Czkawko
Przykro mi bardzo, że Mamusia Twoja w tak złym stanie
Amizepin może spowodować różne skutki uboczne, ale raczej - skoro Mama nie oddaje moczu - może być to zapowiedź zbliżania się... niestety ... Jej odejścia:(
Owieczka Marta niedawno straciła swoja Mamę, więc jej pomoc i rady sa bezcenne...
Życzę Ci z całego serca, żeby Mama nie cierpiała, nie meczył asię, odeszła w spokoju.. w sposób luzki i godny... by po prostu zasnęłą...
To straszne... człowiek najpierw liczy na wyzdrowienie, potem na kilka miesięcy, kilka tygodni, chociaz kilka dni, a potem nie pozostaje juz nic, tylko modlitwa o to, by Odejście Ukochanej Osoby było godne... by nie było bólu, cierpienia, męczarni...
Czkawko.. myślę o Was i modlę się za Twoją Mamę...
Znowu ciężka noc, Mama wymęczona dopiero teraz zasnęła, ale cały czas mnie woła a mi serce pęka, że jedyne co mogę to zwilżyć usta i potrzymać za rękę.
Dzisiejszej nocy prosiła mnie, żebym głaskała Ją po głowie- jeszcze jak była zdrowa miałam taki nawyk, że podchodziłam i mówiłam, że na dobry dzień muszę Ja pogłaskać po głowie i za każdy dobry obiad i gest, za dobre słowo, za to jaką jest Mamą- taki nasz żarcik.
Marty wątek czytałam od początku, współczuje jej z całego serca, nigdy ie pomyślałabym, że tak prędko będę przeżywać podobne chwile...
Martuś dziękuję, modlę się o spokój dla mojej Mamy...rozmawiam z nią cały czas, kiedy tylko śpi próbuję ogarnąć chaos wokół siebie...znaczy "życie" które i tak się toczy...
Dziękuję za wsparcie, i modlitwy za Maminkę.
[ Dodano: 2010-12-21, 08:38 ]
Może to głupie, ale wczoraj kupując Mamie ubranie na ostatnią podróż, czułam się jak zdrajca- przecież jeszcze żyję. Nie robiłabym tego jednak gdyby nie zbliżające się święta.
_________________ "Ludzkość! Jaka ona szlachetna! Jakże chętna do poświęcenia...kogoś innego."
S. King
Dzisiejszej nocy prosiła mnie, żebym głaskała Ją po głowie- jeszcze jak była zdrowa miałam taki nawyk, że podchodziłam i mówiłam, że na dobry dzień muszę Ja pogłaskać po głowie i za każdy dobry obiad i gest, za dobre słowo, za to jaką jest Mamą- taki nasz żarcik.
To piękne..cudowne...
czkawka napisał/a:
Może to głupie, ale wczoraj kupując Mamie ubranie na ostatnią podróż, czułam się jak zdrajca- przecież jeszcze żyję. Nie robiłabym tego jednak gdyby nie zbliżające się święta
ja tego tak nie odbieram- to nie zdrada, to kolejna rzecz, którą robisz dla Mamy...niestety takie rzeczy też musimy robić- przecież można pomyśleć, że poprostu kupiłaś mamienowe ubranie....ja wiem, że to trudne, ale napewno nie określałabym tego w kategorii zdrady...
Jestem z Wami myślami...
Napisałaś wcześniej, że nie macie tle przegadanych spraw..mimo, że Mamusia może nie będzie mogła odpowiedzieć, Ty mów...opowiadaj, rozmawiaj...
_________________ Gosia
nie oddam Cię kochany...będę walczyć z tą chorobą!
Witaj Czkawko! Ja też zaliczyłam kolejny dzień w szpitalu, niestety z mężem nie mam kolejny dzień kontaktu, trzymam go tylko za rękę....
Twoje myśli to nie zdrada, ja też dzisiaj myś lałam w co Go ubiorę...... i jakie będą te święta bez niego albo z nim ale nieobecnym ciałem. Przypominałam sobie o tym ,że to On zawsze ubierał dom w dekoracje świąteczne, stroił choinkę, oprawiał karpia..... dziwne, ale wcale nie myslę o Wigili o świętach, o zakupach... to wszystko jest poza mną...
Trzymaj się....
Emi przykro mi bardzo..weszłam na forum się wyżalić, a tu taka wiadomość...
Mama jest z nami, ostatnia noc znowu ciężka, znowu karetka, znowu przejmujący ból, ale tym razem pomogło...Mama przespała bez problemu od 2:00 do 8:00, a to już duży sukces. W dzień nawet sporo zjadła i co jest nawet śmieszne wytrąbiła pół barszczu na wigilię...jutro gotuję nowy- posmakował jej, pomimo wstrętu do buraków. W ruch poszły tez inne smakołyki, raz nawet samodzielnie poszła do toalety i opiredzieliła wszystkich w domu- już nie kwestionuję czy się należało i za co to było?
Jest szczęśliwa, bo w końcu jeden lek zadziałał na tyle skutecznie, że to odczuła..., od lekarza rodzinnego dostała zapas na święta, lekarz paliatywny zaakceptował leki i przysłał pielęgniarkę- "pełnia szczęścia"...
Niestety przed nami kolejna noc i jak lubiłam noce, to teraz się ich boję. Już sam strach powoduje, że śpię jak mysz pod miotłą. Panicznie boję się nie obudzić, że Ona będzie mnie wołać, ze zrobi sobie krzywdę...śpimy w jednym pokoju dla bezpieczeństwa, ale jestem skrajnie zmęczona i pewnie w końcu coś przegapię...zobaczymy.
Szkoda bardzo, że prawie każde wejście na forum zaczyna się ostatnio od bardzo smutnych wieści...
[ Dodano: 2010-12-23, 08:23 ]
Boże kiedy ja nauczę się i zapamiętam, żeby nie cieszyć z lekkiej nawet poprawy zdrowia Mamy...a już na pewno nie chwalić tym?
Wykrakałam, zasnęłam na chwilę i nie usłyszałam kiedy mnie potrzebowała, biedna popłakała się. Całą noc była bardzo pobudzona i bólowa. O 4:00 podałam Jej doustnie 2,5 g/ml pyralginy, nie pomogło, o 4:30 wezwałam pogotowie. Mama dostała No-Spę i Papawerynę, niewiele pomogło, na chwilę zasnęła ale woła o leki..nie mogę Jej przekonać, że nie mogę za często, bo tylko zaszkodzę, że trzeba zaczekać aż te zadziałają.
Jak to możliwe, że wczoraj leki podziałały a drugim razem już nie?
Chyba już wysiadam....udało mi się zamówić pielęgniarkę, później będę dzwonić do lekarza paliatywnego....Boże idą święta a ja nie wiem co zrobić z Mamą? Nie chcę jej dawać do szpitala, Ona panicznie się tego boi, ale ja w domu Jej nie pomogę...
Jeszcze nigdy w życiu tak się nie bałam.
[ Dodano: 2010-12-23, 08:26 ]
Nigdy tak jak teraz nie potrzebowałam dla Mamy modlitwy....Boże zabierz od niej ten ból...
_________________ "Ludzkość! Jaka ona szlachetna! Jakże chętna do poświęcenia...kogoś innego."
S. King
czkawko,
napisz proszę co u Was. Przeczytałam uważnie cały wątek.
Jeśli sytuacja wciąż jest podobna, być może należałoby rozważyć podawanie morfiny podskórnie.
Co u Was????? Tak mi przykro,że mamcie boli,że cierpi...
Pamiętaj również o tym,że i Ty jesteś ważna-musisz odpoczywać i spać wiem,że to czasem nie jest możliwe ...ale postaraj się. Musisz mieć siłę a bez odpoczynku i snu nie będzie to możliwe. Wiem co piszę ....!!!
Czkawko mój mąż też miał ciągłe bóle , morfina którą mu podawałam co 4 godziny dawała ulgę tylko na krótki czas. Mąż mówił, że właściwie bolało go zawsze tyle że raz mniej a raz więcej. Mam nadzieję, że chociaż w ostatnich dniach przed śmiercią kiedy zastosowano sedację morfiną nie cierpiał.
Witam po czasie....
Nie pisałam, bo zwyczajnie nie miałam ani czasu, ani siły ani natchnienia...
Nasze święta są okropne, powiedzieć, że nie daję rady to mało. Los się chyba przeciwko nam sprzysiągł? Może nie tyle los co ludzie- niestety są to najbliżsi.
Cały dzień przed wigilią Mama leżała obolała, czasem pospała, czasem coś "zjadła", do toalety ledwo ledwo, mówi, że nogi a z drewna, sił zupełnie brak. Na razie jakoś dawałam radę Ją przeprowadzić, ale daje znać kręgosłup, który niedawno sobie nadwyrężyłam...
Dobrze, ale po kolei.
Noc przed Wigilią bardzo ciężka, Mama bólowa, pomimo podania Pyralginy dożylnie, nie zasypia, wierci się z bólu, płacze, podaję kolejne leki- nic. Prosi o karetkę- a ja dostałam "przykaz" od lekarza paliatywnego, żeby namawiać Mamę na szpital, inaczej nie wzywać pogotowia, Mama nie godzi się na szpital. Powiedziała wcześniej, że poczeka do Wigilii, aż przyjedzie Jej lekarz i wtedy się zgodzi. Serce mi pęka, że Wigilia a Mama do szpitala, ale w tej sytuacji to chyba najlepsze rozwiązanie? W Wigilię przyjechał lekarz paliatywny, wystawił zlecenie na przewiezienie Mamy do szpitala i wylądowałyśmy na SOR-ze. Mama w tym czasie zwijała się z bólu- "boli wszytko". Czekałyśmy na USG jamy brzusznej, dzięki Bogu nic niepokojącego, więc skąd te bóle?
Po długich oczekiwaniach Mama ląduje na pulmonologi, znany oddział, znany personel- odział połączony z onkologią, na której Mama się leczyła, też znane twarze. Uspokoiła się, od razu dostała kroplówki przeciwbólowe, stwierdziła, że jest lepiej i mam jechać do domu szykować kolację- z ciężkim sercem zgodziłam się. Na kolację miał przyjść mój brat z żoną i malutką 3 miesięczną córką. Owszem przyszli, (spóźnieni od prawie godzinę, przecież wiedzieli, że później do Mamy jedziemy), ale tak skutecznie popsuli atmosferę, eh szkoda gadać, nic nie tknęłam (starałam się jak mogłam, żeby pomimo sytuacji święta wyglądały w miarę normalnie), podziękowałam spokojnie za Wigilię i wspólnie z ojcem pojechaliśmy z wałówką do Mamy, do szpitala przełamać się opłatkiem. Bez łez, z uśmiechem, posiedzieliśmy z Mamą. Zjawił się nawet mój brat, bez żony- musiałam nakłamać Mamie, że bardzo przeziębiona, bo czekała na oboje- małej nie kazała przywozić. Smutna to była Wigilia, ale pocieszające jest to, że Mamę mniej boli i po okiem lekarzy na bieżąco mogą monitorować ból i działać od razu.
Wróciliśmy do domu, pustego...
Noc przespałam jak "zabita", z rana pierwszego dnia świąt telefon ze szpitala- dzwoniła zapłakana Mama, wystraszyła się bidulka, że ją zostawiłam, nie wiedziała gdzie jest, po co i dlaczego....Takie ataki paniki zdarzają jej się ostatnio bardzo często, boi się, że ją zostawiłam, a ja tylko na chwilę do sklepu wyskoczę- zrezygnowałam z pracy, żeby móc z nią być ale czuję, że to za mało. Onkolog pierwszego dnia świąt zdecydował o przejściu na plastry 50, już niby testowane, ale może w innej kombinacji leków będą skuteczniejsze? Zobaczymy.....
Ojciec ma do mnie żal, że Mama chce mojej opieki, on myśli, że to wyróżnienie- a to ogromna odpowiedzialność, bo jeśli ją zawiodę to do końca życia sobie nie daruję. Mój ojciec to zresztą osobna historia, jak i brat- kolejny powód do załamania...
Kochany synuś, którego tak Mama wyglądała w szpitalu, owszem zjawił się po 20- tej podpity, nie wpuściliśmy go z ojcem, Mama by się załamała.... Oj zbaczam z tematu...przepraszam, wszystkie żale się we mnie zebrały...
Ok. do rzeczy
Dzisiaj Mama z rana załamana, nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Dostała ketonal w kroplówce, płyny nawadniające- jest lepiej, ponoć mniej boli. Kolejny raz zjadła ze smakiem świąteczne potrawy. Posiedziałyśmy na korytarzu na wózku, porozmawiałyśmy z odwiedzającymi i Mama wygnała mnie do domu...siedzę właśnie i szykuje dla Niej obiad. Dlatego wszystko to takie chaotyczne, bez ładu i składu- mam mało czasu a chciałabym napisać jak najwięcej...
Bardzo nie chcę Jej opuszczać, ale to fizycznie niemożliwe, żebym była i w domu i w szpitalu.
DSS z morfiną próbują się wstrzymać, bo po niej Mama słabo się czuje, jest nerwowa, ma okropne zaparcia i ogólnie jest rozbita. Jeśli jednak lekarze stwierdzą, że nie ma innego wyjścia to chyba nic nam nie pozostanie...na razie ból opanowano na tyle, że Mama przesypia w miarę spokojnie noce. Dopiero po świętach będzie z kim rozmawiać.
Dziękuję za zainteresowanie.
Marta...Emi*** domyślam się jak trudne są to dla Was święta....bardzo Wam współczuję, myślałam o Was i wszystkich, którzy stracili swoich bliskich i spędzają te święta bez nich.
Współczuje tego bólu, tej tęsknoty..życzę Wam abyście przetrwały ten trudny dla Was okres a ja myślami będę przy Was.
Jeszcze raz przepraszam za chaos, mam nadzieję, że da się cokolwiek zrozumieć z tych wypocin.
Pomimo smutku jaki nas otacza, życzę aby święta minęły w miarę spokojnie i bez dodatkowych niespodzianek...
Nie wiem jak będzie mnie teraz z pisaniem? Przepraszam więc z góry...
Spokojnych świąt.
_________________ "Ludzkość! Jaka ona szlachetna! Jakże chętna do poświęcenia...kogoś innego."
S. King
Współczuję Ci bardzo tych napadu strachu mamy. To zapewne boli Cię bardzo,mnie samej zawsze serce pękało gdy w oczach mamy widziałam lęk,strach czy panikę... Ta niewiadoma jest dla nas straszna a co przeżywają chorzy!? O czym myślą?! Co czują?!
Nie mogłam sobie nawet tego wyobrazić.
Kochana jesteś taka dzielna gdy piszesz ,że tu robisz obiad dla mamy tu to tu tamto to mam przed oczami jeszcze mój czas miesiąc temu...zalatana ,smutna,przygnębiona,w głowie chaos,milion pytań bez odpowiedzi....i to czekanie na co?! Właśnie na co ja wtedy czekałam?! Do dziś nie wiem...
Wiem,że teraz gdy mamy już nie ma....to brak mi tych przygotowań obiadków,opieki nad nią,trosku.... Tak bardzo mi tego brak...
JESTEŚ WSPANIAŁĄ CÓRKĄ i kiedyś ktoś mi napisał,że wierzy,że dobro powraca....
Też mam w domu (na duże przychodne) kochanego syneczka mamusi która z racji wieku już wymaga troski. Na krótką metę (do 2 tygodni) pomaga solidny wrzask ale taki żeby się mury trzęsły, przecież Ty zrezygnowałaś z pracy, a on się do niczego nie poczuwa, ma być codziennie przez godzinę z matką bo ona tego potrzebuje, ojcu po prostu powiedz żeby zamiast Ci zazdrościć posiedział przy matce i powspominał dobre i śmieszne rzeczy. To wymaga przełamania się, ja też wolałabym żeby on się domyślił i zaoferował pomoc, ale jednak z facetami trzeba wprost i brutalnie, żeby dotarło. Takie życie, trzymaj się.
Mama nadal słaba, czasem boli mniej, czasem bardziej....lekarze świetnie się Mamcią opiekują, nie ma problemu z lekami, reagują natychmiast. Dzisiaj z rana Mamę bardzo rozbolał kręgosłup, biedna skręcała się z bólu, po ketanolu przeszło i cały dzień było w miarę spokojnie. Odwiedziny wujka (brata Mamy) wpłynęły na nią bardzo dobrze, nawet żartowała- Boże jak moja dawna Mamusia, zawsze lubiła pożartować. Wieczorem jednak przed moim wyjściem ze szpitala, znowu ból "krzyża", płacz i błaganie o koniec....
Wstyd się przyznać, ale ucieszyłam się, że jest w szpitalu...reakcja lekarzy natychmiastowa....ból zelżał, Mama pogoniła nas do domu....
Mam nadzieję, że prześpi spokojnie noc?
Gaba ten wrzask to u mnie już norma, ale to jak grochem o ścianę....czasem chcę pomocy,a le jak widzę jak się ojciec z bratem przy Mamie rozklejają, jak się mazgają to krew mnie zalewa i bardzo im wtedy "dziękuję"- nie potrzebuję aby Mama czuła się ciężarem...tłumaczenie, krzyki i spokojna rozmowa nic nie dają, gardło zdarłam i nic, to jakieś inne plemię...a może ja po chińsku mówię? Oni obaj pozjadali wszystkie rozumy włącznie ze swoimi...ręce opadają, ale dzisiaj mi to już wszystko obojętne, tylko tak wczoraj próbowałam sobie popsioczyć, jakiś dołek złapałam.
Marta ja tylko czasem tak jak wczoraj nie potrafię się odnaleźć, zaczynam się gubić i czuję, że nie dam rady..miałam wczoraj gorszy dzień. Dzisiaj Mama miała silny atak bólu, ja jestem potwornie zmęczona, dodatkowo czuję, że jakieś przeziębienie mnie łapie, ale psychicznie się podbudowałam....
Dam radę, bo kto jak nie ja? Ona tak na mnie liczy..teraz muszę się wykazać...
Kubanetka, dziękuję...jakoś daję sobie radę, a bratu się dostanie, nie dziś, nie jutro, ale nie odpuszczę...poczekam aż sił nabiorę.
Aha zjawił się dzisiaj stroskany w szpitalu, nie chciałam urządzać awantury na oddziale, ale co się odwlecze to nie uciecze...
Tymczasem uciekam odpocząć, bo jutro kolejny dzień zmagań.
Trzymajcie jeszcze kciuki, bo bardzo mi tego potrzeba.
Pozdrawiam.
_________________ "Ludzkość! Jaka ona szlachetna! Jakże chętna do poświęcenia...kogoś innego."
S. King
czkawka, Ja mam trzech tak WZOROWYCH braci-szkoda gadać,wiem coś o tym...
Do dziś jak sobie wspomnę walkę z nimi to wiem,że to...walka z wiatrakami. Nie raz było tak,że prosiłam,że błagałam ,albo nawet i kazałam nakazywałam ale po co?! Nie ma sensu. Nie to nie. Jak ktoś nie chce to nie wolno go zmuszać -tak mi powtarzał mój Adrian.
Nie wiem jak Ci pomóc,co Ci doradzić ...sama miałam chwile słabości. Nie potrafiłam pojąć dlaczego to wszystko tak się toczy-dlaczego to akurat moją mamę spotkało. Nigdy nie życzyłam tego nikomu innemu -NIGDY ale smuciłam się,złościłam się i bolało (do dziś boli),że mama zachorowała...że odeszła...
Jesteś dzielna i silna. Trzyma się ciepło Kochana i dbaj również o siebie!
Marta nic mi nikt pomóc nie może, same dobre słowo w tej sytuacji wystarczy...niektórych się już nie zmieni...wczoraj zostałam zapewniona (przez siostrę cioteczną- córkę, Mamy brata), że nie zostawią mnie samej z tym wszystkim, choć mieszkają daleko to mogę na nich liczyć. Jakoś spokojniej mi się zrobiło...
Twój Adrian ma poniekąd rację, sama nie mam ochoty nikogo zmuszać, szkoda mi tylko Mamy, bo widzę jak Ją takie traktowanie dołuje...powiedziałam, że ie daruję żadnej łzy, którą przez mojego brata wylała....sobie też jeśli kiedykolwiek płakała przeze mnie....
A teraz relacja z pola walki: Mama ciągle bólowa, a jutro prawdopodobnie do domu...nie wiem jak sobie poradzę, bo doszedł silny ból kręgosłupa, na szczęście przechodzi po podaniu ketonalu i sevredolu....tylko ciekawe jak długo leki będą skuteczne. Bóle występują wcześnie rano i przed snem...Zaczynam się obawiać, czy aby to dobry pomysł...muszę się psychicznie przygotować do powrotu Mamy, bow iem, że ona na mnie liczy i chce do domu- a to jest najważniejsze.
Z zastrzykami problemu nie będzie, koleżanki Mamy zaoferowały się robić, a podskórne sama będę się musiała nauczyć- matko nie wiem czy zdołam, bo mdleję na widok krwi...i nie jest to zależne ode mnie, tak mam od małego.
Nie mam kiedy na "trzeźwo" wszystkiego sobie obmyślić.
Nic to najważniejsze to zwalczyć ten ból.
Pozdrawiam.
_________________ "Ludzkość! Jaka ona szlachetna! Jakże chętna do poświęcenia...kogoś innego."
S. King
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum