Oj Lucy, dziękuję Ci bardzo. Denerwuję się strasznie, jednak najbardziej mi zależy, żeby tata doszedł do siebie i żeby się wzmocnił. Umówiłam już nawet na piątek ponownie wizytę u naszej dietetyk, może trzeba coś z jedzeniem zmienić, wykluczyć jakieś produkty. Zobaczymy. Jutro pewnie się odezwę. Musi być dobrze!
cytuję z TK:
"Stan po usunięciu meta z wątroby, stan po resekcji ogona i trzonu trzustki. Głowa trzustki prawidłowej wielkości, bez zmian ogniskowych. W loży po ogonie trzustki grubościenny zbiornik płynu 34x49 mm otoczony pasmami zwłóknień. Przylega on do żołądka, lewego nadnercza i zagięcia dwunastniczego. Powoduje to poszerzenia światła dwunastnicy do 45mm. Wątroba prawidłowej wielkości, z cechami nierównomiernego stłuszczenia. W segmencie 7 podtorebkowe ognisko hipodensyjne 24x16 mm - loża pooperacyjna. Nadnercza i nerki w normie. Powyżej pnia trzewnego węzeł 10 mm (w badaniu z 28.11.2013 było 8 mm). W porównaniu z badaniem z 28.11.2013 powiększył się węzeł nad pniem trzewnym. Poza tym obraz stabilny".
Mam dwa pytania do naszych forumowych profesjonalistów:
- czy ten zbiornik płynu może powodować ucisk na jelita i stąd wymioty, jakaś niedrożność i osłabienie (ciśnienie 90/60, tętno 140).
- co to jest węzeł nad pniem trzewnym? i czy to że się powiększa to coś niebezpiecznego?
Tata dziś chemii nie dostał, za to zostawili go w szpitalu, jest bardzo słaby przez niskie ciśnienie (zazwyczaj miał nadciśnienie do tej pory i brał leki na obniżenie). Prawdopodobnie będą chcieli wydrenować ten płyn, czy ktoś miał podobną sytuację z takim zbiornikiem z płynem, który powodował podobne dolegliwości (wymioty, uporczywa czkawka, obniżone ciśnienie)? Do tego markery wzrosły do 2000....
z jednej strony cieszymy się wynikiem TK (bo nie ma mowy o przerzutach ani naciekach!) a z drugiej do końca nie wiadomo, czy faktycznie taki mały zbiornik z płynem mógł narobić tyle zamieszania? Jeden z lekarzy, który dziś nas konsultował twierdzi, że to zbiornik, a drugi nie jest przekonany.... chyba stawia na rozwój choroby, zapalenia trzustki czy innego zapalenia. Nic to, zobaczymy czy jutro będzie zabieg. Dobrej nocy, trzymajcie kciuki.
Hej Iwonka.Otoz on miał zbiornik 1 po pierwszej operacji a wyczuwalne był jak leżał to miła piłkę i mówił tez ze czuje jak by miał dwa żołądki i usg też wykazało.Usunęli zbiornik podczas 2 operacji jak wycięto mu meta z watroby.Po tej 2 operacji znów miał piłkę widoczną.Ściągnęli mu raz płyn,po tygodniu znów piłka wiec założyli mu zewnętrznie zaworek i sam raz w tygodniu upuszczaj te płyny trzustkowym.Ale nie mógł mieć za długo tego wyklucza zewnetrznego wiec założono mu protezę z worka ustrojowego z odprowadzeniem do żołądka. Poprzez Eus.I odrazu sie lepiej poczuł.Teraz w poniedziałek mili mu to wyjąc po 3 miesiącach ale lekarz powiedział ze nie bedą ruszać skoro dobrze sie czuje.Jak by sie coś działo to ma odrazu do szpitala iść.Wiec wrócił do domu .Mam nadzieje ze u twojego taty tez to założą i od razu lepiej sie poczuje.Powodzenia.
Iwonka1, zbiornik wielkości 3,5x5 cm jest dość duży. Może dawać objawy typu ucisk w jamie brzusznej, nudności, wymioty ( z powodu pogorszenia perystaltyki czyli ruchów robaczkowych jelit), niedrożności mechanicznej bym się nie obawiał. Na ciśnienie krwi teoretycznie też może wpływać (jeśli uciska na jakieś naczynia), choć jest to mało prawdopodobne.
Co do pytania o węzeł: chodzi po prostu o pojedynczy węzeł chłonny, który uległ powiększeniu. W nowotworach monitoruje się obraz regionalnych (okolicznych) węzłów chłonnych, w celu oceny czy nie są naciekane przez nowotwór, jeśli tak należy je usunać. Jednak w tej sytuacji powiększenie węzła chłonnego może być odczynowe (jako skutek manipulowania - operacji) w tamtej okolicy. Doszło do stanu zapalnego i węzeł chłonny się powiększył, często na stałe. Zdrowi ludzie, którzy przebyli infekcje górnych dróg oddechowych często mają powiększone pojedyncze węzły chłonne szyi, na skutek odczynowości, jest to niegroźne.
Odnośnie markerów nie mogę się wypowiedzieć, bo nie podała Pani, o które chodzi. Życzę powodzenia i pozdrawiam
Dziękuję za odpowiedzi i podpowiedzi. Niestety nie mam dobrych wiadomości. To nie zbiornik z płynem jest problemem. Wczoraj chirurg podjął się operacji która miała na celu wyeliminowanie płynu (zespolenie do jelita lub żołądka), niestety okazało się, że nowotwór jest rozsiany, rozdęte jelita, niedrożność, nacieki na ścianę żołądka i generalnie wielopoziomowe rozsianie nowotworu - tak się wyraził chirurg. Nie dało się zrobić nic, nawet żadnego zespolenia żeby cokolwiek udrożnić. Co nas czeka? Ile dni, tygodni? Tego nie wiemy. Sugerują nam żywienie pozajelitowe, czy ktoś wie, gdzie to się załatwia i jak? Podobno nie jest refundowane, czy to prawda??? Powiedziano nam, że przy wkłuciu centralnym tata może dostawiać pożywienie i żyć nawet kilka miesięcy, ale że taki "worek" kosztuje 100 zł jeden. Na samych kroplówkach, które tata dostaje w szpitalu, długo nie pociągnie. A jest taki silny, dziś normalnie rozmawia, żartuje. Odebrano nam co prawda wszystkim nadzieję, ale powiedział, że się nie załamie, że każdy dzień jest ważny. Ma założoną sondę, dzięki której nie wymiotuje. Ale sączy się z niej taki ciemny płyn.... co to może być? Pękający guz? A było tak dobrze. TK zmylił wszystkich. Chirurdzy nie podejrzewali że tam w środku tak bardzo źle się dzieje.... Jestem zrozpaczona, boję się co przyniesie jutro. Boję się najbardziej, że tata będzie cierpiał.
To smutne Wiem ze nie mozna sie do tego przygotowac, ale chybablekarze na poczatku was informowali, ze to nieuleczalna choroba. Moze ktos kiedys znajdzie sposob leczenia rak trzustki. Ja mam nadzieje, ze ten palitaksel pomoze choc troche u nas, choc pewnie nie wyleczy.
[ Dodano: 2014-02-20, 17:35 ]
Trzymaj sie. Zycze ci duzo sily. A moze da sie cos jeszcze zrobic
_____________
Przypominam, że jest to wątek merytoryczny. Część postów przeniesiona do wątku kciukowego.
Część postów przeniesiona również tutaj. / absenteeism
Mam tylko jedno pytanie, jak to możliwe, żeby wynik TK (zamieściłam w poście powyżej) wykonanego 6 lutego tak bardzo odbiegał od rzeczywistości? W opisie nie ma kompletnie nic co wskazywałoby że jest tak źle. Podobnie zresztą wyglądał opis z TK z grudnia.
Badania obrazowe nie zawsze ukazują wszystko idealnie. Poza tym, po operacji zmienia się układ narządów w jamie brzusznej. Wszystko mogło się przemieścić i zmylić radiologów. Wiesz, że czasem są zmiany podejrzane w tomografii lub rezonansie, a dopóki nie ma biopsji lub wycinka zmiany to nie wiesz co to jest. Tak samo chyba u twojego taty. Były jakieś zmiany w tk, ale dopiero po zajrzeniu do brzucha przez lekarzy okazało się jakie zmiany. Niestety, niestety, niestety tak czasem bywa. Iwonka, ale w raku trzustki nie ma mocnego. To wredna choroba. Okrutna. Nam lekarz mówił, że większość chorych umiera w ciągu 6-12 miesięcy.
trzymaj się. Wciąż jesteś ze swoim tata. Może to doceń, bo nie każdy ma taka szansę. A czy twój tata cierpi? Boli go? Jeśli tak, trzeba rozmawiać z lekarzami. Jeśli nie cierpi, to dobrze.
u mojej mamy było podobnie - tk z końca grudnia nic nie pokazał, a zwykłe usg parę dni później liczne przerzuty. niestety tak jak napisała przedmówczyni.
Olunia, tata ma włączone leki przeciwbólowe i jak do tej pory to działają bardzo dobrze. Chodzi już o własnych siłach, korzysta z łazienki i się goli, ma włączone żywienie pozajelitowe, nadal oczywiście w szpitalu. Nadal ma tę sondę z żołądka i nadal sączy się z niej płyn, pewnie soki trawienne, trochę też pije samodzielnie, więc to wszystko cofa się przez tę sondę. Dobrze, że ona jest, bo unikamy tych koszmarnych wymiotów, które go prawie wykończyły. Natomiast najprawdopodobniej przejdziemy do hospicjum, bo w domu na razie takie żywienie pozajelitowe jest wykluczone. Tata ma silny organizm, nie poddaje się. Powiedziałabym nawet, że psychicznie jest gorzej niż fizycznie. Na ból jest morfina, na myślenie że to początek końca nic podać nie można. Wyłącznie nasza obecność przy nim i wsparcie.
Iwonko jak tatko??
Wiesz czytam twoja historie i mam juz stracha.Bo u mojego taty tez w maju wykryto guza glowy ale nie dalo sie zoperowac.Ale mial tez 2 operacje i jest juz po 19 wlewach....
No nic nie mozna zle myslec,ale jakze podobne sa te wszystkie historie i najgorsze ze zadnna z nich nie konczy sie happy end-em...
Trzymaj sie cieplo...
Tronca, z głową trzustki to wydaje mi się jest "lepszy" przypadek, daje chyba nadzieję i lepsze rokowania niż ogon/trzon. U nas wyniki TK były złudne, ostatnio lekarz mi tłumaczył, że ten rozsiew u taty, powodujący wielopoziomową niedrożność jelit, to bardzo drobniutki rozsiew, którego nie wykryłby nawet rezonans. Tata od wtorku jest w hospicjum stacjonarnym, musi tu być, bo ma żywienie pozajelitowe którego nie możemy zastosować w domu. Przeżyłam wielki szok, dobrze, że na miejscu była wspaniała pani psycholog, rozmowa z nią trochę pomogła. Tata nadal jest silny, chodzi, ale wie, że to początek drogi na drugą stronę. Jakie to trudne.... Jest zabezpieczony przeciwbólowo, personel w tym ośrodku to ludzie bardzo życzliwi, pomocni, uśmiechnięci. Mama jest z tatą cały czas, ja dojeżdżam jak tylko mogę. Zajrzałam do taty nawet z moimi dziewczynkami, był w dobrej formie, szczęśliwy, ze ich widzi. Przepraszam, że piszę w merytorycznym. Ciężko mi straszliwie....
Iwonko trzymaj sie...Najgorsze to to ze jak mowisz ze jest blizej niz dalej....Bo hospicjum to ostnie miejsce gdzie mozemy ulokowac naszych chorych...
My mamy nadzieje ze bedzie lepiej bo jest lepiej....tak mowia lekarze...
Ale wiemy jak podstepna jest ta choroba wiec trzeba dmuchac na zimne...
Obys mogla byc z tata jak najdluzej i powiedz mu wszystko co chcialabys aby wiedzial...napewno to jak bardzo go kochasz....
Iwonka, czy wy jesteście we dwie tylko z mama? Nie masz rodzeństwa? Siostry? Brata? Nikt was nie wspiera, nie pomaga? Same z tata się z tym borykacie? Dlatego nie ma wokol nikogo tylko psycholog z hospicjum?
W jakiej formie jest tata? Czy chodzi czy lezy?
Tak mi przykro... To taka podstepna choroba.
Olunia, nie jestem sama z mamą, jest brat i bratowa, mój mąż, wymieniamy się i każdy z nas po trochu jest u taty, musimy też dawać mu odsapnąć, bo jak jesteśmy to nie śpi, tylko chce być aktywny, a to też go męczy. Pani psycholog musiała mi pomóc pierwszego dnia jak tatę przywieźliśmy, bo po prostu mnie to przerosło i właściwie to ona wytłumaczyła mi, ze tata jest tu bezpieczny, ma opiekę profesjonalistów 24 godziny na dobę itd., to nie jest łatwa decyzja, ale ze względu na żywienie pozajelitowe tata nie może być w domu, bo nikt takiego żywienia do domu nam nie da. Dopiero jak przejdziemy przez szpital na Czerniakowskiej, który przeszkala rodzinę i zapewnia dowóz takiego żywienia do domu, można wtedy wrócić do domu. Ale czy doczekamy tej kolejki to nie wiem, poza tym nie wiem, czy obecny stan taty w ogóle pozwoli na to by żywić go samemu w domu. Jest ryzyko powikłań. Bilirubina wzrosła pięciokrotnie, tata ma zażółcone oczy, boję się i tak naprawdę nikt mi nie mówi co to może oznaczać. Tyle co przeczytałam o żółtaczce mechanicznej. Ale czy to jest początek końca? Tata nadal chodzi, jest słabszy i chudnie, ale dostaje ok. 1000 kcal więc nie ma na czym przytyć raczej. Coraz częściej mam wrażenie przysypia. Morfinę dostaje co 4 godziny. Co może się wydarzyć? Czego się spodziewać? Czy walczyć o to byśmy mogli zabrać tatę do domu? Poradźcie coś proszę.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum