Jusiumój mąż dostał na wymioty ( zwracał po każdym kaszlu) metaclopramid- pomogło " od ręki". Nie wiem, czy to sprawdzi się w przypadku Twojego Taty, ale możesz chyba zapytać, najwyżej powiedzą ,że nie.
W tej chorobie zmiany samopoczucia zachodzą bardzo szybko i niespodziewanie, a my szarpiemy sie pomiędzy skrajną rozpaczą i nadzieją. Życzę Wam, żeby tej nadziei było więcej
pixi, tacie dawałam 2 tabletki Dipherganu i chyba już organizm przyzwyczaił się do Dexavenu, bo wymioty ustąpiły. (tata nawet czasem nie chciał tabletek, bo mówił, że jak zwymiotuje to mu lepiej).
Noc przebiegła spokojnie. Tata dużo pospał. Rano też było ok, teraz troszkę gorzej.
Zauważyłam też, że tacie bardzo drżą ręce.
Zwłaszcza podczas podawania leków do motylka całe ręce drżą, aż widać, że mięśnie skaczą - no nie wiem, może morfina tak to powoduje?
Te drżenia rąk mogą być najprawdopodobniej wynikiem niewydolności układu oddechowego, a także takie objawy daje zakrzepica.
Dziś ma przyjść pielęgniarka z hospicjum, a jutro wizyta u onkologa.
Muszę przypomnieć o badaniu krwi, bo jakoś nikt nie kwapi się aby je wykonać.
Odpukać, ostatnio ataki nie pojawiają się, więc dobre i to.
Jestem zła, że pozwolili temu guzowi na szyi tak rosnąć .Nic z nim nie robili, ciągle przekładali terminy i badania, a teraz pewnie już nie dadzą rady go zmniejszyć - a on sobie rośnie w najlepsze.
Mam wrażenie, że spisali na straty tatę.
Robią tylko prowizorkę...
Trzymam kciuki, żeby ataki już nie powróciły. Wiesz czasami można odnieść takie wrażenie, że lekarze nie mają odwagi powiedzieć prosto w twarz, że już nic nie da się zrobić i teraz to pozostaje czekanie na śmierć.
Napewno jeszcze nie raz będziesz się cieszyć z chwil spędzonych z Tatą, mocno w to wierzę.
Pozdrawiam serdecznie
Rozumiem Twoje rozgryczenie i tez czasami przy pełnym szacunku do lekarzy nie mgę pojąć ich postępowania.Cieszę się że ataki ustąpiły to być może chociaż na sekundę pozwoli Ci na rozlużnienie psychiczne. Tulę
Jusiu, pakiet świadczeń udzielanych w ramach domowej opieki hospicyjnej obejmuje również badanie krwi (wiem z autopsji). Należy zgłosić to lekarzowi (użyć argumentów, domagać się). Krew pobiera pielęgniarka. Wynik jest czasami tego samego dnia (info można uzyskać telefonicznie).
Pozdrawiam serdecznie. Nie poddawaj się rozgoryczeniu i złym myślom.
Dziś pojechaliśmy do onkologa.
Na miejscu byliśmy o 8 rano, a do gabinetu weszliśmy o 12 tzn wjechaliśmy, bo tata na wózku siedział.
Naszej prowadzącej nie było.
Dowiedzieliśmy się, że naświetlań guza na szyi nie będzie ( tak jak DSS sądziła).
Lekarka powiedziała tacie, że nie będzie ich, bo tata nie wytrzyma w pozycji leżącej.
Tata jej odpowiedział, że wytrzyma troszkę, a ona powiedziała, że troszkę to zbyt mało.
Widziałam, że tata zawiedziony się poczuł. Miał taką nadzieję na jakieś podleczenie..
Zleciła dać tacie 8 ml Dexavenu i podanie tlenu na parę minut.
Później porozmawiałam z nią sama.
Powiedziała, że nie ma sensu już taty męczyć. Takie naświetlania dla niego by były bardzo uciążliwe, a i tak nie wiadomo czy by dały jakieś efekty.
Organizm już jest bardzo osłabiony, a przez serce jest jeszcze gorzej.
Co do ataków, to powiedziała, że owszem może to być ZŻGG, ale "balonikowanie" już także odpada.
Powiedziała też ( tak jak DSS ), że te leki tylko teraz na jakiś czas są ulgą, ale ich działanie nie będzie wieczne.
Mówiła, że jeśli tata będzie mieć lekką śmierć, to powinniśmy być szczęśliwi, bo może to przebiegać też bardzo drastycznie.
Przepraszała mnie, że jest taka szczera, ale tata może umrzeć w każdej chwili i chce byśmy byli na to gotowi.
To była ostatnia wizyta w poradni onkologicznej...teraz tylko hospicjum domowe.
Dziś tata słabiutki, dał mu w kość ten wyjazd.
Ledwo mógł przejść parę kroków i to z pomocą kogoś.
Mdli go po zastrzyku, nic nie chce jeść.
Jest ciężko..tak bardzo ciężko......
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum