Ja znalazlem to forum dopiero po smierci mojej Mamy. Od tego czasu minelo prawie 2,5 roku. A jestem tu kilka razy dziennie. I tak juz zostanie.
Pozdrawiam Liszka
Po prostu mam wrażenie, że została tutaj część każdej z nas...
Ładnie to ujęłaś
Ja nie miałam na tym forum swojego wątku, ani w chorobie mamy, ani taty (tylko jakieś krótkie konkretne porady), ale mam duży sentyment do tego miejsca, towarzyszyło mi w tych chwilach, kiedy żegnałam się z rodzicami, wertowałam wtedy wątki, szukałam informacji i nadziei. Dobrze że jest to forum!
W ubiegłym tygodniu zgłosiłam się na badanie przesiewowe, dostałam zaproszenie na kolonoskopię. Nie wahałam się ani chwili, jeśli Mama zmarła na raka jelita grubego, to być może i mnie mogło się to przytrafić. Od stycznia dokuczała mi trochę biegunka, może to stres, może coś innego - ta myśl nie dawała mi spokoju. Dlatego, gdy zobaczyłam kopertę z zaproszeniem poczułam się tak, jakby ktoś nade mną czuwał. Infantylne, wiem, ale nic nie poradzę
Badanie zostało wykonane pod narkozą z uwagi na wcześniejszy zabieg i bliznę. Po badaniu czułam się znakomicie. Przed badaniem nie za bardzo - nerwy mnie zjadały, no i trzeba było strasznie dużo wpić tej niezbyt smacznej wody.
W trakcie badania usunięto mi malutki polip (3 mm) i...... nie ma śladu po wcześniejszych problemach. Fakt ten nie daje mi spokoju. Jak moja Mama wyhodowała sobie taką gadzinę nic nie czując? Jakoś nie chciało mi się wierzyć, że organizm nie dawał jej znać. Porządkując jej dokumenty natknęłam się na kartki z zapisaną datą kolonoskopii i gastroskopii... Nie poszła na nie, choć zapisywała się dwa razy.
Strach zabija duszę, a potem także i ciało. Tyle razy namawiałam ją na to badanie, tak po prostu, nawet nie wiedząc, że ma ku temu powody. Może powinnam być bardziej stanowcza, ale Mama była taka uparta.. Nie mogę przestać o tym myśleć.
Jak moja Mama wyhodowała sobie taką gadzinę nic nie czując?
To właśnie jest takie podstępne - że ten rodzaj raka - zreszta wiele innych też - nie daje żadnych wczesnych objawów. Czyli tylko profilaktyka może nas wspomóc...
Liszka napisał/a:
Może powinnam być bardziej stanowcza, ale Mama była taka uparta..
Trudno teraz powiedzieć. Nie zastanawiaj się nad tym. Co do profilaktyki każdy musi podjąć decyzję sam - a tu jeszcze chodziło o takie nieprzyjemne badanie. Mam koleżanki które nie idą na mammografie bo... boją się co może wyjść... I co tu więcej mówić..
Pozdrawiam serdecznie
_________________ Niech nasza nadzieja będzie większa od wszystkiego, co się tej nadziei może sprzeciwiać.
Jakoś nie chciało mi się wierzyć, że organizm nie dawał jej znać.
Może i dawał ale pacjenci nie zawsze dopuszczają do siebie, że to coś najgorszego, czekają długo, za długo a może przejdzie ale niestety nie zawsze przejdzie a może być wręcz jeszcze gorzej.
Liszka napisał/a:
Może powinnam być bardziej stanowcza, ale Mama była taka uparta..
Mama była dorosła, sama wiesz, że nikogo nie zmusisz do niczego jak sam tego nie chce.
Tu zagnębianie się nic nie zmieni, tak widocznie miało być.
Liszka napisał/a:
dostałam zaproszenie na kolonoskopię. Nie wahałam się ani chwili,
Słusznie, raz, że mama chorowała dwa, lepiej zapobiegać niż leczyć. Trzeba co jakiś czas zrobić przegląd naszych organizmów tak jak robimy to systematycznie z naszymi samochodami.
Świat żyje, a ja żyję w nim. Tyle w nim radości i kolorów, tak bardzo można się nim zachwycać i równie mocno nad nim płakać. Jest inny niż 4 lata temu i mimo, że bywa piękny, nie jest już taki.... nie jest. Kocham do końca świata, do ostatniej chwili i jeszcze dłużej....
Dojrzewają znowu maliny pod oknem mojej sypialni, tej samej, w której leżała moja umierająca Mama. Róża Jasmina, przepiękna, pochyla się nad nimi swoimi pięknymi kwiatami. Trzy lata i osiem miesięcy, tyle właśnie minęło od jej śmierci. Tyle czasu potrzebowałam, aby myśląc o Mamie nie czuć tego okropnego ucisku w żołądku. Czułam się tak, jakby tam właśnie, umiejscowił się jakiś straszliwy stwór, wyciągający macki w różnych kierunkach mojego ciała. Miałam wrażenie, że wędruje w różne miejsca i wszędzie zaciska łapska. Ale to mija, nie porzucajcie nadziei, to mija. Długo nie wierzyłam, że znowu poczuję się lekka, beztroska a jednak tak się stało. Mimo pandemii, izolacji na którą skazuje mnie grupa ryzyka, pracuję i żyję. Od kilku miesięcy czuję prawdziwą radość myśląc o Mamie. Podziwiam jej odwagę, którą wykazała się po usłyszeniu diagnozy, podziwiam jej konsekwencję w realizowaniu swojego planu odchodzenia i wreszcie wróciły dobre wspomnienia. Kiedy zamykam oczy nie widzę jej już tylko chorej, częściej widzę ją taką, jaka była gdy dopisywało jej zdrowie, jak mówiła lub robiła coś, co było zabawne. Jestem taka wdzięczna za to, że to właśnie ona była i jest moją Mamą, że mogłyśmy się spotkać, że tyle sobie przekazałyśmy. To była cudowna podróż, naprawdę.
Piszę to wszytko po tak długim czasie bo wiem, że jest tu wiele osób, które tak jak jeszcze niedawno ja, tkwią w tej burej wacie, które zamykając oczy i widzą pod powiekami umierających bliskich, które boją się, że z tym właśnie obrazem pozostaną. Tak nie będzie, nie będzie. Musicie tylko uwierzyć i chcieć żyć dalej. Ci którzy naprawdę Was kochają a odchodzą, lub odeszli, nie chcieliby zostawić po sobie tylko traumę, zapach śmierci i łzy. Przecież Was kochali. Dacie sobie radę, warto jest sobie dać radę, życie jest tego warte, tego zachodu, wysiłku, wygrzebywania się z tej szczeliny rozpaczy. Dopóki więc możecie żyć - po prostu żyjcie, reszta przyjdzie z czasem.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum