Mama od wtorku w szpitalu, dziś przetaczali jej krew bo hemoglobina słaba, albumin mało, ma całe nogi spuchnięte, boję się, że zaraz jej otworzą rany na tych nogach. Jest bardzo słaba, dużo ją nawadniają a sika bardzo mało, od 4 dni nie może się załatwić. Dają jej morfinę co 4 godziny. Jutro idę załatwić hospicjum. Jestem w szoku co się dzieje w przeciągu tygodnia. Tomograf głowy w przyszłym tygodniu.
Wiem, że tu nikt mi dokładnie nie powie, ale ile statystycznie czasu zostało? Pogodziłam się z tym, że jest źle, jedynie modlę się o to, żeby nie było leżenia i bezczynności miesiącami..
Olu, tempo narastania niepokojących objawów sugeruje raczej rozwijającą się niewydolność wielonarządową - w takim wypadku trudno zakładać wielomiesięczne, bezczynne leżenie.
Przykro mi bardzo
rozumiem. Ja nie mogę uwierzyć, że osoba która nie ma progresji choroby w badaniach obrazowych w tak szybkim czasie może się znaleźć w takim stanie. Lawinowo to się sypie, jest taka chudziutka a za razem taka spuchnięta aż do lędźwi, że aż jej się spodnie od piżamy odciskają, dzisiaj zrezygnowałam z szyny podtrzymującej nogę, ponieważ jak byłyśmy w toalecie to zauważyłam spore przekrwienie na kości krzyżowej, chciałam żeby dzisiaj spała na boku, mam nadzieję, że to się nie otworzy chociaż jej całe ciałko to kości i wszystko uwiera. Niby mają załatwić materac, ale jakoś nikomu się nie spieszy.
Dzisiaj rano jak przyszłam to mama miała założone to wejście centralne, bo jak zadecydowali o przetoczeniu krwi to przez wenflon na tej biednej żyłce z ręki nie chciało lecieć. Z tego powodu mama na koszulce miała dwie krople krwi a ja dostałam opieprz, że się nie zajmuję mamą bo leży brudna. Pretensje innych, że to przeze mnie mama nie je bo ja jej specjalnie nic nie przynoszę do jedzenia, że ją głodzę..
Tak mi przykro, że z osoby, która była najsilniejsza na świecie, która miała na wszystko rozwiązanie i była konkretną babką leży cień, który jest zdany na mnie w stu procentach. Boże, dlaczego to przechodzę w wieku 23 lat?
Dlaczego ta choroba jest taka bezwzględna i upokarzająca..
Olu bardzo mi przykro, że w tak młodym wieku musisz zaliczać tak trudną lekcję życia.
Niestety ta choroba taka już jest, że jednego dnia cieszymy się bo nasi chorzy uśmiechają się, jedzą, są silniejsi a drugiego dnia nie ma z nimi kontaktu, śpią, płaczą z bólu.
Nie przejmuj się co kto mówi, Ty sama wiesz jak opiekujesz się mamą, ile z nią jesteś, czy karmisz Ją, czy też nie, ludzie gadają a Ty rób swoje, co Ci serce podpowiada i co mama sobie życzy.
Tak przykre to, że nasi rodzice kiedyś byli silnymi, pełnosprawnymi osobami a w pewnym momencie życia są zależni od nas a my czasami tacy bezsilni a chcielibyśmy zrobić wszystko co się tylko da.
u nas hemoglobina po przetoczeniu już w normie, wczoraj potas był za wysoki, podano furosemid i nerki jak za odjęciem czarodziejskiej różdżki zaczęły pracować, jak przyszłam to pielęgniarka mówiła, że aż pampersa nie mogła wynieść bo taki mokry, założono cewnik, który od razu się wypełnił, po opróżnieniu ponownie do połowy. Chociaż jej może lżej, dzisiaj nogi znacznie mniej spuchnięte po tym wczorajszym sikaniu jednak całe sine.
Z mamą dalej kontakt żaden, patrzy cały czas w ścianę albo na sufit. Tak mi jej przez to szkoda, jak u niej jestem to mam wrażenie, że nie ma po co siedzieć bo i tak jest nieobecna, a jak wyjdę ze szpitala to czuję takie mega uczucie strachu, że muszę być przy niej cały czas.
Wczoraj usłyszałam, że przy dobrych prognozach to będzie parę dni. Boję się, że dłużej i się będzie jeszcze długo męczyć :( Mega ból psychiczny, serce mi pęka jak na nią patrzę.
Boże, jak to przeżyję to chyba już nic w życiu nie będzie w stanie mnie złamać.
Taki wielomocz nie rokuje dobrze.
Obawiam się, że nie zostało Wam wiele czasu...
_________________ "Zobaczyć świat w ziarenku piasku, Niebiosa w jednym kwiecie z lasu. W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar, W godzinie - nieskończoność czasu." - William Blake -
dzisiaj o 16 zmarła najważniejsza osoba w moim życiu, mój cały świat.
Mam nadzieję, że nie cierpiała choć cały dzień była nieobecna, jednak jestem pewna, że nic jej nie bolało. Mój świat runął w gruzach, ja rozpadłam się na kawałki. Nic już nigdy nie będzie takie samo. Dopiero wkraczam w dorosłe życie a przy najważniejszych momentach nie będzie najważniejszej osoby.
Powstrzymuję się od ataków paniki. Cholerna choroba, z którą nikt nie wygra.
Moja mama - wojowniczka. Jej walka z największym cichym zabójcą trwała prawie 3 lata, nie jak zapowiadali - do 6 miesięcy. Tak było tylko i wyłącznie dlatego, że to był mistrz świata, to jak sobie radziła z chorobą to było mistrzostwo świata. Marzę o tym, by być tak silna jak ona. Ona nie przegrała z rakiem, ona już po prostu już chciała odpocząć.
Nie wiem jak teraz będzie wyglądało moje życie. Życie bez jego sensu.
Olu, nie wiem co napisać... tak mi przykro a zarazem mam przekonanie że mama już nie cierpi już nic nie boli. To wszystko co przeżywasz teraz jest przede mną... bardzo współczuje...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum