Tu może być problem, ponieważ przerzut sytuuje się w tkance mięśniowej.
Poza tym generalną zasadą leczenia ognisk przerzutowych za pomocą CyberKnife jest brak aktywnej choroby nowotworowej poza ogniskiem/ogniskami, które mają być leczone.
Tu choroba przypuszczalnie jest aktywna (prawdopodobnie zajęta opłucna), choć nie wiemy wszystkiego ponieważ na podstawie wypowiedzi:
nail_32 napisał/a:
Czy są jakieś wytyczne co do czasu jaki powinien upłynąć od badania PET do radioterapii?
wnioskuję, że zostało wykonane badanie PET, którego wyniku tu nie przytoczono.
Dziękuję za odpowiedzi. Jeśli chodzi o Pet to nie załączyłam bo go nie mam jeszcze. Dopiero będzie badanie w poniedziałek. A pytałam o termin miedzy badaniem a radioterapią ponieważ coś takiego sugerowała Pani doktor - ze musi jakiś odstęp czasowy być. Tylko chodziło o odwrotną sytuacje, bo Pani doktor zalecała najpierw pilnie naświetlenia, a potem PET. Ale udało się, że ten PET będzie szybciej niż zakładaliśmy dlatego jednak najpierw będzie PET.
Rozumiem że od wyniku PET będzie zależne czy jest sens stosowania "Cyber-Knife"?
To dla mnie ważne, bo łączy się z dużą odległością. RTH konwencjonalną możemy uzyskać bliżej miejsca zamieszkania.
pytałam o termin miedzy badaniem a radioterapią ponieważ coś takiego sugerowała Pani doktor - ze musi jakiś odstęp czasowy być. Tylko chodziło o odwrotną sytuacje, bo Pani doktor zalecała najpierw pilnie naświetlenia, a potem PET.
Zgadza się - w w/w sekwencji odstęp czasowy musi być.
nail_32 napisał/a:
Rozumiem że od wyniku PET będzie zależne czy jest sens stosowania "Cyber-Knife"?
Ewentualna kwalifikacja do CyberKnife i tak jest wątpliwa. PET byłby tu jednak dodatkową, wartościową wskazówką. Skoro niedługo ma być wynik - warto mieć go w ręku przed jakąkolwiek dodatkową konsultacją.
Jestem wdzięczna za twoje wsparcie Oczywiście na pewno na konsultacje pojedziemy z wynikiem PET. Ale w takim razie jeszcze jedno pytanie - dlaczego nie Cyber Knife w tym przypadku? Tzn. chodzi mi o skuteczność. Czy zwykła radioterapia jest tu lepsza? Czytałam oczywiście twoją uwagę co do zajętej opłucnej, ale chodzi o bardziej konkretną odpowiedź tj. NIE - bo konwencjonalnie lepiej zadziała, czy NIE bo cyber Knife nie jest stosowany gdy choroba nie jest aktywna i to nie da żadnego efektu.
I przepraszam, ze taka natrętna jestem, ale po prostu muszę się przygotować z argumentami dla M jeśli usłyszy coś takiego od lekarza. Bo on na razie bardzo się trzyma tego "cyber noża" i będzie chciał za wszelka cenę się na to dostać. A ja trochę się boje, że znów przez te różne konsultacje terminy będą leciały, a to coś będzie rosnąć :(.
NIE - bo konwencjonalnie lepiej zadziała, czy NIE bo cyber Knife nie jest stosowany gdy choroba nie jest aktywna i to nie da żadnego efektu.
Jedno i drugie.
W uogólnionej chorobie stosowanie RTH stereotaktycznej (najczęściej w radykalnych dawkach) podobnie jak i leczenie chirurgiczne - nie przynosi żadnych efektów i nie wydłuża czasu przeżycia.
RTH stereotaktyczna (w tym CyberKnife jako najdoskonalsza jej forma) to podanie b. dużej dawki napromieniania na niewielki obszar (docelowe są tu małe guzy o dość wyraźnych, ostrych granicach). To technika leczenia, która w sposób nieinwazyjny zastępuje chirurgię.
Niecelowa staje się gdy mamy guzy położone w rejonach nieresekcyjnych (np. sąsiedztwo lub naciekanie dużych naczyń krwionośnych, oskrzeli, jelit etc.) - tak samo jak "nóż" może bowiem je naruszyć i spowodować zgon z powodu leczenia (a nie nowotworu). Lub ciężkie kalectwo.
Podobnie sprawa się ma przy masywnym rozsiewie nowotworu. Usunięcie jednego guza podczas gdy nowotwór opanował już inne narządy - nie daje żadnego efektu.
Tu mamy sporego guza, tkankę mięśniową (niewdzięczna dla "noża"), a przede wszystkim najpewniej uogólnienie choroby. CyberKnife wydaje się zatem tu być zupełnie nie wskazany.
RTH konwencjonalna obejmuje szerszym promieniem duże zmiany i ich najczęściej "rozmyte" granice. Zostaje też podana dawka wystarczająca by zmniejszyć ból. Większa dawka, radykalna, jest zbędna bo i tak niczego nie wniesie - z powodu istnienia innych ognisk nowotworu. To jak gaszenie tylko jednego stogu siana opartego o drewniany budynek podczas gdy pali się wiele innych.
Każde postępowanie musi mieć swój sens...
Dziękuję DumSpiro-Spero. Już wszystko rozumiem. Ja jestem świadoma tego, że to jest nie do wyleczenia, M. natomiast nie i jakoś muszę mu wytłumaczyć że ten Cyber Knife to niekoniecznie. Tzn. na konsultację i tak pojedziemy - dla jego spokoju - ale jak będzie wynik PET, to na pewno lekarz też jakoś mu to wyjaśni. A ja trochę go naprowadzę żeby wiedział, że to wcale nie tak jak on myśli - że to dla niego najlepsze.
Dobrze, że po wizycie w Cyber Knife otrzymasz pełny opis konsultacji.
Mój M dopiero jak przeczytał to troszkę do niego dotarło. Chociaż za chwilę stwierdził, że naświetlania tradycyjne też mogą tego gada "wypalić".
Budują sobie barierę obronną i tak pewnie być musi.
_________________ Lidia
Nauczmy się kochać ludzi....bo tak szybko odchodzą.
I w sumie podziwiam ich za to. Ja sobie myślę, że sama w takiej sytuacji pewnie bym się poddała. A tu walka trwa. i niech trwa. Byleby szybko udało się te naświetlenia załatwić. Jutro się okaże co powie radioterapeuta ten bliżej nas.
Pozdrawiam
[ Dodano: 2013-07-22, 21:43 ]
Mam pytanko czy przy badaniu PET faktycznie świecą te złe komórki i czy to może być widoczne od razu w trakcie badania? Dziś lekarz wykonujący badanie powiedział, że nie widzi nic niepokojącego, choć będzie konsultował jeszcze to z innym lekarzem. Wynik dopiero za jakiś czas, ale nie wiemy czy się cieszyć, czy poczekać jednak. (Oczywiście wiem, że czekać ale kwestia czy w ogóle mieć nadzieję ,że tam będzie w miarę dobrze wszystko, czy to raczej nie możliwe?).
Witam. Mam chyba jedno z ostatnich pytań na tym forum i proszę o odpowiedź.
PET wykazał nawrót choroby. Z tego co mówiła pani onkolog to zmiany są w większości "świeże", tj. do 1 cm. ale są w kilku miejscach - szyja (tu największa zmiana - to ta dawniejsza która wyszła na rezonansie), przełyk, krtań, żebra w okolicy cięcia pooperacyjnego, prawe płuco...
Ja rozmawiałam z kilkoma lekarzami, którzy stwierdzili, że nie ma już sensu włóczyć się po konsultacjach i męczyć organizm, tylko to jest czas, który powinien być dla nas, aby wykorzystać ostatnie wspólne chwile maksymalnie. Ja tez tak myślę bo widzę, że M. naprawdę jest słaby. Ale jak myślicie - czy w takim przypadku można byłoby jeszcze spróbować zawalczyć? Pani onkolog mówi, że gdyby jakimś cudem nabrał sił to można próbować te radioterapię na szyję. Ale co z pozostałymi zmianami? może chemia powinna być podana? Co myślicie o tym?
nail_32 ja się na tym nie znam ale trzeba zawalczyć o leczenie paliatywne.
Tak jak u mojego M. chociaż nie boli i umieranie staje się godniejsze...popytaj onkologa prowadzącego.
Przykro mi bardzo ale spotkało Was to samo co nas....
_________________ Lidia
Nauczmy się kochać ludzi....bo tak szybko odchodzą.
Lekarz prowadzacy powinien zadecydowac i poinformowac Was o dalszym leczeniu paliatywnym...a rozmowa o radioterapii to rozmowa o radioterapii paliatywnej, spowalniajace rozrost zmian nowotworowych; niestety tylko tyle... duzo wiary i nadzieii...
_________________ Przeszłość została napisana, lecz możemy się z niej uczyć i zmieniać przyszłość
Tak jak pisałam, rozmawiałam już z onkologiem oraz innymi lekarzami, którzy opiekują się moim mężem. Wszyscy stwierdzili to samo - że nie czas, na jeżdżenie po lekarzach tylko na godne pożegnanie. Udało się jednak załatwić dożywianie, M. ma sondę do żołądka, która podaje pokarm. Moze trochę go to wzmocni. Stąd moje pytanie, czy gdyby udało sie organizm wzmocnić to jest sens próbować jeszcze jakiegoś leczenia?
Przytaczam poniżej wnioski z PET:
"W badaniu PET-TK stwierdza się zaburzenia metabolizmu FDG wskazujące na obecność czynnego procesu npl w obrębie przełyku i jego protezy, krtani, ścian szyi, klatki piersiowej i jamy brzusznej, opłucnej płuca prawego, węzłów chłonnych śródpiersia i kośćca."
Chodzi mi o doprecyzowanie czy jakaś chemia zdołałaby powstrzymać dalszy rozwój tego procesu jeśli są tak liczne zmiany? Wiem ze radioterapia to raczej odpada skoro jest tego tyle (DSS już odpowiadała na to pytanie), ale może właśnie jakaś chemia? Drążę temat bo teraz już nie sama jestem, tylko to presja rodziny, która mimo wszystko nie zdawała sobie sprawy ze stanu M.
czy jakaś chemia zdołałaby powstrzymać dalszy rozwój tego procesu jeśli są tak liczne zmiany?
Wątpliwe.
Choroba jest rozsiana, nawet jeśli chemia pomogłaby pod kątem zmian istniejących (być może zahamowałaby nieco ich rozwój czy zmniejszyła), to nikt nie zagwarantuje, że w międzyczasie nie powstaną nowe zmiany.
No tak. Też tak to widzę. Poza tym znając efekt jaki wywołuje chemia w pierwszych dniach po podaniu, to nie wiem czy M. by to przetrwał. Trudne to, żeby wszystkim wytłumaczyć. Tzn. nie będę tłumaczyć. Ten czas, który jest teraz, od odebrania tego wyniku, jest piękny. I chyba tylko ja jestem w stanie to zrozumieć na ten moment ...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum