U nas kolejny tragiczny dzień
jestem u kresu wytrzymałości momentami
Mamusia zapadła w jakąś śpiączkę chyba bo od rana się nie obudziła
Zajechałam rano o 9 do niej to akurat nie spała ale nie kontaktowała za bardzo, zabierali ją na naświetlania właśnie a ja patrząc na to stwierdziłam że chyba zrezygnuje bo mama jest w takim stanie ze nie ma sensu jej męczyć i rzucać z łóżka na łóżko. I tak idąc za łóżkiem mówie do brata że ide powiedzieć lekarzowi ze rezygnujemy, ale potem myślę sobie że nie dam sobie potem rady z tą decyzją czy słusznie czy nie. Ale nie musiałam jej podejmować bo mamusia sama zrezygnowała, powiedziała ze nie da rady i nie chce (nie wiem czy świadomie bo potem niby mówiła że nie wie czemu zrezygnowała) Zawieźli ją na sale i tak się nachyliłam nad nią a ona mnie przyciągnęła do siebie , pocałowała, spojrzała na brata i zasneła i spała cały czas
Jeszcze do południa się kręciła , tzn. nogami ruszała od czasu do czasu, aż o 16 zauważyłam ze wyszły na nią straszne poty i dostała wypieków i oddech taki szybki więc wezwałam lekarza i dostała morfine bo okazało się że duszność miała i nie mogła się obudzić. Dostała morfine i zaraz oddech jak u niemowlaka ale niema z nią żadnego kontaktu , spi i nawet się nie porusza
nie czuje jak zakłądaja wenflon, jak dają zastrzyk, zero reakcji
Może to i dobrze bo chociaż wiem (tzn. tak myślę) że nie cierpi. Po moich ostatanich akcjach, jak to zrobiłam tam rozrubę i powiedziałam ze nie zostawie tego tak to mamusia ma wzorową opiekę, lekarz za lekarzem przy łóżku, konsultacje kardiologów itp.itd. tylko pytam się dlaczego dopiero teraz!taką opieką jaką ma teraz powinna być otoczona w kwietniu kiedy zaczęły się poważne problemy z połykaniem a nie teraz jak nie ma już szans to ratują ją za wszelką cenę bo mam wrażenie że są masakrycznie wystraszeni ze założe sprawe. Jeszcze tydzień temu pani doktor kazała nam dojeżdżać na lampy bo jak mama chce leżeć to musi miesiąc czekać na łóżko a teraz dziwnym trafem znalazło się łóżko, znalazły sie wszelkiego rodzaju konsultacje, lekarz ciągle stoi przy łóżku i pyta jak sie czuje,co jest grane? Pacjenci się dziwią co my robimy że lekarze tak lataja koło mamy a ja sama chciałabym wiedzieć co jest grane i dlaczego tak późno. Dzisiaj rozmawiałam z lekarzem i powiedział ze nie wypisze mamy w tym stanie,ze zostanie do poniedziałku na radioterapii a potem ewentualnie na oddział paliatywny bo nie poradzimy sobie w domu i bedzie cierpiała
Wieczorem rozmawiałam z lekarzem i mówi że mamusia ma silny organizm i bardzo walczy. Serce niby jest okiełzane bo puls spadł ładnie do 100 ,EKG dobre wyszło, nerki wydawałoby się że też, bo dzisisj zeszło w ciągu dnia 2litry moczu a jeszcze jest noc. Wczoraj tez doktor mówił ze zeszło 2 litry i jest czysty żółciutki. Jutro rano zlecone są badania więc okaże się co z tym mocznikiem ale podobno ogólnie jakiś parametr (nie pamietam jaki) jest wysoki co świadczy o rozsiewie choroby
Wczoraj o 17 mama dostała morfine (podobno małą dawke) potem na noc haloperoid a rano podobno nie dostała nic więc po czym taki głeboki sen, bez reakcji
Krążenie jest ok, nic nie sinieje , ręce i nogi cieplutkie, buzia też ma normalny kolor.
Dziękuję wszystkim za wsparcie
PS. Jeszcze powiem wam jaką miałam dzisiaj akcje. Zadzwoniła do mnie ciotka, bratowa mojej mamy i mówi ze jest pod szpitalem i jak ma wejść do mamy
a ja mówie że mama jest nieprzytomna, nie ma znią kontaktu i żeby nie wchodziła bo mama nie chciała żeby ktoś ją oglądał w tym stanie. A ona na mnie że będę miała wyrzuty sumienia, że jak ja tak moge, ze ona chce ją zobaczyć za życia
A ja mówie taka była wola mamy, nawet trumne mi kazała zamknąć żeby nikt jej nie oglądał, bo chce żeby wszyscy pamiętali ją z okresu przed choroba a nie wyniszczoną chorobą, z rurką w szyi, z rurką w brzuchu. A ta dalej sie upiera bo ona chce bo ona mówiła mamie że ją odwiedzi i dochodziła się ze mną z 5 minut, az powiedziałam jej że to moja i mojego brata tragedia i chcemy ją przeżyc sami a cała reszta ma pamiętać mame uśmiechniętą i szczęśliwą, taka jaka była przed chorobą a z "teraz" bedziemy ją pamiętać tylko my i nikt więcej inie wpuszcze jej i koniec. Wkońcu odpuściła i obrażona pojechała bo przyjechała specjalnie 50km , ale przeciez mogła mnie uprzedzic ze chce przyjechać.
Myślicie ze jestem jakaś dziwna że nie chce zeby ktokolwiek oglądał mamusie w tym stanie?
Tradycyjnie przepraszam za błędy, mam nadzieję że wybaczycie bo nie mam siły czytać co napisałam a i tak ze zmeczenia byków nie widze.