Właśnie wróciliśmy ze szpitala.
Stan Dziadziusia gwałownie się pogarsza...
Ma duże problemy z oddychaniem.
Występuje bezdech, a potem bardzo płytki szybki oddech.
Nie przyjmuje pokarmów, jedynie płyny.
Pomimo podawanych zastrzyków p/bólowych odczuwa przejmujący ból.
Najgorszy jest brzuch, plecy i kończyny.
Kiedy bardzo poli cały sztywnieje, napina się i próbuje przeczekać...
Nie potrafi znaleźć odpowiedniej dla siebie pozycji- próbuje usiąść, to leżeć, wierci się- jeśli wierceniem można nazwać próby poruszenia o max 2cm.
I ten ciągły grymas bólu na udręczonej twarzy.
Stale mówi już będzie, jest dobrze, dajcie mi już spokój, nie ruszajcie mnie- pomimo tego, że nic się przy Nim nie robi. Musi potwornie cierpieć...
Mówi cichutko, ledwie zrozumiale- widać, że jest to dla Niego ogromny wysiłek.
Pojawiają się mimowolne skurcze i drgania kończyn.
Nogi, dotychczas opuchnięte do kolan nie "oddają" ciała po ucisku, a skóra zachowuje się jak ciasto.
Świadomość utrzymuje się na przemian ze splątaniem.
Dziadziuś trwa w stanie jakby półsnu, czuwania.
Wzrok ma mętny, szklany i patrzy jakby z oddali...
Momentami nie poznaje ludzi.
Nie wie gdzie się znajduje.
(Pyta czyje to łóżko, do kogo przyjechaliśmy, kto jest przy nim itp.)
Kiedy się Go "rozbudzi?" sprawia wrażenie zorientowanego co do osób.
Mnie udało się jeszcze z Nim porozmawiać... podziękować za wszystko i powiedzieć, że Go Kocham- a On mi jeszcze dał radę odpowiedzieć, że wie i On tez mnie kocha
I ścisnął mi dłoń.
Dał jeszcze cześć mojemu Synkowi i zobaczył Męża, na którego tak czekał...
Wezwaliśmy Księdza.
Udzielił Dziadziusiowi SNCH.
Kiedy odjeżdżaliśmy był jakby nieobecny, nie wiem na ile docierało do Niego to co mówiliśmy.
Choć na koniec powiedział nam: "z Bogiem"
Poprosiłam pielęgniarki o podanie tlenu na noc.
Przy zmianie pampersa założyły Mu plasterek na odleżynkę.
Zrobiły maczaki.
Tak niewiele można zrobić, żeby Mu ulżyć.
To jest nie do zniesienia.
Boję się sygnału telefonu, wiadomości że to już.
Jestem przy tym dziwnie spokojna...
Mam przeczucie że się już po tej stronie nie zobaczymy...
Oddałabym swoje lata, swój czas- żeby tylko nie cierpiał
Z przerażeniem łapię się na modlitwie o ulżenie w bólu, zniesienie cierpień i o dobrą- lekką śmierć
Tak bardzo się o Niego boję...
I nic nie mogę zrobić.
[ Dodano: 2011-05-16, 09:07 ]
Nocka bardzo ciężka.
Rozmawiałam z pielęgniarkami.
Poważne problemy z oddychaniem.
Potworne dolegliwości bólowe.
Spodziewały się najgorszego.
Stan jest krytyczny.
Lekarze nie podejmą się już odbarczenia brzucha.
Nie rozumiem dlaczego Dziadziusiowi nie podają morfiny.
Tak bardzo cierpi.