Dziękuję kobietki za wszelkie rady. Buraczkami będziemy się martwić później, na razie mierzymy gorączkę bo skacze a mamy powiedziane że przy 37.5 do szpitala. Mama mówi że czuje takie uderzenia gorąca jak przy temperaturze i ból głowy ale na razie dajemy radę. Wymiotów do tej pory nie było, czekamy na nowe skutki uboczne bo codziennie coś nowego. Mam nadzieję, że za parę dni będzie już lepiej. Co do tych soków to też pielęgniarka od chemii mówiła żeby mega dokładnie myć warzywa i jedzenie - można jeść wszystko, raczej lekką dietę ale myć dokladnie. Jutro będę na zakupach to rozejrzę się za jakimś sokiem albo zrobię sama
Picie soków z buraków, buraki itp. w jakimś stopniu może pomagać w anemii, ale spowodowanej niedoborem żelaza. Natomiast anemia po chemioterapii jest spowodowana zazwyczaj mielotoksycznością cytostatyków (czyli 'chemia uszkadza szpik').
Jeśli Mama lubi buraki, sok z buraków, nie szkodzi Jej itd, to nie ma przeszkód, aby piła/jadła. Natomiast jeśli ma robi z przymusu, to nie ma sensu.
córeczkaMamusi napisał/a:
Co do tych soków to też pielęgniarka od chemii mówiła żeby mega dokładnie myć warzywa i jedzenie - można jeść wszystko, raczej lekką dietę ale myć dokladnie.
Oto dlaczego należy po chemiach szczególnie dbać o higienę <przede wszystkim ze względu na obniżoną odporność, czyli poziom białych krwinek poniżej normy>
http://www.forum-onkologi...4,15.htm#189135
I oczywiście o higienę /mycie zawsze należy dbać
Co do 'gorączkowania' po chemiach, taki krótki mały przepis:
Takie dostawałam wskazówki jeśli chodzi o temp. po chemiach (gdy wychodziłam ze szpitala):
do 37,4 - temp. podwyższona i za specjalnie się nie przejmować, chyba że są dreszcze wtedy do lekarza (lub ewidentnie widać, że to infekcja czyli kaszel, katar itp.)
37,5-38 - jeśli się utrzymuje do lekarza
jeśli jest wyskok 38 i więcej - do lekarza.
Jakie Mama ma wyniki krwi? Zwłaszcza w tej sytuacji ważny jest poziom wbc?
Pozdrawiam
_________________ Człowiek ma dwa życia. To drugie zaczyna się wtedy, gdy zrozumiesz, że życie jest tylko jedno.
Choroba moim nauczycielem, nie panem.
Tutaj dali Mamie taką książeczkę w której są wpisywane wyniki krwi przed każdą chemią i daty podania leków, dawki itd. W tabelce obok są wytyczne kiedy dzwonić do szpitala a kiedy nie. Jeśli łapiemy się na zielone kratki to jest ok. Jeśli dzieje się coś z pomarańczowych to trzeba zadzwonić po poradę a jeśli czerwone to od razu zadzwonić i jechać do szpitala.
[ Dodano: 2015-05-12, 18:22 ]
W poprzednim poście źle załączyłam pliki bo wyszły miniaturki, więc dodaję jeszcze raz. Są tam wyniki krwi sprzed pierwszej chemii, ciekawe jakie będą kolejne. Dziś Mama ma ciężki dzień - powtórka z niedzieli. W skrócie samopoczucie rysuje nam się tak: w piątek w dzień wlewu w miarę ok, zmęczenie siedzeniem w szpitalu ale do przejścia. Sobota: spanie do 10-11, potem bardzo ok, spacer, ogródek, wieczorem senność a przez cały dzień przeogromne mdłości + pieczenie języka, palenie w przełyku itp. Niedziela: najgorszy dzień ze wszystkich, zmęczenie przykuwające do łóżka, ogromny ból głowy, wahania gorączki do ok. 37.2 - 37.3 i w nocy bóle kręgosłupa pewnie od zastrzyków Zarizo. Poniedziałek w miarę względnie i dzisiaj znowu tak jak w niedzielę - łóżko i problemy z wypróżnieniem się. Na wypróżnienie się pomógł czopek i gotowane jabłko, rosołek i chude mięso z zupy. I masowanie brzucha.
Mam nadzieję, że tak to wygląda maksymalnie przez 1 - 1,5 tygodnia od wlewu bo nie wyobrażam sobie mojej Mamy żeby tak się męczyła przez każde 3 tygodnie pomiędzy jednym wlewem a drugim
Książeczka z kolorowymi rubryczkami! No rozpusta! A nie łaska się trochę podenerwować, rodzina niech się wysili i szuka na forach!
Nie ma to jak wybrać odpowiedni kraj na chorowanie.
A tak na serio, dlaczego nie ma takich (albo skromniejszych na ksero) informacji dla polskich pacjentów? A przydałoby się, byłby argument w szpitalu, bo niektóre pogotowia odmawiają przyjazdu do "onkologicznych". Parę takich drastycznych opisów na tym forum jest.
Gaba - chorowania ani tym bardziej kraju sobie nikt nie wybiera i uwierz mi wcale tu w UK nie jest aż tak różowo. Owszem Breast Unit jest bardzo sprawny ale siedzieć 2,5h na emergency kiedy ktoś bliski zwija się z bólu nie jest wcale przywilejem. I dalej czekamy i nikt nas jeszcze nie obejrzał
Chyba jednak nie przeczytałaś zbyt wielu historii z tego forum. No i nie byłaś na SOR.
Czy w książeczce jest o tym że trzeba dużo pić, nawet jak się nie chce?
Nie miałam okazji być przyjmowana na SOR ale towarzyszyłam i wiem doskonale jak to działa. Frustracja bierze się zwyczajnie stąd, że każdemu ciężko patrzeć na cierpienie najbliższych. Po 4 rano byłam w domu z Mama. Zbadal ja też chirurg bo było podejrzenie zapalenia wyrostka ale okazało się,że to nic chirurgicznego. Czopki i leki pomogły odrobine, Mama po trochu się załatwia i ból w skali 1-10 ocenia już tylko na 4 (a nie na 9-10 jak wczoraj w nocy). O przyjmowaniu płynów nawet jak się nie chce pić wiemy doskonale bo Mama jest byłą pielęgniarką i wie jak to działa. W razie ponownych boleści z powrotem szpital i będą pewnie coś kombinować. Odstawili zastrzyki Zarizo bo wyniki białych krwinek były wyższe niż powinny a nie było żadnej infekcji ani gorączki. No i jeszcze podwyższone enzymy trzustkowe ale chirurg mówi że to również powikłanie po chemioterapii
Trzymajcie proszę kciuki za Mamę, jutro drugi wlew chemii, mam nadzieję, że nie zwali tak z nóg jak pierwszy. Od wizyty na oddziele emergency Mama potrzebowała jeszcze jakiegoś tygodnia,żeby dojść do siebie. Generalnie widzę, że 1 tydzień po wlewie to totalne rozłożenie się na łopatki, 2 to już względnie ale jeszcze nie 100% formy, a 3 chyba już normalnie bo Mamuś pisze, że już chciałaby iść od razu (po 2 tygodniach) to szybciej chemia minie
Problemy z zaparciami opanowane przy pomocy naszego zwykłego, polskiego Ranigast Maxu, który podesłałam i poza tym Bisacodyl 2 tabl. dziennie. Jeśli chodzi o syrop na przeczyszczenie to z tym lekarze mówili, żeby się oswoić i można sobie po pół łyżeczki dziennie brać, ale Mamuś jednak się bardziej przyłożyła do pilnowania diety bo nie chce dodatkowo rozleniwiać jelit, więc syropek czeka na jakieś większe ''akcje''.
No i duuuuży spadek kondycji psychicznej z powodu włosów :( Przy pierwszej chemii Mama próbowała taki czepek chłodzący, który miał zapobiegać utracie włosów ale uznała, że chyba sobie to odpuści bo używanie czepka to takie zimno, że aż boli cała głowa w środku, a włosy i tak lecą. Równiutko 2 tygodnie po wlewie okropnie bolały ją włosy - ja myślę, że skóra głowy bo włosy chyba nie mogą boleć? - i od tego dnia włosy wychodzą. Takie placki łyse się Mamie zrobiły dwa: na czubku głowy i z tyłu, więc jakoś sobie wiąże apaszki i turbany, ale strasznie denerwuje ją zbieranie włosów z poduszki, podłogi itd. Na zgolenie się na zero jeszcze nie jest psychicznie gotowa. Ja osobiście wolę ją łysą, bo i tak jest piękna, niż żeby się tak zwijała z powodu bólu brzucha. A włosy nie zęby - odrosną!
Czy mogę prosić o wątek na części forum ''trzymamy kciuki"? Nie wiem jak to przenieść a tutaj w głównym temacie wolałabym jednak konsultować wyniki badań czy skutki uboczne leczenia.
[ Komentarz dodany przez Moderatora: Richelieu: 2015-05-28, 20:28 ] Zrobione.
Na zgolenie się na zero jeszcze nie jest psychicznie gotowa
A może mama się skusi na przycięcie włosów na krótko, nie musi być od razu golenie głowy. Taki codzienny widok włosów na poduszce czy na grzebieniu garść włosów może na mamy psychikę źle wpływać a krótka fryzurka do tego jakieś wiązania mogłyby być jakimś tymczasowym rozwiązaniem.
Właśnie już krócej się nie da obciąć póki co Mama zawsze nosiła krótkie fryzurki i przed chemią obcięła na jeszcze krócej - jak na zdjęciu, ale mimo to wychodzą. Nie farbowała od stycznia żeby ich nie osłabiać (bo może nie wyjdą). Teraz ma takie łyse placki jak na zdjęciu, jeden placek na czubku głowy i drugi z tyłu, więc chodzi w chustkach bo mówi, że wygląda jak debil...
Tu musisz mamę wspierać, kupcie kilka kolorowych chusteczek do koloru ubrań, poszukajcie na necie fikuśnych wiązań na głowie pokaż je mamie, zaraz lato to może jakiś kapelusik. Wiem, że wiele kobiet włosy, uważa za atrybut kobiecości, ale one odrosną a zdrowie i życie najważniejsze.
Właśnie z tym wspieraniem jest różnie bo na odległość (Polska - Londyn) jest ciężko. Piszemy codziennie, dzwonimy do siebie też praktycznie co drugi dzień, ale to nie to samo co być obok, podać obiad, przytulic itd. Teraz nie dam rady jechać bo koniec studiów, obrona jeśli się uda, praca i dopiero siostra będzie u Mamy w sierpniu ale na całe 2 tygodnie, więc będzie to miłe. Wtedy Mama będzie dopiero co po ostatniej chemii.
Mama mówiła, że będzie szukała peruki, na razie śmiga w apaszkach żeby jakoś opanować te wypadające włoski. Zdrowie i życie najważniejsze i ona to w 100% rozumie, ale mówi, że jak będzie łysa to już wszyscy będą wiedzieć, że jest chora i nie będzie mogła sama przed sobą udawać, że wcale nie jest aż tak kiepsko.
Mama już po drugim wlewie chemii, włosy zgolone ale za to tym razem brzuch pracuje tak jak trzeba. Pomagają syropki i tabletki. Generalnie gdyby nie łysa głowa i nieludzkie zmęczenie (wychodzi na to, że teraz ono jest głównym skutkiem ubocznym) to mogłaby Maminka udawać przed samą sobą, że nie jest wcale źle. Taka to uparta kobieta. Już chciałaby wrócić do pracy, ale na razie to chyba niemożliwe.
No i trzeci wlew schematu FEC za Mamą, zmęczenie daje w kość najbardziej ale reszta jest to opanowania. Lekka dieta ale jeść trzeba i Mama je. Najbardziej martwi się o białe krwinki bo lecą na łeb, Mami cały czas robi sobie zastrzyki i to właśnie te zastrzyki ją tak kładą na łopatki. Śmiała się, że drugi wlew przeszła najlepiej, chyba wypłukała z siebie za szybko całą chemię bo dużo piła i nic się nie działo. Teraz czeka na taxany i boi się nie mniej, niż przy pierwszym wlewie...
Dawno tutaj nie zaglądałam, bo pochłonęły mnie własne sprawy, ale wieści z frontu rakowego są pomyślne. Mama skończyła w tym tygodniu radioterapię, dochodzi do siebie bo jeszcze szybko się męczy, ale psychika też się troszkę odbija od dna. Włosy odrastają, więc odbicie w lustrze też już nie straszy
Teraz przed Mamą wizyta u ginekologa bo za radą onkologów zdecydowała się na usunięcie jajników i macicy - ze względu na swoją wcześniejszą historię ginekologiczną nie chcemy ryzykować za jakiś czas raka jajnika. Mami mówi, że drugiej chemii nie zamierza w siebie wlewać a zabieg proponowano jej już kiedyś,tylko zawsze było coś innego na głowie. Będę więcej wiedziała w listopadzie.
No i jeszcze przed nami hormonoterapia, ale jeszcze nie wiemy dokładnie jakie leki Mama dostanie, także czekamy na to, co Pani onkolog zadecyduje.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum