port naczyniowy zakłada się jeżeli przewidywana jest długa chemioterapia wielolekowa, z wlewami trwającymi wiele godzin. Port nie jest obojętny, jego założenie to ryzyko zakrzepicy i nie zawsze jest on zupełnie bezbolesny. U mężczyzn z reguły zakładanie wenflonu nie jest problemem i dla pojedynczych dawek tak jest lepiej.
Dwa tygodnie za nami po wlewie. Było ciężko, tato momentami czuł się kiepsko i dosłownie struty. Ponadto zaczął narzekać na nowe bóle w okolicach kręgosłupa, gdzieś w okolicy miejsca gdzie miał operowane płuco. Sam w sumie nie wiem co byłoby gorsze. W każdym razie po domu znów rozlega się stukot chodzika, choć to tak bardziej na wszelki wypadek. Przynajmniej w łóżku mu lepiej, a z tabletkami (niestety m.in na morfinie) się nawet wysypia i od razu ranem wygląda wtedy całkiem nieźle. Z jedzeniem już tradycyjnie tak średnio, ale przynajmniej trzy razy dziennie coś wmusi. Najchętniej jakąś zupkę. Podkarmiamy też nutridrinkami i mieszanką kaloryczno-proteinową. No i ciągle opuchlizna na nogach oraz jedna ręce nie chce schodzić.
Coś pozytywnego: chemia zadziałała. Oczywiście nie wiem jak bardzo, ale spuchnięty i bolesny węzeł chłonny przy szyi zrobił się malutki i ledwo wyczuwalny. Mniej też kaszle. Teraz tydzień odpoczynku i potem wizyta na kolejny wlew. Więc chyba było warto, choć wszystko też zależy na jak długo to pomoże.
Z tym portem w sumie musielibyśmy się wybrać do starego szpitala żeby go chociaż przepłukać jeśli jest nieużywany. Ale nie wiem czy zdążymy przed kolejnym wlewem, a potem pewnie znów przez dwa tygodnie tato będzie wracał do siebie.
Więc chyba było warto, choć wszystko też zależy na jak długo to pomoże.
Myślę że napewno było warto. Teraz trzeba ten trudny okres przetrwać no a potem się okaże.
Na tą opuchliznę trzeba by było coś poradzić, jakiś środek odwadniający może - trzeba zapytać lekarza.
Pozdrawiam serdecznie
_________________ Niech nasza nadzieja będzie większa od wszystkiego, co się tej nadziei może sprzeciwiać.
Jesteśmy po drugim wlewie. Wyniki krwi były dobre, więc poszło szybko. Tato szczęśliwy że tylko jedna noc poza domem.
To dobre wiadomości. Złe to te, że coraz bardziej narzeka na nogi. Że go rwą i bolą. Także problemy z czuciem. To nie jest coś, co pojawiło się wczoraj - to zaczęło się dawno temu, jeszcze w trakcie pierwszej chemii bodajże. Ale teraz to narasta. Dostaje takich napadów bez żadnej przyczyny. Co gorsza, nie pomaga mu żadna pozycja w tym także i położenie się na łóżku. Bardzo się boję że to od kręgosłupa i że to mu się pogorszy aż pewnego strasznego dnia zostanie kaleką bez żadnego czucia w nogach.
Niestety, nie wiem jak mógłbym mu pomóc. Tato o jakiekolwiek wizycie u neurologa czy do ortopedii nie chce słyszeć. Po części mu się nie dziwię. W tym stanie każda wycieczka poza dom to ciężka sprawa. No i tak pewnie by tylko dostał skierowanie wpierw dopiero na jakiś rezonans a poza tym co dalej? W żadną operację w tym stanie nie wierzę.
Tato ciągle używa wysokiego gorsetu. Zmalał, zaokrągliły mu się plecy i w ogóle jak leży to chce wysoko w prawie półsiedzącej pozycji. O leżeniu na płasko nie chce nawet słyszeć.
Tyle dobrego że po sevredolu na noc najczęściej śpi. I potem ranem jeszcze przez jakiś czas mu wtedy te nogi też przestają dokuczać. Ale z biegiem dnia wszystko znów wraca.
Za trzy tygodnie (właściwie to za dwa i pół) znów wizyta w szpitalu i konsultacja onkologiczna. Nie wiem jak próbować w ogóle to pogodzić ewentualną wizytę u ortopedy czy neurologa. Szczerze mówiąc mi samemu też jest wręcz niedobrze jak sobie o tym pomyślę.
trev,
Wydaje mi się, że za te bóle nóg połączone z rwaniem i brakiem czucia odpowiedzialne jest leczenie czyli chemioterapia. Polineuropatię bez problemu może wywołać i cisplatyna, i winorelbina i jaka najbardziej docetaksel. Wszystkie te cytostatyki mają wśród możliwych ( i niestety często występujących) skutków ubocznych uszkodzenie nerwów obwodowych.
Dodatkowo Tata ma problem z żylakami czyli mamy bardzo pechowe połączenie dwóch potencjalnych przyczyn bólu. Może warto zapytać lekarza o leki na neuropatię? Pregabalina, gabapentyna? Czasem choć trochę udaje się złagodzić ból neuropatyczny.
A jak radzicie sobie z żylakami? Tata nosi czasem pończochy uciskowe czy niekoniecznie je toleruje?
Niestety jeśli chodzi o żylaki to tato się najeża na samo poruszenie kwestii pończoch :( Tylko mu staram się smarować nogi Liotomaxem i to tyle.
Jeśli chodzi o pregabalinę to tato próbował Lyricę jeszcze za pierwszej chemioterapii ale przestał bo się źle po niej czuł. Teraz już nawet nie pamięta dokładnie dlaczego, mówi że by po niej tylko cały dzień spał ale też było "coś jeszcze"
W tej chwili bierze jeszcze Madopar na noc i to mu trochę pomaga na "niespokojne nogi". W każdym razie Madopar +Sevredol na noc ostatnio dają radę i sypia w miarę dobrze.
Jesteśmy po konsultacji onkologicznej. RTG potwierdziło moje dobre odczucia - ogólna regresja zmian A ponieważ krew wciąż w porządku, więc poszedł trzeci wlew i zaplanowany jest czwarty. Szkoda że to tylko sam docetaksel bez tego inhibitora angiogenezy. Ale w tej chwili nie mamy na co narzekać. Tato w ogóle przestał kasłać, węzeł chłonny niewyczuwalny i nawet tak jakby trochę lepiej wyglądał z tym swoim kręgosłupem. Choć stare problemy z opuchniętymi i drętwiejącymi nogami nam nie odpuszczają. A i kroplówkę z bifosfornianem na kości musiał mieć niestety przełożoną na później bo jak na złość miał trochę zbyt niski poziom wapnia we krwi. Generalnie jednak nie jest źle. Tato wciąż sam o siebie jest w stanie zadbać, sam pilnuje swoich lekarstw (ale musiałem mu wypisać co i jak, bo się cała lista tego zrobiła...) no i z jedzeniem też jest na mniej więcej stałym poziomie - trochę mało je w porównaniu z tym co kiedyś, ale dorzucamy nutridrinkami i jakoś to idzie.
A w porównaniu z naszymi przejściami w poprzednich miesiącach to teraz mamy nieomalże sielankę. Chwytam te bezcenne chwile względnego spokoju i łapię trochę psychicznego pionu.
trev, fajnie czytać takie dobre wieści. Ja z mężulkiem ciagle czekamy na pierwszy wlew - hemoglobina ciągle za niska... Ale świetnie że docetaksel zadziałał u was
_________________ Doris0224
„Straciłeś dla mnie tyle czasu, że poczułem się ważny.”
trev,
Dobre wieści i oby to jak najdłużej trwało czego Wam bardzo życzę.
Tak masz rację te dobre chwile trzeba łapać, one i chorego i rodzinę podbudowują i dodają sił do kolejnej walki.
Niestety, nawet klawiatura nie zdążyła wyschnąć po mojej wiadomości a ten tydzień strasznie nam się posypał.
Najpierw biegunka. Tato NIGDY nie reagował biegunką na chemię, w gruncie rzeczy teraz ciągle walczyliśmy nad regularnym wypróżnianiem się. I tym razem też boję się że to nie chemia była winna, bo w niedzielę tuż przed wyjazdem do szpitala popędziło go po raz pierwszy. Byłem zaniepokojony, ale jako że to jednorazowy "wybryk"... zresztą, nie mieliśmy wielkiego wyboru - trzeba było jechać do szpitala. Po powrocie wciąż chodził z nieregularnym rzadkim stolcem, aż w ten poniedziałek katastrofa - przeczyściło go kompletnie. Pomógł dopiero Nifuroksazyd. Od środy spokój i znów zatwardzenie w drugą stronę (trochę zrozumiałe) aż tu nagle dziś w nocy nad ranem dostał gwałtownego ataku gorączki. Termometr dochodził do 41 a szczerze mówiąc mogło być więcej tylko pomiar nie do końca dokładny. Dwa apapy zbiły w końcu temperaturę ale wciąż tato ma wahania od normalnego 36,6 do 38. Była pielęgniarka z hospicjum, zrobiona morfologia - wyniki zdaniem lekarza dyżurnego dobre i wykluczające neutropenię. Tym niemniej coś się dzieje niedobrego. Wg lekarza może to być rezultat działania chemii i rozpadu guza (?). Ja się boję że to jakieś zakażenie w przewodach pokarmowych (ale z drugiej strony tatę wciąż nic do wc nie goni) albo nie daj Boże jakieś zapalenie płuc. Ale czy zapalenie płuc może przechodzić tak bezobjawowo? Trochę wczoraj chrypiał, odrobinę kasłał ale to tyle. Jak na niego - brak większych odchyłów od normy. No i ta dobra (ponoć - bo osobiście wyników nie mam) morfologia. Jestem przerażony, dziś nad ranem w tej gorączce ojciec zupełnie tracił świadomość nie mieliśmy z nim kontaktu, naprawdę bałem się że to już koniec
Teraz jest już lepiej, wstał nawet z łóżka i zjadł budyń na późne śniadanie i wziął lekarstwa. Teraz śpi. Oczywiście jest wykończony i wygląda jak cień samego siebie. Tak czy inaczej obawiam się, że to już była nasza ostatnia chemia.
Reakcje żołądkowo-jelitowe
Wczesne objawy takie jak ból brzucha i tkliwość, gorączka, biegunka z neutropenią i bez neutropenii, mogą być wczesnymi objawami ciężkiej toksyczności żołądkowo-jelitowej.
Cytat:
Chociaż większość przypadków wystąpiła podczas pierwszego lub drugiego cyklu leczenia zawierającego docetaksel, zapalenie jelit mogło rozwinąć się w dowolnym czasie
Dzięki missy, faktycznie jest możliwość że to jest rezultat docetakselu. Choć trochę to nie pasuje, gdyż tak jak wspominałem pierwszy epizod z biegunką mieliśmy tuż przed wyjazdem do szpitala na trzeci wlew. Bardziej podejrzewałbym to że mieliśmy wizytę rodziny w domu, może akurat ktoś niechcący przywiózł jakiegoś wirusa. Ale żeby z tego powodu taki nagły atak tak wysokiej gorączki? Tak czy siak trzeba będzie o tym chyba wspomnieć w szpitalu na następnej wizycie :(
Wspaniała wiadomość taka że tato dziś po południu wreszcie zniósł jajo rozmiarów potężnych a konsystencji prawie że przepisowej. Niestety nie było mi dane obejrzeć tego cuda więc musimy wierzyć mu na słowo.
Ponadto zjadł praktycznie normalny jak na niego obiad jak i kolację. Temperatura jeszcze w południe przyłapałem go na 38 i 37, ale teraz wieczorem już cały czas bardzo normalne ok 36,6. I to bez żadnego zbijania proszkami (ostatni jeden apap dostał w południe). Wygląda też dużo lepiej, słowem... no aż się boję napisać ale jest póki co dobrze. To jest wręcz upiorne jeśli sobie przypomnę co działo się dziś wczesnym ranem. Zobaczymy jak minie dzisiejsza noc.
Doris0224, Nie było mowy o żadnym konkretnym leku.
Dziś nie było żadnego ataku gorączki, ale w południe i wieczorem pojawiały się stany podgorączkowe ok 37,5 I wrócił problem z biegunką. To nie jest tak że tato musi latać non stop, ale znowu go raz tak ścisło że nie zdążył dojść do WC (na szczęście siedzi cały czas w pampersach). Podobnie jak idzie oddać mocz, to musi siadać bo mówi że mu się zdarza że coś popłynie z drugiej strony :(
Trochę to wygląda tak, jakby poprzednie leki go "zaczopowały" i ten napad gorączki w sobotę rano był rezultatem tego zaparcia. Ale czy to możliwe? Jutro z naszą panią doktor coś trzeba będzie próbować wymyśleć.
Tatę męczyła jakaś infekcja do czwartku. Obyło się bez antybiotyku. W czwartek "wysypało" mu się coś na wargach, po czym temperatura wróciła do normy, stolec również i w ogóle jak go w czwartek zobaczyłem to wreszcie zauważyłem na twarzy człowieka a nie tylko jego cień jak w poprzednim tygodniu.
Niestety już w środę mamy jechać do szpitala - w domyśle na kolejny wlew. Nie widzę tego po prostu, tato wciąż jest bardzo słaby i dopiero pomalutku dochodzi do siebie. Najchętniej bym to przełożył, tylko nie wiem jak lekarze widzą taką przerwę. No i jak na złość - nadchodzą święta, w dodatku w środku tygodnia a potem nowy rok. Szpitale pozamykane, a nawet jeśli nie to nic w nich nie robią. Zatrzymanie ojca na dłużej w szpitalu to też tragedia, on się w domu najlepiej czuje, w szpitalu jest mu źle nawet mu lekarstw nie pozwalają samemu brać tylko donoszą i często zupełnie nie tak jak je normalnie bierze. Z drugiej strony skoro ten docetaksel działa to żal byłoby kończyć po tylko 3 wlewach. Tak źle i tak niedobrze.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum