aniu, rybki poleciła nam pani dr, zalecenie lekarskie- to trzeba wypełnic
Ja zazwyczaj w zalewie occtowej robię mirunę, ale akurat nie było i zrobiłam dorsza. Jest droższy, ale naprawdę warty swojej ceny- przynajmniej ten kawałek, który ja kupiłam bo wiadomo, kupic mrożoną dobrą rybę nie jest łatwo. Trzymam kciuki za Twoją mamę, niech jej rybki służą.
Tata w dobrym nastroju, słaby ale pojechał na działkę samochodem- upierał się, że chce i mamy go nie ubezwłasnowalniac. Teraz wymyślił, że na chemię chce jechac swoim samochodem, jako kierowca. Jak mu to wybic z głowy? Do Poznania mamy ok. 50 km no i jeszcze przez Poznań trzeba przejechac. Do szpitala jeszcze ok, ale z powrotem, po chemii.... Ech, lepiej się czuje i już uparte rogi pokazuje...
Dziś zawiozłam tatę na Szamarzewskiego, na chemię. Ustąpił, pozwolił się zawieźć, jednak jest słaby no i noga mu dokucza. Kurczaki, raz źle skręciłam i wpakowałam się w jednokierunkowe uliczki, oj... ale nic to, dojechaliśmy a że pozwiedzaliśmy, cóż mają swój urok stare kamieniczki
Hej Gosiu Ja mieszkam na wsi.Do najbliższego miasta mam 10km.Znam je na wylot,ale ostatnio tak się z mamą zagadałam podczas jazdy,że też jechałam przez chwilę "pod prąd" a do tej pory nigdy mi się to nie zdarzyło.Mam nadzieję,że ta noga "ustąpi" i przestanie dokuczać Twojemu Tacie.Pamiętam o Was codziennie w moich wieczornych paciorkach.
Gosiu
Myślę że warto niekiedy zaufać Tatusiowi, gdy chce pokazać że ciągle jest sprawny fizycznie, jazda samochodem nie jest najlepszym pomysłem, zwłaszcza na dłuższych dystansach, ale dla mnie świadomość, że jestem silny, sprawny ma ogromne znaczenie, nauczyłem się trochę ściemniać gdy rozmawiam ze swoimi dziećmi na temat swojego samopoczucia...
Wy jako nasi opiekunowie też niekiedy nie mówicie nam prawdy do końca, tłumacząc swoje postępowanie miłością i troską.
My chorzy... też martwimy się o Was, też nie zawsze mówimy Wam prawdę...
Też kochamy swoich opiekunów, też nie chcemy być dla Was ciężarem, powodem do zmartwień... nie zawsze mówimy o swoich uczuciach, ale o sprawach oczywistych się nie mówi... one są faktem, a faceci są tacy jacy są...
Romku, dziękuję- Twoje opinie są dla mnie bardzo ważne, bo z drugiej strony frontu. Milczałam te kilka dni, bo miałam jakiś dół czy cuś, a nawet jakaś panika się pojawiła.
Widzisz, mój tato nigdy na nic się nie skarży, nie powie, że coś go boli- powie dopiero, jak już po ścianie chodzi z bólu... To jest bardzo niedobre, bo często można wcześniej interweniować nie dopuszczając do rozwinięcia się choroby czy nawet bólu. Ale... muszę się przyznać, że ja bardzo nie lubię chodzić po lekarzach. Samo stanięcie przed drzwiami gabinetu powoduje, że wszelkie dolegliwości mijają jak ręką odjął i zastanawiam się, po co tu przyszłam? A na pytanie lekarza, co pani dolega- odpowiadam NIC i to jest prawda, najprawdziwsza prawda w tym momencie. Ciekawe po kim to mam Swoją drogą, tak sobie myślę, gdyby udało się zmaterializować to coś, co mnie tak cudownie ulecza (na tę chwilę) i to opatentować- to lekarze by wszyscy chyba poszli na bezrobocie
[ Dodano: 2012-06-08, 11:39 ]
Ukuliśmy nawet w rodzinie taki termin: dysymulant- znaczy się, symuluję zdrowie
Witaj Gosiu.
Mam nadzieję że dołki minęły i macie lepsze dni, czego życzę Wam z całego serca.
W trakcie leczenia zawsze jest ten moment, kiedy wszystko jest na nie, czujemy zniechęcenie i bezsens każdej działalności, Chorując obnażamy siebie, swoją słabość i bezsilność... dlatego pracuj dalej nad metodą samouzdrowienia
życzę sukcesów na tym polu...
Napisz proszę co słychać u Tatusia, Pozdrawiam serdecznie
Jestem, jestem. Jak pisałam w głównym wątku, mieliśmy doła- jakoś nie mogłam pisać, nie chciałam truć.
Tata podłamany, najtrudniej mu spotykać znajomych- napierw patrzą na niego, jakby nie poznając, potem ten błysk w oku"o boże! to on! to na pewno rak! jak się zapadł!".
Wczoraj było troszkę lepiej, siedzieliśmy na działce i stwierdził, że przydała by się taka drewniana altanka, z pergolą może, nawet zaczął mierzyć. Jaki plan, coś zrobić w przyszłości- do przodu.
Mam zaplanowany wyjazd nad morze, na dwa tygodnie. Biję się z myślami, boję się jechać i mam wyrzuty- ale moja córka od dawna szykuje się na ten wyjazd i nie bierze w ogóle pod uwagę możliwości, aby nie jechać. Tata twierdzi, że da radę dojechać 12 lipca na Szamarzewskiego- przystanek autobusowy mają pod domem, w Poznaniu podjada tramwajem albo wezmą taksówkę. Miałam być nad morzem do 14 lipca, ale wrócę dzień wcześniej, 13- dzień nie robi różnicy, a może będą już wyniki TK. Wiecie, jak bardzo się boję tych wyników...
Witaj Gosiu Nareszcie jakieś wieści.Martwiliśmy się tu o Was.Ten wyjazd nad morze to bardzo dobry pomysł.Odpoczynek się Wam należy,a Tacie trzeba zaufać,że jak da radę dojechać,to da.A gdzie będziecie wypoczywać?Ja z rodzinką tez będę wypoczywać w tym samym czasie nad morzem.Wiem,że nasze wybrzeże jest obszerne,ale może będziemy gdzieś blisko?Pozdrawiam
Gosiu.
Każdy z nas ma prawo do słabszych dni, jesteśmy ludźmi z całym bogactwem i biedą tego stanu.
Nasze pragnienia i marzenia rzadko znajdują swoją realizację w życiu codziennym, ale to my jednak decydujemy w jaki sposób będziemy korzystać z tego co ofiaruje los.
Gosiu Twój Tatuś jest wspaniałym człowiekiem, który pomimo świadomości, że nie jest w pełni sił nie rezygnuje, nie poddaje się i w dalszym ciągu ma plany, nadzieję, które chce realizować... to naprawdę heroizm i odwaga, a przede wszystkim dar od Boga i losu umiejętność radzenia sobie z każdą przeciwnością.
Gosiu, jedną z najtrudniejszych spraw, jakie dotyczą nas chorych jest stosunek naszych przyjaciół, znajomych i rodziny do faktu naszego zachorowania.
Wynika to z wieloletnich zaniedbań edukacyjnych, z wielu legend i przekłamań, że rak to choroba śmiertelna, że nie ma od niej ucieczki.
Dlatego cieszę się, że istnieje nasza Fundacja, i podobne do niej, że zmieniają durne legendy i opowieści o ludziach załamanych swoim losem, nie potrafiący odnaleźć się w swojej tragedii, a przede wszystkim powracający do zdrowia....
Mam żal do mediów, że zajmują się tanimi sensacjami, tragediami dotyczącymi maleńkich wycinków naszego życia, ale tak naprawdę marginalnymi, natomiast takie właśnie odkłamywanie prawdy stanowi problem dla rzekomo świadomych i wszechmocnych mediów.
Gosiu nie przejmujcie się swoimi znajomymi, którzy traktują Twojego Tatusia ze zgrozą lub zdziwieniem, zapewniajcie ich że Tatuś będzie jeszcze długo żył i walczył ze swoją chorobą, a zwłaszcza, że wygra i pokona swoje słabości.
O odczuciach związanych z napromienianiem na razie nie piszę, po prostu nic się nie dzieje godnego uwagi.
Zabiegi są bezbolesne, a na reakcje organizmu muszę chyba poczekać.
Będę opisywać wszystkie reakcje...Obiecuję.
Dziś tylko życzę dobrego odpoczynku i radości z każdego dnia i każdej chwili dla CAŁEJ Waszej rodziny
Romku
Cóż, tu mogę: jest ciężko... a wiem, że to nie są te najcięższe chwile. Płyną łzy, mogę sobie na chwilę pozwolic. Tata szykuje się do odejścia-pokazał mamie, jak obsługuje się kosiarkę, podliczył miesięczne rachunki i martwi się, że mama nie utrzyma się sama ze swojej emerytury... Nie wierzę, że to piszę, łzy kapią... Do mnie powiedział: wiem, że mój czas nadszedł, nie chcę byc reanimowany. Wczoraj złapał mnie za rękę i popłynęła mu jedna łza, nic nie mówiliśmy...
Najgorszy jest strach, łapię się na tym,że obserwuję tatę i każdy nie taki ruch, zachwianie równowagi, szukanie słowa, zagubiony wzrok- to ukłucie, czy to... aby nie choroba, to jest podświadome, widzę, że tata też tak robi, obserwuje siebie.
Jeszcze jakiś czas temu mówił, że nie chce naświetlań głowy, teraz już czeka na nie. Oby wyniki TK pozwoliły na to.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum