JustynaS1975 być może źle się wyraziłam w poprzednich postach bo nie umiem się ostatnio za bardzo wysłowić i zawsze zostaję źle zrozumiana, albo ja czegoś nie rozumiem jak ktoś mówi. W każdym bądź razie chciałam sprostować że ja nie chcę płakać na pokaz, w moich poprzednich wypowiedziach chodziło mi o to, że to ludzie uważają moje zachowanie za jakieś inne (ja tak to odczuwam) ale ja nie czuję potrzeby płaczu dla ludzi, ale też nie chcę żeby mówili że jest mi łatwo bo nie płaczę.
_________________ Są chwile, by działać i takie, kiedy należy pogodzić się z tym, co przynosi los. /Coelho Paulo/
banialuka, to normalne, jedni płaczą od razu...strasznie przeżywają wszystko wyrzucając to z siebie...a to dobrze, inni natomiast tak jak Ty, dusisz to w sobie..nie jest to dobre z punktu widzenia psychologicznego, bo to szkodzi Tobie, ale przyjdzie taki moment, że wylejesz swój głęboki żal na zewnątrz. To bardzo ciężkie przeżycie i każdy radzi sobie z nim indywidualnie, myślę że Twój sposób nie jest najlepszy, ale niezależny od Ciebie. Bardzo Ci współczuję, wiem co to znaczy stracić bliską osobę i wiem, że różnie w tej sytuacji się reaguje. Ja straciłam ojczyma....nie zbierało mi się na płacz po jego śmierci mimo że był dla mnie jak ojciec....teraz...i po jakimś czasie jak zmarł...mogłabym wyć z bólu....
pozdrawiam Cię serdecznie
_________________ Przykro, że daje się osty...nie myśląc :(
W każdym bądź razie chciałam sprostować że ja nie chcę płakać na pokaz, w moich poprzednich wypowiedziach chodziło mi o to, że to ludzie uważają moje zachowanie za jakieś inne (ja tak to odczuwam) ale ja nie czuję potrzeby płaczu dla ludzi, ale też nie chcę żeby mówili że jest mi łatwo bo nie płaczę.
Marzenko, olej tych "ludzi"!
Zawsze się znajdzie ktoś, kto w czyimś nieszczęściu szuka sensacji i tematu do plotek.
Staraj się o tym nie myśleć, wiem, łatwe to może nie być!
Zastanawiam się co jest lepsze, czy taki ciągły płacz czy raczej takie zawieszenie jaku mnie
Nie ma lepszego czy gorszego sposobu radzenia sobie ze stratą. Każdy radzi sobie w swój własny sposób i nikt nie ma prawa oceniać, czy ten sposób jest właściwy czy nie. Każda osoba jest inna i inaczej będzie chciała, umiała i mogła przejść przez ten bardzo trudny czas - mówiąc wprost, nikomu nic do tego co robisz, jak się zachowujesz, czy płaczesz czy się uśmiechasz, bo najważniejsze jest to, co Ty czujesz
banialuka napisał/a:
W każdym bądź razie chciałam sprostować że ja nie chcę płakać na pokaz, w moich poprzednich wypowiedziach chodziło mi o to, że to ludzie uważają moje zachowanie za jakieś inne (ja tak to odczuwam) ale ja nie czuję potrzeby płaczu dla ludzi, ale też nie chcę żeby mówili że jest mi łatwo bo nie płaczę.
Marzenko, olej tych "ludzi"!
Zawsze się znajdzie ktoś, kto w czyimś nieszczęściu szuka sensacji i tematu do plotek.
Marzenko nic prostować nie musisz, wierzę, że zostałaś dobrze zrozumiana. Powtórzę za ja100, olej tych ludzi. Zawsze znajdzie się ktoś dla kogo na pogrzebie za mało płaczemy, na ślubie czy innej wesołej uroczystości za mało jesteśmy uśmiechnięci. Nie dogodzisz wszystkim. W naszej kulturze tak się przyjęło, że należy rozpaczać po śmierci bliskich i osoba, która tego nie robi w sposób widoczny dla innych może być źle odbierana a przez to dodatkowo czuć się z tym słabo....
Pamiętam jak bardzo bolał mnie brak łez, jak chciałam uzewnętrznić swój ból a nie mogłam. Myślę, że bardzo wzięłam sobie do serca rady, żeby się trzymać, bo Mama patrzy, bo muszę być silna, no i byłam, a później jakoś ta siła sama "przeszła" i przyszły upragnione łzy. Pamiętam też jak jakieś pół roku po śmierci Mamy wyszłam do ludzi i znajomy powiedział mi, że nie spodziewał się, że będę tak dobrze się trzymać. Ja to odebrałam jak zarzut, jak policzek. Przecież każdy mi radził aby się uśmiechnęła, wyszła do ludzi i próbowała się pozbierać i kiedy już zaczęłam to robić to źle....
Marzenko "ludzie" często potrzebują sensacji tej niezdrowej szczególnie, olej tych co tak myślą, masz wokół serdecznych i dobrze Ci życzących i tych się trzymaj. Nie warto w tak trudnym czasie dodatkowo się "szarpać" ludzkim niezrozumieniem....
Napiszę ponownie, trzeba czasu...
Dużo siły Ci życzę.
_________________ "Ludzkość! Jaka ona szlachetna! Jakże chętna do poświęcenia...kogoś innego."
S. King
Dziękuję Wam wszystkim za zrozumienie i wsparcie to dla mnie bardzo ważne.
Cieszę się że mnie rozumiecie, bo dlatego zbierałam sie pare razy do napisania i potem kasowałam i nie wysyłała, ponieważ bałam się ze Wy też pomyślicie że jestem jakaś nienormalna, ale okazuje się że inni też tak mieli/mają więc nie jestem sama.
Dodam jeszcze tak na zakończenie że strasznie denerwuje mnie jak ludzie pytają "jak się trzymasz?" - zastanawiam się jakiej odpowiedzi oczekują w tym momencie.
Jeszcze raz bardzo,bardzo dziękuję
_________________ Są chwile, by działać i takie, kiedy należy pogodzić się z tym, co przynosi los. /Coelho Paulo/
banialuka, jesli mogę to dopiszę sie i ja w Twoim temacie.
Gdy moja Mama była chora nie byłam w stanie sobie wyobrazić Jej smierci. Myśl o tym bolała mnie fizycznie. Wyłam nocami ze strachu o Nią, ze smutku, że zostanę sama.
Gdy Mama zmarła poczułam ... ulgę. Nie mówie o tym otwarcie. bo "nie pasuje to do sytuacji". Poczułam ulgę, że już się nie martwi, nie cierpi i nie patrzy ze strachem przed siebie. Teraz pozostał mi tylko żal. Że nie zobaczy mojego drugiego dziecka, że nie będzie na komuni starszej córki, że już nigdy na mnie nie spojrzy. Mam dni kiedy nagle na wspomnienie Mamy serce mi zamiera. Ale jestem takim typem, który nie płacze publicznie. Czekam do wieczora aż wszyscy usną, zamykam się w pokoju i staram się "wypłakać ból". A na codzień żyję jakby normalnie.
Gdy czasami czytałam posty innych też wydawało mi się, że jakaś inna jestem. W osiem miesięcy po smierci Mamy byłam na imprezie (we wsi w której wychowała się moja Mama organizowano imprezę w remizie w celu zbierania datków na szkołę). Znali mnie tam wszyscy a ja przetańczyłam całą noc. Na początku miałam opory ale podeszła do mnie ciotka i powiedziała "Mama lubiła sie bawić i chciałaby żebyś i ty sie bawiła".
Przecież smierć jest częścią naszego zycia. Tymbardziej smierć rodzica jest czymś jak najbardziej naturalnym. Boli jak cholera ale nie może zabijac nas samych. Ja sie z tym po prostu pogodziłam. To jest powód dla którego nie płaczę codziennie. Co nie znacz, że nie tęsknię za moją Mamą i nie czekam kiedy znów ją zobaczę.
banialuka, nie dziw sie ludziom. Kolegi Tata jest w ostatnim stadium choroby nowotworowej i mimo, że ja sama przez to przeszłam to nie wiem jak mam reagować. Każdy oczekuje czegoś innego.
Ja na takie pytania odpowiadałam "jakoś leci".
Ściskam.
JustynaS1975 być może źle się wyraziłam w poprzednich postach bo nie umiem się ostatnio za bardzo wysłowić i zawsze zostaję źle zrozumiana, albo ja czegoś nie rozumiem jak ktoś mówi. W każdym bądź razie chciałam sprostować że ja nie chcę płakać na pokaz, w moich poprzednich wypowiedziach chodziło mi o to, że to ludzie uważają moje zachowanie za jakieś inne (ja tak to odczuwam) ale ja nie czuję potrzeby płaczu dla ludzi, ale też nie chcę żeby mówili że jest mi łatwo bo nie płaczę.
Powstało jakieś nieporozumienie. Albo Ty mnie źle zrozumiałaś.
Ty napisałaś:
banialuka napisał/a:
Zastanawiam się co jest lepsze, czy taki ciągły płacz czy raczej takie zawieszenie jaku mnie Moja babcia - Mama mojej Mamy pochowała swoich rodziców, męża i 5 swoich dzieci a sama żyje i ma 95 lat i pamiętam ile ona łez wylała po śmierci każdego, siedziała i ciągle płakała i myślę ze ten płacz ją "oczyszczał" w pewnym sensie i potem jakoś wracała do normalności a ja jak będę sie tak zadręczać to obawiam się że nie wpłynie to korzystnie na moje zdrowie
ja odpisałam:
JustynaS1975 napisał/a:
#144258
Wszystko będzie miało swoje miejsce i czas. Tylko pozwól przepłynąć wszystkim emocjom. Nic na siłę, nic na pokaz itp. Gdy poczujesz, pozwól sobie, pozwól emocjom przepływać.
I miałam na myśli, że jeśli teraz nie płaczesz, to nie rób sobie z tego wyrzutów. Wszystko będzie miało miejsce i czas. I być może przyjdzie czas na łzy.
Jestem ostatnią osobą, która się przejmuje tym co ludzie powiedzą.
Śledzę Twoje wpisy i piszesz, że teraz nie płaczesz i w jakiś sposób z tym się czujesz źle (tak rozumiem). Ja Ci napisałam, że wszystko ma swój miejsce i czas. I być może teraz to nie jest czas na łzy. Ale być może przyjdzie czas na łzy, to wtedy pozwól sobie na nie.
Piszesz, że boisz się, że może ten 'niepłacz' odbić się na Twoim zdrowiu (tak rozumiem). Moim zdaniem, pozwól sobie na przepłynięcie tych emocji, tych łez, kiedy się pojawią. I o tym piszę.
Na pewno nie miałam na myśli, że 'co ludzie sobie pomyślą.
Mam nadzieję, że teraz wyjaśniłam co miałam na myśli.
Wszystko ma swoje miejsce i czas. (być może przyjdzie czas na łzy, i być może to nie jest czas na łzy u Ciebie i OK).
Tylko pozwól przepłynąć wszystkim emocjom. Nic na siłę, nic na pokaz itp. (dokładnie nie masz płakać dla ludzi, wtedy kiedy przyjdą łzy, pozwól im przepłynąć)
Gdy poczujesz, pozwól sobie, pozwól emocjom przepływać. (wtedy kiedy przyjdą)
Mam nadzieję, że teraz będę dobrze odczytana.
Pozdrawiam
[ Dodano: 2012-08-09, 10:44 ] Ja100, Absenteeism, lepiej to napisały, ja miałam na myśli to co One napisały.
_________________ Człowiek ma dwa życia. To drugie zaczyna się wtedy, gdy zrozumiesz, że życie jest tylko jedno.
Choroba moim nauczycielem, nie panem.
banialuka,
Nie było mnie jakiś czas na forum - dopiero przeczytałam - strasznie mi przykro
[*][*][*]
[ Dodano: 2012-08-09, 23:24 ]
Marzenko - to i ja napisze Ci o moich odczuciach po śmierci mamci.
Były i dalej są bardzo podobne do Twoich.
Jestem jedynaczką, w dodatku mamcia sama mnie wychowywała - jak zachorowała to strasznie się bałam o nią - nie wyobrażałam sobie, że za chwile może jej nie być .
Niestety mamcia też przegrała tę nierówna walkę a ja - nie umiałam płakać - myślałam, że muszę bo tak trzeba ale nie umiałam. Łzy przyszły potem. Choć niedawno minęły 2 lata od śmierci mamci to do tej pory jak idę na cmentarz to tak jakbym szła do kogoś innego a nie do mojej kochanej mamusi. Nawet złapałam sie na tym, że nie patrzę na tablicę z jej nazwiskiem.
Marzenko - każdy przeżywa inaczej żałobę - nie patrz na ludzi co myślą i czego oczekują!!!
To jest Twoja tragedia i przeżywasz ją tak ja czujesz
Przytulam
nie czuję potrzeby płaczu dla ludzi, ale też nie chcę żeby mówili że jest mi łatwo bo nie płaczę.
Banialuka!
Nic nie jest na pokaz.Napewno nie łzy.A już zupełnie nie żałoba.
Znajduję wiele wspólnego z Tobą i Katarzynką36. Ja też po pogrzebie nie płakałam i mimo mojej wrodzonej wrażliwości i nerwicy pogrzeb mamy przetrwałam zupełnie spokojnie.
Nie wiem czy zauważyłaś ale moja i Twoja Mama odeszły tego samego dnia.Tylko, że moja z rana.Gorzej niż ten pogrzeb i teraz czas żałoby przeżyłam fakt, że spóźniłam się 10 minut, żeby sie z Nią pożegnać.A tak chciałam ją zobaczyć i być przy niej gdy będzie umierać.Owszem wtedy płakałam, bo nie mogłam sobie tego darować, że nie dojechałam na czas.
Przy pożegnaniu płakałam, ale sam pogrzeb przetrwałam spokojnie.Teraz też nie mogę płakać.Jakoś łzy nie chcą lecieć.Nie wiem czy przyjdzie kiedyś taki moment, że się popłaczę.Być może w święta.Najprawdopodobniej.
Nie płacze być może też dlatego, że wiem, że mama odeszła w nieświadomości.Ciągle spała, nie czuła bólu, nie cierpiała.Pojednała się z Bogiem, została opatrzona Sakramentami Świętymi a to było dla mnie bardzo ważne.Ponadto, wiem, że zrobiłam wszystko, żeby Jej pomóc, żeby Ją ratować.Nie mam sobie nic do zarzucenia pod tym względem, więc tym bardziej jestem spokojna.Ponadto mama nie lubila kiedy płakałam.
Uważam, że fakt, iż nie płaczemy, nie znaczy, że nie przeżywamy odejścia naszych najbliższych.Zawsze byli, są i na zawsze zostaną w naszych sercach.
To, że nie płaczemy ma też zapewne związek z tym, że miałyśmy troche czasu, żeby się na to przygotować.Choć ja stosunkowo niewiele, bo tylko 3 m-ce, ale to wystarczyło.Wiele łez wylałam przez te miesiące i mam takie wrażenie jakby ta żałoba u mnie zaczęła się w momencie gdy dowiedziałam się o chorobie mamy.
Myślę, że już nie masz wątpliwości, że jest z Tobą coś nie tak.Nie masz potrzeby udawać się do lekarza bo to normalne.każdy przeżywa śmierć bliskich inaczej, na swój sposób, ale to nie znaczy, że ich nie kocha.
Czytałam Twój wątek i wiem, że walczyłaś o mamę dzielnie, bardzo dzielnie i że również nie możesz sobie nic zarzucić.To nie nasza wina, że Bóg tak chciał.Nikt nie zna dnia ani godziny.A my miałyśmy to szczęście, że miałyśmy odrobinę czasu, żeby oswoić się z tym, że to wcześniej czy później nastąpi, bo śmierć jest nieodzownym elementem naszego bytu.
Marzenko, przyjmij moje najserdeczniejsze wyrazy współczucia
Nie będę podpisywać się pod wszystkimi wypowiedziami, pomimo że czuję podobnie, a wręcz identycznie jak Ewelina Żurek, W chwili śmierci swojej Mamusi poczułem ulgę i wdzięczność do Pana, za to że uwolnił moją mamusię od życia, od cierpienia.
Jestem najmłodszym dzieckiem swoich Rodziców, po tym co napisałem wychodzi, że wyrodkiem i niewdzięcznikiem, zazwyczaj najukochańszy to ten najmłodszy...
Ból, który panuje w naszym sercu nie musi być widoczny na zewnątrz, to jest nasza bardzo własna strata, z całą pewnością najlepiej jest odreagować ją i dać wyraz za pomocą zewnętrznych emocji, ale nie zawsze jest to możliwe...
Staraj się bardziej pamiętać o tym, że Mamusia już nie cierpi, że czeka na Ciebie w tym obiecanym Królestwie, do którego mamy szansę trafić, pamiętaj o dobrych chwilach i uśmiechu jaki widywałaś u Mamusi, to naprawdę jest ważniejsze niżeli zapuchnięte od płaczu oczy.
Marzenko, przyłączam się do Ciebie w bólu.
Boli mnie tak naprawdę zawsze gdy ktoś umiera na tym forum. Boli mnie mniej niż bliską Rodzinę tego chorego / tej chorej, ale boli ciągle - od 3,5 roku, od kiedy istnieje to forum.
W tym czasie zmarły dwie bardzo bliskie mi osoby - nie na raka, lecz na inne choroby nagłe lub przewlekłe (ale śmiertelne).
Każdą z tych śmierci przeżywałam inaczej, choć obie zmieniły moje życie na zawsze.
Płakałam bardzo i gwałtownie po śmierci nagłej, natomiast zablokowałam się i czekałam na właściwy moment by się wypłakać po śmierci Kogoś kto chorował długo i przewlekle. Kto cierpiał zanim umarł i z Kim byłam podczas gdy cierpiał.
Mnóstwo łez wylałam zanim zmarł. Myślę, że gdy nasz bliski choruje na przewlekłą chorobę, o której wiemy, że zakończy się śmiercią - żałobę przechodzimy już znacznie wcześniej. To takie pożegnanie na raty.
Po śmierci tej osoby przychodzi ulga, pustka, tęsknota i... wyczerpanie. Wyczerpanie walką, nieprzespanymi nocami, modlitwami o łagodną, bezbolesną śmierć, czekaniem na ostatni oddech.
To stan jedyny w swoim rodzaju - nie ma pojęcia o nim nikt kto tego nie przeżył.
To wyczerpanie jest tak silne, że trudno o łzy (które wylało się w ogromnej ilości wcześniej).
Jednak one przyjdą i przyniosą ulgę - ale w swoim czasie.
Ja musiałam zaczekać aż z okazji wakacji moja rodzina wyjechała - te kilka dni samotności przyniosły wspomnienia, rozpacz, łzy i ulgę.
Wciąż dźwigam ten ciężar w ukryciu, ale nie jest on już tak przytłaczający.
Na wszystko przyjdzie czas...
Patrz w swoje serce i ufaj swoim uczuciom - one podpowiedzą Ci kiedy pora na łzy...
Myślę, że gdy nasz bliski choruje na przewlekłą chorobę, o której wiemy, że zakończy się śmiercią - żałobę przechodzimy już znacznie wcześniej. To takie pożegnanie na raty.
Po śmierci tej osoby przychodzi ulga, pustka, tęsknota i... wyczerpanie. Wyczerpanie walką, nieprzespanymi nocami, modlitwami o łagodną, bezbolesną śmierć, czekaniem na ostatni oddech.
To stan jedyny w swoim rodzaju - nie ma pojęcia o nim nikt kto tego nie przeżył.
Zgadzam się z tym co napisała Madzia DSS, bo mam bardzo podobny stan obecnie i podobnie się czuję jak Marzenka Banialuka. "Żałoba na raty" to trafne określenie. W moim przypadku część mojego serca umarła juz kiedy usłyszałam diagnozę. Już wtedy zaczęłam żałobę, mimo, że miałam nadzieję na wyzdrowienie. Kiedy usłyszałam wyrok - przerzuty do mózgu już wiedziałam, że rozpoczęło się odliczanie wspólnych, ostatnich dni z Tatkiem.
Podobnie jak Marzenka banialuka mam problem z wypłakaniem swoich emocji, bo mam wrażenie, że większość łez wypłynęła juz podczas tej 2,5 -letniej walki.
Jestem wyczerpana. I psychicznie i fizycznie. Taki wrak ze mnie...:(
Marzenko, ściskam Cię mocno...
Dziękuję Wam za odwiedzanie mojego wątku i za wsparcie jakie otrzymywałam tu przez cały okres walki z chorobą mojej Mamy oraz teraz, kiedy nasza walka juz się zakończyła. Nie odzywałam się ponieważ zmieniałam miejsce zamieszkania i nie miałam od soboty dostępu do internetu.Z racji tego ze muszę zabrać do siebie babcie musiałam zamienić moje maleńkie mieszkanko na większe i udało mi się to. Co prawda nie do końca jeszcze wszystko załatwione ale mam nadzieję że jakoś to będzie. Najwazniejsze że mogę zabrac Babcię , bo przeciez obiecałam Mamusi ze się nią będę opiekować i jej dotychczasowy pobyt u cioci był dla mnie udręką, bo czułam się jak bym nie dotrzymała obietnicy.
Moi Drodzy ja zgadzam się z Wami w 100% z tym ze jeżeli ktoś choruje to można się przygotowac psychicznie na jego odejście i "wypłakać " tą żałobę już wcześniej bo ja płakałam przez prawie 4 lata na samą myśl ze ta choroba zakończy się śmiercią. Poprostu napisałam o tym ponieważ miałam wrażenie że jestem jaimś odludkiem, bo chyba nie było na forum takiego tematu jeszcze żeby ktoś nie mógł płakać. Z reguły każdy pisze że strasznie cierpi i wylewa morze łez, a ja cierpie ale nie wylewam tego morza łez. Aż bałam się myśleć że mogłam się przygotować na śmierć mojej Mamusi bo miałam wyrzuty sumienia, bo zawsze każdy twierdził ze nie mozna się przygotować na śmierć. Owszem, wg mnie nie można się przygotować na sam moment śmierci bo zawsze będzie on nieodpowiedni i zawsze byśmy go chcieli odwlec, ale mimo wszystko jesteśmy przygotowani psychicznie że kiedyś to nastąpi i w przypadku chorób nowotworowych na podstawie statystyk mniej wiecej wiemy ile nam czasu pozostało, czasami udaje nam się przechytrzyć statystyki i mieć trochę więcej czasu ale mamy cały czas świadomość że ten czas jest policzony w dniach, tygodniach, miesiącach, a nie w latach. Ja chyba w ogóle jakoś inaczej do tego podeszłam bo mi sprawia przyjemność pójście do domu mamy,siadanie w jej fotelu, przytulanie i wąchanie jej ubrań bo wtedy czuje się tak jakby Ona była obok, a z tego co słysze dookoła to ludzie są w szoku bo przez pół roku nie są w stanie ruszać rzeczy zmarłego bo to dla nich takie straszne przeżycie. Ciesze się ze mimo wszystko odważyłam sie napisać o swoich przemysleniach bo dzięki temu poznałam zdanie innych i wiem ze nie jestem jakiaś inna.
Przepraszam za błedy i za sens mojej wypowiedzi bo być moze napisałam bez ładu i składu, ale od soboty sypiam dosłownie po 3 godziny bo mam tyle roboty.Jak dzisiaj weszłam na forum gdzie ostatnio byłam w sobote rano to miałam do przeczytania ponad 1000postów - kiedy ja to nadrobie.
Pozdrawiam wszystkich walczących oraz tych których walka się zakończyła i którzy cierpią po stracie bliskich tak samo jak ja cierpię.
[ Dodano: 2012-08-15, 22:03 ]
Nie wiem czy się wyświetli mój post bo piszę jeden pod drugim więc nie wiem czy to się wyświetla jako nowy wpis czy nie A więc mam babcie już u siebie ale jestem załamana Nie byłam u niej od soboty bo zajęłam się przeprowadzką więc stwierdziłam ze zrobie jej jak najszybciej pokoik i ją zabiore. Dzisiaj jak ją usłyszałam to mi się słabo zrobiło. Nikt mi nie powiedział ze babcia jest chora a babcia tak kaszle że aż na wymioty ją bierze. Nie miałam nic w domu tylko Herbapect więc jej podałam i czekam do rana a rano wzywam lekarza bo czuje ze oskrzela sa na bank Jak się okazało to ciocia zapomniała zamknąć okna na noc a babcia spała pod kocem a na dworze było 12stopni
Wiem ze moze to głupio zabrzmi co teraz napiszę ale muszę być przygotowana na wszystko. Chciałam zapytać Was jak się postępuje jak np. ktoś umiera w domu? Gdzie dzwonić i co robić? Chciałabym być przygotowana na wszystko żeby nie popaść w panikę i nie szukać potem pomocy. Babcia ma już 95 lat, do tego teraz zmartwienie mama, i teraz jeszcze choroba i widzę że babcia wyglada duzo gorzej nić jeszcze 3 tygodnie temu jak zyła Mamusia Nie życzę jej źle zebyście tak nie pomyśleli,ale chcę poprostu wiedzieć co mam robić gdyby taka sytuacja miała miejsce.
A tak na marginesie to ja też ledwo zipie taka jestem przeziębiona
_________________ Są chwile, by działać i takie, kiedy należy pogodzić się z tym, co przynosi los. /Coelho Paulo/
Witaj,
nie piszę z doświadczenia więc mam nadzieję nie wprowadzić Cię w błąd ale w razie śmierci w domu to chyba należy wezwać lekarza (np. z przychodni) lub pogotowie. Kogoś kto stwierdzi zgon i wystawi kartę zgonu potrzebną firmie pogrzebowej, która zabierze ciało.
Mam nadzieję, że będzie dobrze.
Pozdrawiam,
Ewelina
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum