rakar, to szacuneczek-bo to moje pierwsze złamanie.
Całe szczęście,że tylko dość maleńkie,mogła to być np cała noga,ale wszystko przede mną
Dlatego chyba też aż tak mocno nie bolało.Głupio mi było marudzić,bo przecież to tylko paluszek.
Jak w ogóle bym mogła narzekać na ból w przypadku takiej maleńkiej kontuzji?
W porównaniu z tym co przechodzą nasi chorzy bliscy to jest pryszcz.
I szczerze mówiąc jak zobaczyłam palec wygięty w drugą stronę to z koleżanką się naśmiałyśmy,bo wyglądało to dziwnie.
Bardziej się bałam jak do szpitala jechaliśmy-ja mam bardzo rozbudowaną wyobraźnię,która mi podpowiadała co mogą mi tam zrobić...a jeszcze jak w poczekalni siedzieliśmy to jakiś facet w gabinecie tak się wydzierał,tak krzyczał z bólu,że myśli mi buzowały.
Jak to w życiu bywa,zawsze jak się wali to się wali drzwiami i oknami.
Wczoraj córka zaczęła gorączkować do 39,6.
Walczyliśmy straszliwie z tą temperaturą.
Do tego doszedł ból brzucha i głowy.
Dziś biedula tak źle się poczuła,że poleciało z niej górą i dołem.
Nie zdążyła usiąść na ubikacji,więc spoooro sprzątania miałam.
Na domiar złego odwracam się,a na korytarzu moja psina chyba ze strachu się posikała.
Nie wiedziałam co pierwsze sprzątać
Pojechaliśmy do lekarki i okazało się,że to jakiś wirus jak jelitówka.
W sobotę mieliśmy zamiar zrobić mocno opóźnioną parapetówkę,ale odwołaliśmy.
Wiadomo jak to jest po różnych "płynach".Nikt na nikogo nie uważa.A jakby mnie ktoś nadepnął na ten palec to chyba bym oszalała.
Więc jest super!
Pozdrawiam z pięknego zakończenia wakacji