1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22
2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.
|
|
Autor |
Wiadomość |
Temat: Wszystko co żyje.. |
Liszka
Odpowiedzi: 69
Wyświetleń: 46372
|
Dział: Opieka paliatywna Wysłany: 2020-08-29, 20:49 Temat: Wszystko co żyje.. |
Dojrzewają znowu maliny pod oknem mojej sypialni, tej samej, w której leżała moja umierająca Mama. Róża Jasmina, przepiękna, pochyla się nad nimi swoimi pięknymi kwiatami. Trzy lata i osiem miesięcy, tyle właśnie minęło od jej śmierci. Tyle czasu potrzebowałam, aby myśląc o Mamie nie czuć tego okropnego ucisku w żołądku. Czułam się tak, jakby tam właśnie, umiejscowił się jakiś straszliwy stwór, wyciągający macki w różnych kierunkach mojego ciała. Miałam wrażenie, że wędruje w różne miejsca i wszędzie zaciska łapska. Ale to mija, nie porzucajcie nadziei, to mija. Długo nie wierzyłam, że znowu poczuję się lekka, beztroska a jednak tak się stało. Mimo pandemii, izolacji na którą skazuje mnie grupa ryzyka, pracuję i żyję. Od kilku miesięcy czuję prawdziwą radość myśląc o Mamie. Podziwiam jej odwagę, którą wykazała się po usłyszeniu diagnozy, podziwiam jej konsekwencję w realizowaniu swojego planu odchodzenia i wreszcie wróciły dobre wspomnienia. Kiedy zamykam oczy nie widzę jej już tylko chorej, częściej widzę ją taką, jaka była gdy dopisywało jej zdrowie, jak mówiła lub robiła coś, co było zabawne. Jestem taka wdzięczna za to, że to właśnie ona była i jest moją Mamą, że mogłyśmy się spotkać, że tyle sobie przekazałyśmy. To była cudowna podróż, naprawdę.
Piszę to wszytko po tak długim czasie bo wiem, że jest tu wiele osób, które tak jak jeszcze niedawno ja, tkwią w tej burej wacie, które zamykając oczy i widzą pod powiekami umierających bliskich, które boją się, że z tym właśnie obrazem pozostaną. Tak nie będzie, nie będzie. Musicie tylko uwierzyć i chcieć żyć dalej. Ci którzy naprawdę Was kochają a odchodzą, lub odeszli, nie chcieliby zostawić po sobie tylko traumę, zapach śmierci i łzy. Przecież Was kochali. Dacie sobie radę, warto jest sobie dać radę, życie jest tego warte, tego zachodu, wysiłku, wygrzebywania się z tej szczeliny rozpaczy. Dopóki więc możecie żyć - po prostu żyjcie, reszta przyjdzie z czasem. |
Temat: tak tu jeszcze sobie z wami posiedzę... |
Liszka
Odpowiedzi: 36
Wyświetleń: 19627
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2019-02-23, 21:32 Temat: tak tu jeszcze sobie z wami posiedzę... |
Emes, czuję się lepiej, ale tak jak napisałam, czuję się lepiej bo tak wybrałam. Staram się skupiać na tym, co jest dla mnie radością, na rozwijaniu pasji, na świetnych relacjach z córką.
Ale mimo upływu dwóch lat, budzę się czasem rano i przed oczyma mam obrazy ostatnich chwil mojej Mamy. Jeszcze rok temu pozwalałam, żeby mnie zalewały. Odtwarzałam je jeszcze raz i jeszcze raz, dopiero wtedy dowiedziałam się jak naprawdę wygląda zespół stresu pourazowego. Dzisiaj po prostu nie pozwalam sobie na to, żeby te obrazy mnie dręczyły.
Nie wiem, może takie kurczowe trzymanie się tych bolesnych wspomnień jest jakby rodzajem kontaktu z osobą, która odeszła. może trzymałam się tego w obawie, że coś utracę, że utracę Mamę do końca jeśli przestanę cierpieć, zupełnie jakby ból był taką ostatnią nicią, która mnie z nią łączyła.
I ten ból we mnie nadal jest, ale w pewien sposób wchłonęłam go i przestał mnie paraliżować. Nauczyłam się z nim walczyć, a przynajmniej taką mam nadzieję. W każdym razie jest mi łatwiej, nie mam już tylu depresyjnych dni, one się zdarzają, ale nie są już stanem powszednim. Dużo rzeczy sprawia mi znowu radość. Mogę też przyjść tutaj i napisać te wszystkie bzdury, które nawet jeśli ktoś przeczyta, to najwyżej machnie ręką, ale mnie nie krytykuje, nie deprymuje. Dzięki tym odwiedzinom jestem w stanie wyartykułować to co mi się tam w głowie dzieje, to też jest bardzo istotne.
Ale prawdą jest także, że zanim dotarłam do tego momentu, stałam się mistrzem udawania Do perfekcji opanowałam nawet udawanie dobrego nastroju. Nie chciałam chyba żeby moi bliscy zbyt się o mnie martwili. Moja córka dzwoniła do mnie kilka razy dziennie, była nadzwyczajna. Ale nie tylko w tym momencie była nadzwyczajna: to właśnie ona i ja czuwałyśmy przy Mamie, kiedy umierała. Potrafiła też przyjechać rano w dniu operacji swojej babci i wyjechać wieczorem, żeby następnego dnia iść do pracy. Właściwie, to cały czas odkrywam jak bardzo ją podziwiam, jak bardzo jestem z niej dumna, sprowadziłam na świat takiego świetnego człowieka. To też mnie pcha do przodu, nie mogę być taką idiotką i pogrążać się tylko w rozpaczy - przecież to jest nasz czas, nasze lata, chcę je wykorzystać. Mamy nie ma i to straszne, ale przecież żyła wtedy, kiedy mnie nie było. Teraz ja mogę żyć w czasie, kiedy jej nie ma tutaj. Mogę i chcę, więc pracuję ile się da nad tym wszystkim.
No dobra, dość tego ględzenia, podsumowując: Dasz radę. Znakomita większość ludzi jest w stanie się z tym uporać. Nie my pierwsze i nie ostatnie. W razie czego pisz, ja rzadko się odzywam, ale czytam prawie wszystko |
Temat: Mamo jestem z Tobą.... |
Liszka
Odpowiedzi: 173
Wyświetleń: 97399
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2019-02-20, 20:22 Temat: Mamo jestem z Tobą.... |
Fantastycznie łezko |
Temat: I znowu Bóg się rodzi... a Ich nie ma z nami |
Liszka
Odpowiedzi: 6
Wyświetleń: 7552
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2018-12-22, 19:41 Temat: I znowu Bóg się rodzi... a Ich nie ma z nami |
Ewo, życzę Ci, abyś z tych dwóch, życia i śmierci, wybrała w tym roku życie. Święta nadal są piękne, i "nadzieja znów wstąpi w nas, nieobecnych pojawią się cienie. Uwierzymy kolejny raz w jeszcze jedno Boże Narodzenie". Uwierz i uśmiechnij się do wspomnień. Miałaś kochających rodziców, nadal ich masz, są w Tobie.
Straciłam Mamę dwa lata temu, ojca 4 lata temu. Jeszcze nie dawno trzymałam się bólu po stracie jak jedynej rzeczy, która mi po nich została, zwłaszcza po Mamie. Ale nie chcę już bólu, chcę żyć dalej, choć więc sobie trochę pochlipałam przy kolędach, to jednak wybieram życie, póki jeszcze trwa.. |
Temat: Niekonwencjonalne metody leczenia raka |
Liszka
Odpowiedzi: 275
Wyświetleń: 170731
|
Dział: Wspomaganie konwencjonalnego leczenia onkologicznego Wysłany: 2018-09-28, 21:39 Temat: Niekonwencjonalne metody leczenia raka |
W lipcu bieżącego roku na Uniwersytecie w Yale opublikowano pracę o tytule 'Complementary Medicine, Refusal of Conventional Cancer Therapy, and Survival Among Patients With Curable Cancers'. Autorzy przeprowadzili badania, z których wynika, że pacjenci, którzy stosują metody konwencjonalne leczenia nowotworów mają dłuższy okres przeżycia z chorobą aniżeli pacjenci stosujący metody alternatywne. Wygląda na to, że wiele metod alternatywnych nie tylko nie pomaga, ale wręcz skraca życie wielu chorych. Krótki artykuł na ten temat można także znaleźć i w języku polskim, w numerze 38 tegorocznego Newsweeka (Zabójcza medycyna alternatywna). |
Temat: marihuana medyczna (CBD) jako pomoc w walce z nowotworami |
Liszka
Odpowiedzi: 37
Wyświetleń: 24121
|
Dział: Wspomaganie konwencjonalnego leczenia onkologicznego Wysłany: 2018-01-08, 21:35 Temat: marihuana medyczna (CBD) jako pomoc w walce z nowotworami |
Justyno, Ty jesteś moderatorem tego forum a ja tylko chwilowym (oby) jego użytkownikiem. Pozwól więc, że "nie będę się kopać z koniem" (bez urazy). Z mojej strony to koniec dyskusji, bo nie zmierza ona, w moim przekonaniu, do szczęśliwego finału. Nie chciałabym zostać zbanowana, zostawiłam tu cząstkę siebie i dobrze mi tu nadal. Nie mam także w sobie wystarczająco dużo ognia i zwyczajnie czasu, aby teraz poświęcać go aż w takiej ilości na pisanie wiadomości. Pozwolę więc zakończyć sobie jedynie ten wątek (oczywiście chętnie przeczytam Twoją odpowiedź, ale nie gniewaj się, już na nią nie odpowiem), tym cytatem:
"Z roku na rok pojawia się coraz więcej danych wskazujących na możliwość wykorzystania kannabinoidów w leczeniu chorych z nowotworami. Badania prowadzone in vitro na hodowlach komórkowych oraz in vivo na modelach zwierzęcych wykazały, że fitokannabinoidy, endokannabinoidy oraz kannabinoidy syntetyczne i ich analogi mogą hamować wzrost wielu typów nowotworów, działając na komórki neoplastyczne cytostatycznie, cytotoksycznie oraz wpływając na modyfikacje szlaków sygnalizacyjnych, co prowadzi do aktywacji programowanej śmierci komórkowej, inhibicji neoangiogenezy lub zahamowania migracji komórek nowotworowych. Aktywność ta w zależności od rodzaju kannabinoidu i typu nowotworu może być zależna lub niezależna od receptorów CB1 i/lub CB2 [32]. Wrażliwość na kannabinoidy wykazano m.in. w przypadku komórek gluczoakoraka płuc [51], glejaka [47], raka tarczycy [17], raka piersi [39], raka stercza [58], chłoniaka z komórek płaszcza [26], raka trzustki [10], raka okrężnicy [55] i czerniaka [7]. Należy przy tym zaznaczyć, że jak wskazują
liczne badania, kannabinoidy są pozbawione działań niepożądanych związanych z innymi chemioterapeutykami, a ponadto działają wybiórczo, ich aktywność antyproliferacyjną stwierdza się przede wszystkim w komórkach transformowanych, a tylko w nieznacznym stopniu
w komórkach prawidłowych [75]."
Całość artykułu jest pod tym adresem i jest to publikacja z 2016 roku: https://www.researchgate....fce491b6311.pdf
Staram się zrozumieć Twoje intencje, ale przypomina mi się od razu historia Augusto i Michaeli Odone, czy niezbyt szczęśliwe początki funkcjonowania witamin, w które nikt nie wierzył bo nie było ich przecież widać, wyśmiewano także akupunkturę mimo, że medycyna chińska radziła sobie z wieloma schorzeniami równie skutecznie, co medycyna Zachodniego Świata. Świat medycyny zachodniej zawsze odpierał się na twardych dowodach, wielokrotnych próbach, piramidzie wymagań i właściwie trudno się temu dziwić bo lekarze nie mogą działać wedle własnego widzimisię. Ale jakże łatwo przekroczyć jest tę granicę, za którą nie widać już pacjenta tylko liczby, nie widać czyjejś nadziei a jedynie statystykę.
Pozostanę więc przy swoim zdaniu a jest ono takie, że wiele przeprowadzonych już badań i wiele prowadzonych obecnie badań wskazuje że kannabinoidy mogą odegrać istotna rolę w leczeniu niektórych nowotworów, mogą również poprawić komfort życia chorych, a to także odgrywa bardzo ważną rolę.
The floor is yours, jak mawiają anglojęzyczni. Życzę Ci spokojnej nocy i dziękuję za rozmowę. |
Temat: Pustka |
Liszka
Odpowiedzi: 18
Wyświetleń: 17362
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2018-01-08, 00:25 Temat: Pustka |
Małgosiu kochana, nie będę pisała, że to minie szybko. Nie minie. Twój świat nigdy już nie będzie taki, jak przed tym wydarzeniem. Kilka dni temu minął rok od śmierci mojej Mamy. Byłyśmy bardzo blisko, była częścią mnie. Zawsze wydawało mi się, że nie jestem podatna na depresję, że jestem urodzoną optymistką i nawet w najczarniejszym dniu potrafię znaleźć coś dobrego. Tak było, aż do dnia kiedy moja Mama odeszła. Kiedy po jej śmierci minęło pierwsze, przytłaczające większość zmysłów wrażenie, często myślałam o tym, że za oknami mojego domu nic nie ma. Tak się czułam. Jakby nagle mój dom, wraz ze wszystkim co w nim jest, oderwał się od reszty świata i utknął w jakiejś mgle. Patrzyłam i nie widziałam, słuchałam i nie słyszałam, śmiałam się i uczestniczyłam w życiu a potem zupełnie nie wiedziałam co właściwie robiłam. Pracowałam, dbałam o ogród, spotykałam się z rodziną i starałam się prowadzić "normalne" życie. Ale to wszystko było jakby w spektaklu na scenie, jak we śnie. Miałam wrażenie, że dzieje się jakoś tak z pozycji obserwatora.
Ale widzisz, napisałam to wszystko w czasie przeszłym. To nie znaczy oczywiście, że nagle to wrażenie zniknęło, czuję jednak, że coś się zmienia. Nagle zapragnęłam znowu wyjść, a ponieważ przez rok nie robiłam nic innego tylko się pasłam (tak fatalnie rozładowuję napięcie), zaczęłam od ćwiczeń na kręgosłup, żeby mógł mnie unieść w czasie spacerów bez wysiłku (a mam tak taką drobną przepuklinę między kręgami). Zmieniłam kolor włosów a jak się budzę to już nie zawsze mam przed oczyma Mamę z czasu choroby. Coś się zmienia i ta zmiana daję mi nadzieję.
I tej nadziei kochanie, życzę także Tobie. Ona przyjdzie, jeśli tylko sobie na to pozwolisz. Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie. |
Temat: marihuana medyczna (CBD) jako pomoc w walce z nowotworami |
Liszka
Odpowiedzi: 37
Wyświetleń: 24121
|
Dział: Wspomaganie konwencjonalnego leczenia onkologicznego Wysłany: 2018-01-08, 00:10 Temat: marihuana medyczna (CBD) jako pomoc w walce z nowotworami |
Trochę spóźniona ta moja odpowiedź, dyskusja już się chyba przetoczyła, ale pozwolę sobie nie zgodzić się na temat braku badań efektywności CBD.
Poniżej linki do stron traktujących o CBD, warto zwrócić uwagę, że niektóre publikacje mają już kilka lat. Jestem zadeklarowaną zwolenniczką metod konwencjonalnych, ale od kilku lat naukowcy i lekarze publikujący w magazynach medycznych nie wypowiadają się na temat tychże metod jedynie pozytywnie. Odnieść można wręcz wrażenie, że wielu z nich jest zawiedzionych skutkami leczenia konwencjonalnego. Moim zdaniem, należy pozostawać otwartym na wiele różnych opcji, co oczywiście nie znaczy, że należy rzucać się w wir szaleństwa zjadania pestek, wypijania litrów dziwnych ziół itp. Jednakże, marihuana i jej pochodne, a także konopie siewne i CBD zasługują na uwagę szczególną.
A teraz lektura:
https://www.ncbi.nlm.nih....les/PMC3579246/
http://www.uab.edu/news/r...urology-meeting
http://www.thelancet.com/...0674-1/fulltext
Próby leczenia epilepsji przy pomocy marihuany odnotowano już w 18-stuleciu a dziś dobrze już wiemy, że roślina ta i jej pochodne łagodzą ból towarzyszący wielu chorobom nowotworowym, redukują nudności i poprawiają apetyt. Nawet jeśli nie leczy nowotworów, to pomaga poprawić kondycję chorego, co przecież ma ogromne znacznie dla powodzenia konwencjonalnego leczenia. Coraz częściej mówi się także, że hamuje rozwój i migrację komórek nowotworowych.
Respektując zasady tego forum nie musimy przecież popadać w kolejną skrajność i odrzucać wszystko to, czego rutynowo w leczeniu się dziś nie stosuje. Każda przesada jest szkodliwa. Nie oczekuję po CBD i THC cudów, ale jest wiele publikacji wskazujących, że mogą być one znakomitych uzupełnieniem leczenia konwencjonalnego i naprawdę nie potrzeba wiele wysiłku, aby dowody na to znaleźć w szanowanych publikacjach. |
Temat: siostra |
Liszka
Odpowiedzi: 16
Wyświetleń: 9763
|
Dział: Opieka paliatywna Wysłany: 2017-01-16, 22:04 Temat: siostra |
Nie mam zbyt wielkiego doświadczenia i jestem na forum od pół roku, ale zdążyłam w tym czasie pożegnać mamę. Moim zdaniem warto zacząć rozmowy z siostrą odnośnie objęcia jej opieką Hospicjum Domowego. Zaprzyjaźniona pani doktor może być bardzo życzliwa, ale nie zastąpi opieki HD. Moja mama umierała bez odleżyn, bez wielkich problemów oddechowych i bez bólu. Od samego początku wychodziłam z założenia, że nie będę udawała Kubusia Puchatka i chowała głowy pod poduszkę w nadziei, że jak ja nie widzę problemu to problem mnie też nie zobaczy. To było niesłychanie trudne, ale okazało się niezwykle skuteczne i warte każdego wysiłku.
Wiem, że się pewnie boisz i ja też się bałam, ale przychodzi taki moment, że nie ma się gdzie cofać i wtedy masz do wyboru, albo zrobisz krok w kierunku konfrontacji tej trudnej sytuacji, ale staniesz z opuszczonymi rękoma. Ja zdecydowałam się na konfrontację i dziś, kiedy jestem w żałobie, świadomość wyboru, którego dokonałam, bardzo mi pomaga. Wiem, że zrobiłam naprawdę wszystko, co mogłam. Pomogłam nie tylko mamie, ale i sobie. To przynosi ulgę. Rozmawiaj z siostrą nawet, jeśli czujesz, że to bardzo trudne.
Nie wyciągajcie jej na siłę, może już po prostu jej nie mieć. Widziałam jak świat mojej mamy kurczy się kawałek po kawałku, aż został tylko stolik i łóżko, nic więcej jej nie interesowało. Najpierw przestała czytać, potem oglądać i słuchać, wreszcie nie miała także wielkiej ochoty nawet na rodzinne ploteczki. Mnie także to bolało, ale chyba jeszcze gorzej bolałoby mnie, gdybym czuła, że wywieram jakąś presję, którą jej ciężko jest znieść. To był jej czas i spędziła go tak, jak chciała.
Życzę Ci dużo siły, pamiętaj, żebyś myślała w tym wszystkim także i osobie, o tym jak będziesz patrzyła na siebie kiedy siostra już odejdzie. |
Temat: Wszystko co żyje.. |
Liszka
Odpowiedzi: 69
Wyświetleń: 46372
|
Dział: Opieka paliatywna Wysłany: 2017-01-07, 21:20 Temat: Wszystko co żyje.. |
Celinko, ból kiedyś minie. "Wszystko mija, nawet najdłuższa żmija" powtarzał nasz poeta Stanisław Jerzy Lec. Nikt z nas nie chce przecież ranić tych, których kochamy. Staramy się, a przecież nie zawsze nam wychodzi. Nie rań się więcej, zrobiłyście to, co mogłyście i umiałyście w tamtych chwilach.
Kiedy poczucie straty dopada mnie tak, że brakuje mi tchu myślę sobie wtedy, że umarła tak, jak chciała, że sama wytyczała drogę, która musiała przejść a my tylko jej w tym towarzyszyłyśmy dbając o to, by było jej wygodnie, by zachowała godność, na której jej tak bardzo zależało, by nie czuła się w tej drodze taka samotna, żeby choć trochę czuła, że jesteśmy obok - bo choć tak bardzo chcemy być z drugim człowiekiem to w momentach, które są dla niego najważniejsze, kiedy się rodzi i kiedy umiera, każdy z nas jest sam. Sam w obliczu tej wielkiej mocy, która rządzi naszym istnieniem, sam w podejmowaniu najważniejszych decyzji. Byłyśmy tam i akceptowałyśmy jej wybory, choć czasem przecież aż wszystko krzyczało w środku, żeby wybrała inaczej.
Podobno najszybciej zapomina się głos. Nagrałam Mamę. Mówi mi dzień dobry i dobranoc każdego dnia, i jak mantrę powtarza mi najważniejsze zdanie: "Kocham Cię najbardziej na świecie córeńko". Wiem, że każdą z nas kochała najbardziej na świecie. Ja też mam kilka takich osób, które kocham najbardziej na świecie. Ona jest jedną z nich, nie miałam wyboru - musiałam pozwolić jej odejść, takie jest niepisane prawo miłości: jeśli kochasz ponad siebie, pozwalasz odejść. Ból nie jest wtedy taki gorzki, ma też trochę słodki smak. |
Temat: Wszystko co żyje.. |
Liszka
Odpowiedzi: 69
Wyświetleń: 46372
|
Dział: Opieka paliatywna Wysłany: 2016-12-16, 23:23 Temat: Wszystko co żyje.. |
Dziękuję Marzenko Czyli normalne. Zobaczymy co się da zrobić wobec tego. I dziękuję za dobre słowo, ale nie potrafiłabym zrobić inaczej z tym łańcuchem
I nie będzie przepuść: będzie wisiał na choince |
Temat: Wszystko co żyje.. |
Liszka
Odpowiedzi: 69
Wyświetleń: 46372
|
Dział: Opieka paliatywna Wysłany: 2016-09-03, 18:06 Temat: Wszystko co żyje.. |
Madziu, nie musisz przepraszać, bardzo dziękuję, że się odezwałaś, że czytasz to, co napisałam. AAteam, bardzo mi przykro, że doświadczenia tak bardzo dały Ci się we znaki, naprawdę. Wiem, że to nie bardzo Ci pomoże teraz, ale myślę o Tobie ciepło, na pewno nie napisałabyś tego wszystkiego, gdybyś nie czuła się sfrustrowana.
Tak, jest tak, jak napisały Marzenka (moja imienniczka) i Madzia. Bardzo wiele mnie z mamą łączy i zawsze łączyło, i jej strata będzie dla mnie niezwykle bolesna. Ale wiem, że gdy jej zabraknie będę żyła dalej. Ból pewnie nie minie, ale zmieni kształt, może już nie będzie ciął, tylko ćmił. Zawsze byłam wojownikiem i to się nie zmienia. Teraz także. I choć może wydawać się to bzdurne, bo jak tu pogodzić waleczność z akceptacją straty, to właśnie tak jest. Dam radę choć się boję. Nie ten jest waleczny kto się nie boi, a ten, kto potrafi ten strach oswoić. A ja wiem, że można to zrobić. Mama nie będzie wyła, bo zrobię wszystko, żeby tak nie było. Wyjdę dwa kroki przed ból, będę z przodu a nie z tyłu.
To dlatego od razu zapisałam mamę do HD, ale także i do poradni leczenia bólu. Ona w ogóle nie odczuwa teraz bólu, po prostu słabnie i czasem męczą ją mdłości ale wiem, że ból przyjdzie, dlatego nie czekam.
Staram się także działać na mamę kojąco, dodając jej pewności siebie. Widzisz, nawet dla takiej osoby jak ona, tak samodzielnie decydującej o sobie, tak silnej, podjęcie decyzji o zaprzestaniu leczenia nie jest łatwe. Świadomość i rozum, intuicja i doświadczenie nakazały jej zdecydować właśnie tak, ale instynkt życia, który jest przecież niesłychanie silny w każdej z żyjących istot, sprawia, że gdy pojawiają się kolejne sygnały zwiastujące pogarszanie stanu zdrowia, pojawia się także i strach, chwila paniki. To jest właśnie największy ból - kiedy widzisz, że ktoś kogo kochasz tak bardzo, boi się. Tak bardzo chciałabym ją przed tym strachem osłonić, a nie mogę. Ale mogę ten strach zracjonalizować, mogę go oswoić, sprawić, że stanie się znośniejszy. I tak robię. Zawsze pytam ją wtedy, czy na pewno nadal jest tak, jak zdecydowała i mama zawsze odpowiada, że tak. Tłumaczę jej wtedy jak możemy złagodzić to, co się pojawia. Jestem, mówię coś zabawnego, podaję coś ulubionego. Jestem najbardziej jak umiem. Widzę, że obie nabieramy w tym doświadczenia, szybko się uczymy. Już wiemy co robić, wiemy, że trzeba złapać ten grunt pod nogami. W gruncie rzeczy, to jest niezwykłe doświadczenie. Bardzo bolesne, ale też bardzo cenne. Byłyśmy razem kiedy się rodziłam, będziemy razem gdy moja mama będzie odchodziła. Obie głęboko wierzymy w sens przemijania i wierz mi, nie ma w tym nic szpanerskiego.
Oddaliśmy mamie naszą sypialnię. Okno wychodzi na ustawiony pod nim drewniany stelaż po którym pną się powojniki i róże. Właśnie kwitnie Summer Love. Pachnie tak intensywnie, że czuć go w pokoju. Pod samym oknem rosną maliny, późna odmiana. Właśnie owocują. To piękna końcówka lata. Cieszę się, że nadal obie to widzimy, że mimo wszystko to widzimy, że potrafimy się tym cieszyć. I proszę Cię AAteam, pozwól nam. Tobie pomaga może Twój gniew a mnie to, że go posyłam do diabła. Nie jest mi potrzebny i tak cierpię. Są takie chwile, gdy wyjeżdżam za bramę domu i muszę stanąć na tej swoje polnej drodze, bo gdzieś tam, z dołu brzucha rośnie coś, co musi wylać się w bezradnym skamleniu, w tym potoku łez, która przecież muszą szybko obeschnąć bo trzeba zrobić zakupy, trzeba wrócić na czas, ugotować, zmienić pościel i uśmiechnąć się, przytulić, dodać odwagi. Żegnaj smutku, witaj życie. |
Temat: Wszystko co żyje.. |
Liszka
Odpowiedzi: 69
Wyświetleń: 46372
|
Dział: Opieka paliatywna Wysłany: 2016-09-02, 16:24 Temat: Wszystko co żyje.. |
.....musi umrzeć; dziś tu gości, A jutro, w progi przechodzi wieczności.
Wszyscy o tym wiemy, ale żyjemy tak, jakbyśmy nie wiedzieli, szukając szczęścia za chwilę, za tydzień, po zdanym egzaminie, za kolejnym wzniesieniem, za 10 kilogramów mniej...
Hey, jestem tu nie dlatego, że moje zdanie w jakimkolwiek temacie jest szczególnie ważne. Jestem tu, bo u mojej mamy na początku lipca tego roku zdiagnozowano rata jelita grubego z nieoperacyjnymi przerzutami do wątroby. Jestem tutaj dlatego, że to forum to bardzo inspirujące miejsce, taka oaza gdzie można zaczerpnąć tchu i spokojnie spojrzeć w oczy jutra.
Liczę na to, że takie wygadanie się, przyniesie mi ulgę, a moje doświadczenia może jakoś pomogą innym, którzy przyjdą później, bo przecież przyjdą.
Nowotwór został wycięty, nie wyłoniono stomii. Mama ma blisko 80 lat i zdecydowała, że nie chce dalszego leczenia. Oświadczyła, że nie chce dalszego maltretowania jej ciała, że nie interesuje jej przedłużanie życia za wszelką cenę i nie chce spędzać cennego czasu na kolejnych badaniach, u lekarzy, na radzeniu sobie ze skutkami ubocznymi chemii. Chce być z nami, przeżyć kilka pięknych tygodni w ogrodzie, posłuchać rano budzącego się za oknem życia, pogadać o rzeczach ważnych i nieważnych, powspominać, pooglądać stare filmy.
Na początku chciałam z tym walczyć, przekonywałam, że może uda się jeszcze utargować rok, dwa a może i trzy lata. Podskórnie jednak czułam, że mama ma rację, że ja sama także wybrałabym taką drogę. Chorobie nowotworowej mamy towarzyszą także i inne schorzenia a ze szpitala wyszła niesłychanie mizerna. W ciągu kilkunastu tygodni schudła niemal 20 kilo. Zaproponowano jej chemię paliatywną, nie zgodziła się.
Zaakceptowanie takiej decyzji osoby, którą się kocha jak część siebie samego nie jest łatwe, ale wiedziałam, choć początkowo nie chciałam się do tego przyznać, że będę musiała się z tym zmierzyć.
Dziś jest pierwszy dzień, kiedy poczułam, ziemia pod nogami wróciła na miejsce. Znowu twardo na niej stoję i wiem, czuję, że idę dobrą drogą. Miałyśmy dziś spotkanie z psychologiem Hospicjum Domowego. Cudowny człowiek, nawet nie podejrzewałam, że ta rozmowa tak bardzo mnie wzmocni. Już wiem, że dobrze robię nie zmuszając mamy do jedzenia, że z nadzorcy i stróża powoli przeobrażam się w osobę towarzyszącą. Tak bardzo się martwiłam, że powinnam mamy bardziej pilnować z tym jedzeniem i piciem. Ale pilnowanie tylko niepotrzebnie budowało napięcie, mama starała się sprostać wymaganiom i widziałam, że nie czuje się odprężona i bezpieczna - poprzeczka była zbyt wysoko. A przecież nie o to w tym wszystkim chodzi. Nie chcę marnować tego cennego czasu. Zawsze byłyśmy sobie bardzo bliskie i chcę korzystać z tego tak długo, jak tylko się da, a jednocześnie czuję, że nie mogę z pobudek czysto egoistycznych, wymagać od mamy żeby tkwiła tu i teraz tak bardzo chorując. Ten kto kocha potrafi powiedzieć także "żegnaj", potrafi zaakceptować stratę.
Od dwóch tygodni staram się więc po prostu podawać smaczne posiłki i uśmiechać się, gdy mama ich nie zjada do końca, spędzać z nią mnóstwo czasu, ale znajdować choćby chwilę i dla siebie i nie obwiniać się za to. Dzisiejsze spotkanie z psychologiem zdjęło ze mnie tę ogromną niepewność. Nie sądziłam, że przyjdzie taki moment, że będę się uśmiechać do tych dwóch słów, a jednak. To ładne słowa: Hospicjum Domowe |
|
|