Jest ciężko. W Nowy Rok weszliśmy chorobowo. Co prawda sprawa dotyczy naszej psiałki. W drugi dzień świąt spadła ze schodów, nadwyrężyła łapę i bark. Dwa tygodnie w gorsecie i zastrzyki. Dosłownie wyjęłyśmy ją z gorsetu, 10 stycznia odezwały się gruczoły koło ogona, zapalenie, przetoki, cuda wianki. Psica pozszywana, u weta śmiali się, że usiadła na petardzie. Niestety przez to wszystko przestała jeść, schudła niemal 3kg. Wczoraj byłyśmy na spacerze z którego wróciła z obolałą łapą, tą samą którą nadwyrężyła... pod pachą wyczułam guza... nie wiem czy to powiększony zapalnie węzeł chłonny, czy jednak nowotwór. Wet dzisiaj nie potrafiła nic konkretnego powiedzieć. Obserwować, ew. będzie biopsja jakby się powiększało. W zeszłym roku miała operację guza, usuwaną listwę sutkową. Jak się okazało były badania histo, nikt nas nie powiadomił o wynikach, nikt się tym nie zainteresował. Dopiero dzisiaj (!) usłyszałam wynik bo pani doktor sprawdziła w końcu i przeczytała. I wychodzi że nie jest dobrze, bo guz G3, mogły być zajęte nie tyle węzły chłonne, co naczynia? I teraz też nie wiadomo czy przypadkiem ten guz to nie rozrośnięty nowotworowo. No i teoretycznie - a pewnie i praktycznie, raczysko mogło, albo może się porozsiewać dosłownie wszędzie już.
Mam załamana, ja załamana.
Oczywiście nerwy o sobie zaczynają przypominać od czasu tych problemów, mam głupie sny, znowu chodzę rozbita i niespokojna. Wszystkiego się odechciewa...
Pozdrawiam i przepraszam, że moje wpisy ostatnio tylko smutno-marudne.
Co tam u mnie, czy też raczej u nas?
Psiałka niestety odeszła za Tęczowy Most i bardzo, bardzo nam jej brakuje.
Mama od jakiegoś tygodnia ma popołudniami takie 37 równe i się zastanawia czemu. Też się zastanawiam czemu, chociaż w zasadzie chyba nie ma o czym myśleć, bo to właściwie normalna temperatura, chociaż nasza normalna temperatura to około 35,5 - 36, więc no podpiąć to można pod niego podwyższoną, ale bez szaleństw.
Mnie dopadło totalne "nicmisięniechce"
Poza tym jest wszystko po staremu
Bardzo dziękuję za pamięć i pozdrawiam przeserdecznie
Chciałoby się w jakiś jasnych barwach. Niestety czasem jak jest za dobrze, to życie lubi dokopać. Właśnie z pół godziny temu dowiedziałyśmy się, że zmarła mamy przyjaciółka, z którą znała się całe życie. W zasadzie na jednym podwórku wychowane... Jakoś w kwietniu ta przyjaciółka się źle czuła, kasłała, jeden antybiotyk, drugi, trzeci. W końcu badania i wyszło, że ma niestety raka drobnokomórkowego płuca z przerzutami do nadnerczy, ale dość szybko wdrożono chemię itd. Niestety rak zajął drugie płuco i właśnie wczoraj wieczorem odeszła, dzisiaj jej mąż zadzwonił do mamy i powiadomił...
Od diagnozy tej przyjaciółki, mama kłębek nerwów, ciśnienie skakało do ponad dwustu, bolą plecy, ogólnie porozbijana i słaba. Nie umiem pomóc, nie mogę pocieszyć, bo jak pocieszyć w takiej sytuacji? Mogę tylko być.
Masz pełną rację. I tak nam zszedł niemal miesiąc. Jeszcze sam pogrzeb z przygodami, bo z kościoła jechaliśmy nie własnym samochodem tylko z kimś. Pogrzeb na Wólce, no i pech chciał, że kierowca się zgubił. Coś źle wpisał w GPS i podjechaliśmy nie pod tą bramę co trzeba. Już spóźnieni, pobłądziliśmy jeszcze na tej Wólce. W życiu tam nie byłam, a jak byłam, to srajdkiem będąc i kompletnie się nie rozeznaję. Moja Mama była chyba raz i też. Jak się okazało zarówno kierowca jak i nasza psiapsiółka też cmentarza nie znają. W rezultacie, gdy w końcu dowiedziałyśmy się dokładnie o drogę i trafiłyśmy, już dawno nikogo nie było. I głupio nam i wstyd.
Od tamtego czasu się tak życie toczy, dzień za dniem, mija nie wiadomo kiedy. Mam wrażenie jakby dopiero co pogrzeb był, a już niedługo będzie msza po miesiącu. Mama nadal rozbita, ciągle się źle czuje, koszmary się śnią. Od lekarza nawet Hydroksyzynę dostała na uspokojenie. Na szczęście zabrała się w końcu za swoje zdrowie. Chyba trochę się przestraszyła. Z jednej strony trochę dobrze, bo przynajmniej może zacznie o siebie dbać, zwłaszcza, że chociaż lekarz twierdzi, że wyniki badań krwi są dobre i wszystko w porządku, nakazał zatroszczyć się o obniżenie tego cholesterolu, zlecił kolejne badania krwi i moczu.
Mnie zmartwiło to EKG. Poczytałam na necie i się nakręciłam tymi wszystkimi informacjami. Lekarz chyba mniej się przejął (a pewnie nie przejął się wcale), bo o ile zlecił kolejne EKG za czas jakiś, o tyle ani nie dał skierowania do kardiologa, ani skierowania na jakieś Echo serca, czy coś, a to przecież związane może być z niewydolnością serca czy innymi chorobami serca i dobrze by było wdrożyć leczenie.
Ech... Przepraszam, że tak się zwykle odzywam jak się nie za fajnie dzieje. Jestem, czytam, kibicuje, raduje się i smucę z Wami... Wstyd mi, że mało się odzywam jak jest dobrze, chociaż jakoś mało fajnych i pozytywnych rzeczy się ostatnimi czasy dzieje, albo ja je jakoś mało dostrzegam. Sama nie wiem. I tak wygaduje się tutaj Wam. Przepraszam.
Mama się do mnie śmieje, że wykańcza i straszy lekarzy Pierwszy lekarz do dwóch wizytach, poszedł na urlop i się podobno dokształca na jakiejś specjalizacji. Dzisiaj poszła na wizytę i się okazało, że ten nowy lekarz u którego była też raz czy dwa, właśnie na dniach złamał nogę.
Więc jedyne co, to była u dyżurnego i dostała recepty na lekarstwa.
Pozdrawiam serdecznie wszystkich, ściskam mocno i myślę o Was
Jak pisałam w dziale chorobowy, Mama od jakiegoś czasu pokasływała i to tak sporo. Dzisiaj dziewczyny zrobiły jej jakiś test w pracy - Mama pracuje w Instytucie medycyny doświadczalnej i klinicznej - i wychodzi, że ma Coronavirusa. Jest zaszczepiona dwa razy na szczęście, więc możliwe, że skończy się tylko na tym kaszlu i katarze. Stan podgorączkowy była tylko jeden dzień, potem już temperatura normalna. Niestety psychicznie się podłamała. Twierdzi, że przechlapane życie, że z tego nie wyjdzie. Nie wiem jak pocieszyć.
No i jest spora szansa, że ja także ma Covida. Bardzo kaszle, wczoraj i w nocy stan podgorączkowy. Poza tym innych objawów brak. No ale mieszkamy razem, większość dnia, spędzamy we wspólnym pokoju, więc mogłyśmy się zarazić wzajemnie. Nie mamy tylko pojęcia ani jak ani kiedy. Ja obecnie jestem w domu i pracuję zdalnie, komunikacją miejską poruszam się sporadycznie. Mama częściej, no i może w pracy się zaraziła. Część pracowników zaszczepiona, część nie. Pacjenci którzy przychodzą są przeróżni.
Nie wiadomo.
Wiadomo tylko, że jesteśmy obie podłamane.
Pozdrawiam serdecznie wszystkich i dużo, dużo, dużo zdrowia.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum