Minęły 2 tygodnie od skończenia lamp a u nas nie ciekawie :( najpierw na plecach u taty pojawił się taki gul, wielkości pięści, miękki, niebolesny, onkolog powiedział że może to być wodniak ale nadal nie wiemy co to jest.
Tydzień temu w poniedziałek tata pił herbatę, nagle się zachłysnął i wszystko jakby wysmarkał rurką
wystraszyliśmy się, był już wieczór więc postanowiliśmy że tata nie będzie jadł już nic i rano skonsultujemy się z lekarzem. Pojechał do rodzinnego i poprosiłam o skierowanie do Katowic, bo tam tata był operowany. Pojechaliśmy tam natychmiast, zrobili próbę szczelności i nic nie leciało. Zdziwieni wróciliśmy do domu.
Wieczorem powtórka z rozrywki.
W środę już nie chcieliśmy znowu na marne taki kawał drogi tatę męczyć pojechaliśmy do onkologa. Ten dał skierowania na TK szyi i klatki piersiowej i do laryngologa.
Pojechaliśmy do laryngologa i tam znowu mówią, że nic nie leci, ale tata się cały czas chrztusi. Założyli dreny żywieniowe i dali skierowanie do poradni chorób płuc.
Tam lekarka dała skierowanie na oddział pulmonologiczyny. I w czwartek tata został w szpitalu. Dreny wyjęli i podawali 6 kroplówek dziennie. Tego samego dnia ja jeszcze złamałam nogę, jakby problemów było mało
W piątek pojechałam do taty, zrobili TK na miejscu i okazało się że jest przetoka między przełykiem a tchawicą. Lekarz był zdziwiony i powiedział że czegoś takiego nie widział i musi skonsultować się z Warszawą, gdzie tata miał poszerzanie przełyku.
W poniedziałek spotkałam się z lekarzem i powiedział że tacie muszą zrobić gastrostomię albo założyć PEGi ale tata wybrał to pierwsze. Dziś byłam u niego i o 13 zabrali go na ten zabieg :( Także narazie o chemii możemy zapomniec i mieć nadzieję że nowotwór nie rozsiewa się po organiźmie :( jedyne co to widzę to tata trochę na tych kroplówkach się wzmocnił. Jednak psychicznie ma już dość :( ja też