Ada, piszę to jako matka......wspaniale, że Mama odeszła przy Tobie, że nie była sama!
Ściskam Cię mocno, bardzo Ci współczuję!
Spokój dla duszy Twojej Mamy, już nie cierpi.
[*]
_________________ Człowiek potyka się o kretowiska, nie o góry.
Długo nie pisałam bo nie chciałam wracać już do tych ciężkich chwil. Moja kochana mamusia odeszła 5 maja bo długiej i ciężkiej chorobie nowotworowej.
Myślałam, że już nic gorszego mnie nie może spotkać...24 czerwca moja ciocia ( rodzona siostra mojej mamy ) trafiła do szpitala z pękniętym tętniakiem. Przeszła operację ale od tamtego dnia jest w śpiączce, funkcje życiowe podtrzymuje respirator. Stan jest bardzo ciężki a lekarze nie robią nam nadziei...
Tak bardzo się o nią boję... jest dla mnie jak druga mama.
Dlaczego mnie to spotyka
Nie mam już siły ... nie wiem co jeszcze mnie czeka złego. Ciężko w takiej sytuacji myśleć pozytywnie.
Czytam ten wątek i coraz bardziej boję się tego co przede mną, choć już raz byłam w podobnej sytuacji. Ale czy można przygotować się na odejście tak bliskiej osoby jaką jest mama? W lutym 2011 u mojej mamy zdiagnozowano nowotwór piersi (przewodowy inwazyjny). Mimo zaawansowanego stanu i złych rokowań do ubiegłego tygodnia żyłam nadzieją, że jednak wszystko będzie dobrze. Niestety kolejne badania wykazały przerzuty do kości i płuc. Nie mogę się z tym pogodzić. Moja mama ma dopiero 56 lat i nigdy na nic nie chorowała. Zawsze była wsparciem dla mnie i mojej siostry, a teraz ja nie wiem co mam jej mówić. Do piątku była załamana. W piątek jej lekarz potwierdził to co wykazały badania, ale zamiast słowa "przerzuty" używał "zmiany". Dzięki temu wyparła ze swojej świadomości fakt ze ma przerzuty odległe, jest znów pełna nadziei bo to tylko "jakieś zmiany", a nam jest coraz trudniej, mimo to nie chcemy odbierać jej tej nadziei. Najbardziej boję się tego, że przez te przerzuty do kręgosłupa będzie cierpiała.
Zebra, przykro mi i współczuję Ci
Boję się tego dnia i cały czas mam nadzieję, że on szybko nie nadejdzie. Bardzo ciężko mi z myślą, że czasu który mogę spędzić z mamą jest coraz mniej i żałuję, że dzieli nas 200 km i nie mogę z przy niej być na co dzień.
niki, Dla mnie 24 lipca świat też stanął w miejscu. Nie tylko dla mnie. Choć teraz po mału zaczynam na nowo "żyć" to już nigdy nie bedzie tak jak kiedyś. Wydaje mi się, że już zawsze każda moja radość będzie przysłonieta smutkiem. Wiem, że jak będę przygotowywała dziecko do pierwszego dnia w szkole - pomyślę, że Mamy przy mnie nie ma, jak będę patrzyła z dumą na córkę w dniu jej pierwszej komunii - mojej Mamy też nie bedzie. Nie zadzwonię do niej o przepis, nie zadzwonie, że mam dziecko z gorączką - co zrobić. Nigdy już nie bedę tą samą małą Ewelinką, którą Mama mimo wieku starała się chronić, pomagać, pocieszać. Bez mojej Mamy nie ma "domu rodzinnego", nie ma "rodziny". I choć wracam "do życia" to ... kawałek mnie już umarł.
Niki tak bardzo mi przykro. Nie napiszę CI nic mądrego na pociechę, bo nie potrafię.
Zajmij sie teraz Mamą, potrzebuje Cię pewnie.
_________________ "...Są dni których nie powinno być"
Jest na świecie taki rodzaj smutku, którego nie można wyrazić łzami. Nie można go nikomu wytłumaczyć. To nie miłość - lecz choroba bliskiej osoby
"Życie jest trudną lekcją, której nie można się nauczyć. Trzeba ją przeżyć" Stefan Żeromski
asereT
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum