Weronika w tych chorobach niestety wszystko się może zdarzyć :(
Ja dzisiaj w szpitalu słyszałam rozmowę pani dr z pania która chciała przenieść kogoś bliskiego ze szpitala do szpitala.
Pani dr powiedziała, zeby się zastanowić z jakich pobudek to ma się stać.
Bo później się oczekuje ze kolejny szpital, lekarze, sposób leczenia też nie spełnia oczekiwań i co? i np rodzina ma pretensje, że pacjent przyszedł o włąsnych siłach, ale nie wiadomo było że są np. przerzuty do mózgu i stan się nagle pogarszał i rodzina się dziwiła co złego zrobił kolejny szpital.
Najważniejsze że tata jest pod opieką specjalistyczną.
Sen też jest ważny.
tzrymaj się
Mam wyniki USG - są zmiany na wątrobie najprawdopodobniej przerzuty.
Zmiany przerzutowe w kościach postępują.
Enzymy wątrobowe też są podwyższone.
Lekarz dał skierowanie do hospicjum domowego.
Przeraża mnie słowo "hospicjum" - to tak jakby ktoś zabrał mi ostatnią nadzieję:(
Boję się.......................
Przeraża mnie słowo "hospicjum" - to tak jakby ktoś zabrał mi ostatnią nadzieję:(
Weroniko, hospicjum dla chorego jak i osób opiekujących się to wybawienie. Uwierz, że żaden lekarz, żadna przychodnia, pogotowie nie pomoże tak jak to zrobi hospicjum. Oni mają na co dzień do czynienia z tą chorobą, wiedzą jak pomóc, wiedzą jak ulżyć i są wtedy kiedy ich potrzebujemy.
Rozumiem, że słowo hospicjum kojarzy się z końcem leczenia, że medycyna już niewiele może i trafiamy pod opiekę hospicjum, które kojarzy się z ostatnim etapem życia. Trochę tak jest, ale wiesz sama, że z tą chorobą trudno wygrać więc trzeba zrobić wszystko, żeby nasza kochana osoba miała opiekę i nie cierpiała a to zapewnia hospicjum.
Weroniko,
Celem rozwiania Twoich wątpliwości wyrażonych w prywatnej wiadomości: Twój Tata od samego początku miał leczenie paliatywne (nie przyczynowe) i będzie mogło ono być kontynuowane podczas opieki hospicyjnej.
_________________ "Zobaczyć świat w ziarenku piasku, Niebiosa w jednym kwiecie z lasu. W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar, W godzinie - nieskończoność czasu." - William Blake -
To bardzo dobra wiadomość.Zaraz powiem siostrze.
Tata poczuł się lepiej , gorączka opanowana ,jest wynik posiewu i antybiotyk został dobrze dobrany.Nawet udało się go odpowiednio nawodnić.
Niestety musieli tatę ubrać w pampersa co mnie strasznie przygnębiło :(
Niestety nie było innego wyjścia.
Weronika mnie hospicjum domowe bardzo pomaga.
Czuję się spokojniejsa, bo nie jestem sama i wiem, że na wypadek "czegoś" mam pomoc
na wyciągnięcie ręki.
Jak z mamą zrobiło się nagle źle a nie była wtedy jeszcze pod opieka HD to sidziałąm wydzwaniałam i gyby nie pielęgniarka w rodzinie to nie wiem co by było.
Pieluchomajtki też już miałam w użyciu.
Myśl pozytywnie.
[ Dodano: 2015-12-07, 09:27 ]
Ja dodam jeszcze, że najtrudniej było mi powiedzieć tacie i mamie, o hospicjum, włąśnie dlatego że się źle kojarzy.
Gronkowiec złocisty powszechnie żyje sobie u nas na skórze albo śluzówce nosa i nie robi nic złego, taka bezobjawowa kolonizacja. Do krwioobiegu musiał się dostać poprzez jakieś uszkodzenie ciągłości skóry.
Niedobrze
Pani doktor powiedziała, że to posocznica
Podobno jest wrażliwy na różne antybiotyki-jakieś pocieszenie.
Czy jakby tata już odchodził to mnie do niego wpuszczą?
Na razie jest w całkiem dobrej formie, rozmawia, wczoraj poczytał sobie, dzisiaj jest trochę zmęczony.
Pocieszające jest to, że szpik jakoś sobie radzi, chociaż wyniku jeszcze nie mamy.
Weronika musisz się tzymać.
Nie myśl, że tata przegra tę walkę.
Tego nie wiesz.
Ja wiem, że się boisz, ale nadzieja umiera ostatnia.
Oby to nie było już.
Chyba dobrze, że Cię nie wpuszczają - widzą możliwość poprawy.
Jak CIę wpuszczą to pewnie będzie oznaczało, że nie widzą już szansy.
Pozdrawiam serdecznie.
Mój tata jest bardzo silny i dzielny.
Trzyma się nieźle.Rozmawia ze mną przez telefon.
Przygnebia go strasznie ten pampers.
W sobotę jadę do rodziców i go odwiedzę.Można będzie już wejść.
Szpik też jakoś sobie daje radę.
Martwi mnie ta wątroba.
Jestem u taty.Raz jest lepiej,raz gorzej.
Co chwila przysypia ale tak to jest kontaktowy.
Niestety co jakiś czas widzi na sali jakieś zwierzątko.
Mówi np."zobacz tam na ścianie chodzi żuczek"i usilnie pokazuje mi gdzie jest.Jak mówię że nie widzę to każe mi chodzić w różne miejsca sali że niby z tych miejsc lepiej widać.
Teraz moje pytanie -jak się zachować?
Czy rozmawiać o tych zwierzątkach czy tłumaczyć że to zwidy.
Ogólnie to podobno przyjazne istotki myszka,krecik na kaloryferze,ptaszek...
Co robić???
Weroniko ,nie wiem czy dobrze Ci radze , ,lecz ja tez mialam zwierzatka ,tylko troszke wieksze /konia I slonia/,Mama nie dala sobie powiedziec ,ze ich nie ma wiec je zaakceptowalam .Konia po tygodniu "wyslalam " z jakims "Panem Kowalskim 'do gospodarstwa rolnego -sprawial mi ten kon zbyt duzo problemow,slon zostal do konca-byl grzeczny. Wiem jak to brzmi ,no ale tak bylo...,wiec jezeli zwierzatka sa niegrozne to chyba warto sie z nimi "zaprzyjaznic",bo po co draznic Tate?Moze nie koniecznie prowadzic konwersacje ,ale przytaknac,przepedzic ,otworzyc okno ...zreszta sama wiesz najlepiej ,Ty tam jestes .Pozdrawiam Cie I trzymam kciuki
żuczka postanowiliśmy nie zabijać i sobie poszedł.
Jolandar jeśli mogę zapytać -na jaki czas przed odejściem Twoja mamusia zaczęła mieć te przywidzenia?
Weronika zwierzątka mogą być skutkiem leków.
Nie kalkuluj ile czasu przed odejściem, nie przewidzisz pewnych rzeczy.
Moja mama słyszała muzykę poważną.
Lezałam nawet z uchem przy podłodze, żeby ją usłyszeć - niestety.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum