Pauliśka93
Jak wyglądały te konsultacje? Osobiście jeździłaś po szpitalach? Telefonicznie? Mam kawał drogi do Gliwic. Może Posiadasz jakikolwiek kontakt?
Mamy opis rezonans ale nie jest szczegółowy. Czy mogę wymagać na konsylium aby mi go dokładnie opisali? Czy mam wrócić do pracowni radiologicznej?
Wiem że to wina lekarzy
Ale im zaufałam. Wiem że miałam prywatnie zrobić badania. Ale w tym samym czasie mój mąż miał niepokojące wyniki
Ja leczyłam się we Wrocławiu w 2009 roku, tam wyleczyli mnie chemio i radioterapią z raka nosogardła. Później miałam regularne kontrole. W 2017 podczas endoskopii Pani Doktor zauważyła zmianę na migdale. Od razu zleciła badania obrazowe na cito. Później biopsja i wynik rak migdałka. Lekarze od razu powiedzieli, że radioterapii nie mogą mi już podać i najlepszym rozwiązaniem będzie operacja z rekonstrukcją. We Wrocławiu nie ma oddziału, który by to zrobił. Pojechałam prywatnie do Warszawy do profesora Kaweckiego, który powiedział że potwierdza słowa lekarzy z Wrocławia - konieczna jest operacja, ale przed nią chemia aby zmniejszyć guza i przerzuty. W CO w Warszawie "pooglądali" mnie tamtejsi chirurdzy i powiedzieli, że podjęliby się takiej operacji, ale byłaby bardzo oszpecająca, bo cięliby przez policzek.
Przekopałam internet i znalazłam artykuły o prof. Maciejewskim i jego zespole z Gliwic.
Znalazłam centrum medyczne w Katowicach, gdzie przyjmował prywatnie i tam pojechałam skonsultować jak on to widzi. Profesor powiedział, że jest to do wykonania z możliwością cięcia przez szyję. Powiedział, że usunąć trzeba miejsca zajęte przez nowotwór ze sporym marginesem, żebym mogła w miarę sprawnie funkcjonować potrzebna jest rekonstrukcja tkankami pobranymi z przedramienia. Ale tak jak lekarze z Wrocławia i prof. Kawecki podkreślił, że najpierw chemia.
Skończyło się na tym, że przyjęłam we Wrocławiu dwa sześciodniowe cykle chemii, a później zespół prof. Maciejewskiego zoperował mnie w Gliwicach.
Jutro się dowiem czy będą chcieli leczyć radykalnie. U nas jeszcze kwestia odległych przerzutów. Musimy je wykluczyć. Ale jutro będę walczyć dalej
[ Dodano: 2021-02-03, 18:08 ]
Tatę zakwalifikowali do chemioterapii indukcyjnej. Następnie będzie radioterapia ale jaka jeszcze nie wiemy. Do tego była potrzebna biopsja z guza. Mamy za tydzień się z nią pojawić bo podejrzewali raka tarczycy. Uważali że zbyt gwałtowny rozrost guza na raka plaskonablonkowego.
Niestety odebrałam dziś wyniki i jest to wznowa. Tata czeka w kolejce na chemię.
Ordynator u Biziela zaproponował chirurgie cytoredukcyjna.
Na onkologii mają zdecydować czy przed radioterapia czy po
Co sądzicie o tej operacji?
Operacja cytoredukcyjna ( zmniejszająca optymalnie masę guza) ma zwiększać szanse późniejszego leczenia skojarzonego. Jako taka jest raczej przeprowadzana jako pierwszy etap leczenia bo po crth skutki uboczne mogą na nią nie pozwolić.
Oczywiście jest to bardzo obciążające leczenie.
Ta operacja ma na celu wydłużyć życie ale nie wyleczyć? Takie leczenie jest bardzo obciążające? Jak to rozumiecie? Choroba nowotworowa też jest wykanczajaca. W tym całym ciężkim leczeniu chodzi o wydłużenie życia. Tylko teraz kwestia jakości tego życia. Czy warto za wszelką cenę walczyć? Męczyć tatę który już jest zmęczy choroba. Tatę zaczyna boleć klatka piersiowa i drętwieją ręce. Jeszcze konsultacja u profesor Maciejewskiego w czwartek (ale czy jest sens?)
Pytam Was bo Pani doktor taty poszła na urlop.
Agnieszka88,
Operacja cytoredukcyjna ( w różnych rodzajach now.złośliwych) może być zarówno elementem leczenia radykalnego jak i paliatywnego. Wszystko zależy od etapu choroby i oceny lekarzy co jest w danej chwili możliwe. Czasem operuje się, żeby zmniejszyć dolegliwości a czasem żeby właśnie zmaksymalizować szanse na wyleczenie.
Jeżeli u Was padło hasło chemioterapii indukcyjnej plus radioterapia to jest to z pewnością próba radykalna. A dodatkowo operacja najpierw miałaby zmniejszyć ten naciek nowotworowy tak aby potem jednoczesna radiochemioterapia miały nieco „łatwiej”.
Zgadza sie, leczenie onkologiczne jest obciążające - ale jeśli jest szansa na wyleczenie to sądzę, że tata chyba jednak chciałby próbować. Czy się raczej mylę?
Na pewno jest wystraszony i bardzo przybity wznową. Czy z jakimś lekarzem konsultowaliście te bóle w klatce i drętwienia? To mogą być, w tej konkretnej sytuacji, objawy zrozumiałego, silnego stresu, ale zawsze trzeba to jednak sprawdzić u lekarza.
Myślę, że jeśli masz szansę na dodatkową konsultację ( Gliwice, tak?) to zdecydowanie skorzystaj. Zawsze warto mieć szerszą perspektywę, może dowiesz się czegoś istotnego co pozwoli Wam podjąć najlepszą dla taty decyzję.
Trzymaj się.
Na konsylium nie potrafili dokładnie powiedzieć jakie będzie leczenie. Dla nich kluczowe było aby donieść biopsja z guza. Podejrzewali raka tarczycy (zbyt gwałtowny przebieg dla znowy). Mówili tylko że bez znaczenia jaki będzie wynik to chemia i tak i tak będzie. Zrozumiałam że ma być to indukcyjna aby zahamować rozwój guza i go zmniejszyć. Ale też coś tacie tłumaczyli później o poprawie komfortu życia.
Lekarz u Biziela wyszedł z propozycją operacji cytoredukcyjna dopiero po konsylium. Więc teraz w środę się o tym dowiedzą. Najgorsze jest to że nie wiemy czy tata nie ma przerzutów odległych
W czwartek mam konsultacje u chirurgia onkologa z Gliwic
Po kolejnym konsylium
Tata w środę zaczyna chemia indukcyjną. Wlew 5 dniowy. Będzie powtarzany 3 bądź 4 razy. Później znowu konsylium i ustala co dalej
Tata po chemioterapii czuję się lepiej niż przed. Ma dużo lepszy apetyt. Guz znacznie mniejszy jest. Tacie dziś zrobiła się rana przy rurce. Wg mnie pojawiła się ropa. Jutro idziemy do lekarza pierwszego kontaktu i zobaczymy co na to przepisze. Dwa dni temu była gorączka 38 stop. Lekarz kazał dać apap a dopiero jak nie pomoże pojechać na sor.
Tata przed chemia bez rurki mógł wytrzymać 5 sekund. Teraz już ponad minutę.
Pozdrawiam serdecznie
Mam nadzieję że wszystko idzie e dobrym kierunku.
Objawy są niepokojące. Jednak temperatura po chemii może się zdażyć.
Co do tej ropy, to Tak się tylko zastanawiam, u nas gdy zaczęła być podawana chemia indukcyjna i nastąpił bardzo szybki rozpad guza, wyglądało to tak że przez przetoke wydobywa się płyn ropno-krwisty czasami nawet takie kawałki tkankowe. Moze ta ropa od zmniejszajacej się masy guza? Tak tylko myślę...
Niestety tata musi mieć założony Peg. W poniedziałek będzie zabieg a w piątek miała być chemia. Jak długo goi się rana po założeniu Peg? Martwię się że chemia będzie przełożona.
Mój tata ma założonego pega od ponad 2 lat. 2 dni przed operacją miał założony i tak ma do dziś. Oczywiście podaje jedzenie też cały czas przez Peg. Nie wiem, czy założenie pega będzie przeciwskazaniem do podania chemii. Mam nadzieję że nie i jednak uda się ją podać.
Trzymam za Was mocno kciuki!
Jeżeli przeczytałaś nasza historię od początku to wiesz co przeszliśmy i w pewnym momencie zegnalismy się z tatą. Jednak jak widać można wyjść z naprawdę trudnych sytuacji i tego Wam życzę.
Ostatni tydzień był bardzo nerwowy.
Tata bardzo słaby wylądował na pogotowiu z wyrwana sondą z nosa. Z wielką laska zatrzymali go w szpitalu. Na szczęście zaopiekowali się nim bardzo dobrze. Podali kroplówkę i krew. Również zrobili peg.
Tata po szpitalu nieco lepiej. Obsługa peg jest prosta. Już był lekarz z poradni żywienia i mamy zapas jedzenia.
Po chemioterapii Guz zmalał. Wygląda tak jak dwa miesiące temu. Niestety musieliśmy przesunąć drugą chemię o 10 dni przez te komplikacje. Tata nadal ma słaba hemoglobinę (8.5)
Zaczął lekko krwawić z okolic guza. Boję się że tata znowu będzie miał przesunięta chemię.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum