Signet ring cell carcinoma rak zoladka zlosliwy przerzuty
Czesc. Kilka dni temu moj maz otrzymal przerazajaca diagnoze - zlosliwy rak zoladka z przerzutami do wezlow chlonnych oraz przerzutem pepkowym marie joseph (singet ring cell carcinoma). Przez 3 miesiace chodzil do gastroenterologa i innych specjalistow ktorzy bagatelizowali wyniki tomografii, usg jamy brzusznej czy pepka... A tam byly juz widoczne zmiany. Niestety lekarze traktowali meza niczym hipochndryka.
Wiem ze nowotwor nie jest typowy. Dodatkowo jest to 4 stadium. Choroba uderzyla doslownie z dnia dzien. Zylismy normalnie - w miare zdrowe jedzenie (jezeli w naszym kraju cos takiego istnieje wogole...) sport, brak uzywek.
Maz zostal skierowany na chemie. Jezeli organizm zareaguje dobrze jest szansa na operacje usuniecia zoladka. Nie duza ale jest.
Jestesmy bardzo mlodzi, dopiero zaczynamy zycie... Spodziewamy sie dziecka...
Czy ktos mial podobny przypadek? Czy jest choc cien szansy? Przeciez czasem cuda sie zdarzaja i ludzie wychodza z najciezszych przypadkow... Jestem zalamana, choc przy mezu staram sie byc twarda aby widzial ze walcze. Zeby sie nie poddal.
Moze ktos z was bedzie mogl doradzic co mozemy zrobic, co zmienic, gdzie sie zglosic... Jestesmy z krakowa, ale pojade chocby na koniec swiata zeby tylko moj maz byl ze mna i naszym maluszkiem.
Witaj kochana, napisz wiecej szczegółów, tu są wspaniali ludzie, ktoś Was pokieruje.
Niestety z tego co tu napisałas, że jest to 4 stopień, to znaczy, że choroba jest bardzo zaawansowana i nie ma raczej szans na wyleczenie.
Jak się czuje mąż? W jakim jest wieku?
Maz ma 30lat. Czuje się w miarę dobrze. Na razie nie odczuwa bólu. Gorzej z samopoczuciem - boi się śmierci, boi się o mnie i o dziecko. Nie może uwierzyć w to co go spotkało.
W załączniku dodałam chyba najważniejsze części z dokumentacji.
Oj bardzo źle to wygląda :( musicie przygotować się na najgorsze. Starajcie się zorganizować hospicjum domowe. Ściskam Cię kochana bardzo mocno. Bądź przy mężu, ale i uważaj na siebie. W którym jesteś tc?
Ja nie chciałabym się wypowiadać, aby przypadkiem nie wprowadzić Ciebie w błąd. Zaraz pewnie wypowie się ktoś kompetentny.
Ja mogę tylko Ci napisać co mi mówiono gdy mój brat chorował na raka żołądka. Jak chcesz możesz napisać do mnie na priv.
- Rak pierścieniowy Signet (SRCC) jest rzadką formą bardzo złośliwego gruczolakoraka.
prezesowaaa, niestety nie jest dobrze, rak żołądka, pakiet powiększonych węzłów chłonnych, w których najprawdopodobniej również są przerzuty raka, T4, wysoko więc zaawansowanie niestety bardzo duże.
prezesowaaa napisał/a:
Zylismy normalnie - w miare zdrowe jedzenie ......
Ten rodzaj raka jest często spowodowany przez mutacje w genie i jedzenie czy zdrowe życie nie będzie miało większego znaczenia.
prezesowaaa napisał/a:
Maz zostal skierowany na chemie. Jezeli organizm zareaguje dobrze jest szansa na operacje usuniecia zoladka.
To fakt, na razie szanse na operacje są małe, dużo zależy jak mąż zareaguje na leczenie. Niestety ale ten typ raka ma dość słabą skuteczność leczenia chemioterapią ale nie można niczego przesądzać i trzeba mieć nadzieję.
prezesowaaa napisał/a:
Naprawde jest az tak zle? Nie ma zadnych szans?
Na prawdę jest źle ale póki są możliwości leczenia trzeba wierzyć, że są jakieś szanse może nie na całkowite wyleczenie ale zatrzymanie choroby na jakiś czas. Musisz mieć jednak świadomość, że choroba męża jest bardzo poważna, zaawansowana i niestety dość agresywna.
Przykro mi, że nie mam dla Ciebie lepszych informacji, życzę Wam obojgu dużo sił, jednocześnie uważaj na siebie bo nosisz w sobie Wasz wielki skarb, pozdrawiam serdecznie i witam Cię a forum.
Dziekuje za wszystkie odpowiedzi. Rozumiem jakie jest ryzyko, staram sie przygotowac psychicznie ze moze byc roznie, chociaz nie rozumiem dlaczego nas to spotkalo. Mimo to nie poddam sie i nie pozwole mezowi zeby sie poddal. Bedziemy walczyc oboje, ile tylko starczy sil. Musi walczyc. Dla naszego dzidzka.
W kazdym razie dziekuje wszystkim za odpowiedzi. Postaram sie akutualizowac nasze poczunania. Moze troche kiedys ktos bedzie szukal informacji.
Moglibyśmy kochana wszyscy na tym forum powiedzieć to samo. Walczymy sami z własną chorobą, walczymy o własne dzieci, żony, mężów, rodziców, dziadków i każdy z nas może zadać to samo pytanie tylko nikt nie dostanie odpowiedzi bo takiej nie ma. Nikt nie wie, kiedy i kogo dopadnie choroba, może się przytrafić niestety każdemu bez względu na wiek i sposób życia.
prezesowaaa napisał/a:
Mimo to nie poddam sie i nie pozwole mezowi zeby sie poddal
Ależ oczywiście, że trzeba walczyć, póki są jakiekolwiek szanse nawet najmniejsze trzeba próbować, póki lekarze mają propozycje leczenia trzeba z tego korzystać. Wspierajcie się wzajemnie i nie myślcie co będzie za jakiś czas, żyjcie tym co jest teraz podchodząc zadaniowo do choroby.
Dzisiaj bylismy w instytucie onkologii. W zyciu nie sadzilam ze osoba chora moze byc traktowana jak intruz. Termin na przyjecie do szpitala za dwa tygodnie. Z wielka laska. Zalamujace.
Bedziemy probowac jeszcze w innym szpitalu, bo bylismy na konsultacji u jednego ze znanych krakowskich profesorow. Powiedzial ze idealnie nie jest (glownie chodzi o gromadzacy sie plyn) ale mamy myslec pozytywnie i nie poddawac sie bo wiele zalezy od postawy.
Oczywiscie wlaczamy diete warzywno-kaszowa. Miesko wyszukane z wlasnej hodowli (bardzo male ilosci). Oprocz tego aloe vera, pestki moreli, sielmie lniane - nie wiem czy to cos da ale moze warto sprobowac? Tonacy brzytwy sie chwyta wiec juz nic do stracenia nie mamy.
Probuje zalozyc subkonto w fundacji - tak nam doradzono, bo nigdy nie wiadomo co przyniesie jutro.
Boje sie. Bardzo sie boje kazdego kolejnego dnia. Ale staram sie nie poddawac. Moze nam sie uda, kto wie...
Jak tonący brzytwy się chwyta to kiedyś znalazłam taki przepis: zupka z fasoli mung gotowana z wkrojonymi suszonymi grzybami shitake (tylko pieprz ziołowy)- jeść codziennie niedużą porcję. To nie kaleczy
Pestki moreli raczej wyrzuć - podrażniają żołądek
Konsultuj szeroko czy na pewno nie byłoby celowe włączenie chemii przed operacją
Termin na przyjecie do szpitala za dwa tygodnie. Z wielka laska
Ja wiem, że jak coś się złego dzieje to chcemy, już zaraz i pewnie tak powinno być ale nie jest ale uwierz, że dwa tygodnie to na prawdę nie jest długi termin. Na pewno nie powinno to być z łaski, tylko musi mąż przejść diagnostykę i leczenie i to żadna łaska.
Miejcie w sobie nadzieję. Może chemia zaskoczy i dojdzie do takiego zmniejszenia masy guzów, że będzie możliwa jeszcze operacja. Rak sygnetokomórkowy oprócz tego, że jest bardzo złośliwy jest też nieprzewidywalny w swoim rozwoju. Walczcie z chorobą i żyjcie normalnie, cieszcie się sobą, kochajcie się. Tylko w taki sposób dacie gadzinie znać, że się nie poddajecie, że walczycie i że Wasze życie nie zostało zagarnięte przez raka. Bierzcie na klatę i nie zadawajcie sobie pytania "czemu ja?" Na nie nigdy nie ma odpowiedzi i ono nic nie wnosi w Wasze życie.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum