Malinko jesteś kochaną córką, spełniłaś mamy prośbę, wzięłaś do domu, spełniłaś mamy życzenie, brawo. W tej chorobie niestety tak już jest, że są zmienne nastroje, sytuacje zmieniają się jak w kalejdoskopie, już sama to zaobserwowałaś pewnie po swojej mamie. Jeśli mama będzie chciała wrócić na oddział, nie zatrzymuj na siłę w domu. Może czuje się tam bezpieczniej z racji opieki lekarskiej, sprawdziła, chciała do domu i to otrzymała teraz zróbcie ponownie to co mama chce.
Jestem pełna podziwu za Twoją troskę, miłość i ciepło w stosunku do mamy, bądź silna i przesyłam moc energii.
Chyba marzena66 ma rację. Spełniłaś mamy życzenie i to jest najważniejsze. Mogła wrócić do domu. Cieszę się ogromnie, ale oczywiście wola mamy jest teraz najważniejsza.
Czekałam na informację od Ciebie. Cieszę się razem z Wami, choć każdy kolejny dzień to zagadka. Podziwiam Cię nieustannie i życzę dużo pięknych chwil z Mamusią.
Malinko- podpisuję się pod tym co napisała Marzenka- Mama chciała do domu- spełniłaś Jej życzenie. Dużo to lepsze niż gdyby została w hospicjum i obsesyjnie myślała, że w domu byłoby Jej lepiej- przekonała się gdzie się lepiej i bezpieczniej czuje. A Tobie też pewnie będzie łatwiej wiedząc, że spełniłaś marzenie Mamy. To była dobra decyzja!
przestaję sobie radzić. chyba dzis wyczerpały mi się na stałe akumulatory.
Złośliwość mamy osiąga apogeum. nie da się tego chyba złożyć na karb choroby.
Gdzieś mi sie odzywaja trudne momenty z całego życia (wydawało m się, że już sobie z nimi dawno poradziłam). mama była wiele lat pod moją opieką, byłam taki 24/godzinnym pogotowiem. wobec diagnozy raka stanęłam silna i cierpliwa. widocznie ta moja wobec niej pokora spowodowała, ze zaczęła się paskudnie zachowywać. zrywa stomię, wyrzuca opatrunki, zjada ogromne ilości jedzenia (ma duże problemy z zaparciami) i dziś odmawiała picia lactulosy. wiem, ze jest chora, że to pewnie koncówka jej życia. ale już nie mam ochoty. całe moje życie podporządkowałam mamie. jak tylko wyjdę na chwilę, np. do sklepu, to zaraz dzwoni z wyrzutami kiedy wrócę. cała moja wiedza nie przydaje się na nic.staram się byc dobra, ale gdzieś przez te ostatnie tygodnie zgubiłam siebie. i nie umiem się odnaleźć.
mam kolezanki psycholożki. ale raczej nie potrafią mnie zrozumieć. dziwią się, że tak sie zaangażowałam.że mama stara i jej czas nadszedł.
Malinko przychodzą takie momenty, że mamy dość, nie wiń się za to. Patrzenie codziennie na cierpienie, ból, agresje, podporządkowanie całego swojego życia chorobie, przewartościowanie całego swojego życia doprowadza do złości, nerwicy, załamania. U mamy może są to przerzuty do mózgu, choroba swoje robi i stąd to zachowanie. Moja mama jak była w szpitalu wyrywała sobie kroplówki, cewnik, nie jadła więc miała rurkę w gardle (nie wiem jak fachowo się to nazywa) przez którą była karmiona, też sobie ją wyrywała. Pielęgniarki prosiły mnie czy mogą rękę przywiązać do łóżka, bo wszystko wyrywa, siedziałam trzymałam rękę, żeby kroplówki zeszły, tłumaczyłam na niewiele się to zdało. Piszę Ci to, żebyś zrozumiała, że tak w tej chorobie bywa, że w większości to samo przechodzimy. Ja przy mamie chorobie nie wyszłam przez pięć miesięcy z domu, przez cały okres Jej choroby, bo bałam się Ją zostawić, żeby coś się nie stało w tym czasie. Lekarz i pielęgniarka z hospicjum widzieli mój stan i wręcz namawiali mnie, że mam na godzinę wyjść, że nic się w tym czasie nie stanie, nie potrafiłam, całe życie było podporządkowane chorobie. Ona chudła i ja chudłam, ze zmęczenia, z nerw, ze strachu. Były momenty, że prosiłam Boga żeby już Ją zabrał, bo ja nie daję rady. Widzisz Malinko, przedstawiłam Ci swoją historię, żebyś zrozumiała, że taki los dzieci, nie mamy siły ani psychicznej ani fizycznej ale musimy jakoś ten etap doprowadzić do końca, bo kto inny jak nie My przeprowadzimy naszych najbliższych na tą drugą stronę.
Dasz radę Malinko, tak jak my tutaj wszyscy, ja jak nie dawałam już rady, to sobie popłakałam, wspomogłam się jakimś lekiem, bo też nie należę do osób silnych psychicznie, do dziś się zbieram w sobie i ciężko mi to idzie, tym bardziej, że mąż po śmierci mamy się rozchorował i teraz drżę o niego. Nikt nie obiecywał nam nigdy, że życie będzie proste, niestety. '
Może choć trochę moja historia doda Ci siły, żebyś walczyła i nie poddawała się.
Jeśli nie dajesz rady i wiesz, że nie dasz skorzystaj z pomocy hospicjum stacjonarnego, nikt nie będzie miał prawa Cię za to ganić.
Pozdrawiam, do dziś ciężko mi o tym wszystkim opowiadać, ale widocznie musiałam.
Malinko- jeżeli czujesz, że nie dajesz rady- zadzwoń do reszty rodziny- niech Ci dadzą dzień- dwa wytchnienia. A Ty wyłącz telefon i postaraj się zrelaksować- idź na spacer, poczytaj książkę, spotkaj się z koleżanką. Ja wiem, że Mama jest ważna, ale nie można też zupełnie zapominać o sobie. Odpocznij i wróć z naładowanymi akumulatorami cierpliwości i sił. Takie "bycie" na siłę i wbrew sobie nie wyjdzie na dobre ani Tobie, ani Mamie.
I tu święta racja. Z mojego doświadczenia- gdzie przy teściowej godzinami w szpitalu, w domu, na telefonie, itd. Po dwóch latach zdałam sobie sprawę, ze tak naprawdę ta choroba jest i będzie z nami do końca i nie mogę aż tak w tym mocno uczestniczyć bo bym oszalała. Mama stała sie nyguskiem, gdzie jedynie co przy sobie zrobi do -wstanie i.. wyjście do wc i jeszcze sama potrafi zjeść, choc i to ją męczy. Jak nie podasz to nie zje.
A gdzie w tym wszystkim były moje córki, które potrzebowały mamy? Były zaniedbywane, one, mąż i ja. Nie przesypiałam nocek, a tu do pracy trzeba iść.
Ile ja przepłakałam, a ile sie kłuciłam z mężem, bo coś tam mi sie ciągle nie podobalo.
Gotowałam dwa obiady, sprzątałam cały dom, a jest dość duży, zajmowałam sie lekami mamy, śniadaniami i pewnego dnia powiedziałam dość, teraz teściu gotuje, mąż zajmuje sie lekami, a ja od czasu do czasu posprzątam. Zaczynam żyć, choć to trudne , ale jednak możliwe.
Jeżeli masz kogoś bliskiego kto by sie mamą zajął, to wykorzystaj trochę wolnego dla siebie, bo to Ci sie należy. Musisz żyć, wychodzić, popłakać, ale żyć bo oszalejesz.
Pozdrawiam.
Jak u nas zapewne wszystkich i z bezsilności i z długofalowosci tej bezradności w końcu nasza psychika wysiada. Organizm nasz zaczyna w końcu walczyć o siebie. Masz żal do mamy, że nie docenia tego co do tej pory dla niej robiłaś, że byłaś i jesteś na każde zawołanie jak na baczność a ona tego nie dostrzega. Malinko mama zdrowa dostrzegła by wszystko, ale mama chora i cierpiaca niestety nie myśli racjonalnie. przykro, że musisz i ty przez to przechodzić. Modlę się byście obie jak najszybciej odnalazły spokój psychiczny. Wiem że to trudne w tej chorobie. Prawdziwe są słowa, że przy chorym onkologicznie chorują razem z nim jego najbliżsi. Choruje cała rodzina. Ja strasznie kochałam i nadal kocham choć już go nie ma- swojego tatę ze stresu jaki wywolala ta choroba wyrzuciło mi na praktycznie całym moim ciele łuszczyce a wcześniej miałam tylko na łokciach i to małe ślady. Stres i długofalowe napięcie spowodowały u mnie przeciążenie. By nie zwariować i choć na moment nie myśleć o chorobie taty uciekałam w książki. One były dla mnie taką odskocznią i dzięki nim choć przez tą chwilę skupiałam myśli na czymś zupełnie innym. Mój tatus kochał nas, kochał bardzo swoją rodzinę ale też były takie momenty w jego chorowaniu że się nie słuchał nas, że krzyczał że chciał robić swoim bogiem. To wszystko było z bezsilności i postępującej choroby niestety. U was Malinko jest tak samo. Masz chorą mamę, która wie że jest chora ale się nie poddaje, walczy o każdy dzień i z bólu, strachu i bezradności bywa złośliwa, kłótliwa itd. Malinko twoja mama ciebie kocha, ddoceniłaby na pewno twoje poświęcenie gdyby była zdrowa, bądź wiedziała że jej choroba jest uleczalna a nie że niestety niedługo przyjdzie jej pożegnać się z tym światem. Ona tego nie chce, walczy. Tak jak każdy chce żyć a nie umierać, chce być zdrowa a nie cierpieć w chorobie. Dobrze, że przyjeżdża do niej jej syn, mam nadzieję że odciąży trochę ciebie i choć na moment "zrelaksujesz swoją psychikę " jeśli w ogóle można nazwać to w ten sposób przy tej chorobie. Pozdrawiam cieplutko i ściskam z całego serca.
_________________ Asia
„Miarą miłości jest miłość bez miary”
Dziękuję Wam wszystkim i każdemu z osobna. Skorzystałam z Waszej rady i zrobiłam sobie urlop dwudniowy od opieki. to jest ogromne dobro. mam siłę i cierpliwość. Przez ten czas, kiedy brat był z mamą codziennie dzwoniłam i czułam niepokój. jestem przyzwyczajona, że opiekuje się mamą.
Czytam to, co do mnie piszecie i biorę z tego siłę. Dziękuję Wam.
Wszystkim potrzebującym wysyłam serdeczne uściski. Sił Kochani! Damy radę
Ja rownież jak koleżanka podczytuje twoja historie....jestes bardzo, ale to bardzo dzielna.
Wiem i rozumiem co czujesz . Ciężkie chwile przed Tobą, ale napewno dasz rade,jesteś cudowną córka.
Trzymam za was kciuki i pozdrawiam cieplutko....
Malinko, dobrze, że jesteście razem z siostrą. Co z tym sevredolem, dlaczego nie chce? Zerkam co u Was. Spokojnej nocy i oby jutrzejszy dzień był lepszy u Mamy. Ściskam Cię mocno!
Malinko mama jak widzę jest bardzo pobudzona, może spróbuj "przemycać" leki czy to przeciwbólowe czy też antydepresanty w jakimś jedzeniu skoro sama nie chce ich brać.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum