Witam,
po przeczytaniu Waszych postów uświadomiłam sobie, że moja złość wobec choroby mojej mamy jest czymś naturalnym.
wiem, że w przypadku choroby przewlekłej cierpią obie strony - i chory i rodzina. wiadomo też, ze bardzo często emocje w nowych dla nas, a tak długo trwających sytuacjach, sięgają zenitu i wychodza z nas demony. nie wiemy, jak my, dziś zdrowi, zachowalibyśmy się w sytuacji naszych chorych bliskich. być może jeszcze gorzej. jak tu ktoś napisał, u podłoża takich agresywnych zachowań leży lęk chorego - przed śmiercią, bólem, nieznanym. Ale też, jeśli nie wchodzą w grę zmian w mózgu chorego, trzeba stawiać w miare rozsądne granice i chronić siebie (oraz dzieci). to są moje przemyślenia.
Myślę, ze złotym środkiem jest stosowanie zasady "tu i teraz". i reagowanie na konkretną sytuację.
Towarzyszę od jakiegoś czasu odchodzącej mamie, która nigdy nie była oazą łagodności. obserwuję nasilenie jej negatywnych cech charakteru - manipulacji, złośliwości. ale też niemocy. i lęku wobec zbliżającej się śmierci.
jedna z osób opiekujących się osobami chorymi powiedziała mi, że te cechy się nasilają u chorych z rakiem.
nie bez powodu są grupy wsparcia dla osób opiekujacych się przewlekle chorymi.
Agniemich, trzymam kciuki za Twoją cierpliwość. zawalcz o synka. wbrew pozorom 12 lat to jeszcze dzieciak.
Długo nie zaglądałam do naszego forum. Nie miałam tez wcześniej odwagi żeby napisać tego posta, bo może to nieodpowiednie miejsce? Ale są tu ludzie, którzy też wiele przeszli i może zrozumieją? O chorobie męża pisałam już w innym dziale i trochę tych postów było. U męża zdiagnozowano raka wpustu do żołądka w zeszłym roku w czerwcu. I jesteśmy już po leczeniu, tzn. 3 cykle chemioterapii przed operacją, operacja (całkowite wycięcie żołądka) i 3 cykle chemii po. Ale do czego zmierzam. Mój mąż jest alkoholikiem. Lubił wypić już na długo przed chorobą. Nie będę tu się rozpisywać jak to było, bo ktokolwiek ma w rodzinie alkoholika wie o co chodzi. Powiem tylko tyle,że zanim dowiedzieliśmy się o chorobie męża podjęłam decyzje o rozwodzie i zaraz przyszła choroba...zawalił się świat. Oczywiście ja staje na głowie, żeby mąż jak najszybciej podjął leczenie, wspieram go przez cały ten czas, jestem z nim i wie że może na mnie liczyć i polegać. Ale mam już dosyć! Mąż jak się dowiedział o chorobie nie pił przez jakieś 3 miesiące...a później....Nie macie pojęcia ile kosztowało mnie, żeby leczenie odbyło się zgodnie z planem, żeby nie zawalił żadnego terminu chemioterapii, operacji itp. Oczywiście przez alkohol! Wypruwałam sobie tak zwane żyły. Raz nawet poszłam prosić do centrum onklogii o wyznaczenie nowego terminu chemii, bo mąż nie był w stanie się stawić na wyznaczony termin. Przyjeżdżałam każdego dnia po operacji, po prostu byłam i jestem...Ale mam już dość. Pisałam już, że mąż podczas choroby był niemiły, opryskliwy i na dodatek pił. Jakby tylko mi zależało na jego życiu i zdrowiu. Właśnie, tak czuje. Że tylko mi na tym zależy a jemu nie. Widzę jak niknie w oczach i wyniszcza swój i tak wyniszczony organizm. Namówiłam go do wizyty u psychiatry i nawet bierze jakieś antydepresanty i tabletki na spanie. No i każdy powód do wypicia jest dobry: "bo wyłysiałem, bo rana pooperacyjna się paprze i się nie goi, bo zapalnie żył i teraz ostatnio doszło zapalenie trzustki. A w ogóle to pewnie jest przerzut". Mąż do tego nie jest pokornym pacjentem. Jak tylko odkrył że jego przewód pokarmowy toleruje prawie wszystko ( nawet smażone rzeczy) zaczął ich nadużywać. W kąt poszły moje zupki i inne niedobre rzeczy i zagościły kotlety i inne świństwa. I właśnie po takich świństwach wylądowaliśmy przed Świętami na pogotowiu, gdzie stwierdzono ostre zapalenie trzustki i chciano męża zatrzymać w szpitalu, na co się nie zgodził. Tydzień po tym wydarzeniu zaczął pić. I nie są to 1 czy 2 piwka. To są tzw. "kilkudniówki". Czasem to trwa półtorej albo 2 tygodnie. Mąż wtedy mało co je i widać że ma sensacje. Mimo tonie jest w stanie przestać. Moje gadania, prośby i płacze nie są w stanie go powstrzymać i tak naprawdę widzę jak obok mnie umiera bliski mi człowiek.Zachowuje się tak jakby mu nie zależało na życiu, jakby nie chciał żyć dla rodziny....dla siebie. Mamy nastoletniego syna, który to widzi, przeżywa i nie może zrozumieć postępowania ojca. Często się z mężem kłócą. Ja tez nie potrafię zrozumieć. Jestem na "ostatnich nerwach". Moje zdrowie też zaczęło się sypać i nie potrafię już tak dłużej żyć. Pomyślałam, że może się rozwiodę? Przestane gadać i zrobię to. Może zrozumie? Może zacznie się leczyć? Ale jaki sąd da mi rozwód? Że zostawiam chorego męża? Niedobra żona itp. Nie jestem w stanie już tak żyć. Nie chce się patrzeć jak on obok mnie umiera.........
[ Komentarz dodany przez Moderatora: absenteeism: 2015-04-12, 18:56 ] Post scalony do poprzedniego Twojego wątku.
To co napisałaś jest bardzo smutne, wręcz tragiczne. Oczywiście wybierzesz swoją drogę, którą pójdziesz ale jeśli miałabym coś napisać i wyrazić swoje zdanie to powiem, że Twój mąż jest dorosłym człowiekiem i sam wybiera sobie taki los, takie życie czy też szybszą śmierć. Nie możesz, nie powinnaś za Niego decydować, na siłę uszczęśliwiać. Pomoc zaoferowałaś, nie chce jej przyjąć to Jego wola a Ty zrobiłaś wszystko co uważałaś za słuszne. Myślę, że powinnaś teraz pomyśleć o sobie i dziecku, które nie powinno dorastać w domu, w którym są kłótnie czy też bardzo "ciężka" atmosfera wisząca w powietrzu. Twoje zdrowie i dziecka jest też bardzo ważne, jak i nie ważniejsze, bo mąż wybiera powolną czy też szybką śmierć Wy natomiast chcecie żyć. Nie zrobisz nic na siłę a w pewnym momencie jak nie widać chęci czy odrobiny zaangażowania tej drugiej osoby to i osoby starające się nie są w stanie tego przeskoczyć. Nie jesteś wielbłądem, żeby wszystko dźwigać na swoich barkach.
Życzę Ci bardzo dużo siły w tym trudnym czasie i pozdrawiam ciepło.
Agniemich, bardzo Ci współczuję. Życie z alkoholikiem, niezależnie od tego, czy to syn/córka, mąż/żona czy ojciec/matka to horror. Szczególnie że oni nie zawahają się ani chwili mogąc obciążyć winą osobę bliską za to, że piją, że są chorzy, że życie im się nie udało. I każdy powód jest dobry, aby się napić.
Kochana, ja rozwiązywałam wszystkie problemy bliskich mi alkoholików przez większość zycia. Nastał w końcu czas, że nie mogłam pojechać i wyciągnąć ich z kolejnego bagna, w które się władowali. I, wyobraź sobie, sięgneli dna, oprzytomnieli i... przestali pić. Podarowali sobie 6 lat trzeźwego życia, z którego byli dumni. Niestety oboje już nie żyją. Bardzo ich kochałam....
Kochana, tu ciężej będzie Ci uzyskać zrozumienie, które jest Ci potrzebne - mimo że Ludzie tu piszący i tworzący to forum są najwspanialsi na świecie i bardzo, bardzo ich lubię i cenię. Bo tu chorują i umierają zazwyczaj jednak osoby nie uzależnione od alkoholu czy narkotyków.
Przepraszam, ale myślę, że Ty również cierplisz na syndrom osoby współuzależnionej - to problem bliskich alkoholików, które to osoby - wciąż oskarżane i obwiniane przez uzależnionych bliskich - czują się winne za samą myśl, aby zająć się sobą i przestać ratować alkoholika. Dlatego potrzebujesz pomocy psychologa - aby nauczyć się trochę zdrowego egoizmu
Pozdrawiam Cię serdecznie
_________________ Monika -------
Gdzie jest mój Tatuś?
Brawo
Popieram zdanie M_M_M w całej rozciągłości.
Czas wyjść ze współuzależnienia, Agnieszko.
Nikt Cię tu nie potępi. Tak się leczy alkoholików - pozwalając im sięgnąć dna.
_________________ "Zobaczyć świat w ziarenku piasku, Niebiosa w jednym kwiecie z lasu. W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar, W godzinie - nieskończoność czasu." - William Blake -
Dziękuje Wam wszystkim za odpowiedzi.
Piszecie o tym,że powinnam zgłosić się do psychologa. Byłam już na psychoterapii dla osób współuzależnionych, ale to było przed chorobą. Pomogła mi bardzo. Wtedy właśnie podjęła decyzje o rozwodzie, ale wtedy przyszła choroba męża....
Nie obwiniam się za alkoholizm męża. Tego się własnie nauczyłam na psychoterapii. To nie jest moja wina ani wina dziecka. Mąż sam wymyśla sobie powody do picia, bo mu z tym lepiej.
Ja wiem i czuje, że dłużej tak nie mogę. że muszę coś zrobić żeby zmienić swoje życie, tylko przeszkadza mi w tym choroba męża...ta druga -rak. Czuję że jestem skazana na jego umieranie na życzenie w mojej, w naszej obecności, że to jest sytuacja bez wyjścia i to mnie załamuje. Bo gdzie on niby miałby się podziać? Usuwać chorego człowieka ze swojego życia? Mam mu powiedzieć wyprowadź się bo dalej nie daje rady? Gdyby był zdrowy, to tak, nie miała bym skrupułów a tak...Czuje się jak taki chomik co biega w kołowrotku. Sytuacja bez wyjścia.
Kurcze ,sprawa bardzo skomplikowana. Powiem tylko tyle, moja teściowa żyje z alkoholikiem(mój ojciec też pije), ale on jest niezrównoważony, bijatyki , kłótnie, po prostu dla mnie jest "zerem". Udaje świętego- i szczerze, to chciałabym aby to on był chory a nie jego syn- mój mąż. Jak to się mówi:złego diabli nie biorą".
Ty zrób co ci serce dyktuje, a wiem, że masz obawy, nie łatwa sytuacja.Powiedz,jak on się teraz zachowuje, czy w razie"w"- ma gdzie się udać?-np.rodzice?
Powiedz,jak on się teraz zachowuje, czy w razie"w"- ma gdzie się udać?-np.rodzice?
No cóż. Od ponad tygodnia pije codziennie. Wymyka się z domu pod pretekstem załatwienia jakichś spraw. A to trzeba coś kupi, coś przy aucie sprawdzić itp. 2 dni temu zamknęłam drzwi i schowałam klucze. Myślałam, że rozniesie dom. Wyszedł z synem i przy synu normalnie kupił sobie 2 piwa i nie zważając na dzieciaka wypił sobie jedno po drodze. Syn wyrwał mu torbę z drugim piwem i przybiegł do domu zły na ojca.
Wyprowadzić raczej nie ma się gdzie. Tzn. ma chorą matkę, która mieszka razem z jego siostrą i jej rodziną i brata, który wynajmuje mieszkanie. Ze strony jego rodziny nie mam żadnego wsparcia. Nie raz dzwonie do jego brata i mówię co się dzieje, żeby mi jakoś pomógł, ale brat twierdzi że nie ma na niego wpływu i nic nie może zrobić i najlepiej żeby tyłka mu nie zawracać. I tak zostaje sama z tym wszystkim.
Piszecie też że "nigdy nie zostawiły byście chorej osoby". A co z moim zdrowiem? Co ze zdrowiem mojego dziecka? Ojciec mojego męża też był alkoholikiem i jego matka trwała z nim " do końca" ( teść też umarł na raka). Teraz kobieta przebywa w różnych zakładach psychiatrycznych, ma chore serce! Ja tak nie chce!!! Ja chce żyć dla swojego dziecka.
Bardzo popieram to co pisze Jolana, ponieważ z nią współpracuje, a Ona bezinteresownie pomaga bardzo ciężko chorym, w tym alkoholikom. Bywa tam, gdzie nikt nie chce wejść. Bardzo ją szanuję i cenię za tą postawę. I piszę to jako lekarz. I życzę Ci Jolano dużo zdrowia , siły i szczęścia, bo jesteś potrzebna tym porzuconym, niechcianym ludziom.
To co robi Jolana dla innych to jej świadomy wybór, ma do tego prawo i chwała jej za to, ale Aniemilch ma prawo do swojego własnego wyboru i też chwała jej za to, że chce chronić siebie i swoje dziecko. Obowiązkiem rodziców , którzy wydają na świat dziecko jest zapewnienie mu spokojnego i bezpiecznego dzieciństwa, dzieciństwo tego chłopca jest pełne patologii i horroru. Agniemilch pamiętaj dzieci są bezbronne , nie powinny ponosić konsekwencji niewłaściwych wyborów ich rodziców. Jeszcze jedno, zazwyczaj, choć zdarzają się wyjątki to patologia rodzi patologię. Chciałabyś takiego życia dla swojego syna jakim żyje jego ojciec? NIE! Więc podejmij szybką i właściwą decyzję.
Ja bym na Twoim miejscu nie brała rozwodu. I optując za tym nie biorę pod uwagę żadnych względów etycznych i moralnych - tylko czysto praktyczne.(ostatecznie jestem inżynierem)
1. nie ma się gdzie wyprowadzić, żaden sąd nie orzecze eksmisji, więc i tak jesteś skazana na jego towarzystwo do śmierci.
2. Jeżeli on znajdzie się w "nędzy" to nawet po rozwodzie na Tobie będzie spoczywał obowiązek alimentacyjny.
3. Jeżeli będzie miał adwokata to wyobraź sobie co taki adwokat powie o Tobie w sądzie i jak w tym naszym kochanym kraju sąd podejdzie do kobiety która nie chce "nieść swojego krzyża" do śmierci.
4. Moim zdaniem nie uwolniłaś się od niego uczuciowo, chcesz rozwodu bo nie możesz patrzeć jak się sam zabija na własne życzenie. Musisz jednak wrócić do psychologa powiedzieć jasno że chcesz patrzeć obojętne, tak jak np na sąsiada: Szkoda że się stacza ale przecież nie będę wchodzić w cudze życie.
5. Zadbałabym i to jak najszybciej o rozdzielczość majątkową, można pomyśleć o separacji zarówno w sensie dosłownym (przearanżowaniu mieszkania tak żeby miał swój oddzielny pokój - którego nie będziesz sprzątać!) jak i w sensie prawnym.
6. Dziecku należy wyraźnie powiedzieć "Ojciec jest ciężko chory i siada mu psychika" nastolatek takie wyrażenie zrozumie. Niezależnie od tego musisz uczyć go niezależności, polegania na sobie, nie liczenia na ojca. No i musisz mu tłumaczyć długo i powtarzać że ojciec się już nie zmieni, ale zwalaj to na chorobę - dziecko nie powinno czuć traumy pt ojciec alkoholik. "Siada mu psychika" - to brzmi do zaakceptowania.
No nie jesteś w dobrej sytuacji, masz Swój krzyż. Moim zdaniem chodzi o to żeby podejść do tego jak do jeszcze jednego obowiązku, bez zbytniego "przejmowania się".
a ja chyba nie miałabym oporów i zostawiła męża, który wszystkich wokół krzywdzi. Nie mówię , ze bym się rozwiodła, ale jeśli byłoby to możliwe- wyprowadziłabym się i to z moich ust otoczenie usłyszałoby dlaczego. Z tego co piszesz, starałaś się i starasz bardzo , ale co z tego? Pora zadbać o dziecko i siebie. A mąż, cóż, wybiera to, co uważa za najlepsze. I nie szanuje ani ciebie, ani dziecka. Rozmawiałaś z synem? Mój ociec -pijaczyna, awanturował się wielokrotnie i ja po czasie miałam żal do mamy , że tego nie umiała zakończyć!
[ Dodano: 2015-04-13, 16:55 ]
to co pisze gaba, to święta racja
gaba, mądra z Ciebie Kobieta - podeszłaś do tematu rozsądnie i racjonalnie.
Agniemich, musisz całkowicie uwolnić się emocjonalnie od męża i dążyć do tego, aby całkowicie emocjonalnie uwolnił się od niego Twój Syn. Spróbuj wydzielić pokój/kąt dla męża i niech tam żyje po swojemu. Chce się wykończyć - jego sprawa i jego prawo. Nie tłumacz, nie przejmuj się, nie namawiaj. Powiedz, jakie jest Twoje zdanie (najlepiej przy swiadkach), co wg. Ciebie powinien robić i jak postępować, a następnie zostaw decyzję co do jego życia jemu samemu.
Wytłumacz dziecku, że ludzie czasem tak postępują jak jego tata i nic na to nie można poradzić. Nigdy nie pozwalaj, aby Dziecko poczuło się odpowiedzialne za ojca - wybacz, ale wychodzenie z domu z "obstawą" syna to poroniony pomysł - Dziecko jest przerażone, że nie ma wpływu na tatę i zdruzgotane, że nie poradziło sobie w sytuacji. To niedopuszczalne - Dziecku należy powiedzieć, że Wy żyjecie swoim życiem a tato swoim i cześć. Dziecko ma się zająć swoim dzieciństwem i młodością. I koniec.
Tak jak powiedziała Gaba, trzeba z chłodną głową sprawdzić, jak sytuacja wygląda prawnie - prawdopodobnie rozwód w tej sytuacji tylko pogorszy Twoją sytuację - bo tzw. prawo jemu nie każe się wyprowadzić, a tylko Ciebie obciąży obowiązkiem alimentacyjnym.
Chroń Dziecko - stwórz Wam bezpieczny świat odcinając się emocjonalnie od męża. To jego wybór i jego życie. Niech idzie drogą, którą wybrał. I nie przejmuj się na zapas w stylu "co będzie" - to pokaże czas i wierz mi - każda sytuacja, gdy już przychodzi, jest o wiele łatwiejsza do przejścia niż wówczas, gdy sobie to wyobrażamy. W którymś momencie mąż po prostu nie będzie mógł już pić i wtedy pić przestanie.
Pamiętaj - Dziecko alkoholika, którego dzieciństwo kręci się wokół pijącego wyrasta na Dorosłe Dziecko Alkoholika, które nie bardzo umie odnaleźć się w świecie i nie umie być szczęśliwe. Razem z Synem możecie stworzyć swój własny bezpieczny świat nawet mieszkając w jednym domu z alkoholikiem, zwłaszcza że - o ile dobrze mi się wydaje - nie ma tu na chwilę obecną problemu przemocy fizycznej. Jak Twoje dziecko zobaczy, że Ty się nie denerwujesz, nie boisz, nie martwisz, że jesteś pogodna i żyjesz swoim i Syna życiem, a nie swojego męża - również odetchnie i uspokoi się. Dzieci najbardziej boją się nie o siebie, ale o swoich niepijących bliskich, unieszczęśliwianych przez alkoholika.
Pozdrawiam Cię serdecznie
_________________ Monika -------
Gdzie jest mój Tatuś?
Wydaje mi się, że chyba masz kilka sposobów postąpienia. Ty je ocenisz, wybierzesz, zdecydujesz. Pamiętaj, że to ty musisz być przekonana o słuszności swojego wyboru. Pady tu dwie wypowiedzi, z którymi się identyfikuję, ale to nie moje życie. Jedyne o co chcę apelować, to chroń syna. Monika_Maria_Marika, ładnie o zagrożeniach dziecka napisała. Zrób wszystko żeby wyrósł na pewnego siebie nieskażonego alkoholem( ojca) mężczyznę
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum