ssisi2 napisał/a:
Czy leczenie paliatywne i objawowe to jest to samo?
Chyba nie ma ścisłej definicji czy wyraźnego rozgraniczenia pomiędzy nimi.
Myślę, że można podjąć próbę pewnego rozróżnienia wynikającego np. z tych opracowań:
http://www.fundacja-onkol...paliatywne.html (leczenie paliatywne)
http://www.onkonet.pl/dp_oppaliatywna.html (leczenie objawowe)
wówczas dość płynna różnica polegałaby na tym, że w takim rozumieniu leczenie paliatywne opierałoby się na stosowaniu podobnych metod jak w leczeniu radykalnym, tyle że w odpowiednio mniejszych dawkach / natężeniu, jednak także oddziałujących na chorobę z zamiarem jej czasowego powstrzymania / spowolnienia,
natomiast leczenie objawowe operując środkami mającymi łagodzić objawy i dolegliwości chorobowe bardziej miałoby na celu poprawę jakości życia niż powstrzymywanie rozwoju choroby.
Jest to jednak dość niewyraźna linia podziału, ponieważ w trakcie ciągłego i zmieniającego się (pogarszającego) procesu choroby leczenie jest stale modyfikowane i płynnie przechodzi od metod i środków bardziej agresywnych (chemio-, radioterapia) do tych łagodniejszych (radioterapia paliatywna, leki przeciwbólowe, przeciwdusznościowe, itd.).
Już znalazłam:
"– leczenie paliatywne → forma postępowania terapeutycznego zmierzająca do zahamowania rozwoju choroby i/lub poprawy jakości życia chorego poza możliwościami przeprowadzenia leczenia radykalnego (np. leczenie bólu, postępowanie w krwotoku lub
niedrożności jelit),
– leczenie objawowe → postępowanie w celu eliminacji objawów choroby za pomocą
metod niewpływających na zahamowanie jej rozwoju"
źrodło:http://www.puo.pl/pdf/ginekologia.pdf
[ Dodano: 2012-12-09, 00:10 ]
Rozumiem to teraz tak, że skoro moja mama miała leczenie radykalne i zastosowano wszystkie przewidziane w standardzie metody (operacja, chemia-tylko jedna, lampy) to teraz nie może mieć leczenia paliatywnego tylko objawowe właśnie. I nawet jak okaże się, że są przerzuty do kości to i tak nie zastosuje się naświetlań ponieważ mama przyjęła już pełną dawkę promieniowania.
No chyba, że się mylę;
[ Dodano: 2012-12-09, 00:14 ]
Ah- chyba od rzeczy już piszę, bo przecież Richelieu dokładnie tak samo mi to "wyłożył". Jeśli to bez sensu to proszę moderatorów o wykasowanie tego postu
Hipertermię jako metodę wspomagającą stosuje się praktycznie we wszystkich rodzajach nowotworów; nie ma znaczenia wiek pacjenta czy stopień zaawansowania choroby. Wyjątek stanowią nowotwory krwi. W tych schorzeniach hipertermii nie stosuje się.
Tak twierdzi Dr. n.med. Norbert Piotrkowicz, członek zarządu Europejskiego Towarzystwa Hipertermii Onkologicznej, specjalista radioterapii onkologicznej, od ponad piętnastu lat wykorzystujący hipertermię w praktyce klinicznej.
Cytat:
Decyzję o włączeniu hipertermii do procesu leczenia podejmuje się indywidualnie w przypadku każdego pacjenta. Decyzję podejmuje lekarz.
Obecnie w Polsce hipertermię prowadzą następujące ośrodki onkologiczne:
Centrum Onkologii Instytut im. Marii Skłodowskiej-Curie w Warszawie, Centrum Onkologii w Krakowie, Centrum Onkologii w Gliwicach, Wielkopolskie Centrum Onkologii (Poznań), Świętokrzyskie Centrum Onkologii (Kielce), Katedra i Klinika Położnictwa, Chorób Kobiecych i Ginekologii Onkologicznej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, NZOZ Centrum Medyczne Onkologii i Hipertermii w Warszawie.
ssisi2, wiesz mam 86 letnią Mamę, którą kocham nad życie i wszystko robię co w mojej mocy by Jej pomagać... Ona ma wprawdzie problemy zdrowotne innej natury, ale jest też bardzo chora.
Dr Norbert Piotrkowicz jest doświadczonym specjalistą - wart jest zaufania.
Moja mama w czwartek (20.12) nagle dostała bardzo silną biegunkę. Trwało to od 13 do 15- nie dało się zejść z ubikacji; wyglądało to tak jakby mama wciąż robiła siusiu. Aby dojść do ubikacji trzeba było pokonać schody, co przychodziło mamie przez ostatnie dni z trudem i wymagało czasu. Jak szła do ubikacji to tak bardzo się spieszyła po tych schodach, że dostała potworną zadyszkę i nie mogła się wyciszyć- wyglądało to tak jak zanoszące się po długim płaczu dziecko.
W tym samym dniu był z mamą jeszcze normalny kontakt. na drugi dzień (w piątek 21.12) mama wstała i poszła do ubikacji (już nie trzeba było pokonywać schodów) jednak nie dała rady z niej sama wrócić; musieliśmy przynieść mamę do łóżka. Od tego momentu mama już nie wstała. Nie ma siły się podnieść, nie może sama siedzieć, nie może utrzymać łyżki, ma tak bezwładne nogi, że my musimy je ułożyć na łóżku. Czasami ma bełkotliwą mowę i nie możemy jej zrozumieć. Mama nas jednak rozpoznaje i czasami mówi też normalnie. Ma bardzo niespokojne ręce; jak siedzi to tak jej podskakują- zawsze obie naraz a jak leży to unosi je co chwilę. Wciąż łapie się za głowę. Pyta czy pasuje jej do spodni założona bluzka a jest ubrana w pidżamę.
Ręce ma ciepłe, ciśnienie w normie, nerki pracują.
Czy to znaczy, że mama zaczęła odchodzić od nas? Czy jest to może stan, który wymaga interwencji lekarza?
ssisi2, a czy Twoja Mama dostała po biegunce preparat elektrolitowy (Gastrolit)? Po tak obfitej biegunce na pewno jest bardzo wypłukana z elektrolitów i deficyty świadomości oraz osłabienie mogą mieć również to podłoże.
Pozdrawiam Was serdecznie
_________________ "Zobaczyć świat w ziarenku piasku, Niebiosa w jednym kwiecie z lasu. W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar, W godzinie - nieskończoność czasu." - William Blake -
dostała na drugi dzień(w piątek) i w sobotę dożylnie elektrolity, glukozę i trochę sóli fizjologicznej (100ml). W czwartek podczas biegunki konsultowałam się telefonicznie z lekarzem i nic nie kazała pani doktor innego dodatkowo podawać. Jest dzisiaj niedziela no i czas świąteczny więc nie chciałabym niepotrzebnie zawracać głowy doktorowej.
Bez zbadania Mamy nie można nic powiedzieć, objawy są niespecyficzne. Jeśli będzie gorzej zadzwoń do lekarza mimo wszystko...
_________________ "Zobaczyć świat w ziarenku piasku, Niebiosa w jednym kwiecie z lasu. W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar, W godzinie - nieskończoność czasu." - William Blake -
Po czwartkowej biegunce mama jakoś doszła do siebie jednak wczoraj ( w wigilię) mieliśmy "powtórkę z rozrywki". Do tej pory trapiły nas zaparcia- teraz będą to biegunki?
Mama jest coraz słabsza. Nie ma siły sama siedzieć, przesunąć się na łóżku, ruszyć nogą, przestała jeść, troszkę jeszcze pije. Guzy są tak duże, że widać je niemal przez skórę. W nocy z soboty na niedzielę okazało się, że wysunęła się lekko jedna nefrostomia; mocz ciekł wzdłuż drenu po skórze (udało się to jakoś opanować, przyklejając do skóry worek do kolostomii). Podjęliśmy jednak decyzję, że nie pojedziemy na onkologię. Sama droga byłaby wyczerpująca. Lekarze zostawiliby pewnie mamę na oddziale, byłaby męczona pobraniami krwi, samym zabiegiem (konieczność leżenia na boku i nakłuwanie nerki), w nocy nie dostałaby pewnie na czas środków przeciwbólowych.
Wiem, że nie chciałaby tego.... Nie chciałaby kolejny raz przez to przechodzić....
Wiele łez wylałam nim "dorosłam" do tej decyzji- do zaprzestania walki za wszelką cenę- dla dobra mojej ukochanej mamy..
Zrobiliśmy dzisiaj tylko delikatną lewatywę- bo męczyła się mama od paru dni nie mając siły przeć. Udało się wypróżnić- taka błaha rzecz dla zdrowego a tak ogromnie ważna dla chorego. I zaczęła mama od nas odchodzić- nie niepokojona dolegliwościami fizjologicznymi, w swoim łóżku, przy nas...
ssisi,
dzielna jesteś. Jakbyś potrzebowała informacji, wsparcia, to pisz...
_________________ "Zobaczyć świat w ziarenku piasku, Niebiosa w jednym kwiecie z lasu. W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar, W godzinie - nieskończoność czasu." - William Blake -
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum