dentyste a teraz nie ma czasu na ten zabieg ) tez widzę ze z nim coś nie tak. Ale się do lekarza na badania nie da zaciągnąc. Kaszle jak nie wiem co a prześwietlenia płuc chyba nigdy nie miał robionego
Teściowa robiła sobie mammografię "w autobusie" i wykazało ze ma guza na piersi średnicy 18 mm. ... wezwano ja do gliwic a tam sie okazało ze nie ma nic. Nosz oszaleć idzie.
I jak tu nie zwariować.
Na szczęście dzieci zdrowe
Szliśmy sobie spacerkiem ze znajomymi na jedzonko.
Moja córeczka tak jakoś podeszła mi pod nogi i tak niefortunnie palcem uderzyłam o jej but,że coś chrupnęło,palec skrzywił się w drugą stronę i opuchł.
Kumpel spojrzał na mnie i powiedział-"no chodź,dasz radę,zostało tylko 100m do kebaba".
Byłam dzielna i doczłapałam się tam,ale apetyt straciłam .
Pojechałam wieczorkiem na chirurgię i okazało się,że złamanie.
Bardzo miły Doktor nastawił w znieczuleniu to co skrzywiło się i założył usztywnienie plastrowe.
Wracając od lekarza do domu zadzwoniłam do synka i mówię mu,że palec złamany.
A on co?Jego pierwsze słowa to-"a odszkodowanie za to będzie?"
I miej tu dzieci i przyjaciół
Dobiją leżącego
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum