no coś Ty bałaganku =*,
choć wszystko zawiera się w tych słowach co czuję...
wiem, że mama by tego nie chciała ale nie potrafię inaczej....jutro w pracy mam wigilię, dzielenie sie opłatkiem....nie chcę tam iść...boję się, że się rozpłaczę jak ktoś mi życzenia będzie składał przy kolędach...dla mnie ten temat nie istnieje(życzenia kolędy) nie będzie go w tym roku nie było w tamtym...nie będzie przez długi jeszcze czas....;((((((
żałoba w moim przypadku przeszła chyba przez wsystkie możliwe etapy w przeciągu roku... a teraz? jest smutek....
w moim blogu w październiku opisywałam etapy żałoby! zapraszam, http://dloniematki.blog.onet.pl/2012/10/
trzymajcie się!
Piszę tutaj, bo być może ktoś powie mi coś konstruktywnego. Moja mama zmarła dokładnie rok temu na białaczkę. I do tej pory nie mogę sobie z tym poradzić. Ból i cierpienie towarzyszą mi każdego dnia. Mądrzy ludzie mówią, że żałoba trwa rok, pół roku a moja nie przemija wręcz przeciwnie narasta.Moja mama chorwała na białaczkę 8 lat. Gdy się o tym dowiedziałam byłam w liceum. Nie wiedziałam wtedy czym jest ta straszna choroba. Ale wiedziałam, ze nie jest dobrze. Moi rówieśnicy cieszyli się typowym zyciem nastolatków a ja żyłam każdym dniem choroby. Dostałam sie na studia i starałam sie nie mysleć o chorobie mamhy, lecz gdy zaczeli mamę leczyc hemią zdałam sobie sprawe z powagi całej sytuacji. Nigdy nie mogłam z nikim o tymporozmaiwac i przez te wszystkie lata tłumiłam swój bunt i ból, patrzac na cierpienie i coraz bardziej przybliżająca sie smierć. Zawsze starałam sie nie pokazywac mamie, że jest zle,że sie martwie i boję o każdy dzień. W zeszłym roku przed świetami stan mamy sie stanowczo pogorszył. Do dzis mam przed oczami gdy z zacisnietymi zebami ścinałam jej włoski, które zaczeły wypadac po mocnej chemii. Przed światmi jej stan sie pogorszył. Wdało się zapalenie płuc i jakas wstretna bakteria zaatakowała jej organizm nie pozwlajac jej walczyc o zycie. Byłam 1 osoba która przyjeął informacje od lekarzy, ze z tego nie wyjdzie. Musiałam poinformowac o tym mojego tate i rodzeństwo. Musiałam wyprowadzic sie z rodzinnej miejscowosci zając sie tata by przezyl jakos ten traguczny czas. Dopadła mnie wtedy taka siła, jakiej nie miałam nigdy. Robiłam wszystko kolo mamy. Byłam silniejsza niz kazdy obok i starłam sie nie okazywać mojego smutku i bólu. Po trudnej walce mama zmarłą na moich oczach. Dopiero teraz po roku czasu od tego tragicznego dnia dociera do mnei ta świadomość. Czuje ból, smutek-płacze coraz czesćiej. Obwiniam siebie za wiele rzeczy, nie potrafie zacżac zyc normalnie.Nie potrafie sie smiać A do tego wszystkiego mój ból i przezywanie etraz tego dobija sie na moim zwiazku. Mma teraz etap bardzo wielkiej potrzeby bliskosci. Nie potrafie powiedziec o tym mojemu partnerowi. Cierpi na tym On. Bo stale mam pretensje, ze malo poswieca mi uwagi. A tak nie jest. Jest czułym opiekunczym facetem a ja nadal potrzebuje wiecej. Boje sie, ze moja załoba przeradza sie w depresje..... Nie radze sobie. jest mi cięzko.
Witaj Ewo!
1,5 roku temu pożegnałam moją Mamę. Po jej śmierci czułam, jakbym straciła cząstkę siebie. Teraz już nie przeżywam tak, jak przedtem, ale wspomnienia dalej wyciskają mi łzy z oczu i tęsknota dokucza...
Ty, pomimo młodego wieku, tyle czasu żyłaś chorobą Mamy, dla Mamy, starałaś się być silna dla niej i dla bliskich, że nie można się dziwić, iż nie umiesz sobie poradzić z jej stratą, ułożyć życia na nowo. Może gdybyś mogła porozmawiać o tym z kimś, do kogo masz zaufanie, byłoby Ci łatwiej.
A może wizyty u psychologa byłyby dobrym rozwiązaniem?
Skoro Twój partner jest czułym, opiekuńczym facetem, powiedz mu o swojej potrzebie bliskości, na pewno Cię zrozumie.
Ja wiem, że osobie skrytej trudno się otworzyć, ale najgorzej zostać z tymi wszystkimi emocjami samej.
Ściskam Cię ciepło.
Jutro minie pięć miesięcy odkąd nie ma mojego taty.
Radzę sobie nieźle aczkolwiek każdego dnia bardzo mi go brakuje. Bezustannie towarzyszy mi uczucie, że jest gdzieś daleko, ale wróci. Wróci na pewno.
O ile ja czuję się dobrze, to musiałam się bardzo zmienić, bo moje otoczenie .. ładnie mówiąc- unika mnie. Nie wiem. Wydaje mi się, że w tych ludziach jest zero zrozumienia i wrażliwości. O ile poświęcenie wszystkiego dla taty nie było dla mnie żadnym problemem.. to ciężko jest mi nie mieć taty i nie mieć oparcia w znajomych.
Chciałabym mieć koło siebie kogoś, kto by zrozumiał to, co czuję.
egoiści, doskonale wiem, co czujesz...
moja Mama odeszła 26 września, w lutym minie 5 miesięcy, a ludzie już po kilku dniach uważali, że powinnam się pozbierać. jak byłam w kiepskim stanie psychicznym to pytali- czemu jesteś smutna? i to bliscy znajomi- jakby to było dziwne, że przeżywam odejście Mamy... a przeżywam do dziś. jakiś czas było lepiej, ale od kilku dni znowu to wszystko do mnie wraca- mam wrażenie, ze zdwojoną siłą. tęsknię za Nią tak strasznie, że mam wrażenie, że to boli fizycznie... dziś sobie z tym kompletnie nie radzę. i znowu nie umiem uwierzyć, że Jej nie ma i nie zobaczę Jej już...
Rozumiem Was doskonale...
U mnie minęło pół roku od śmierci Taty. Normalnie funkcjonuję w pracy, wieczorami jednak ryczę w poduchę. Tęsknota jest coraz większa. Boli okrutnie:(
nigdy już nie będzie tak samo..... znajomi nie rozumieją...nawet ci najbardziej bliscy....nawet chłopak....nawet siostra....wydaje mi się że każda z nas tutaj była taką "córcią mamy" Córcią taty" i nikt nie jest w stanie pojąć jak to boli.... moja mama zmarła w tzw. Halloween....w tym roku - mijał rok a moja najlepsza przyjaciółka ot po prostu próbowała mnie namówić na imprezę haloweenową..... ludzie nie pamiętają...może nawet dnia...może miesiąca...gdy my rozpamiętujemy każdą sekundę choroby...szczególnie te ostatnie chwile....a dla nich gdzieś ten temat został ułożony do pudełeczka z napisem "zrobione, przeżyte" .... gdy....u mnie nie ma dnia żebym nie myślała, nie przeżywała, nie obwiniała się i nie tęskniła ;(((((((((( ludzie nie rozumieją.....dlatego tak dobrze że jest to forum....:***
Dzisiaj minęły dwa tygodnie od śmierci mojej mamy. Cały czas mam wrażenie, że to się nie dzieje naprawdę, że to jakiś koszmarny sen, z którego się obudzę. Ten ból po jej stracie jest nie do opisania. Czuję się jakby umarła część mnie samej. Każdego dnia zmuszam się, aby wstać z łóżka. Unikam ludzi, nie odbieram telefonów od przyjaciół i znajomych. Zadaję sobie pytanie, jak żyć, kiedy już nic nigdy nie będzie takie samo.
Moja mama odeszła niecałe 6 miesięcy temu i nadal boli bardzo... wstaje z łóżka, odbieram telefony nawet uśmiechnę się... ale najgorsze jest to, że moje siostry nie potrafią zrozumieć tego co czuję.
Tego bólu, tęsknoty itd. Ich zdaniem tak jest, ludzie chorują i umierają. Każdy przeżywa taką sytuację inaczej ale ja mam wrażenie, że jak dla nich to nic się nie stało.
Nie czuję w nich oparcia, słyszę tylko słowa, że mama umarła nie ma jej i muszę się z tym pogodzić... a ja nie umiem...
Cały czas mam wrażenie, że to się nie dzieje naprawdę, że to jakiś koszmarny sen, z którego się obudzę. Ten ból po jej stracie jest nie do opisania. Czuję się jakby umarła część mnie samej.
Jolu, mam tak samo, chociaż minęłó ponad pół roku od śmierci mojego Taty.
Mam wrażenie, że część mnie, część (ogromna część) mojego serca umarła z Tatą.
Rzuciłam się w wir pracy, by nie rozpamiętywać każdej chwili. Inaczej chyba bym zwariowała. Uśmiecham się, normalnie funkcjonuję, ale tylko ja wiem co czuje moje serce. Ono nadal krwawi. A tęsknota jest z dnia na dzień coraz większa. Coraz bardziej bolesna i obezwładniająca.
Wiesz Jolu, co często trzyma nie "na powierzchni". Myślenie, że Tata tam z góry patrzy i nie chciałby bym zatopiła się i pogrążyła w totalnej rozpaczy. Nie chciałby mnie ogladać w rozsypce...
Dziewczyny strasznie jest przezywac smierc najblizszej osoby.
Jest to ogromnie bolesne doswiadczenie. Ja czuje sie jakby granat we mnie wybuch i zostawil mnie cala pokiereszowana i z bliznami, ktore krwawia jak pojawiaja sie w mojej glowie obrazy cierpieni,a choroby Taty, ostatnich dni. Stracilam czlowieka, ktory kochal mnie najbardziej na swiecie. Nikt inny nie bedzie tak o mnie dbal i widzial mnie w samych superlatywach. Patrzac na tabliczki na cmentarzu wciaz nie wierze. Obrazy sa tak zywe, chociaz czas leci nieublaganie i juz idzie 6 miesiac. Mialo byc lzej a jest gorzej.
Brakuje rozmowy, przytulenia, wszystkiego. Myslalam, ze po smierci Taty nie bede odwiedzac tego forum jednak choroba tak bardzo zmienila mnie, ze mnie wciaz ciagnie, codziennie czytam. Cale to przykre doswiadczenie zmienilo mnie na zawsze.
A Tata odchodzac zabral ze soba caly nasz swiat.Wogole uwazam ze ludzie odchodzac zabieraja ze soba caly swiat i musimy budowac rzeczywistosc od nowa.
Ciesze sie ze nie jestem sama i podobnie to odczuwacie.
soraj, rozumiem Cię. u mnie 26 marca minie 6 miesięcy. ale pomimo upływu czasu ciągle nie wierzę, że Mamy już nie ma. znowu często przypomina mi się w ostatnich dniach... nadal tego nie rozumiem... i tak jak napisałaś- miało być lżej, a momentami jest zdecydowanie gorzej. nadal tęsknię niesamowicie, mam wrażenie, że z upływem czasu bardziej....
moja kochana Mama zmarła 17.12.12 po ciężkiej walce z nowotworem szpiku , przezycia związane z ciągła walka o każdy dzien , każdą godzine Jej zycia, walka z bezduszną służbą zdrowia, lekarzami , NFZ-tem , moja walka o Jej uśmiech , o Jej dobre samopoczucie , chociaz duchowe, przebywanie z Nia w szptalach 24h/dobę , patrzenie na Jej cierpienia i cierpienia innych pacjentów, moja bezsilność , bezradność zabrały mi chyba 20 lat życia , mimo iż jestem młoda osobą czuję sie jak staruszka, smutek, żal , ból , tęsknota , złość ze śmierć jest czymś nieodwracalnym , czyms ostatecznym i tak bardzo rzeczywistym i że nikt ani nic nie jest w stanie jej powstrzymać ani odwrócić , te wszystkie emocje i odczucia niszcza mnie , moja żałoba po Mamusi narasta i bardziej się nasila, zamiast lepiej jest gorzej , zadaję sobie pytanie czy to nigdy się nie skończy?? dzień w dzień przezywanie Jej śmierci na nowo, Jej bólu i cierpienia, Jej 12 godzinna śmierć , Jej lęk i strach w oczach , Jej świadome umieranie , była świadoma do konca że mnie zostawia ale nie miała już sił by żyć , chciała ale nie dała rady dalej walczyć , jestem juz tak zmęczona , czy kiedyś wrócę jeszcze do normalnego życia??? normalnego zycia ?? ono chyba już nigdy nie będzie normalne bez Mamy........
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum