za parę dni będzie 2 miesiące gdy Roberta z nami nie ma.
wiecie, jakie jest najbardziej trudne uczucie- samotność. Samotność, gdy wokół toczy się życie.
Codziennie coś się zmienia w naszym życiu - zmiany, które nigdy bym nie powiedziała, że będą częscią naszego życia.
Kwitną bzy, ptaki śpiewają cudownie każdego dnia- a mnie trudno odnaleść piękno w otaczającym mnie świecie.
Samotność- każdy poranek, który powinien przynosić radość nowego dnia- budzi mnie ciosem w serce, że wstaję sama.
Takie banalne sprawy jak posiłki, sprzątanie, polityka wokól nas- zostają bez rozmów , bez dyskusji- tego najbardziej brakuje- godzinnych rozmów, które uwielbialiśmy.
Zrobiłam się dziwnym milczkiem, może dlatego, że rozmawiam w sercu. Te rozmowy są bardzo emocjonalne- od pytań bez odpowiedzi, do krzyku - dlaczego mnie zostawiłeś!
A kocham cały czas, nawet codziennie bardziej- i czekam... nie boję się tego co będzie...cokolwiek się stanie..droga jest tylko jedna, trzeba ją przejść jak najlepiej, aby na końcu tej drogi znowu się spotkać.
Zastanawiam się, czy nie zmienić podpisu pod postem, troszeczkę kłuje mnie w oczy, bo oddałam Moje Kochanie tej chorobie- ale zostawiam- to jest mój wyrzut sumienia.
Dziękuję Wam za wsparcie.
Vioom- jeśli mogę- zaczynam po malutku szykować się do "walki" o sprawiedliwość. Czy będę mogła poprosić Cię o pomoc w kwestii merytorycznej.
Pozdrawiam Was serdecznie
_________________ Gosia
nie oddam Cię kochany...będę walczyć z tą chorobą!
Samotność- każdy poranek, który powinien przynosić radość nowego dnia- budzi mnie ciosem w serce, że wstaję sama.
Mogę sobie tylko wyobrazić, ja czułam wielkie kłucie w sercu jak mój mąż musiał daleko do pracy pojechać. Ale oczywiście to nie to samo. Dlatego podziwiam Cię mimo za to wszystko.
Bardzo silną kobietą jesteś, mimo, że napewno łzy cały czas stają w oczach, serce boli że mało co nie wyskoczy, a nogi się uginają, zamiast prowadzić nas śmiało do przodu.
Mam nadzieję, że Robert będzie dawał Ci siły do codziennego życia, do tego by pojawił się na Twojej twarzy uśmiech na widok bzu i jego zapach.
Ale pewnie do tego potrzeba jeszcze czasu.
To, że stałaś się milczkiem jest zrozumiałe, ja jak dowiedziałam się o chorobie Taty, to w ogóle nie chciałam z nikim rozmawiać przez jakieś 3 miesiące, a śmiechy w pracy doprowadzały mnie do szału.
Dlatego siły, siły i jeszcze raz siły oraz celu w życiu, w tym nowym życiu, który będzie pozwalał jakoś przejść dalej mimo wszystko.
Dziękuję Wam bardzo za Waszą pamięć i słowa otuchy.
Co u nas?
Zmiany, wiele zmian- które niestety były konieczne w tej sytuacji. Próbujemy się odnaleść w nowej rzeczywistości - czy nam się udaje? myślę, że troszeczkę tak.
Musimy- nie mamy innego wyjścia. Troszeczkę trudno brać na swoje ramiona wszelkie sprawy, które do tej pory dzieliłam z Robertem. Wiadomo, mężczyzna - jego siła a przede wszystkim mądrość życiowa była dla mnie zawsze ogromnym wsparciem.
Teraz gdy muszę podejmować trudne decyzję proszę w sercu, żeby mi podpowiedział co mam robić - chociaż myślę, że wiem co On by zrobił więc troszeczkę mi łatwiej.
Nowe gimnazjum dla Najmłodszej- na szczęście dostała się do swojego wymarzonego- chociaż podziwiam ją za siłę- bo nie wiem jak mogła skupić się w trakcie egzaminów- Dzielna ta nasza córeczka.
No i psiaki- oj trudno bez samochodu z dwoma psami:-) ktoś poradził mi, żebym Peti oddała rodzinie- oj dostałoby mi się od Małżowinka a oprócz tego nie mogę tego zrobić samym psiakom- nie dość, że zabrakło pańcia to jeszcze mileiby się rozstać- trudno zaciśniemy zęby i poradzimy sobie.
A ja- troszeczkę oszukuję siebie i otoczenie- oszukuję zakładając maskę pt." ale przecież jestem silna" - może dlatego, że chyba wszyscy odemnie tego oczekują i może tak jest lepiej, niż zamknięcie się w sobie i bezradność.
Bezradności już miałam zanadto- teraz niestety czas działać, bo tylko to mogę teraz zrobić.
Wieczory są trudne, poranki okropne- w ciągu dnia szukam - ale uśmiecham się, bo Robert nie lubił mojej marsowej miny - więc uśmiecham się do Niego. I idę dalej z sercem pełnym Roberta.
I mam prośbę do Was- jeśli macie jakiś problem natury prawnej, jakieś pytania na które nie do końca znacie odpowiedź w tej kwestii- to zawsze możecie do mnie napisać- to może egoistyczne z mojej strony, ale bardzo pomaga mi pomaganie innym. Chociaż w najmniejszej formie.
Miłego weekendu dla Was
_________________ Gosia
nie oddam Cię kochany...będę walczyć z tą chorobą!
Peti, Gosiu,tak Ciebie rozumiem. Nie jestem w stanie napisac Ci teraz,bo sie rozkleje,moze troche póżniej odpiszę Ci jak to jest u mnie,po 9 miesiącach od smierci mojego męża...Trzymaj się kochana. Życie jest piękne pomimo tak okropnych strat które przeżywamy
Bezradności już miałam zanadto- teraz niestety czas działać, bo tylko to mogę teraz zrobić.
Wieczory są trudne, poranki okropne- w ciągu dnia szukam - ale uśmiecham się, bo Robert nie lubił mojej marsowej miny - więc uśmiecham się do Niego. I idę dalej z sercem pełnym Roberta.
To dla mnie właście oznacza Twoją siłę, miałaś czas na żal, na bezradność, na totalną rozpacz, ale teraz postanowiłaś żyć inaczej. Chociaż ciężko i te poranki, wieczory, mogę sobie tylko wyobrazić, ale trzeba dalej iść - piękne słońce do nas zagląda - do Ciebie również Gosiu - zachęca nas pewnie, żebyśmy mimo wszystko mieli siłę dalej iść przed siebie.
Gosiu, nie piszę tu często, ale zaglądam codziennie i mocno trzymam kciuki za Ciebie i Najmłodszą i za Waszą magiczną więź z Robertem. Taka miłość jak ta, która połączyła Was, zdarza się raz na milion... Ściskam Cię mocno
dni strasznie szybko mijają, prawda? Wchodzę na forum codzinnie i czytam o zmaganiach z chorobą i zastanawiam się czy drugi raz miałabym siły , żeby to wszystko przeżyć.
Jak wygląda nasze życie? właściwie trudno mi opisywać cokolwiek, bo moje życie to teraz tylko praca i Najmłodsza. Niestety łapię się na tym, że w tej kolejności, którą podałam
Zastanawiam się czy zabijanie żalu poprzez zatracaniu się w pracy to dory pomysł, ale gdybym tego nie robiła wpadłabym w czarną rozpacz.
I może to niedobrze, że gdy ktoś spojrzy na mnie z zewnątrz to nie widzi zapuchniętych od łez oczu i smutnej miny. Nie wiem, przestałam się nad tym zastanawiać.
To co mam w sercu to moje- tej ogromnej straty nic nie jest w stanie mi zapełnić.
Tylko Małżowinek mój Ukochany jest cały czas ze mną- w sercu, w myslach i w codziennych czynnościach, gdy "rozmawiam z Nim" i nawet się złoszczę, gdy pojawiają się kolejne problemy.
Bo nie ma co ukrywać, problemów jest mnóstwo, od zwykłych egzystencjalnych do bardziej poważnych, które wymagają natychmiastowej interwencji, bo np. zostaniemy bez prądu:-)
Próbuję żyć dalej...ciężkie to życie, bo życie totalnie bez celu. Niczego nie planuję, żyję z dnia na dzień i czekam aż w końcu się z Nim spotkam.
_________________ Gosia
nie oddam Cię kochany...będę walczyć z tą chorobą!
Gosiu przeszłyście ogrom cierpienia. Życzę Wam z całego serca choc troche ukojenia, miłości tez tej jedynej jaka łączy matkę z córką. Miłość Twoja do Roberta była i jest wielka. Obys znalazła w sobie siły na załatwienie wszystkich spraw i oczywiscie na odpoczynek. Pozdrawiam Was serdecznie
za dwa dni miną 4 miesiące bez mojego Ukochanego głosu, obecności, radości, przyjaźni i miłości.
Codziennie zastanawiam się skąd na mojej twarzy gości uśmiech. Może to pamięć mięśni twarzy? może jednak są momenty, gdy w sercu pojawia się radość chociaż na chwilkę. Radość, bo mogłam żyć z takim wspaniałym Człówiekiem.
Radość, bo dzięki Niemu dostałam dar na całe życie- dar wspomnień, które już nie może nic zmienić.
Ci u nas: Najmłodsza właśnie jest na kolonii terapeutycznej zorganizowanej przez wspaniałe hospicjum, które pomagało nam w opiece nad Małżowinkiem. Jest tak zajęta, że nawet nie wie, że dostała się do wymarzonej klasy w gimnazjum:-) Zmieniła się bardzo, chociaż w duszy na pewno jest nadal radosnym Gamoniem Tatusia, jednak codziennie widzę jak płacze wieczorami wpatrując się w Jego zdjęcie.
O mnie nie mam co pisać- bo praktycznie mnie nie ma- została maszyna do egzystowania i wykonywanie obowiązków czasami z tym grymasem nazywanym uśmiechem na twarzy.
Ktoś mi kiedyś powiedział, że im dłużej tym gorzej- i to niestety jest prawda. Nadal żyję sercem pełnym Małżowinka, nadal tak samo kocham, nadal tak samo czekam.. na niemożliwe.
Może jeszcze wspomnę o psiakach: Berry bardzo się zmienił ( ale żeby nie było- nie było "ciach ciach) - stał się strasznie smutnym psem. My ludzie tęsknimy, ale wiemy co się stało, rozumiemy to. On nie rozumie dlaczego nagle zabrakło jego pańcia. Nie potrafię przywrócić błysku radości w jego oczach. Codziennie o jednej godzinie leży z nosem wpatrzonym w drzwi i czeka....
Taka jest między nami różnica: ja czekam bez nadziei, on czeka cały czas z nadzieją w oczach...
_________________ Gosia
nie oddam Cię kochany...będę walczyć z tą chorobą!
Nigdy nie będzie już - niestety - tak jak było, ale mam nadzieję, że kiedyś ten grymas na twarzy, który opisałaś przemieni się w prawdziwy uśmiech radości.
W tej chwili wydaje się to nierealne, ale bedzie tak, napewno.
Życzę Ci tego z całego serca. Ukojenia, spokoju życzę.
Dla Ciebie, dla Najmłodszej, no i błysku w oku Berrusia.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum