Pięknie to napisałaś iskra, poryczalam się jak bóbr i wspomnienia powróciły. Zresztą powracają często choć minęło już prawie 7 miesięcy a boli jakby to było wczoraj. Trzymaj się kochana i wspieraj tatę, bo ty masz męża i dzieci przy sobie a on został sam. Dla niego trudne chwile dopiero nadejdą, gdy pojawi się szara rzeczywistość.
_________________ Zbyt szybko się to potoczyło 08.12.14 -18.02.15
Slyszalam o kilku etapach zaloby. Nie wiem w ktorym etapie ja sie teraz znajduje, bo jakos nie mam sily sprawdzac gdziekolwiek. Dzisiaj dostalam ataku hiperwentylacji, bo tata telefonu nie odbieral! Non stop rycze, wsiadam w samochod, jade za miasto i... wpadam w rozpacz, ze jej juz nie ma, ze tata jest sam, ze chyba zawale projekt na srode... Wyprowadza mnie z rownowagi wszystko. Ogolnie jestem bardzo spokojna osoba, ktora rzadko podnosi glos, ale dzis nawrzeszczalam na meza... bez powodu... Zdziwiony nie zareagowal... A pozniej sama na siebie jestem wsciekla, ze tak sie irracjonalnie zachowuje... Nie poznaje sama siebie, to nie ja! Tylko jak rozmawiam z tata przez telefon to jestem twardziel, bo wiem, ze musze dla niego...
A jak Wy przez to wszystko przeszlyscie/przeszliscie?
Witaj Iskra 07 choć od śmierci taty minęło już prawie 7 miesięcy ja wciąż zadaje sobie to pytanie czy aby nie przesadzam. Równocześnie zdaje sobie sprawę że moje zachowanie nie zawsze jest w porządku zwłaszcza w stosunku do najbliższych (mąż i syn) , którzy bardzo mnie wspierali gdy tata chorował. Może nawet nie tyle ze wspierali co nie przeszkadzali i pozwolili skupić mi się na tacie. Ale teraz chcą abym wróciła do normalności jak to mówią. Dla kogoś kto przez to nie przechodził jest to trudne do zrozumienia zrozumienia. Sam fakt że nadal jestem na forum onkologicznym traktują jako coś dziwnego. Wczoraj wróciłam ze zlotu w Żegiestowi gdzie osobiście mogłam poznać ludzi którzy są tu wiele lat mimo że jak mogło by się wydawać żałoba dawno się skończyła . krótki pobyt tam i obcowanie z tyloma fantastycznymi ludzmi rozjaśnil mi trochę rzeczy , przede wszystkim to że w j aki sposób i jak długo przeżywamy żałobę to jest tylko nasza sprawa. U Ciebie kochana to jest wszystko zbyt świeże ale jestem przekonana że będzie dobrze i u Ciebie i u mnie i u wielu którzy tak jak my straciliśmy ukochane osoby. Czas podobno leczy rany, ale blizny i zadry w sercu pozostaną na zawsze. -pozdrawiam i trzymaj się
_________________ Zbyt szybko się to potoczyło 08.12.14 -18.02.15
To wszystko u Ciebie świeże, masz prawo do każdej reakcji, do krzyku, płaczu, złości i rób to, nie kumuluj w sobie. Nie będę oryginalna, to wszystko musisz przeżyć po swojemu, nie ma gotowej recepty na żałobę. Każdy inaczej przechodzi etapy żałoby i każdy w innym czasie dochodzi do siebie, lub w miarę wychodzi na prostą. Zawsze w sercu zostanie blizna, wyliżemy się w jakiś sposób ale blizna zostanie na zawsze jak te wszystkie blizny, które mamy na ciele"po czymś" i jedna ogromna blizna na sercu za Kimś. Tylko blizna ta z czasem przestaje krwawić i pomalutku zabliźnia się i tak samo my pomalutku dochodzimy do siebie. Ja nie miałam recepty bo jak mama zmarła za miesiąc dowiedziałam się, że mąż jest chory i nastąpiła walka o niego więc była żałoba i była walka i ogromny stres o męża, mnie przy życiu trzymały antydepresanty, niestety ale inaczej nie umiałam przetrwać kolejnego dnia. To nie jest metoda, bo i tak w silnym stresie te leki niewiele dają ale jakoś trzeba żyć i przeżyć kolejny dzień. Może i Ty teraz potrzebujesz jakiegoś lekowego wsparcia, może psychologa, może gdzieś wyjedź jak możesz, może jakaś pasja mocno wciągająca i zajmująca myśli, może tatę weź na trochę do siebie będzie Wam obojgu raźniej i bezpieczniej. Nie wiem Iskierko jak Ci pomóc ale bardzo mocno przytulam Cię do serca i życzę, żebyś w miarę szybko złapała oddech.
Jak tam kochana Iskierko się trzymasz?Znalazłaś złoty środek na ból po stracie bliskiej osoby.?Jeśli tak to chętnie skorzystam bo brak taty jest okropny. Znowu mnie dopadło, ale tak jest zawsze po wizycie na cmentarzu - pozdrawiam
_________________ Zbyt szybko się to potoczyło 08.12.14 -18.02.15
Dziekuje Wam za te wszystkie cieplutkie slowa, maja wielka moc. Niestety u mnie dzialaja na krotko, bo przychodzi jakas chwila zamyslenia i zas lzy leca i serce peka...
Karina, niestety nie znalazlam poki co ani zlotego ani zadnego innego srodka przeciwbolowego na taaaka rane. Probuje wszystkiego co mi do glowy przyjdzie. Najczesciej jade za miasto i staram sie biegac, niestety biegam sama, a co za tym idzie, pole do popisu dla mysli i najczesciej konczy sie to moje bieganie na kolanach gdzie wale piesciami w ziemie z zalu. U mnie to jest jeszcze wszystko bardzo swieze, mama odeszla 10 dni temu wiec wciaz mam nadzieje, ze sie w koncu obudze i opowiem jej o swoim koszmarze...
Ciagle nie moge uwierzyc, ze jej juz nie ma... Nie pytam dlaczego, bo jestem realistka i zdaje sobie sprawe, ze nigdy sie nie dostane odpowiedzi. Nie pytam tez co by bylo gdyby, bo tego tez nikt nie wie. Zyje jakby we mgle, jakby obok swojego zycia. Mimo, ze bardzo wczesnie opuscilam rodzinne gniazdo i wiekszosc zycia spedzilam z dala od domu to zawsze chetnie przyjezdzalam do rodzicow, nawet jak juz mialam "swoja" rodzine i "swoje" zycie... A teraz nie moge do niej nawet zadzwonic i powiedziec, ze tesknie....
Nie ma chyba lekarstwa na nasze polamane i osierocone serca, niezaleznie od wieku, statusu czy pozycji czy czegokolwiek... Wszyscy mowia "czas leczy rany", ale ja jeszcze w to nie wierze, dla mnie ten czas bolu stoi w miejscu i boli...
Jak Tobie udaloby sie dostac recepte na lek przeciwbolowy to pisz natychmiast!
Pozrawiam i przytulam mocno do mojego peknietego serducha
Nic takiego nie znalazłam ale mam od tych siedmiu miesięcy niesamowite wsparcie (ty też je masz) w postaci tego forum. Ogrom ludzkich tragedii które tu zobaczyłam powoduje że zapominam o swojej własnej a gdy poznałam tych ludzi osobiście (zlot w Żegiestowie) wręcz odetchnelam z ulgą .Nasi rodzice już nie cierpią nie są przerażeni sytuacją w której się znaleźli nie boją się jutra. Wiem że to marne pocieszenie i działa na chwilę, ale tak to już jest Oni są tam mam nadzieje w lepszym świecie, a my tu pogrążeni w bólu po stracie kogoś kogo się bardzo kochało.Ja mieszkałam z tatą pod jednym dachem i wszystko mi go przypomina, każdy zakamarek tego domu, nawet chwilami czuję jego zapach jakby był gdzieś blisko.A może jest?
_________________ Zbyt szybko się to potoczyło 08.12.14 -18.02.15
.Nasi rodzice już nie cierpią nie są przerażeni sytuacją w której się znaleźli nie boją się jutra.
To mnie utrzymuje na powierzchni tak naprawde. Moja mama umierala 10 dni, pewnie bedna nawet nie wiedziala, ze umiera... Ale dla mnie jest to swego rodzaju pocieszeniem, ze nie meczyla sie miesiacami, a przede wszystkim- nie cierpiala. Ale, jak kazdy po trochu, mam w sobie troche egoistki i strasznie mi zle, ze nie moge z nia zwyczajnie pogadac...brakuje mi jej dla mnie samej i dla taty...
Wczoraj dostalam wszystkie wypisy ze szpitali wraz z wszystkimi wynikami i cala historia choroby mojej mamy. Tata przyslal mi to na moja prosbe, bo chcialam sprawdzic czy mama miala robine badania genetyczne na mutacje genu BRCA1 i BRCA2... I doznalam szoku, bo to co mama nam przekazywala bylo... mocno przez nia filtrowane... Tzn, teraz juz wiem, ze mama nie miala najmniejszych szans na wyzdrowienie, a to zupelnie cos innego niz nas zapewniala... Nie wiem, moze chciala nam oszczedzic nerwow, tego ciaglego niepokoju, stresu? Postanowila sama przez to przejsc! Nawet tata niewiele wiecej wiedzial niz ja i brat... Dlatego gdy dowiedzielismy sie o przerzutach, i ze niewiele czasu jej zostalo, bylo to dla nas wszystkich ogromne zaskoczenie! Nie wiem czemu to wszystko mialo sluzyc?
Nie mam zalu do mamy, ze nie powiedziala nam calej prawdy, jest mi zle, ze postanowila zostac z tym sama! Nie czuje sie jakos z tym komfortowo. Ja wiem, ze nie powinnam, bo to byla mamy decyzja, ale mimo wszystko... Qrcze, nie umiem sobie jakos z tym wszystkim poradzic...
Bardzo dobrze Ją rozumiem. Nie miej pretensji do niej, do siebie. Tak chciała. Tak było łatwiej.
_________________ "Zobaczyć świat w ziarenku piasku, Niebiosa w jednym kwiecie z lasu. W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar, W godzinie - nieskończoność czasu." - William Blake -
Nie mam zalu do mamy, ze nie powiedziala nam calej prawdy, jest mi zle, ze postanowila zostac z tym sama!
wiesz rozumiem co czujesz to jasne że to była decyzja Mamy trzeba uszanować jej wolę ale wiem że dręczy człowieka bo może dałoby się jakoś pomóc, ulżyć chocby psychicznie... a tak wydaje ci się że była z tym sama... Kochana ale Mamcia wiedziała ze nie jest sama tylko chciała wam oszczędzić cierpienia.
Nie zadręczaj się tym, nie rozkminiaj to nic nie zmieni... idź do przodu
ściskam :*
Może Mama nie chciała Was informować, bo byłoby jej trudniej widząc Was zamartwiających się?
Zresztą mój tato jak się dowiedział w sierpniu, to był w takim nastroju, że tak naprawdę podejrzewamy, że nawet do niego nie dotarły do końca te wszystkie informacje, które przekazał mu lekarz. I gdyby nie wypis ze szpitala, to też nie wiedzielibyśmy, gdzie i jakie ma przerzuty...
Tak, ja wiem, ze pewnie chciala nam oszczedzic tego wszystkiego, ze pewnie nie chciala zebysmy mieli jakiekolwiek zobowiazania w zwiazku z jej choroba, druga sprawa, ona nie lubila sie nad soba rozczulac, bo w koncu to ona, pani nauczycielka, dla wielu autorytet, wiec pewnie chciala sobie samej oszczedzic tego calego szumu wokol swojej osoby...
Ale jest mi jej najzwyczajniej w swiecie szkoda, ze pewnie chlipala sobie gdzies tam w kaciku w poduszke... Wiem, ze pewnych spraw nie powinno sie dusic w sobie.
Pamietam jak skladalam jej zyczenia urodzinowe, niestety w tym roku tylko przez telefon, i powiedzialam, ze zycze jej przede wszystkim zdrowia i ze zycze jej to czego ona sobie sama zyczy, a mama mi na to, ze jej zycenie jest raczej "niespelnialne", ale wymysli sobie jakies inne realne zyczenie. Wiec spytalam jakiez to ona "niespelnialne zyczenie" sobie wymyslila, bo wiem ze mimo iz miala naprawde niewyobrazalne pomysly to jednak twardo stapala po ziemi i zawsze miala realne marzenia, ale nie chciala mi odpowiedziec. I powiedziala, ze z tym zdrowiem to tez tak roznie u niej bywa, ale za zyczenia dziekuje.
Ona taka jest... byla. Zawsze inni byli dla niej wazniejsi niz ona sama...
Boli mnie, ze byla z tym sama...
Iskra doskonale Cię rozumiem... Chciałaś, żeby Twoja mama nie przechodziła przez to samotnie... Jednak może pomyśl o tym, że dzięki temu dłużej żyłaś przy nadziei, że jakoś stawicie czoła nowotworowi i Twoja mama otrzymała dzięki temu dużo większe wsparcie i optymizm z Twojej strony niż gdybyś się dowiedziała całej prawdy i żyła zdołowana tą informacją od samego początku?
Może dzięki temu było więcej dni, gdy Twoja mama widziała na Twojej twarzy uśmiech, a to na pewno było dla niej najlepsze lekarstwo?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum