1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22

2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.

DUM SPIRO-SPERO Forum Onkologiczne Strona Główna

Logo Forum Onkologicznego DUM SPIRO-SPERO
Forum jest cz?ci? Fundacji Onkologicznej | przejdź do witryny Fundacji

Czat Mapa forum Formularz kontaktowyFormularz kontaktowy FAQFAQ
 SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  AlbumAlbum
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat :: Następny temat
Jak dowiedzieć się co wie chory o swojej chorobie.
Autor Wiadomość
pixi 
PRZYJACIEL Forum


Dołączyła: 24 Sty 2009
Posty: 459
Skąd: Poznań
Pomogła: 73 razy

 #16  Wysłany: 2009-10-14, 18:46  


Kasia była cudowną, energiczną , fantastyczną dziewczyną. Miałam to wielkie szczęście, że dane mi było Ją poznać. Spędziliśmy sporo czasu na rozmowie , ja, mój mąż i Kasia.Rozmawialiśmy o wszystkim: o codziennośći, dzieciach, mężach i, co zrozumiale, o chorobie.Naszła mnie w pewnym momencie refleksja -dwoje młodych, sympatycznych ludzi ,zaatakowanych przez nowotwór i dwie zupełnie inne wobec choroby postawy.Kasia - walcząca, aktywna, samodzielnie zbierająca informacje, szukająca kontaktów ze specjalistami, jeżdżąca w poszukiwaniu ratunku po calej Polsce i mój mąż, uważający, ze jest zdrowy i że tylko"ma trochę podwyższony cholesterol" i zgadzający sie na załatwianie wszystkiego , co związane z chorobą,za niego.
NIe wiem, co lepsze, wiedzieć, czy nie.
Kasia walczyla heroicznie o życie , z pełna świadomością, ze śmierć idzie jej śladem.
Od momentu podjęcia walki , żyła nadzieją, ale nie była szczęśliwa. Przygniatały ją troski o dzieci, męża, przyjaciół.Borykala się z tym sama,zeby oszczędzić innych. Byla wielką "zwykłą- niezwykłą".
Mój mąż przyjął inną postawę, nie wie o niczym i nie chce tego. To ja wiem, że rozwój choroby nie zostawia cienia nadziei.Ja wiem, jak to się skończy i rozpaczam w ukryciu.
Mąż w tym czasie pracuje ( na ile starcza mu sił), planuje kupno nowego samochodu, spędza czas z córką i stara się żyć tak ,jak przed chorobą.Wierzy,że dzięki obecnym lekom, jego chorobę uda się prekształcić w przewlekłą. Nie kipi euforią, ale jest taki jak dawniej . Chcę ten stan utrzymać jak najdłużej. Kiedyś przyjdzie moment , że będzie musiał zmierzyć się z prawdą, ale obecne jego życie nie jest zatrute świadomością zbliżającej się śmierci.Dlatego go chronię, to jest mój dar dla niego.
W internecie często można znaeźć w linkach sponsorowanych propozycję : "oblicz datę swojej śmierci". To taka zabawa, ale gdyby to naprawdę..Kto by to chciał wiedzieć?
Czasem Cyganka naciąga na wróżbę - traktujemy to ze śmiechem, ale gdyby chciala nam mówic o naszej śmierci.. a kysz..nikt nie lubi tego sluchać, a to tylko zabawa.

Skąd przeświadczenie, ze chorzy chcą znać prawdę? Pytają serio, zapewniają,ze chcą znać najgorsze, podświadomie wierząc, ze uslyszą lepsze.Szukają w internecie najgorszych statystyk, wierząc, ze moze trafią na coś, co w ich wypadku da cien nadziei. To otoczeniu jest lzej , gdy juz powiedzą, jak jest naprawdę - mają to za sobą, a chorzy , obarczeni tą wiedzą , mogą tylko robic dobra minę do złej gry i udawać , ze tego bardzo chcieli.

Myślę, że wiedzę o zbliżającej się śmierci mozna przekazać tylko wtedy, gdy człowiek zmęczony ponad miarę cierpieniem, jest gotów ją przyjąć jak cos dobrego. Wtedy jest na to dobry moment.
Ktoś napisal, ze lepiej powiedziec wcześniej, bo wtedy jest czas na uporządkowanie spraw doczesnych, majątkowych.
No , tak, zgadza się. Tyle, ze to uporządkowanie służy tym , którzy zostaną,a nie choremu ,. Dla niego to będzie przykrą zapowiedzią końca.
To tez rodzaj testu dla rodziny - kochamy chorego, czy wlasna wygodę.

Możliwe, że się z tym , co napisalam, nie zgodzicie, ale napisałam to, co czuję. :|
 
AndrzejS 


Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 200
Skąd: Bielsko-Biała
Pomógł: 29 razy

 #17  Wysłany: 2009-10-14, 22:36  


Witam
cieszę się że w taki delikatny sposób dyskusja została skierowana na sprawy życia i śmierci.
Życia,tego pięknego daru i śmierci ,tej złej czarnej kostuchy z kosą.
Jak jest naprawdę ?tego nikt nie wie.
Można dużo na ten temat poczytać,bo są książki, może jakieś artykuły prasowe.
Ja opowiem moje przeżycie.Często opowiadam tą historię moim podopiecznym z hospicjum domowego i widzę w ich oczach taką iskierkę nadziei.Ale tylko nadziei.
Jak pewnie większość wie ,że jestem "cudownie ocalony" człowiekiem ,któremu dawano 6 m-cy życia w 2000 roku.
To co opisze miało miejsce podczas mojej ostatniej (3) operacji.
Miała trwać 2 do 3 godzin trwała dwa razy tyle.
W pewnym momencie opuściłem swoje ciało,byłem na pięknej majowej ukwieconej łące.
Leżałem na trawie.W pewnym momencie przyszła do mnie kobieta prześlicznej urody i powiedziała mi "wracaj to jeszcze nie twój czas".
I wróciłem. Znalazłem się na sali, nad swoim ciałem.
Wróciłem w momencie kiedy mnie cucili a inaczej walili po twarzy.
Widziałem to z góry ale nie miałem jak dać znać.Chciałem ruszyć nogą ,reką czy chociażby palcem.Nie dałem rady.Wtedy się przeraziłem.Ten stan nazwałem stanem podwójnej świadomości.Świadomości tej duchowej i już świadomości cielesnej.
W pewnym momencie przypomniałem sobie ,że jeszcze można mrugnąć oczami.
Faktycznie dałem rady.Zobaczył to któryś z lekarzy i powiedział
jeżeli nas słyszysz to mrugnij jeszcze raz.Wtedy zrobiłem to jeszcze raz.Euforia na sali,okrzyki mamy go.I tyle z "wtedy"pamiętam.
Ale to nie koniec.
Dwa lata temu miałem sen.Przyśniła mi się zaś ta sama prześlicznej urody dziewczyna.
Tylko była zupełnie naga.Reakcja jak każdego zdrowego mężczyzny.
Wyrwać się ,popędzić za nią ,posiąść ja.
Ale znowu te same słowa.Jeszcze nie twój czas.
A może to była śmierć? śmierć zupełnie inna niż tak, o której mamy zupełnie inne wyobrażenie.
Jednym z objawów śmierci u mężczyzn jest wytrysk a na ustach nie rzadko widać
uśmiech.
Rozmawiałem o tym z lekarzami.Zgodni byli co do wytrysku,twierdząc ,że to puszczają nerwy.Natomiast nigdy nie zastanawiali się nad inną przyczyną tego zjawiska.
Może jest jakaś cząstka prawdy w stwierdzeniu "warto żyć po to by przeżyć śmierć"?
Może śmieszne ,może nie do wiary,może i głupie ale ja to przeżyłem.
Może dlatego mój pogląd na temat życia i śmierci jest taki jaki jest.
 
Nadzieja 
PRZYJACIEL Forum



Dołączyła: 28 Sty 2009
Posty: 866
Pomogła: 67 razy

 #18  Wysłany: 2009-10-14, 22:45  


kicia napisał/a:
Z góry przepraszam, że dyskusja daaalej odbiegnie od tytułu wątku, bo debata skupia się na tym czy mówić...
pixsi, wyhamuj :!:
Uwzięłaś się na mnie, czy jak :?: :!:
Szokują mnie Twoje słowa kierowane w moją stronę :!: :-(
Proszę wskaż mi post, w którym mówię za kogoś, nie szanuję :!:
(Fakt, tym postem nie szanuję Administracji, przepraszam, wściekłam się.)
A z tym faworyzowaniem mnie, to już totalne przegięcie.


KICIA- tym razem ja w większości pisałam do Ciebie PIXI teraz napisała post tak cudnie ze sama nie potrafiła bym lepiej w sowa swoich mysli ubrać.I nie zauważyłam żadnego skierowania do "KICIA", ani razu ten nick nie padł.

Uważam teraz ze to właśnie Ty powinnaś wyhamować. Ja kierowałam swój post do Ciebie owszem ale nie wszystkie posty w Twoją strone sa kierowane, więc wyluzuj kochana.


A wracając do tematu i do zadanego pytania ANDRZEJAS w pierwszym poście

Moja mama od samego poczatku o swojej chorobie mówi "albo on zeżre mnie albo ja jego"

[ Dodano: 2009-10-14, 22:49 ]
EDIT

Andrzeju Twój post jest również dość :) hmmm ciekawy :)
Tak bardzo chciała bym wierzyć w te zielone łączki itp...
A jakże bardziej chciała bym zeby w chwili śmierci miec orgazm z wymarzonym facetem :P (przepraszam za niedelikatny żart, ale właśnie to mi do głowy przyszło :) )
 
 
pixi 
PRZYJACIEL Forum


Dołączyła: 24 Sty 2009
Posty: 459
Skąd: Poznań
Pomogła: 73 razy

 #19  Wysłany: 2009-10-19, 14:42  


Nadzieja :-D :-D
 
krysiekn 
PRZYJACIEL Forum


Dołączyła: 16 Paź 2009
Posty: 315
Pomogła: 56 razy

 #20  Wysłany: 2009-10-19, 20:59  


Witam,
ja jestem ten chory, ale do teraz ze wszystkim zdążyłam w odpowiednim czasie. Mówić czy nie ......to chyba zależy od osoby chorej, wiem że kiedyś przy moich genach ("...ale ma pani francowate geny" albo "...właściwie i tak umrze pani na jakiegoś raka" "...jest pani świetnym materiałem na pacjęta" itp usłyszałam kiedyś od lekarzy) mogę nie zdążyć ale znowu ja będę osobą która będzie wiedziała najwięcej i chyba najwcześniej. Może dlatego, że od najmłodszych lat nasłuchałam się opowieści o tacie. Zmarł na raka jelita w 1971 roku wtedy nie mówiono, ale trafił mu się lekarz, który na stwierdzenie, że dobrze się czuje powiedział "pan i tak nie ma szans to przecież rak" no i załamał się.
Jego choroba spowodowała, ze bardziej boję się by podobnie jak on nie leżeć ostatnie kilka miesięcy, dlatego gdy coś niepokojącego się dziej z reguły szybko reaguję (teraz brodawka Vatera i przerost endometrium - < 2 cm, też trzeba będzie coś z tym zrobić)
Moja mama długo uważała, że każdy nowotwór to wyrok, a teraz jest 9 lat po usunięciu narządów kobiecych. Z jaj wyniku pamiętam że to Adenokarcinoma GII -trzonu macicy (naświetlania, brachyterapia, hormony po operacji i jest OK). Ale o mnie wszystkiego nie wie, bo i po co ma się marytwić.
Oczywiście wiem, że nie mogę się porównywać z osobami które przeszły chemio, albo radioterapię , a tym bardziej, tymi z małymi szansami poprawy, nie wiem taż jak będzie w przyszłości z tą moją chęcią wiedzy. Ale przy pierwszej operacji; tarczycy, uspokoiłam się dopiero mając czarno na białym, wyniki (zła biopsja, złe cito w trakcie). Wówczas nie miałam jeszcze pojęcia, że nie jest aż tak źle.
Na onkologii spotykam osoby które wiedzą wszystko i oczywiście, które nie chcą wiedzieć zupełnie nic. To jest zupełnie indywidualne, siedzi gdzieś w naszej podświadomości.
Mój mąż nie wie jak wygląda Instytut w Gliwicach, gdy usłyszał wynik z tarczycy to go cucili, więc unikamy tematu, a gdy mam skierowanie na jakieś nowe badania to jedynie pyta "..coś nowego ci znaleźli?" Ale nie ma szans by to on był osobą, która chce wiedzieć więcej i wesprzeć.
Teraz w dobie internetu właściwie prawie wszystkiego można się dowiedzieć z sieci i może często Wasi bliscy też dużo wiedzą, ale przeżywają w sobie, aby nie martwić WAS.
Bo czy osobom bliskim jest lżej, często muszą robić dobrą minę, a dodatkowo poszturchiwać, nie głaskać.
Znacie swoich chorych i chyba najlepiej wiecie, czy wiedza ich wzmocni, czy załamie. Chyba tym trzeba się kierować.
Serdecznie pozdrawiam, Krystyna
 
matamata 


Dołączyła: 21 Lut 2010
Posty: 122
Pomogła: 4 razy

 #21  Wysłany: 2010-04-20, 19:42  


Pixi - piękny post!!!

I temat delikatny...
Ja sama nie wiem czy lepiej mówić, czy nie mówić - pewność mam tylko, że nie byłabym w stanie przekazać takiej diagnozy. Przez gardło by mi nie przeszło...

Z jednej strony chory powinien wiedzieć o swoim stanie, ale z drugiej - czy człowiek ma prawo odbierać całkowicie nadzieję? :roll: Medycyna to nie matematyka..
Czasem rokowania są kiepskie, a tu człowiek tryma się twardo, innym razem "błahe" zapalenie płuc, a pacjent umiera.

Myślę, że w chorobach nowotworowych ten czynnik "duchowy", wiara, nadzieja (nawet nie mówię tu o religii i cudach ;) ) jest bardzo ważny. Jak człowiek to traci to przestaje walczyć, poddaje się i w oczach słabnie...

Moja Mama wie, że nie jest dobrze, ale wierzy, że uda się jej jeszcze pożyć z tym "skurczybykiem" ;) Ma po co... A kiedy się podłamała i usłyszała, że rokowania są fatalne - to już nawet nie chciała żeby jej tuszu do rzęs kupić bo "bo po i tak umieram". To, że wróciła jej nadzieja i wola walki sprawiło, że jest aktywniejsza, ma lepszy nastrój (choć są i gorsze dni - bo strach i niepokój niestety się czai), przyjmuje leki i ziółka.

Tak samo ja staram się odganiać widmo śmierci (brr). Na płacz i rozpacz będzie czas później - kiedy tfu tfu nawet wolę nie pisać. Nie przydam się Mamie kiedy będę smarkać sobie w rękaw i dławić się płaczem.

Na początku usłyszałam, że Mama ma miesiąc życia. Już minęły prawie 3 i jej stan właściwie ulega poprawie. Któż wie czy to właśnie nie przez jej wolę walki i nadzieję? (chemii żadnej nie przyjmuje). Wiem, że nagle nie ozdrowieje, ale wierzę, że da się zatrzymać, a przynajmniej spowolnić postęp choroby. Tak też mówię Mamie. Więc okłamywanie to nie jest - tylko moje uczucia... :roll:

Nie wyobrażam sobie powiedzieć jej: umierasz, nie ma nadziei, to koniec, wszystko na nic....... :roll:
:roll: :roll: :roll:
 
 
sylam5 



Dołączyła: 16 Gru 2009
Posty: 133
Skąd: Świecie
Pomogła: 18 razy

 #22  Wysłany: 2010-04-20, 21:16  


matamata napisał/a:
Nie wyobrażam sobie powiedzieć jej: umierasz, nie ma nadziei, to koniec, wszystko na nic.......

Ja także sobie nie wyobrażam powiedzeć tacie,że statystycznie przy jego chorobie ma trzy miesiące życia. Tato wie na co choruje ale nigdy nie uświadamiam go ,że jest bardzo kiepsko. Wydaje mi się, że on zapytał lekarza o konkrety bo z marcowej chemii wrócił jakiś bardziej zamyślony. Zresztą on chyba stara się nas chronić bo nawet do lekarza nie chciał żebym poszła teraz po badaniu USG. Nie chce żebyśmy wiedziały za dużo a my wciąż staramy się go podtrzymywać na duchu, nawet teraz kiedy na pośladkach pojawiają się ślady odleżyn, teraz kiedy jest znów słabszy tłumaczymy ,że napewno gdzieś się przeziębił i jutro będzie lepiej.
Z moich doświadczeń nie wiem sama czy lepiej żeby nasi bliscy wiedzieli dokładnie jak sprawa wygląda czy lepiej żeby dotarły do nich szczątkowe informacje.
Tato wie i widzę ,że próbuje uporządkować tutaj sprawy więc może z jednej strony dobrze, jest pogodzony z losem ale wciąż walczy bo nie chce nas zostawić. Mamuś nie wiedziała wszystkiego i żyła w przekonaniu,że wyzdrowieje. Jej dni były pogodne, wciąż była w dobrym nastroju i to ona nas przekonywała,że nie da się tak łatwo chorobie, że nie mamy się załamywać bo ona da sobie radę, wyjdzie z tego i wszystko wróci do normy.
Choć z drugiej strony ciotka po jakimś roku od śmierci mamy powiedziała mi,że mamuś w rozmowie z nią powiedziała : mam raka, ja już przeżyłam swoje życie i nie było ono złe... Cóż może czasem wydaje nam się,że nasi bliscy nie zdają sobie sprawy z jaką chorobą mają do czynienia ale oni często wiedzą...
_________________
Cisza przyjacielu, rozdziela bardziej niż przestrzeń. Cisza przyjacielu nie przynosi słów, cisza zabija nawet myśli.

— Halina Poświatowska
 
matamata 


Dołączyła: 21 Lut 2010
Posty: 122
Pomogła: 4 razy

 #23  Wysłany: 2010-04-20, 21:31  


Napewno wiele przeczuwają. Nie da się do końca ukryć emocji - to wcale nie sztuka odróżnić szczery uśmiech od udawanego...

Dobrze, że moja Mama nie usłyszała, że jej miesiąc życia został - może zadziałałaby samospełniająca się przepowiednia? Np. jak usłyszała, że ma przerzuty to od razu się gorzej poczuła. Wyglądała strasznie, momentalnie z sił opadła...

sylam - rozumiem, że to raczysko wstrętne już nie pierwszy raz się do Twojej rodziny dobrało? Przykro mi bardzo :(

Jeszcze co do umierania - czytałam kiedyś książkę, ale nie pamiętam tytułu. Napisana przez księdza, który pracował w hospicjum dziecięcym. Było tam napisane, że wbrew pozorom to właśnie dzieciom łatwiej się pogodzić ze śmiercią, takie bardziej pokorne są niż dorosłym... A dla mnie to tak straszliwie nie do pary dziecko i śmiertelna choroba :/ I tym bardziej mówienie dziecku o tym...
 
 
gaba 
PRZYJACIEL Forum


Dołączyła: 18 Kwi 2010
Posty: 3417
Skąd: warszawa
Pomogła: 1797 razy

 #24  Wysłany: 2010-04-20, 21:47  


Mam 62 lata, więc jestem w wieku tych "ubezwłasnowolnionych" rodziców i chciałabym wszystkim przypomnieć że w tym wieku człowiek umie się wszystkiego dopytać, nawet jak lekarz niespecjalnie kontaktowy, poza tym mamy doświadczenie życiowe (szczególnie kobiety), słyszałyśmy historie setek znajomych i znajomych znajomych, to też wiedza. Jeżeli ktoś leżał w szpitalu i rodzina ma złudzenia że nie zna swojego stanu to jest problem. Inna sprawa to rozmowy z bliskimi, co mamy mówić: "słuchajcie ja umrę" O możliwości śmierci niechętnie się myśli i rozmowy tylko denerwują. Teraz mam raka w początkowym stadium i nie powiedziałam nic rodzinie, ukrywam wizyty u lekarza, uparłam się na wycięcie ambulatoryjne - po zabiegu poleciałam pędem do domu i jeszcze ugotowałam obiad na 17. Intensywnie obmyślam alibi na codzienne wychodzenie na radioterapię. Dlaczego to robię? Bo 6 lat temu śmierć zajrzała mi w oczy - serce (operacja nieudana). Rodzina w najlepszej wierze przychodziła kiedy próbowałam się uspokoić graniem na kompie na rozmowy typu: zobaczysz jeszcze będzie dobrze itp, przypominali, a ja chciałam się oderwać. Co mogę doradzić osobom towarzyszącym- być z chorym ale nie rozmawiać o chorobie, chyba że wyraźnie zapyta i nigdy nie kłamać, można czegoś nie mówić. I jeszcze jedno, temat zgłębiałam przy poprzedniej okazji- wszystkie przeprowadzone badania naukowe stwierdzają, że nie ma powiązania między poziomem optymizmu chorego, a czasem przeżycia. Pozdrowienia
_________________
sprzątnięta
 
matamata 


Dołączyła: 21 Lut 2010
Posty: 122
Pomogła: 4 razy

 #25  Wysłany: 2010-04-20, 21:56  


Ale czy takie badania są miarodajne? skąd wiadomo ile przeżyłaby dana osoba jeśli by była dobrej myśli ;) W końcu placebo ma jakieś niewyjaśnione dzialanie... To akurat jest udowodnione (podkreślam, że nie mówię tu o cudownych uzdrowieniach ;) ).

I zgadzam się z tym - że nie warto na siłę drążyć tematu... Najgorzej jak się jeszcze co chwilę ktoś inny zjeżdża - rodzina bliższa i dalsza, znajomi... Każdy pyta o to samo, "pociesza".. Też przez to przechodziłam, choć z powodu innego i wiem, że takie użalanie się nad kimś niczego dobrego nie przynosi...

Co innego jak ktoś chce rozmawiać o tym.

gaba - ukrywanie ukrywaniem, ale pewnie wcześniej czy później się dowiedzą - choćby przypadkiem. Mam nadzieję, ze po tym jak już uporasz się z raczyskiem
 
 
gaba 
PRZYJACIEL Forum


Dołączyła: 18 Kwi 2010
Posty: 3417
Skąd: warszawa
Pomogła: 1797 razy

 #26  Wysłany: 2010-04-20, 22:28  


czytałam o tym na BBC, omówione było kilka badań, z tego co pamiętam to po prostu podzielono chorych na daną chorobę na grupę optymistów i grupę pesymistów, jeżeli grupy są wystarczająco duże to rozkład stanów chorych jest w obydwu grupach taki sam, no i nie stwierdzono różnic w czasie przeżycia.
_________________
sprzątnięta
 
irishcoffee 


Dołączyła: 12 Kwi 2010
Posty: 5
Pomogła: 1 raz

 #27  Wysłany: 2010-04-20, 23:08  


Gaba58 moja mama jest dokładnie taka sama jak Ty. W ogóle na temat choroby nie chce rozmawiać i ja to akceptuję, temat póki co nie istnieje... Ale gdyby mi nic nie powiedziała, trzymałaby to w tajemnicy i sama walczyła, uwierz, że czułabym się jeszcze gorzej gdyby to w końcu jakoś do mnie dotarło.

Każdy inaczej przechodzi ten okres ale ważnym jest posiadanie kogoś bliskiego, na kim można wtedy polegać, nie mówię tu o całej rodzinie, która przyłazi co 5 minut przypominając i starając się pocieszać bo wierzę, że to bardziej szkodzi niż pomaga.

Nie ma co ukrywać prawdy przed nikim, ani przed chorym ani przed bliską rodziną. Chociaż po przeczytaniu Waszych postów widzę, że nie zawsze jest to sprawa oczywista...

Wracając do mojej mamy...Oj to kawał silnej kobiety jest. Stwierdziła, że nie chce o tym myśleć ani rozmawiać, zrobi wszystko co każą jej lekarze, zrobi wszystko co może, żeby wygrać z rakiem. Nie załamuje się, zna prawdę ale nie traktuje jej jak wyroku, zaraziła mnie swoim podejściem do sprawy.
 
kasiab 


Dołączyła: 07 Lip 2010
Posty: 9

 #28  Wysłany: 2010-07-14, 21:02  


Moja mama umiera na raka płuc, już niewiele czasu jej zostało, ona zdaje sobie sprawę ,że jest źle, ale sama podjęła decyzję,że nie chce wiedzieć do końca. Pozałatwiała wszystkie sprawy tzw doczesne, powiedziała nam czego chce po śmierci, co chce mieć ubrane gdzie chce być pochowana itp. Uwierzcie mi ,że to straszne, z jednej strony dobre, a zdrugiej przerażające. Po tej rozmowie wyłam jak zbity pies. Pomimo tego co mówią lekarze i widzę co się z mamą dzieje to gdzieś w głębi serca mam cichą nadzieję na cud. Wiem, że go nie będzie, ale cóż. Nie wiadomo, co lepsze, wiedzieć , czy nie wiedzieć. Sama pewnie bym chciała poukładać swoje sprawy , po to aby moi bliscy nie mieli problemów. Tak zrobiła moja mama. Sprzedała samochód. Poukładała sprawy w banku i jwst spokojna. Czekamy co będzie dalej. Czy będzie lepiej, czy też...... nawet myśleć o tym nie chcę.
 
ja100 
PRZYJACIEL Forum


Dołączyła: 08 Cze 2010
Posty: 1343
Skąd: Dolny Śląsk
Pomogła: 162 razy

 #29  Wysłany: 2010-07-15, 00:31  


kasiab napisał/a:
to gdzieś w głębi serca mam cichą nadzieję na cud


wydaję mi się, że każdy ma nadzieję na cud. ten chory i ten opiekujący się chorym. piszą tu doświadczeni ludzie, chodzi mi o to,że odpowiadają na nasze pytania, że pozostaje opieka paliatywna itd... że przykro im itd...
ale jak to jest? przyjmujemy to tak ok, spokojnie? no nie!
zawsze w myślach jakaś iskierka nadzieji się pali.....................
pozdrawiam pa
 
lena930 


Dołączyła: 28 Lip 2010
Posty: 26

 #30  Wysłany: 2010-07-29, 23:32  


Ja tez mam wielka nadzieje na wyzdrowienie taty albo chociaz na cofniecie sie choroby ale nurtuje je mnie jedno zagadnienie jak to jest z ta wiedza .Z jednej strony tak bardzo chce oszczedzic mu stresu,zalamania ale z drugiej strony chce jeszcze zrobic wiele rzeczy /i moglby nawet w tym stanie/ale ciagle odklada na potem kiedy wyzdrowieje albo bedzie lepiej.Wiem ,ze on tez przeczowa zle ale dopoki ta iskierka nadziei w nim jest to ja tez lepiej sie czuje.rozmyslam wieczorami i wlasnie to jest powazny problem ;mowic chorym jak zle jest z nimi czy zachowac to dla siebie?Chcialabym aby tato jeszcze zdarzyl zrobic to o czym marzyl ale jest druga strona medalu przeciez nie wiem ile czasu mu zostalo i ja mu tez nie powiem o jego faktycznym stanie.Ciesze sie kiedy slysze jakie kwiaty posadzi w ogrodku na wiosne albo jak zmieni lazienke/remoncik/i nie chce mu odbierac nadzieji /zreszta sama ja mam/ale kiedy slysze ze chcialby pojechac na kilka dni nad morze czy do rodziny ale zrobi to jak wyzdrowieje to serce mi peka bo w rzaden sposob nie moge go namowic aby to wlasnie teraz zrobil.Zagmatwalam sie troche i post jest balaganiarski ale wlasnie takie sa moje mysli zagmatwane :|
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  


logo

Statystki wizyt z innych stron
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group