Honorato jeśli są na miejscu twoje dwie siostry to na pewno mama ma dobrą opiekę, doskonale Cię rozumiem, jak się dowiedziałam, że mama ma raka (całkiem przypadkiem bo miała iść na operację żył w kończynach dolnych,a tu się okazało, że ma raka, w dodatku wtedy nie chcieli nogi leczyć tylko uciąć - świat mi się zawalił w jednej chwili) to też chciałam wszystko rzucić, pracę, szkołę, by tylko być przy niej, ale ty jeżeli nie masz takiej możliwości, to nie zrobisz nic ponad twoje siły, rozmawiaj z mamą, wspieraj ją...mogę Co tylko powiedzieć, że my tutaj na forum jesteśmy z Tobą w tym cierpieniu i Cię rozumiemy i ci chorzy i ci zdrowi....
Życzę Tobie i twojej mamie mnóstwa siły w walce z tym dziadostwem, ale przede wszystkim nadziei...
Trzymaj się i pisz gdy tylko będziesz potrzebowała wsparcia i otuchy.
Pozdrawiam
_________________ Marta82
Kocham Cię mamusiu: 20.03.1947 - 15.01.2013 r.
Tak trudno mi jest teraz... Jak mam wybrać pomiędzy opieką nad maleństwem i mamą? Kocham ich oboje...Jak ich chronić naraz i otoczyć troską? Boże gdyby to się stało zanim urodziłam Stefcia to już bym w Polsce była od wielu dni. Mąż by jakoś sam dał radę, jest dorosły przecież. To wszystko to jakiś koszmar. Ja już nie raz mamie mówiłam: "Proszę Cię przestań palić, teraz są naprawde nowe metody, plastry, zastrzyki itd" Nigdy nie chciała słuchać. Zawsze na mnie krzyczała: "Hejże to ja jestem twoją mamą a nie na odwrót, na coś umrzeć przecież trzeba" Ja jej na to odpowiadałam: "Ale czy koniecznie młodo i na raka płuc ?!!! " No i wykrakałam! Sama byłam ciężkim palaczem przez ponad 10 lat, ale jak wyemigrowałam w 2006r to żeby dostać pracę w cateringu powoli przestałam. Zdarzało mi się tylko popalać, ale odkąd w styczniu 2011r. urodziłam Stefcia to z nałogiem pożegnałam się na zawsze. Mój syn nie może mnie nigdy zobaczyć z papierosem. Nigdy.
_________________ "Każdy człowiek umiera. Nie każdy żyje naprawdę..."
Honoratko, a próbowałaś rozmawiać z mężem na ten temat? Masz dylemat, nie wiesz co zrobić i rozmowa z najbliższą osobą ( oprócz mamy) powinna coś wnieść. Może razem uradzicie jak postąpić w tej sytuacji?
Rozmawiamy o tym. I tu nie chodzi o to że mały, który z ojcem nigdy się nie rozstawał nie mógłby znieść tej rozłąki i oboje by tęsknili za sobą. Tylko o to, że mamy w tej sytuacji jedną pensje i ponad połowa z niej schodzi na wynajem, do tego opłaty i wyżywienie męża a ja musiałabym zabrać sporą kwotę na utrzymanie siebie i dziecka do Polski, której po prostu już z tej jednej pensji nie wystarczy. Musiałabym żywić siebie i synka, kupować produkty które normalnie tu kupuję by jeść. Nie mogę przecież żyć z chorobowego mamy !!! Musiałabym kupić bilety i żyć w Polsce. Nie mam tych pieniędzy i nie będę ich miała aż do października. I nawet wtedy nie wiem co będzie bo młodsza siostra która mieszka z mamą miała do nas przyjechać i opiekować się małym bym mogła wrócić do pracy, bo jest nam bardzo ciężko finansowo w tej chwili. Za 2 lata mama ma iść na emeryturę i miała na stałe do nas przyjechać. Jej się tu bardzo podoba. A co niby miała by robić na 4 piętrze na emeryturze, w wielkim mieście - mówiła. Bardzo lubi gotować i piec i w Polsce czuje się bezużyteczna, czekała już tylko na tą emeryturę, ma dość nocnych dyżurów w szpitalu były dla niej przez ostatnie lata straszliwie męczące. My tu wynajmujemy malutki dom z ogródkiem. Bardzo tu chciała być. Powietrze jest wilgotne i bardzo jej odpowiadało. Jak ją wsadzałam do pociągu po Świętach który wiózł ją na lotnisko to strasznie płakałam choć mam 35 lat to czułam, że może być coś nie tak. Ja się zawsze bałam, że ona dostanie tego raka płuc. Jarała jak szalona, cały czas. Wszyscy się na nią wkurzali, nawet babcia-jej mama.Takie plany były jeszcze 1,5 tygodnia temu, przed wynikami mamy. Nikt się tego nie spodziewał. Nie wiem co będzie. Z mamą, z nami. Bardzo się boję. Mówi się, że Bóg nigdy nie włoży nam na ramiona krzyża którego on nie jest pewien, że nie uniesiemy. Ja już ledwie pod swoim dyszę, a to dopiero początek i przecież muszę być silna dla mamy i synka i męża...
_________________ "Każdy człowiek umiera. Nie każdy żyje naprawdę..."
Skoro jest operacyjny to cala w tym nadzieja, nie wiem szczerze co Ci poradzić, jak to mówią wyżej d... nie podskoczysz, ale rozumiem jak bardzo chciałabyś być teraz przy mamie...Musisz być silna, nie pokazywać, że się boisz (chociaż boisz się na pewno strasznie). Ważne, że mama nie jest tam sama...ciężko bo w takich sytuacjach myślisz, że Bóg się odwrócił, ale trzeba być dobrej myśli inaczej człowiek dostanie na głowę..
_________________ Marta82
Kocham Cię mamusiu: 20.03.1947 - 15.01.2013 r.
Że mój mąż stracił siostrę 3 lata temu na raka jelita grubego. Dziewczyna miała 26 lat, była rok po ślubie i miała maleńką córeczkę. Od diagnozy żyła tylko miesiąc, próbowano ją ratować na ul. Koszarowej we Wrocławiu, ale jak "otworzyli" to już praktycznie wątroby nie było...Bóg poprowadził mojego męża za rękę do szpitalnej kaplicy, ja szwagierkę tuliłam gdy wydała ostatni oddech...
_________________ "Każdy człowiek umiera. Nie każdy żyje naprawdę..."
Wy i mąż który wie, co znaczy utracić osobę którą się kocha. I powiem Wam jeszcze że mój mąż dowiedział się o tym że jego siostra jest śmiertelnie chora na ... dobę przed jej śmiercią. We własne 32 urodziny - w Nowy Rok. O 5tej po południu, było ciemno, niedziela. Oboje zadzwoniliśmy do pracy, kierownik (pracujemy w cateringu w szpitalu) był na zmianie, wziął to na siebie bo u nas w grudniu nikt nie może mieć urlopu, tak mamy w kontrakcie bo jest to czas wzmożonej pracy, dał nam urlop, natychmiast zabukowaliśmy bilety, na szczęście były dostępne na 6tą rano następnego dnia. Więc tak jak staliśmy, spakowaliśmy parę szmat, karty do bankomatu, dowody osobiste, zabukowaliśmy taksówkę na lotnisko, wyłączyliśmy ogrzewanie i ruszyliśmy. Zdążyliśmy się z nią pożegnać. A rodzina wiedziała, że Aga jest bez szans i dlatego nic mu nie powiedziała, bo wiedziała że on rzuci robotę by przy niej być. I uznali że skoro mamy pracę o którą musieliśmy się nawalczyć i po którą musieliśmy wemigrować to nie możemy jej utracić. Marzyliśmy o dziecku, mieliśmy po 32 lata. Powiedzieli mu na sam koniec. Szok był przeokropny. Myślałam, że on żywcem ze skóry wjdzie. On zwyczajnie myślał, że siostra miała ze szwagrem jakiś wypadek autem. Ale ona chorowała na gruczolaki od dziecka i one zezłośliwiały. Jako nastolatka nie chciała chodzić do lekarza, na kontrolę. Ciągle bolał ją brzuch. Teściowa, ah nie będę o niej źle pisać bo nie warto. Daro cierpiał dobę i będzie tęsknił całe życie. Ale nie patrzył jak umiera, jak się męczy. I ja na pewno byłabym już dawno z mamą. Tylko, że mamy teraz dziamdziaczka... Trzymajcie się kochani. Niech Wam Bóg da siłę i zdrowie i niech Was obdarzy cudami o jakich marzycie o zdrowiu Waszym i Waszych najbliższych. Dziękuję za to że jesteście z nami. Honorka, Stefcio i Daro
_________________ "Każdy człowiek umiera. Nie każdy żyje naprawdę..."
Honorata, rzeczywiście masz trudną sytuacje - ja mogłam wrócić z zagranicy by opiekować się mamą, bo karierę jeszcze zdążę zrobić, a rodziny swojej jeszcze nie założyłam. Więc naturalną koleją było to, że pomogłam w opiece. Mam też siostrę, mieszka w innym mieście i samodzielnie wychowuje małą córeczkę - nikt od niej nie wymagał, żeby rzuciła wszystko i wracała do domu, bo kto by je utrzymał? Każdy ma swoje życie i stara się dokonywać właściwych wyborów. Jeśli nie ma możliwości aktywnie pomagać to trzeba 'zdalnie' wspierać - przez telefon/skype.
Trzymam za Was kciuki!
każdego dnia, a nieraz po parę razy na dzień się łaczymy i nigdy, ale to nigdy nie mogę pozwolić by mama odczuła, że cierpię. Ja cały czas jej mówię: 'Mamuś remontujesz płuca, rzucasz fajki i emigrujesz do Anglii" Bo wiem, że jej tu się bardzo podoba i czuje się tu potrzebna. Przyleciła na pierwsze Święta naszego synka, gotowała, piekła, cieszyła się. Latała ze ścierką wokół domu, myła okna bo miała pretekst by zapalić Z ogródka się cieszyła. Ja już planowałam, że razem będziemy na tej jej emeryturze siedzieć w ogródku, sadzić kwiatki. Ona tak to lubi. Nie mam ojca, nie mam teściów, dziadziuś ukochany umarł co był mi jak ojciec, teraz mama... Boże, dlaczego...
_________________ "Każdy człowiek umiera. Nie każdy żyje naprawdę..."
Witaj Honorato.
Myślę, że bez sensu jest zadawanie pytania "dlaczego", żadna odpowiedź nie będzie dobra, żadne tłumaczenie nie odda naszej goryczy, rozpaczy i bólu.
Bez względu na to jaki mamy światopogląd, czy jesteśmy wierzący, uważamy się za ateistów, agnostyków... nie ma to absolutnie żadnego znaczenia. wszyscy jednakowo cierpimy, gdy spotyka nas zwykłe nieszczęście.
Może to głupie, ale wielokrotnie zazdrościłem dotkniętym rakiem piersi, jądra, i innych odmian operacyjnego raka, bo rokowania zawsze są najwyższe, gdy można obciąć macki sk...wiela.
Dziś gdy pozostało mi tylko oczekiwanie na kolejne badania, na kolejne wyniki mogę powiedzieć nie jest ważne którą odmianą , jaką lokalizacją i jakimi rokowaniami może zaskoczyć mnie statystyka.
Jest mi to obojętne.
Honoratko, nie pozwól aby choroba zabiła Was Wszystkich, nie pozwólcie ograbić się z miłości, z szansy na bliskość bez względu na dzielące Was kilometry.
Teoretycznie dotyk rąk, uśmiech, werbalny kontakt pomaga w każdej sytuacji, nie mam zamiaru tego podważać, ale w sytuacji, gdy taki kontakt jest niemożliwy, to robienie sobie wyrzutów nie ma najmniejszego sensu.
Zycie pisze scenariusze nieprawdopodobne... Ale życie wymaga od nas respektowania zasad, które bez względu na swój koszt, bez względu na ból jaki powodują muszą być zachowane.
Śmierć. cierpienie jest elementem naszego życia, dlatego bez względu na okoliczności zawsze wybieramy, przyszłość, nadzieję a śmierci pozwalamy na to aby nawet najboleśniejsza znalazła ukojenie w czasie.
Śmierć jest tym ostatnim elementem życia, ale nie wolno utożsamiać śmierci z chorobą, diagnoza lekarska nie jest równoznaczna z podpisanym wyrokiem śmierci.
Dlatego staraj się pomagać w pierwszej kolejności swojemu Stefkowi, Darkowi, bo to będzie równoznaczne z pomocą dla Mamy.
Pozdrawiam serdecznie
...nadzieja ma skrzydła, przysiada w duszy i śpiewa pieśń bez słów, która nigdy nie ustaje, a jej najsłodsze dźwięki słychać nawet podczas wichury...
Mama 08.01.2012r [*]
Tato 13.08.2013r [*]
Cudowni jesteście Bez Was chyba bałabym się dużo, dużo bardziej. Dostałam się dziś do lekarza przepisał mi antydepresanty ale mogą mieć różne skutki uboczne dlatego ze względu na Stefka nie będę ich brać, bo jak mąż pójdzie do roboty a coś by mi się po nich stało, to co z małym by było? One nie zmienią rzeczywistości. Z siostrą ustaliłam, że mama po operacji będzie mieszkać u niej i to chyba najlepszy pomysł, bo mieszka pod Wrocławiem w małym domku i wiejskie powietrze najlepiej jej zrobi. Tak sobie myślę, że to że mama kwalifikuje się do operacji to przecież dobrze i to wielkie szczęście w tym wszystkim. Ale jeśli Bóg zdecyduje ją zabrać to trzeba będzie przyjąć to tak jak ona sobie tego by życzyła. Z godnością. Trzymałam w ramionach moją umierającą szwagierkę, która zmarła na raka jelita grubego. Miała tylko 26 lat. Mówiłam do niej czule i głaskałam ją. Miałam zaszczyt trzymać jej rękę przy ostatnim namaszczeniu. I miałam szansę się z nią pożegnać. Może i będę musiała pożegnać mamę. Ale to właśnie mama mi zawsze mówiła, że są ludzie, którzy nie mają nawet szansy pożegnać swych bliskich, bo np. wpadną pod samochód. I tak sobie myślę, że moje życiowe motto teraz powinno być dla mnie podporą. I próbuje je wydobywać z zewnątrz mojej psychiki i powtarzam je sobie stale, by było mi podporą. "Każdy człowiek umiera, nie każdy żyje naprawdę..." Wy wszyscy, moja mama, mój mąż wiemy czym jest prawdziwy sens życia: jest nią miłość. I to forum i Wy aż od niej buzuje. Dziękuje Wam moi kochani...
_________________ "Każdy człowiek umiera. Nie każdy żyje naprawdę..."
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum