Gosiu, nawet sobie nie wyobrażasz jak Ciebie rozumiem.
Moja ukochana siostra zmarła 5 lat temu a do tej pory mam "gniota" i ciągłe myśli czy aby na pewno zrobiliśmy wszystko...czy na pewno nie można było pomóc.....
To straszny banał ale trzeba czasu, ważne, że masz takie piękne wspomnienia...nie każdemu to jest dane.
Jestem całym sercem z Wami....
_________________ Człowiek potyka się o kretowiska, nie o góry.
Peti, Mój Tata odszedł 16 lat temu i ja nadal myślę o nim tylko, że może teraz ten smutek i ból trochę bardziej tępy..... Bardzo serdecznie pozdrawiam/aga
_________________ czas przemija nierówno - raz rwie przed siebie, to znów niemiłosiernie się dłuży - ale mimo to przemija, nawet mnie to dotyczy.
5 miesięcy - nawet nie wiem jak to minęło, strasznie szybka a jednocześnie świat stoi w miejscu, mimo że tyle się dzieje.
Ewunia - trzymam kciuki za Męża - myślę o Was często - oby Wam się udało- chociażby zatrzymać czas...
Kubanetko - układam to życie na półeczkach codziennego dnia. Układam, bo muszę- gdybym została zwolniona z obowiązku życia to pewnie ten świat nie byłby już dla mnie.
Ostatnio tyle się działo i dzieje, że łapię się na tym, że nie pamiętam poprzedniego dnia. Chyba cały czas zabijam tęsknotę tym, że dzień jest dla mnie za krótki.
Nie potrafię odnależć się w życiu jako wdowa. Próbowałam przełożyć obrączkę na lewą dłoń, jednak szybciutko włożyłam ją sprowrotem na prawą. Ja nadal jestem żoną. Mój Małżowinek jest ze mną, tylko coraz częsciej ściska mi serce , nagle w ciągu dnia, gdy pomyślę sobie, że Jego nie ma.
Każdy dzień utwierdza mnie w przekonaniu, że On jest z nami i stoi przy nas w każdej chwili naszego życia.
Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie.
_________________ Gosia
nie oddam Cię kochany...będę walczyć z tą chorobą!
Witaj Gosiu
Bardzo Tobie współczuję, wiem co czujesz. minęło już 4 m-ce od śmierci mojego narzeczonego,tak szybko płynie czas... leczenie mojego skarba trwało tylko pół roku, nowotwór okazał się niezwykle agresywny i przegraliśmy walkę. Jarek zmarł 7 kwietnia a na 7 maja mieliśmy zaplanowany ślub i wesele. W czasie jego choroby poroniłam dwa razy, nadal nie mogę w to wszystko uwierzyć, mam 27 lat a tyle "doświadczenia życiowego". Przez całą jego chorobę byliśmy razem, razem to wszystko przechodziliśmy i walczyliśmy i dlatego tak bolesne jest dla mnie to wszystko, to że pomimo naszej walki, chęci do życia, naszej młodości i wreszcie przeogromnej miłości on odszedł. Podobnie jak Twój Mąż, Jarek odszedł z uśmiechem na twarzy. Nigdy nie zapomnę tych chwil, ostatnich chwil jego życia, jego słów na kilka godzin przed śmiercią, te wspomnienia zostaną we mnie na zawsze.
Naprawdę wiem jak cierpisz, ja płaczę codziennie, oczywiście gdy nikt nie widzi, płaczę bo strasznie tęsknię za moim kochanym Jarkiem,płaczę bo straciłam swoje kochane maleństwa a tego bólu już nikt ze mną nie dzieli, nikt o naszych dzieciach nie pamięta. Często też się zastanawiam który ból jest większy, ten że nie ma już Jarka czy ten że umarły też nasze maleństwa. Razem z nimi umarła połowa mnie.
Pozdrawiam Cię Gosiu, trzymaj się. Ściskam mocno.
Kochana Peti juz niedługo minie rok od smierci Twojego Małżowinka Waszej miłości jednak nie da sie zapomnieć.. Zbyt wielki wpływ wywarła na serca wielu. Chciałabym Cie pozdrowić i w Nowym Roku zyczyć wszystkiego co najlepsze dla Ciebie i Najmłodszej. Napisz jesli mozesz jak sobie radzisz, jak się czujesz czy wszystko u was w porządku?
Możesz mieć świadomość, że zrobiliśmy (Ty, lekarze) wszystko aby ratować Twojego męża. Niestety część chorób jest tak strasznie zła i zabiera Ukochanych z tego Świata... Daj znać jak się miewasz i jak radzisz sobie ze wszystkim.
Pozdrawiam
_________________ www.rjforum.pl - Nowotwór jądra to nie wyrok! Masz wątpliwości? Dowiedz się więcej!
zastanawiałam się wielokrotnie co i jak napisać odpowiadajac na pytanie " Jak sobie radzimy".
Czytając wypowiedzi i rozmawiając z innymi osobami w żałobie, czasami mam wyrzuty sumienia, że potrafię dalej żyć. Słysząc, że ktoś nie potrafi żyć bez Ukochanej osoby, która odeszła, zastanawiam się wielokrotnie skąd we mnie jest ta siła?
Głęboko wierze, że mój ukochany Małżowinek niewidzialną reką trzyma moja dłoń i Jego siła powoduje we mnie to, że potrafię iść naprzód. Potrafimy zyć dalej razem z Najmlodszą...jest tak wiele Małżowinka w naszym życiu, które zaczyna być radosne, potrafimy się śmiać...potrafimy ze smiechem wspoinać smieszne sytuacje w naszym życiu..
Ostatnio Najmłodsza powiedziała, w czasie rozmowy, że to już niedługo rok, że tak wiele się zmieniło w naszym życiu, tak szybko ten rok minął, ale powiedziała też, że to zycie teraz jest inne ale wcale nie jest gorsze...
Prawdą jest to, że Jego fizycznie z nami nie ma, ale czuję z całą mocą, że kieruje tak naszymi ścieżkami trzymając nas mocno za dłonie, że tak jak uwielbiał, potrafimy się smiach na cały głos i patrzeć z nadzieją w przyszłość...
Pozdrawiam Was Wszystkich bardzo serdecznie..
_________________ Gosia
nie oddam Cię kochany...będę walczyć z tą chorobą!
Gosieńko, zaglądam na forum i sprawdzam kto się odezwał z dawnych wątków. Często myślę co u Ciebie i Najmłodszej. Cieszę się, że dajesz sobie radę, że potrafisz się śmiać i nie zatracasz się w żałobie.
Nie powinnaś mieć absolutnie wyrzutów sumienia, choć jak piszesz Małżowinka fizycznie przy Was nie ma to pamięć o Nim nigdy nie zaginie dopóki Wy obie będziecie pamiętać.
Życzę Wam abyście nigdy nie poczuły się opuszczone duchowo.
Aby siły, która Ci towarzyszy nigdy Cię nie opuściła.
Gosiu ściskam mocno
_________________ "Ludzkość! Jaka ona szlachetna! Jakże chętna do poświęcenia...kogoś innego."
S. King
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum