Właśnie siedzę w pokoju Taty. Tyle tutaj rzeczy, wygląda jakby ktoś wyszedł na chwilkę.. Widzę kartki zapisane jego pismem... Oczami wyobraźni widzę tutaj samego Tatę.
Jego śmierć nie wydaje mi się ani trochę bardziej prawdziwa. Czekam na niego, na mojego Tatę.
egoiści, czuję się, jakbym przeczytała swoje słowa. ja też nie jestem w stanie uwierzyć w odejście mojej Mamy. jutro miną dwa tygodnie od tego momentu a ja coraz bardziej tego nie ogarniam... zamiast być lepiej- jest coraz gorzej. coraz trudniej jest mi patrzeć na Jej zdjęcie... to cholernie niesprawiedliwe...
Mam dziś taką potrzebę posiedzenia na forum...Wyżalenia się Wam, bo tylko Wy rozumiecie. Na Wszystkich Świętych jadę do rodzinnego miasta, do domu, gdzie zmarła moja mamunia...Mamy "uporządkować" Jej rzeczy...Nie wiem jak sobie z tym poradzę. Na samą myśl lecą łzy jak groch...Jak ostatecznie Ją pożegnać???Nie wyobrażam sobie tego;-(
porządkowanie rzeczy to straszna sprawa, robiłam to z mamą i moim mężem. Nie potrafiłam tego ogarnąć, tego co robimy... Bardzo Ci współczuję, to trudne, ale trzeba to zrobić.
eh ja mam dziś też ciężki dzień od rana płaczę za Tatinem moim. Zmarł ponad 3 miesiące temu a mi jest coraz ciężej, coraz bardziej dociera do mnie , że Tato odszedł na zawsze.. że już nigdy, nigdy Go nie usłyszę, nie zobaczę.... :(
Od śmierci taty minęły prawie 3 miesiące. Czasami jest bardzo ciężko:( wystarczy chwila, jedno wspomnienie i wszystko wraca:( uświadamiam sobie, że tata już nie zadzwoni, już do niego nie pojadę:(
Nigdy już nie będzie lepiej, będzie już zawsze inaczej. Bez Niego:(
Nie schowałyśmy żadnych rzeczy, z hospicjum zabrałam wszystko, kiedyś przyjdzie czas na porządki, jeszcze nie teraz.
Mama rozchorowała się dzień po śmierci taty, teraz walczymy o jej zdrowie...
jest coraz ciężej, coraz bardziej dociera do mnie , że Tato odszedł na zawsze.. że już nigdy, nigdy Go nie usłyszę, nie zobaczę.... :(
Madziulena,
Mam identycznie... im dalej, tym jest gorzej, choć wiele osób obserwuje mnie i mówi: no, chyba jest coraz lepiej bo wygladasz kwitnąco... a w moim sercu ogromna rozpacz, żałoba i wyrwa:( tęsknota z dnia na dzieś jest coraz bardziej obezwładniająca:( to ból fizyczny niemal... Boję się 1 listopada, ale już teraz na sama myśl o Wigilii, łzy mi leca ciurkiem....:( Chyba wtedy do mnie tak naprawdę dotrze... :(:(
czas nie leczy ran...
Katarzynka36
u mnie jest tak samo, nie płaczę po kątach, nie mam spuchniętych od płaczu oczu, rozmawiam, normalnie funkcjonuję - więc wszyscy myślą,że jest ok, ze pieknie sobie poradziłam...
kto wie,że myślę o Tacie w każdej sekundzie, kto wie,że przez to co przeszliśmy już nigdy nie będę taka sama, kto się domyśla,że jak tylko sobie przypomnę obraz Tatusia na klka godzin przed odejściem to całe moje wnętrze ściska ból... że już się Go nie mogę o nic poradzić,że nie mogę do niego zadzwonić o pytania z historii czy geografii :( że nie podysukuję sobie z nim o polityce :( że już nigdy nie powie na mojego synka sylwek stalone :(
boli, boli i jest źle, ale co Ci którzy nie stracili kogoś bliskiego mogą o tym wiedzieć?!
czytam Was i jakbym czytała o sobie. wszyscy myślą, że to już za mną, że się uporałam z bólem i żalem, a jak przychodzi gorsza chwila to pytają zdziwieni "czemu jesteś smutna?" w sumie sama nie potrafię tego zrozumieć. w pracy funkcjonuję w miarę normalnie, a wieczorami wyję oglądając zdjęcia Mamy. i rzeczywiście im więcej czasu upływa tym bardziej wydaje się to irracjonalne. nie umiem w to uwierzyć...
w pracy funkcjonuję w miarę normalnie, a wieczorami wyję oglądając zdjęcia...
robię identycznie... w pracy normalnie funkjonują, wzbudzając niezdrowe szepty po katach, dziwią się, że się zaśmieję, ogladają jak jestem ubrana, że mam 'głowę" do robienia makijażu:( powinnam chyba ubrać sie w worek pokutny i chodzić niewymalowana, wzbudzając ogólną litość i przedsytawiając obraz nedzy i rozpaczy - tak było przez dwa ostatnie tygodnie zycia mojego Taty, kiedy nie jadłam, ubierałam się w byle co i gnałam na 10 godzin do szpitala, dzien w dzień...
chyba zdaniem niektorych teraz powinnam wygladac podobnie
... widzę, że jestem obserwowana jak się zachowują, jak wyglądam, i czesto słyszę podsumowania typu: z Tobą widzę, że jest już całkiem dobrze". Doprowadza mnie to do szału:(
Dziękuję dziewczyny, że piszecie o tym, okazuje się, że nie tylko ja mam takie odczucia... dobrze, że jest to Forum, bo już myslalam, że może ja jestem jakaś wyrodna córka, co to zajmuje sie makijażem podczas żałoby...
Tylko ja wiem jak bardzo moje serce krwawi, tylko ja wiem, jak codziennie szlocham ogladając Taty zdjęcia, tylko ja wiem jak moje serce tęskni za Tatą...
tęsknota boli mnie fizycznie:( i zastanawiam się czy już nie popadam w depresję:(
Z dnia na dzień jest coraz gorzej. Przedtem był jakiś amok, miałam wrażenie, że ogladam film, teraz zaczyna do mnie dochodził, że TO STAŁO SIĘ NAPRWAWDĘ...
Boże, jak ja tęsknię, jak bardzo tęsknię
Tatulku odezwij sie do mnie proszę, przyśnij mi się...
ja na szczęście pracuję w małej firmie i nie widzę tego szeptania po kątach. chociaż pewnie rozmawiają gdzieś, kiedy nie słyszę. ale jakoś mało mnie to interesuje. jestem osobą bardzo zamkniętą, niewiele osób dopuszczam do szczegółów swojego życia. jestem kruchą osobą, ale przez dystans który stwarzam jestem postrzegana jako osoba silna, twarda. a to bzdura. w takiej sytuacji jak teraz jak nigdy potrzebuję miłego słowa, przytulenia, ciepła. i cholernie mi tego brakuje...
Katarzynka36 napisał/a:
jak ja tęsknię, jak bardzo tęsknię
Tatulku odezwij sie do mnie proszę, przyśnij mi się...
ja też tęsknię i też uważam, że czas nie leczy ran... cieszę się z każdego snu o Mamie, bo choć przez chwilę mogę myśleć, że nie odeszła.
trochę chaotycznie to wszystko opisałam. to dlatego, że wszystko jest takie skomplikowane...
Katarzynka36 napisał/a:
Dziękuję dziewczyny, że piszecie o tym, okazuje się, że nie tylko ja mam takie odczucia... dobrze, że jest to Forum, bo już myslalam, że może ja jestem jakaś wyrodna córka, co to zajmuje sie makijażem podczas żałoby...
ja też momentami miałam wrażenie, że niestosownie się zachowuję, że coś ze mną jest nie tak, ale czytając Wasze wpisy widzę, że nie ma reguły. trzymajcie się wszystkie (i wszyscy). buziaki!
Mój Tata umarł w minioną sobotę.
Cały proces żałoby dopiero przede mną.
Staram się na to przygotować, choć pewnie się nie da. Wiem, że będzie strasznie ciężko, że będę przechodzić przez różne fazy - rozpacz, zaprzeczanie, złość, potem powoli uspokojenie...
Piszecie, że czas nie leczy ran.
Ja wierzę, że leczy. Jednak tego czasu musi chyba upłynąć sporo. Nie kilka tygodni, ani nawet miesięcy. Nie bez powodu żałoba zwyczajowo trwa rok. Myślę, że to jest MINIMUM czasu, który musi upłynąć, by wrócić do równowagi po śmierci kogoś kochanego.
Mam nadzieję, że znajdę w sobie siłę, by to wszystko przetrwać...
_________________ Dziękuję za wszystko, Tatusiu [*]
Wiem, że będzie strasznie ciężko, że będę przechodzić przez różne fazy - rozpacz, zaprzeczanie, złość, potem powoli uspokojenie...
ja przez trzy tygodnie przeszłam już przez wszystkie trzy stany kulkukrotnie i niestety jak na razie złość, zaprzeczanie i złość naprzemiennie znikają i wracają. to nieuniknione i straszne. trzymaj się ciepło. mam nadzieję, że masz wsparcie, to bardzo ważne w takiej sytuacji.
pozdrawiam serdecznie.
Dziękuję.
Tak, mam ogromne wsparcie. Przede wszystkim wspieramy się mocno z Mamą i Bratem, jesteśmy bardzo zżytą, kochającą się rodziną. Poza tym bardzo wspiera mnie mąż, który swojego teścia uwielbiał.
No i mam dla kogo się trzymać - mój synek ma dopiero 2 lata...
Jakoś wspólnie damy radę przez to przejść, innego wyjścia nie ma.
_________________ Dziękuję za wszystko, Tatusiu [*]
ja też mam 2 letniego synka:)
to wielkie wsparcie dla całej rodziny, po pierwsze człoweik nie może siedzieć i płakać całymi dniami bp trzeba zajmować się smykiem a po drugie daje niesamowitą radość i energię. Dziękuję Bogu,że Szymek był już na świecie kiedy spotkała nas choroba Taty...
Moj Tato zmarł w poprzednią sobotę.
Samą żałobę odczuwałam juz na dzień przed smiercią bo czułam, ze to się stanie. Wracając autem do domu gdy odwiozłam mamę, wyłam jak boberek - aż dziw ze się gdzies nie rozwaliłam.
Próbowałam się zebrać w sobie. Staram się na to przygotować, ale na to się nie da przygotować.
Będzie strasznie ciężko, bo codziennie rano dociera ta wiadomość do mnie na nowo.
Zbliżają się Świeta pierwsze bez Taty.... buuuuuuu
Mama, widzę, że powoli sprząta różne rzeczy taty zaczynając od leków- pewnie dlatego zeby było mniej rzeczy ktore go przypominają.
Jak dzwonie do niej to odbierajac telefon nie ma smutnego glosu, ale podejrzewam, że to gra. Przy mnie sie trzyma tak samo jak ja przy niej. A obie pewnie ryczymy sobie w poduszki....
_________________ Izabela
Tato 9.02.1947 - 13.10.2012 ( 15 miesięcy walki z potworem )
Tato jestem z Ciebie dumna, że tak dzielnie znosiłeś chorobę.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum