Wiem, że w tej chwili nie ma słów, które mogłyby ukoić Twój smutek, żal i ból, ale jestem pewna, że Twój Tato bardzo Cię kochał i czuł się przez Ciebie kochany.
Do takiej straty nie można się w żaden sposób przygotować, nie da się też o niej nigdy zapomnieć. Tak jak piszą tu inni - musisz tłumaczyć sobie, że te dwa lata cierpień Taty dobiegły końca, że jest już w lepszym miejscu, wolny od bólu. Jego obecność będziesz czuł zawsze trzymając się blisko rodziny - Mamy i Sióstr.
Twoja historia przypomniała mi to, co działo się w naszym życiu już prawie 10 lat temu, gdy odchodził Tato mojego męża (też Pawła). Paweł często mówi, że żałuje tych straconych lat, kiedy szaleństwa młodości oddalały go od Ojca. Ale tak "zaprogramowani" są młodzi ludzie, taka jest kolej rzeczy i nie możesz mieć do siebie o to pretensji. Mój Paweł jest bardzo podobny do swojego ojca pod względem charakteru, my też mamy syna i jestem pewna, że chociaż w tej chwili obaj trzymają się blisko, to w pewnym wieku nasz Kuba oddali się od nas, zacznie tworzyć swoje własne życie, własny świat i wiem, że Paweł to zrozumie, tak jak rozumiał to jego Tato. Twój Tato też to rozumiał i nie miał Ci tego za złe. Nie możesz tak bardzo winić się za to, co jest w nas, ludziach, naturalne.
Piszesz o tym, że masz myśli samobójcze - wiem że trudno ogarnąć Ci teraz emocje, ale myśl o Mamie i Siostrach - one w tej chwili bardzo Cię potrzebują. Nie możesz ich zostawić - musisz być silny dla nich i dla Taty. Dla pięknej pamięci o nim...
azzazzum, poradzisz sobie chłopie.
Ojciec przyglądał Ci się od urodzenia jak rośniesz, usamodzielniasz się.
Myślę, że lżej mu było odejść dzięki temu, że miał świadomość, że jesteś. Myślę, że był z Ciebie dumny. To, że masz 17 lat i nie czujesz się gotowy, żeby stracić rodzica jest normalne. Nikt nie jest gotowy, żeby stracić kogoś bliskiego bez względu na to, ile ma lat.
Przez sam fakt, że taka tragedia Cię dotknęła dorosłeś, może nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy.
Nie myśl o odebraniu sobie życia. Rozumiem, że jesteś w rozpaczy, ale Ojciec nie chciałby żebyś sobie zrobił krzywdę.
Nie na Tobie spoczywa odpowiedzialność za całą rodzinę. Zawsze byliście współodpowiedzialni za siebie nawzajem, teraz będziesz miał okazję silniej to odczuć po prostu. Łatwiej będzie Tobie, siostrom i Mamie przez to przejść jak się będziecie wspierać nawzajem.
Jeśli jest taka możliwość, spróbuj poszukać w swojej okolicy psychoonkologa.
Nie będzie "truć". Przede wszystkim wysłucha i zrozumie. Pomoże przejść przez najtrudniejszy okres. Może masz w swojej okolicy hospicjum, oddział onkologiczny w szpitalu albo centrum onkologii, gdzie można o taką osobę zapytać. Może byłby w stanie pomóc również Twoim siostrom i mamie?
Jeśli będziesz miał pytania, wątpliwości, zawsze znajdziesz też zrozumienie tu na Forum!
Poradzisz sobie z tym!
Dziękuje za słowa otuchy. Dużo mi pomogliście.
Dziś widziałem tatę i nie mogłem go poznać z twarzy się nie zmienił tylko wydawał się strasznie wysoki i opuchnięty :(
Jak wszedłem do kostnicy poczułem taką pustkę ludzkie ciało po śmierci jest jak jakiś przedmiot. Powiem szczerze że nie za bardzo wierzyłem w boga i niebo ale teraz uświadomiłem sobie że coś musi być i że każdy człowiek ma swoją dusze. Powoli dochodzę do siebie ale boje się spać bo ciągle otwieram oczy czy czasem go nie ma w pokoju.
Moja siostra mówiła że tata u nas był jak sprzątała pokój włączył się telewizor i odsunęło krzesło i przerażona przybiegła do mnie bo byłem u sąsiada. Ale czy to prawda wie tylko ona.
Chciałbym poczuć obecność taty ale tylko w dzień w nocy chyba bym dostał bym zawału.
Jutro pogrzeb to czego najbardziej się obawiałem :(
Tata zawsze będzie obok bez względu na to, czy się przyśni albo czy stanie się coś niezwykłego z czego możnaby wnioskować, że to on.
I zawsze będzie Ci życzliwy, więc nie bój się.
Będzie też z Wami na pogrzebie. I pewnie chciałby Wam powiedzieć, że jego już nie boli, jemu jest dobrze, żebyście nie płakali...
Podobno najtrudniejszy jest czas do pogrzebu, do pożegnania Tej Osoby.
Ale to tylko część prawdy. Potem dalej boli niestety, tylko ten ból się zmienia w czasie.
Jeszcze będziesz potrafił żyć i śmiać się, ale będziesz innym człowiekiem.
azzazzum, śledzę i przeżywam Twój wątek od pewnego czasu, ale nie miałam siły się odezwać. Moja batalia o Tatusia zakończyła się w niedzielę 29.01.2012 o godz.22:56. W czwartek pogrzeb. W niedzielę moje 25 urodziny. I wcale nie jest mi łatwiej niż Tobie. Siedziałam przy Tacie przez większość Jego choroby (zdiagnozowano Go 2 stycznia) i nic nie mogłam zrobić. Ta bezsilność - to najgorsze uczucie jakie przeżyłam. Nie miej wyrzutów sumienia, walczyłeś o Tatę najlepiej jak umiałeś. Mój niewiele starszy od Ciebie brat uciekł w naukę i zalicza sesję, ani na chwilę sobie nie odpuszcza - powiedział, że Tata zawsze robił wszystko dla nas, umożliwiał nam wszechstronny rozwój - i on nie zamierza Taty teraz zawieść. To jego metoda na uporanie się z tą stratą. Taka sytuacja przerasta każdego, niezależnie od wieku i każdy musi się z tym zmierzyć na swój sposób. Wierzę, że dasz radę. Rozumiem Cię doskonale, przeżywam to samo, w tym samym czasie, wiem jakie to niewyobrażalnie trudne.
Trzymaj się
_________________ Tatulek ur. 23.07.1945 - zm. 29.01.2012 godz.22.56 [*] Przegraliśmy batalię...
azzazzum rozumiem cię, tez byłam z mamą w kostnicy żeby potwierdzić zwłoki dziadka, jak tylko tam weszłam to powiedziałam, do mamy, ze dziadka tam, niema, jest tylko ciało. Będziesz czuł obecność taty niemal codziennie, ja nawet nie mogłam dużo płakać na pogrzebie bo czułam, jak dziadek mnie pociesza, ciężko to pojąc i zrozumieć, ale tak właśnie czułam.
Na szczęście już po wszystkim
Czuje wielką ulge...
I taka przestroga nie radzę leczyć się w Poznaniu, ponieważ tam robią wszystko szybko byle było i odesłać pacjenta do domu albo innego szpitala.
Polecam natomiast Bydgoszcz z opinii rakowców wynika dużo dobrego o tym szpitalu.
Jeśli ktoś z was jest chory na raka albo z rodziny, znajomych radzę trzymać się jednego max 2 lekarzy. Mój ojciec chciał się ratować za wszelką cene i latał od lekarza do lekarza i tak wszystko miał pomieszane że na końcu nie wiedzieli co miał a co jeszcze mogą zrobić.
Tata na początku miał dostać chemie może by go to uratowało ale chemik się nei zgodził bo wtedy miał niby dobre wyniki. Może by to uratowało mu życie może zaszkodziło tego już nikt się nie dowie.
Ale radzę robić wszystko z spokojem a nie latać od lekarza do lekarza. Może się mylę ale tak to rozumiem.
Dziękuje wam jeszcze raz za słowa otuchy, postaram się zaglądać na to forum w miarę możliwośći i doradzać może komuś pomogę
witajcie,
w poniedziałek rano zadzowniła do nas pielęgniarka, która wróciła z urlopu i powiedziała że jest w pobliżu i że odwiedzi mamę. Ona nie wiedziała - nikt z hospicjum nie przekazał jej że mamy już nie ma. Ale zaprosiliśmy ją na kawę. Spakowaliśmy z bratem wszystkie leki - również nasercowe - po mamie. Łącznie z opatrunkami, środkami dezynfekującymi - wszystko oddaliśmy do hospicjum.
Bez mamy ciężko, pusto. Tak strasznie pusto i cicho, że aż boli.
Jak narazie zabijam to porządkami w domu, dziś idę już do pracy. Najbardziej martwię się o tatę, o młodszego brata. Oni zostali sami w domu. Chciałam się tam przeprowadzić na jakiś czas, ale tata też chciałby zostać sam. Rozumiem go. Można się wtedy wypłakać.
A jak będzie dalej zobaczymy. Życie toczy się dalej, ale nie dla mojej mamusi - chyba że tam na górze. A dla nas nie będzie już takie samo.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum