Podobno na forum panuje wolność słowa a ja nie zamierzam nikogo dobijać , piszę jak jest może w innych szpitalach jest super ale nie w tym w którym leczy się moja mama, niestety ale trzeba zmierzyć się z rzeczywistością, piszecie żeby mówić pacjentowi że jego koniec jest bliski a nie można napisać swojej opinii o służbie zdrowia, czy to jest normalne żeby człowiek chory na raka czekał tygodniami na badania czy przyjęcie do szpitala ? Rak nie czeka, robi swoje, takie są realia polskiej służby zdrowia.
[ Komentarz dodany przez Moderatora: marzena66: 2018-02-24, 09:00 ] Uważam, że dalsza dyskusja nie ma sensu, zwłaszcza, że jest to wątek innej osoby, więc pozwolisz, że nie będę się licytowała na słowa, pozdrawiam serdecznie.
No niestety stało się - nie udało się ochronić taty przed zarazkami Trudno powiedzieć kto przyniósł - mama czy on, fakt taki że obydwoje zachorowali praktycznie jednocześnie i cały weekend spędzili chorzy w łóżku. W piątek oboje złapali gorączkę ok 38 stopni, ale do przychodni nie poszli - może i dobrze się stało bo jak zajrzałem do przychodni to była jakaś makabra: kolejka ludzi aż pod drzwi wyjściowe a wszyscy kaszlający i rozsiewający to co najgorsze. Nie udało mi się też zamówić lekarza z wizytą do domu (no bo po prostu nie miał kto przyjść..!). Stwierdziłem że w najgorszym wypadku będę wołał pogotowie ale aż tak źle nie było.
Tata się dość szybko pozbierał i dziś już praktycznie nie miał gorączki, z mamą trochę gorzej bo wciąż gorączkuje chrypi i kaszle. Jutro... jutro znów spróbuję jakiegoś lekarza ściągnąć na wizytę domową bo o przychodni to boję się myśleć.
marzena66, sugerujesz żebym spróbował się rozejrzeć za zrobieniem PET prywatnie?
k_r_y_s - nie poczułem się zdołowany (jeszcze), raczej ostrzeżony. To były ciężkie słowa, ale w sumie chyba wolałem je usłyszeć i być przygotowanym, niż w swojej naiwności wierzyć że będziemy przez naszą służbę zdrowia jako pacjenci dopieszczani.
Jeszcze jedno mam pytanie które mi ostatnio umknęło: czy wizyta w międzyczasie (czyli oczekiwania na operację) u onkologa miałaby jakiś sens?
sugerujesz żebym spróbował się rozejrzeć za zrobieniem PET prywatnie?
Absolutnie nie, to jest po pierwsze bardzo drogie badanie, 5-6 tysięcy a po drugie tylko lekarz może zdecydować czy jest ono konieczne czy nie.
trev napisał/a:
czy wizyta w międzyczasie (czyli oczekiwania na operację) u onkologa miałaby jakiś sens?
Można już sobie wybrać ośrodek, onkologa, pójść z wszystkimi wynikami, może zleci jakieś jeszcze badania ale i tak skoro czekacie na operacje onkolog zapewne powie żeby się zgłosić po operacji z wynikiem histopatologicznym bo od tego będzie zależne dalsze leczenie czy też obserwacja onkologiczna.ale raczej leczenie.
Możecie pójść bo może w między czasie można będzie wykonać np. PET, to może zleci onkolog, nie zaszkodzi na pewno.
trev napisał/a:
niż w swojej naiwności wierzyć że będziemy przez naszą służbę zdrowia jako pacjenci dopieszczani.
Na to na pewno nie licz, czasami trzeba pchać się oknem jak drzwiami wywalają, jaka nasza służba zdrowia jest wszyscy wiemy ale ważne żeby trafić na swojej drodze ludzi, którzy mają empatię to już dużo pomaga przejść przez te trudy choroby i procedury medyczne.
Sam nie wiem jak to napisać. Po prostu jakiś koszmar - rodzice obydwoje wciąż chorują... i nie wiadomo w sumie do końca na co. Najpierw była pani z wizytą w domu - przepisała leki przeciwgrypowe. Brali tydzień. Po tym tygodniu już byli w stanie pójść do przychodni - tam dla odmiany dostali antybiotyki (żeby było ciekawiej: różne). Brali znów tydzień. I wciąż nie jest do końca dobrze. Niby ranem już temperatura w porządku, niby skończyli kasłać, niby już wyszli z łóżek a wieczorem znów pojawia się 37,2 na termometrze. A czasem znienacka tylko 36. I znowu chrypka i słyszę jakby mówili przez nos, a nawet kaszel. Jest lepiej, ale bardzo powoli.
Normalnie bym się tak nie przejmował, przeziębić ma się każdy prawo. Ale termin operacji... tak, ten sam którym się martwiłem bo wydawał mi się strasznie odległy bo aż o miesiąc brutalnie się skrócił prawie o połowę. Zostało dwa i pół tygodnia. W międzyczasie o żadnych wizytach u onkologa, czy choćby zrobieniu tego USG nie było mowy. A ja nie wiem co robić. Czy ojciec wydobrzeje, i to na tyle aby móc go posłać do szpitala i to na taki poważny zabieg? Czy może powinienem próbować prosić o jakiś nowy termin?? Boję się oczywiście takiego scenariusza że nie zdążymy, a wtedy wlepią nam kolejny miesiąc opóźnienia albo dwa.
Czy ojciec wydobrzeje, i to na tyle aby móc go posłać do szpitala i to na taki poważny zabieg?
Nie można tu prorokować mamy tu jeszcze ponad dwa tygodnie i przeziębienie (nawet silne) powinno przejść. No chyba - nie daj Boże - żeby się przyplątało jakieś zapalenie oskrzeli albo płuc. Ale to jest mało prawdopodobne bo rodzice biorą antybiotyki i powinno być wszystko dobrze.
trev napisał/a:
Czy może powinienem próbować prosić o jakiś nowy termin??
Moim zdaniem narazie nie ma co panikować. Ale jeżeli cię to dręczy to można zapytać w szpitalu co by było gdyby... - tak na wszelki wypadek.
trev napisał/a:
Boję się oczywiście takiego scenariusza że nie zdążymy, a wtedy wlepią nam kolejny miesiąc opóźnienia albo dwa.
Taki scenariusz nie byłby dobry ale miejmy nadzieję że do niego nie dojdzie.
Pozdrawiam serdecznie
_________________ Niech nasza nadzieja będzie większa od wszystkiego, co się tej nadziei może sprzeciwiać.
trev,
Jeżeli tato będzie zainfekowany to raczej mało prawdopodobne żeby zrobili operację a to oczywiście bardzo niekorzystna opcja. Radzę iść znowu do rodzinnego, niech tato powie o terminie operacji, lekarz osłucha, obejrzy i jak trzeba to przepisze coś jeszcze żeby tego wirusa wygonić z taty, działajcie póki jest jeszcze trochę czasu.
Miesiąc minął niczym z bicza strzelił. Problemy z infekcją na szczęście się w porę skończyły i tato wydobrzał. Widzę, pamiętam go jak siedzi w kuchni i gdy się uśmiecha promiennie, niemalże tak bardzo jak promienie wiosennego słońca które właśnie wpadają przez okno.
Kiedy wcześniej słyszałem o historiach ludzi, którzy zamiast walczyć z rakiem wybierali możliwe spokojne i maksymalnie szczęśliwe spędzenie kilku pozostałych miesięcy życia wydawało mi się to ot, taką naciąganą historią z filmu wziętą. Ale gdy dzisiaj odprowadzałem go do szpitala na operację już wiem co za myśli, i jakie uczucia potrafią się kłębić w głowie. Czy ten - niezmiernie bolesny - zabieg ma naprawdę sens? Czy jeszcze kiedyś tato będzie się mógł tak szczerze uśmiechać? Uciekać, uciekać, uciekać...
Jutro (a właściwie dziś) rano operacja. Niech Go Bóg ma w swojej opiece.
pięknie napisane.
Wiesz ja myślę, że jeśli jest szansa i nadzieja trzeba próbować walczyć. Kiedy przyjdzie czas na odpuszczenie będziesz wiedział. Serce i rozum podpowiedzą Ci.
Teraz trzymam kciuki za powodzenie operacji.
Życzę też radosnych świąt.
_________________ Już razem: 30.05.2016, 07.11.2018.
Zawsze ze mną !
Też trzymam kciuki. Operacja to szansa - po niej co prawda długa rehabilitacja ale miejmy nadzieję że potem tato będzie się uśmiechał. I wy też. Codziennie!
Pozdrawiam serdecznie
_________________ Niech nasza nadzieja będzie większa od wszystkiego, co się tej nadziei może sprzeciwiać.
Czy ten - niezmiernie bolesny - zabieg ma naprawdę sens? Czy jeszcze kiedyś tato będzie się mógł tak szczerze uśmiechać? Uciekać, uciekać, uciekać...
Operacja ma sens, wtedy kiedy jest możliwa bo uwierz, że wiele osób chciałoby jej ale jest zbyt późno/zbyt zaawansowana choroba żeby można było ją wykonać.
Jeżeli lekarze dają szansę na operację trzeba z tej opcji korzystać, operacja zawsze daje lepsze szanse choć wiadomo, że jest obarczona ryzykiem i później długą rekonwalescencją.
Nie uciekniecie od problemu, choć chciałabym bardzo powiedzieć uciekajcie i problem wtedy zniknie ale tak nie będzie, trzeba stawić czoła problemowi i walczyć z przeciwnikiem.
Uśmiechnie się tato, jak będzie miał koło siebie kochające i bliskie osoby, które będą o Niego dbały, kochały to ten uśmiech będzie nawet jak będzie czasami przez łzy.
Zapewne jesteście już po operacji, jak będziesz miał chęci i siły to czekamy z niecierpliwością na informacje.
Dziękuję wszystkim za wsparcie. Operacja odbyła się dzisiaj bez żadnych komplikacji. Wybudzenie z narkozy również. Tata leży na pooperacyjnym, wygląda nienajgorzej i nawet był w stanie chwilę porozmawiać. Tylko cierpi z bólu, pomimo że wciąż jest faszerowany środkami przeciwbólowymi. Ale to było niestety do przewidzenia. Na razie zatem chyba wiadomości nie mogły być lepsze. Może te święta jednak nie będą aż takie smutne jak się zapowiadały.
Wiem że operacja to może być dar z samego nieba i że jest to największa szansa na wyleczenie. Ale nic nie mogę na to poradzić że się jej tak obawiałem.
Jeszcze raz dziękuję za wszystkie komentarze. Jeśli tylko coś się wydarzy będę pisał, ale na wszelki wypadek już teraz życzę wszystkim wesołych i przede wszystkim zdrowych świąt. Pozdrawiam serdecznie.
Operacja odbyła się dzisiaj bez żadnych komplikacji. Wybudzenie z narkozy również.
Super. To dobre wiadomości!
trev napisał/a:
Wiem że operacja to może być dar z samego nieba i że jest to największa szansa na wyleczenie. Ale nic nie mogę na to poradzić że się jej tak obawiałem.
To zupełnie normalna reakcja. Ale już jest po wszystkim. Teraz trzeba patrzeć aby tata doszedł do sił. Napewno będzie to trwało ale jesteście na dobrej drodze.
Pozdrawiam serdecznie
_________________ Niech nasza nadzieja będzie większa od wszystkiego, co się tej nadziei może sprzeciwiać.
Chwilę nie pisałem, ale nie chciałem zapeszać.
Mówiąc ogólnie, jest całkiem dobrze. Środki przeciwbólowe zadziałały w końcu jeszcze tego samego dnia po operacji i tato poczuł się lepiej na tyle że już następnego dnia próbował się ruszać z łóżka. A dzisiaj nawet usunęli mu już dreny. Tato czuje się dobrze, rozmawia i uśmiecha się... i narzeka na kiepskie jedzenie
Jak tak dalej pójdzie i jutrzejsze RTG będzie dobre to kto wie, może nawet będą chcieli go wypisać w ten piątek... aczkolwiek osobiście to nie wiem czy mi się podoba taki pośpiech. Chciałbym oczywiście żeby mógł wrócić do domu, ale w szpitalu jednak bezpieczniej. Sąsiad z łóżka obok miał podobną operację kilka dni wcześniej i też już miał usunięte dreny - a wczoraj przyplątała się odma i musiał być dodatkowo znowu operowany :(
Tym niemniej rozmawiałem z lekarzami i ci nie mają do stanu ojca żadnych zarzutów. Nic tylko tak dalej. Teraz najważniejsze będą wyniki badań usuniętego płata płuca i węzłów chłonnych. Na razie jednak ich wciąż nie ma, staram się więc nie martwić na zapas i cieszyć chwilą względnego spokoju i dobrych wiadomości.
No niestety na wynik hist.pat. trzeba trochę poczekać 2-3 tyg. to taki standard a czasami bywa i dłużej, trzeba uzbroić się w cierpliwość.
Ważne, że tato czuje się dobrze po operacji, że kondycja fizyczna i psychiczna w miarę dobra, nie ma komplikacji to najważniejsze. Niech tato dochodzi do siebie bo jesli byłoby dalsze leczenie to pacjent po takiej operacji musi nabrać sił, musi być w miarę wygojony więc teraz niech tato się regeneruje a Wy Go rozpieszczajcie
Kiedy pisałem ostatnio że podejrzewam iż będą chcieli tatę wypisać w piątek - myliłem się. Wypisali go już w środę. Taki to mamy w naszych szpitalach klimat (z drugiej strony - jeżeli szpitale mają rzeczywiście tylko płacone od zabiegów to trudno się dziwić że nie chcą nikogo przetrzymywać). Nie ukrywam że mnie to w pierwszej chwili zmroziło, no ale pierwsze dni w domu na szczęście jakoś przeminęły bez większych komplikacji. Tato czuje się w miarę dobrze, tylko wciąż słabo. Niby siedzi w fotelu i wszystko w porządku - za chwile blady jak ściana i musi się położyć na tapczanie. Raz lekka gorączka ale też minęła. Ciśnienie też mu wariuje, ale w granicach jego normy. Tyle dobrego że już go prawie nic nie boli i nie chce brać żadnych leków przeciwbólowych. No i tak dni mijają. Obchodzimy, dokarmiamy i dajemy nutridrinki. Z apetytem też średnio (w porównaniu z przed operacją) ale co ma zjeść to w końcu w siebie wmusi. Ma też problemy ze snem w nocy, narzekał że nogi go bolą. Nie wiem czy to od tych żylaków. Teraz mu dajemy melatoninę na noc zobaczymy czy pomoże. Na wypisie ma zalecane kontynuować ćwiczenia płuc - oczywiście wypis był robiony w takim pośpiechu że się nie spytałem doktora o konkrety. Tato mówi że chodzi o dmuchanie przez rurkę do butelki które robił, więc robimy to w domu (ale nie wiem czy to wszystko?)
Za tydzień wizyta w poradni, powinny być wyniki badań histopatologicznych. Ciemne myśli zaczynają wracać i wiercić głowę w obawie przed tym co się w tych papierkach okaże.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum