Dzis pożegnaliśmy mamusie...
czuje pustke, mam wrazenie jakbym nie byla na tym pogrzebie, to tylko zly sen... A mamcia zaraz wroci ze szpitala i bedzie jak zawsze... Zylam nadzieja do samego końca... Nawet gdy bylo juz bardzo zle nie dopuszczalam takiej mysli ze nie bedzie jej z nami. Mama była zwariowana osoba wszedzie bylo jej pelno...Nie potrafila usiedziec spokojnie...pamietam jak dzis gdy w listopadzie musiała jechac na badania bo tygodniu bylo zle, pamietam nasza rozmowe, ciagle przed oczami mam jej walke... Odebranie wyniku, onkolog, chemia... I naswietlanie... Potem bezradnosc w momentach gdy cierpiala ... i szczescie gdy na jej twarzy goscil usmiech... Mama zmarła przy swojej najstarszej córce, 20 min po tym jak razem z tata wyszlismy z oddzialu... By jechac do domu, wróciliśmy lecz mamcia juz odeszla potem siedzieliśmy przy niej jeszcze 2 godz... Wciaz nie wierze ze juz nigdy cie nie uslysze, nie dotkne nie porozmawiam z Toba mamusiu codziennie ciebie brak:-(