Kasiu nie wiem, co mam napisać aby mogło być Ci lżej.....
Bardzo mi przykro, że stan Tatusia tak się pogorszył. Mam nadzieję, że pomimo tych smutnych wieści jeszcze wiele pięknych dni przed Wami.
Katarzynka36 napisał/a:
Nie śpię, biegam, załatwiam, siedze przy Tacie, ale czuję się jakbym... umarła... jakbym była w innej rzeczywistości... jakby to bylo nierealne.
Jak dobrze znam ten stan. Miałam podobnie- bez snu, jedzenia jedynie na kawie jakbym poruszała się w jakieś gęstej cieczy
Kasieńko trzymaj się i dużo siły dla Ciebie i Tatki
Jestem duchem przy Was.
_________________ "Ludzkość! Jaka ona szlachetna! Jakże chętna do poświęcenia...kogoś innego."
S. King
Dzięki Czkawuniu, dzięki Anelio,
Anelio, no wlasnie wiele rzeczy jest podobna do tego co przechodzil Twij Tatko - to pobudzenia, ta agresja:( Tylko... no właśnie, pamietam, że przecież dr orzekli, że u Was guzek jest za mały by doprowadzic do takiego stanu... u nas guzków jest więcej:(:(:( i to moim zdaniem eweidentnie od meta do OUN wszytsko sie dzieje... koszmar... zresztą - przechodziłaś to mnie rozumiesz...
czkawuniu... z ta gestą ciecza to trafilas w sedno... nie śpię, padam ze zmęczenia fizycznego i psychicznego, pije litrami kawę, od ciąglego myślenia mam wrażenie, że "pala mi się styki w głowie", a to wszytsko jest takie nierealne, nierzeczywiste, jakbym poruszała sie w gęstej cieczy:(:(
Kasienko..
Te wszystkie znaki Tatko dal zebyscie wiedzieli ze istnieje zycie..ze jest tam Mu dobrze i zebys sie nie martila..Moj Tatko tez dawal znaki..teraz troszke mniej ale czuje Go na wyciagniecie reki..zawsze jest obok..Przyjdzie i do Ciebie..kiedy uzna ze to juz czas..buziaki i modl sie duzo rozancem...
_________________ Kocham Cię Tatulo !!! Ty Tylko Go poprowadz,Tobie powierza swa droge..Panie moj.
Kasiu, nie chcę Ci pisać, że "czas leczy rany" albo inne tego typu banały....bo te rany zawsze będą i raczej nigdy się nie zagoją. Zmieni się natomiast postrzeganie straty, stanie się ona bardziej realna.
Tęsknota natomiast będzie od teraz kolejnym uczuciem, które raczej nigdy nie opuści Twego serca, a będzie czymś co zawsze będzie towarzyszyć Twoim myślom, uczuciom....T
Ta tęsknota stanie się jak oddech, jak bicie serca...bez niej nie sposób będzie żyć- przynajmniej ja tak mam.
Ciężko, ale to wszystko "wina miłości", zawsze tak jest gdy kochamy zbyt mocno (o ile można za bardzo kochać?).
Kasieńko wierzę, że niebawem Tatuś przyjdzie do Ciebie we śnie a sen da Ci chociaż chwilowe ukojenie.
Tulę Cię mocno i jestem myślami z Tobą
_________________ "Ludzkość! Jaka ona szlachetna! Jakże chętna do poświęcenia...kogoś innego."
S. King
dziękuję Goniu i Czkaweczko,
Staram sie modlić jak najwięcej za Tatulka, codziennie jestem na Mszy w kościele, dwa razy dziennie odwiedzam Tatulka...
Marzę o tym by mi sie przyśnił.
tak ogromnie tęsknię...
Najpierw była wielka rozpacz, ale i swoistego rodzaju ulga, że Tatko nie cierpi, nie meczy sie, nie dusi się, bo umierała patrząc jak On się męczy...
Teraz jakby zaciera mi się ten prawie dwutygodniowy okres pobytu w szpitalu i obraz Taty oslabionego, wymeczonego chorobą... Teraz znowu widzę silnego tatę sprzed choroby i buntuję się dlaczego to On właśnie zachorował!!!
Dzisiaj stało sie coś dziwnego. Taty ukochana 2-letnia wnusia weszła do domu Rodziców i dotychczas - jak Tatko był w szpitalu i jak juz zmarł mówiła - patrząc na puste miejsce na Taty ulubionym fotelu, że "dziadzia nie ma", a dzisiaj zdarzyło się tak, że o Dziadku nic nie wspomniała, natomiast tak jakby... kogos ujrzała... patrzyła w jedno miejsce, pokazywała paluszkiem i mówiła, że jest "Amen". Ona tak dotychczas mówiła na wszelkiego typu Aniołki - figurki, świete obrazki itp. których jest kilka u moich rodziców. Teraz zachowywała się jakby tego "Amenka" widziała... w kącie pokoju...dużego... bardzo nas to poruszyło...nie wiem co myśleć, mam chaos w głowie...
Gdyby zobaczyła dziadka, to by powiedziała, że widzi dziadzię, a ona najwyraźniej mówiła, że widzi "Amenka".
W to, że małe dzieci widzą "więcej" słyszałam od wielu osób......
Kasiu Kochana coś w tym musi być, u mnie też różne rzeczy się działy i nie można tego było racjonalnie wytłumaczyć
Czytałam, że przez 40 dni wszyscy co odeszli jeszcze są z nami i dają nam znać o tym w jakiś niewytłumaczalny sposób.
Czkaweczka tak dosadnie napisała i podpisuję się po Jej słowami.
Mam nadzieję, że doznamy ukojenia w tym co przeżywamy.
_________________ "Odnajdź w sobie zalążek radości, a wtedy radość pokona ból"- R. Campell
Kasiu u mnie dziś 9 miesięcy od śmierci Taty i tęsknota jest przeogromna.Mnie Tata od śmierci się jeszcze nie przyśnił.....Życzę Ci ukojenia i dużo sił, bo wiem jak Ci ciężko....
Eluniu - dziękuję ...
też słyszałam o tych 40 dniach...
Aga...Mi kuzyn (mąż kuzynki) opowiadał, że czekał pół roku na sen ( jego ojciec mial tez raka płuc - zmarł dośc gwałtownie z powodu krwotoku)... chodził na cmentarz i prosił Ojca by mu sie przyśnił.. w końcu sen był i to podobno przecudny... Kuzyna Tato opowiadal w nim, że ma się o Niego nie martwić, że patrzy na nich z góry, czuwa nad Nimi, opiekuje się, wie co u nich się dzieje, a On tam na górze czuje sie wspaniale, bo tam jest sama radość i żadnych zmartwień... Kuzyn - policjant, u którego łez nie widziałam jak mi to opowiadał to popłakal się jak dziecko - życzył mi po pogrzebie mojego Taty też takiego snu jak on miał, bo mówił, że wtedy doznał prawdziwej ulgi i ukojenia i niejako "skończył Żałobę", bo w jego sercu pojawiła się radość...
O takim śnie też marzę...
Ja również słyszałam o tym że maluchy mają ten "6 -ty zmysł". Ponoć dlatego, że są bez grzechu. Pewnie jest to tak, że z czasem jak stajemy się starsi i zaczynamy grzeszyc to ten dar zanika Kasiu, nie czekaj tak mocno, bo to przyjdzie w najmniej oczekiwanym momencie - mam na myśli ten sen z tatą. To moze potrwać. Ale zdarzy się samo, pewnie wtedy kiedy najmniej będziesz się tego spodziewać. A na koniec powiem, że Ty dziewczyno naprawdę umiesz kochać. Dawno nie spotkałam się z osobą która tak strasznie kocha rodzica. Pamiętaj jednak Kasiu o sobie troszeczkę. Rozpacz naprawdę potrafi zrobić spustoszenie w psychice co odbija się na zdrowiu fizycznym. Dbaj o siebie
_________________ "Każdy człowiek umiera. Nie każdy żyje naprawdę..."
Nie wiem od czego zależy fakt, czy ktoś nam się przyśni czy nie, ale czytam to co piszecie i chcę Wam powiedzieć, że gdy miałam 5 latek zmarł mój tata.Od tego dnia minęły już prawie 22 lata i tata nigdy ale to przenigdy mi się nie pokazał w śnie. Miałam 7 lat gdy zmarła jedna babcia, 8 gdy zmarła druga babcia i one również nigdy mi się nie śniły.Teraz zmarła mama.Miałam sen o niej ale jej w tym śnie nie było.
Ja znam taka teorię, że gdy nasi bliscy odchodza spokojnie, to nie będą nam się ukazywać w snach i wracać w ten sposób. Jedynie w przypadku, gdy czegoś nie zdążyli nam powiedzieć, przekazać, czegoś nie zdążyli załatwić przed śmiercią, wtedy owszem, będą nam dawać znaki.
A gdzie czytałyście o tych 40 dniach bo też chciałam poczytać?
Ja znam taka teorię, że gdy nasi bliscy odchodza spokojnie, to nie będą nam się ukazywać w snach i wracać w ten sposób.
od smierci mojego taty niedługo minie 11 miesięcy i snił mi się tylko raz , w sumie to Go nie widziałam, mignął mi tylko ,ubierał się i wychodził , zapytałam gdzie on idzie - odpowiedział że jedzie na działkę bo brat sam nie ma duzo czasu i On musi mu pomóc ,
to było ukochane miejsce taty
ten sen był jakies 2 miesiące temu , to była tylko krotka migawka , kadr , urywek snu
zaraz po smierci sniłam ,że odchodzi , kazdej nocy widziałam jego smierć na nowo
Juz nie czekam na sen o Nim, koszmary minęły
pamietam to co było piękne, staram się wyrzucić z pamięci ostatni miesiąc z jego życia,
nie chcę tego pamiętać
zbyt trudne wspomnienie , zbyt bolesne
czasem w jego ulubionych miejscach wydaje mi się ze go widzę,
to tylko moja pamięc utrwaliła obraz taty ,
Katarzynko, wspominaj to co było piękne, bo to jest najważniejsze
i tylko to się liczy, te wszystkie piękne chwile
to co było waszym wspolnym życiem z Tatą
być może kiedys ci się przyśni, i niech to będzie piękny sen,
_________________ Nawet jeśli niebo zmęczyło się błękitem, nie trać nigdy światła nadziei.
dzięki Martito, Honoratko i Niki
Honorato - o tych 40 dniach słyszałam jak byłam mała od babci, potem powtarzała to moja Mama, nie wiem czy można gdzies o tym przeczytać...
Niki,
ja mam wrażenie, że już nie pamietam tych 2 koszmarnych tygodni w szpitalu, tych 2,5 roku walki z rakiem, jakbym od wczoraj wspominam tylko tatę sprzed choroby.
Ale pamietając i wspominając tego cudownego Tatę sprzed 2,5 roku widzę silnego (mimo 68 lat) mężczyznę, o silnym charakterze, energicznego, niezwykle pracowitego, kochającego swoją rodzinę miłością niespotykaną... i tu pojawia sie mój bunt. Przeżywam od nowa to do już mi się wydawało, że przetrawiłam a mianowicie dlaczego to wlasnie mój Tatko musiał zachorować???!!!
Wiem, że się miotam, ale nie ogarniam mysli, że nie zobacze juz Tatę żywego...
Poczułam ulgę, że umarł, bo nie byłam w stanie patrzeć besilnie jak sie męczy... byłam przy Nim, trzymałam za rękę, glaskałam, uspokajałam, moje serce rozpadało się na milion kawałków, poczułam olbrzymią rozpacz kiedy odszedł, ale też ukojenie...
Teraz ten obraz się zamazał i znowu jakby wróciłam do punktu wyjścia - buntuję się, że tatko w ogóle zachorował...
Gdzieś czytałam, że są różne fazy żałoby i ja chyba właśnie wkroczyłam w kolejną...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum