Jutro tata w południe dzwoni do pani doktor. Mam tylko nadzieję, że jest ona w miarę łagodna i nie wystraszy taty tym IV stopniem. Sam się zastanawiam jak jutro z rana tatę powiadomić o tym wyniku. Bo naprawdę jest się czym martwić?
Vanceon, ja rozumiem, że jest to dla Ciebie szokowa wiadomość i czepiasz się każdej iskierki nadziei.
vanceon napisał/a:
Czyli jeżeli chłoniak zajął już korzeń krezki, to ze szpikiem kostnym wszystko jest dobrze? Bo tam występuje słowo lub - czyli to albo to. Tak bynajmniej wynika logicznie ze zdania.
Vanceon, jeśli chłoniak zajął już korzeń krezki, to nic nie stoi mu na przeszkodzie, aby zająć i szpik. Nowotwór złośliwy (a takim jest chłoniak) może się 'rozsiewać' nie zważając na to 'lub' czy 'albo'.
Być może to nie jest aż tak 'logicznie' napisane:
JustynaS1975 napisał/a:
IV – zajęcie szpiku lub narządu nie wchodzącego w skład narządów limfatycznych
należy to interpretować tak że, jeśli jest zajęty narząd nie wchodzący w skład narządów limfatycznych to jest IV stopień zaawansowania,
jeśli jest zajęty szpik kostny to jest IV stopień zaawansowania
natomiast tak jak pisałam powyżej może i być zajęty i narząd, i szpik.
Z tego wyniku TK wynika, że sporo tych węzłów chłonnych jest powiększonych i sprawa jest poważna.
I jeszcze raz powtórzę ważnym jest również jaki to jest chłoniak, ten wynik hist.-pat.
Ale jeszcze nic nie jest stracone.
PET: jeśli wskaże, że w tych powiększonych węzłach, które są wykazane z TK oraz że naciek korzenia krezki to komórki chłoniakowe to potwierdzi TK. Ale być może, w którymś miejscu wskazanym w TK nie będzie tzw. wzmożonego metabolizmu glukozy, to wtedy w tym miejscu (konkretnym miejscu) nie będzie komórek chłoniakowych.
_________________ Człowiek ma dwa życia. To drugie zaczyna się wtedy, gdy zrozumiesz, że życie jest tylko jedno.
Choroba moim nauczycielem, nie panem.
Przed dzisiejszym dniem nie byłem w ogóle zestresowany, tylko bojowo nastawiony i pewien, że wszystko potoczy się dobrze. Ale dzisiaj chodzę sparaliżowany bez jakichkolwiek chęci do życia. Czyli niepotrzebnie?
Ale w Warszawie jest dopiero parę dni, a takie badanie trwa nawet dwa tygodnie.
Ponieważ patolog to ogląda pod mikroskopem, a później to barwią chemicznie (a to trwa też kilka dni) i odpowiedzią na to barwienie jest wynik. A jeżeli trzeba badać kilka razy, bo może to być coś bardzo rzadkiego, co nie zawsze widział to ten patolog. I trzeba to skonsultować z innym patologiem.
Wiem, że się martwicie, ale nie zawsze musi to być czarny scenariusz.
Spróbujcie zadzwonić do pracowni patologicznej, może da się to przyspieszyć
Ale dzisiaj chodzę sparaliżowany bez jakichkolwiek chęci do życia. Czyli niepotrzebnie?
Sparaliżowanie bez jakichkolwiek chęci do życia w żadnym przypadku nie jest wskazane i potrzebne.
I niech ten nastrój 'pozytywny' powróci, z nim zawsze lepiej się żyje i walczy. A poza tym będziesz potrzebny Tacie, to lepiej abyś nie był sparaliżowany
Pozdrawiam
_________________ Człowiek ma dwa życia. To drugie zaczyna się wtedy, gdy zrozumiesz, że życie jest tylko jedno.
Choroba moim nauczycielem, nie panem.
Ale dzisiaj chodzę sparaliżowany bez jakichkolwiek chęci do życia. Czyli niepotrzebnie?
To zrozumiałe, ale niepotrzebnie. Wiesz, zdarzają się sytuacje w leczeniu nowotworów, że lekarze mówią: nic się nie da zrobić i wtedy takie uczucia są bardziej na miejscu. U was taka sytuacja nie wystąpi. Teraz będzie się dużo działo, dużo rzeczy trudnych i strasznych i bolesnych a także rzeczy dobrych, gdy przyjdą dobre wyniki, gdy po chemii zaczną ustępować objawy - ale nie będzie to bezczynność. To jest taka kolejna rzecz, która się w życiu dzieje i trzeba przez nią jakoś przejść, niekoniecznie z jakimś hurraoptymizmem i bojowym nastawieniem, ale na pewno nie z kompletnym zrezygnowaniem, paniką i czarnowidztwem.
Jesteście wszyscy wspaniali. Wybaczcie mi moje ciągłe pisanie trochę bezsensownych postów, ale akurat w moim życiu tata odgrywa taką rolę, że dzięki niemu mam na chleb i bez niego nie wiem jakbyśmy mogli żyć. Nie tylko duchowo - bo też oczywiście bardzo ważne, ale jeszcze bardziej odbiło by się to na nas w sferze materialnej. No i przekreśliłoby to moje marzenia o studiach za granicą. Obyście wszyscy mieli rację i wszystko zakończyłoby się dobrze. Wiem, że jestem dla Was pewnie kolejnym nieszczęsnym użytkownikiem, który musiał tutaj zawitać i staracie się w czymś mu pomóc. Ale wiedzcie naprawdę, że już dużo dla mnie zrobiliście.
Finlandia - mówisz o rzeczach strasznych i bolesnych. Oto akurat jestem spokojny. Ja po narkozie miałem wymioty, nie mogłem przez kilka dni do siebie dojść. Tata czuł się bardzo dobrze, a wręcz lepiej, bo miał duży apetyt. Poza tym tak jak na co dzień. Żołądek ma mocny, serce też. Kiedyś pewien lekarz mówił mu, że ma wielkie predyspozycje, żeby uprawiać sport wyczynowo i jeśli nie będzie palił, pił dużo itp. i dbał o siebie, może naprawdę długo pożyć. Bo tatę naprawdę nigdy nic nie łapało. Zdrowy jak ryba. Tylko teraz to. Ale musi być dobrze!
Wiem, że jestem dla Was pewnie kolejnym nieszczęsnym użytkownikiem, który musiał tutaj zawitać i staracie się w czymś mu pomóc.
Nie jesteś kolejnym przypadkiem. Większość z nas jest tu związana w jakiś sposób z nowotworem złośliwym (albo jesteśmy po chorobie, albo w trakcie chorowania, albo bliskimi chorego), także trudno jest nam traktować kogoś innego jak 'nieszczęsny' przypadek.
Jeśli będzie potrzeba nadal będziemy wspierać jak potrafimy i postaramy się nadal być cierpliwymi (oczywiście żartuję, będziemy cierpliwi)
I tak jak pisze Finlandia
Finlandia napisał/a:
To jest taka kolejna rzecz, która się w życiu dzieje i trzeba przez nią jakoś przejść, niekoniecznie z jakimś hurraoptymizmem i bojowym nastawieniem, ale na pewno nie z kompletnym zrezygnowaniem, paniką i czarnowidztwem.
_________________ Człowiek ma dwa życia. To drugie zaczyna się wtedy, gdy zrozumiesz, że życie jest tylko jedno.
Choroba moim nauczycielem, nie panem.
vanceon
Myślę sobie, ze w tym trudnym momencie odezwała się w Tobie potrzeba zapanowania nad wszystkim i dążenie do precyzyjnego przewidzenia rozwoju wydarzeń. Taka troszkę potrzeba pełnej kontroli nad sytuacją. Juz teraz chciałbyś jak najszybciej wiedzieć jaki jest stopień zaawansowania, jakie narządy zajęte i co w związku z tym - jakie leczenie, jakie rokowania itd. A nawet nie ma jeszcze wyniku hist-pat i przeciwnik jest nieznany, więc takie rozważania w tym momencie mogą niewiele wnieść. A ich skutki uboczne mogą być znaczące: mnóstwo negatywnych emocji, napięcie, zamartwianie się czarnymi scenariuszami ze swojej głowy. Ja to wszystko rozumiem, tylko jeśli mogę coś doradzić, to proponowałabym w tym trudnym czasie zastanowić się na co masz wpływ, a na co nie. Wyznaczyć sobie cele do realizacji i zgodnie z nimi ukierunkowywać energię, żeby niepotrzebnie się nie spalać. Czarnym scenariuszom można powiedzieć (nawet głośno) STOP i zahamować w ten sposób potok negatywnych myśli.
Ale dzisiaj chodzę sparaliżowany bez jakichkolwiek chęci do życia. Czyli niepotrzebnie?
To zrozumiałe, ale niepotrzebnie. Wiesz, zdarzają się sytuacje w leczeniu nowotworów, że lekarze mówią: nic się nie da zrobić i wtedy takie uczucia są bardziej na miejscu. U was taka sytuacja nie wystąpi. Teraz będzie się dużo działo, dużo rzeczy trudnych i strasznych i bolesnych a także rzeczy dobrych, gdy przyjdą dobre wyniki, gdy po chemii zaczną ustępować objawy - ale nie będzie to bezczynność. To jest taka kolejna rzecz, która się w życiu dzieje i trzeba przez nią jakoś przejść, niekoniecznie z jakimś hurraoptymizmem i bojowym nastawieniem, ale na pewno nie z kompletnym zrezygnowaniem, paniką i czarnowidztwem.
Czyli? Jest jakaś pewność w 100%, że tata będzie żył? Jak mam to zrozumieć? ;->
Nie.
Każdy umrze - to jest 100% pewne.
Ale są sytuacje w rakach, w których lekarz mówi pacjentowi: to już koniec, nic nie da się zrobić i idzie się do domu i jakoś z tym musi pogodzić.
W chłoniakach tak nie ma, chyba że są jakieś choroby współistniejące wykluczające leczenie lub stan chorego jest już tak bardzo zły (nie mówię tu o stopniu zaawansowania choroby, tylko o ogólnym stanie pacjenta). Inaczej zawsze się jakoś chorego leczy. Oczywiście czasem pacjenci hematoonkologiczni umierają w czasie leczenia, mimo leczenia, z powodu leczenia - ale nie występują niemal sytuacje w których umierają bez możliwości leczenia (chyba że sami z jakiegoś powodu od niego odstępują lub nie da się go przeprowadzić z powodu innej choroby lub złego stanu).
Jest tez wiele chłoniaków, z którymi można żyć i kilkanaście-kilkadziesiąt lat co jakiś czas przyjmując chemię, ale oczywiście na nie się także umiera.
Tata ma w przyszły czwartek chemię ambulatoryjną. Co to drugie słowo oznacza?
Pacjent przychodzi do szpitala, w którym podają chemię. Dostaje ją i tego samego dnia wychodzi do domu. Pacjent nie leży w szpitalu. Pobyt jednodniowy.
_________________ Człowiek ma dwa życia. To drugie zaczyna się wtedy, gdy zrozumiesz, że życie jest tylko jedno.
Choroba moim nauczycielem, nie panem.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum