Zabrzmi to trochę dziwnie, ale teść nie interesował się tym co było mu podawane. Było mu wszystko jedno. Pomimo tego, że nikt nie powiedział mu jaka jest jego sytuacja, on sam któregoś dnia, praktycznie na początku choroby, stwierdził "chyba nic z tego nie będzie" i później widać było, że już nie walczy, że poddaje się biegowi wydarzeń. Za to jego żona bardzo to przeżywała, desperacko szukała (jak chyba wszyscy) jakiejkolwiek nadziei, znalazła vilcacorę (z tego co pamiętam, ulotka informacyjna leżała na parapecie w szpitalu, w którym leżał teść) i za jego zgodą podawała mu ten preparat. Konsultowała to z lekarzem, który prowadził teścia - powiedział jej, że nic to nie da ale zezwolił na podawanie tego preparatu.
awilem ma rację. Wielu chorych w stanie terminalnym jest zmuszanych przez rodzinę do dodatkowych wysiłków, chociaż tego nie chcą. Akurat jedzenie Vilcacory zapewne nie było dla teścia jakimś szczególnym problemem, ale co gdyby teściowej nadzieję dawały np. bolesne chińskie masaże albo kapsaicyna w postaci niemożliwej do przełknięcia dla najbardziej nawet zatwardziałych miłośników kuchni meksykańskiej? Dlatego właśnie potępiamy tutaj metody niekonwencjonalne generalnie. To trochę jak z narkotykami - spróbujesz nieszkodliwego, a potem ktoś Ci powie, że potrzebujesz jednak czegoś mocniejszego. Najlepiej jest, gdy odrzuci się te metody w ogóle. Lekarze dają każdemu pacjentowi możliwość odmówienia leczenia - są ludzie, którzy z tego korzystają. Ważne jest, by rodzina też choremu tę możliwość dawała, mimo wszystko.
Iza, nie zrozum mojego postu jako wsiadania na Ciebie, bo w tym konkretnym przypadku była zgoda chorego, tylko przedstawiam szerszy obraz, który uzasadnia stanowisko forum i fundacji w sprawie metod niekonwencjonalnych.
Ja to rozumiem i podpisuję się pod tym wszystkimi czterema kończynami. Tak jak Wy uważam, że odrzucenie możliwego leczenia konwencjonalnego na rzecz szamaństwa jest (o)błędem. Przykładem może być pouczająca historia Magdy Prokopowicz, prowadzącej fundację Rak'n'Roll. Ona też próbowała przez długi czas leczyć się alternatywnie, wierzyła masażystkom, które mówiły jej, że wymasują to cholerstwo, a choroba w tym czasie rozprzestrzeniała się.
Ale gdy medycyna mówi: "nie możemy tu nic pomóc, nie podamy chemii, bedziemy tylko ściągać płyn, proszę zabrać męża do domu i skontaktować się z hospicjum" trudno uwierzyć w to, że to koniec, że już nie ma szans. Myślę, że lekarz prowadzący nie zezwoliłby na bolesne chińskie masaże czy inne niekomfortowe dla pacjenta 'zabiegi', a teściowa bez zgody lekarza nie zmuszałaby teścia do takich praktyk. Wiem jednak, że inni mogą w swojej desperacji sięgać po różne 'cuda', a egoizm i strach przed stratą osoby bliskiej potrafią czasem przyćmić troskę o jej dobro...
moja mama przez kilka miesiecy takze powierzyła się fasolce, wit b17 i vilcacorze. zraziła się do lekarzy, przez pewnego ch...który lekarzem nigdy nie powinien zostać....przez pierwsze trzy mies. choroba stanęła w miejscu. guz nie urósł, a nawet o kilka mm wg TK zmniejszył się.
po kilku kolejnych miesiacach jednak dostała bóli, wylądowała u lekarza: guz urósł! nic nie pomogło....przestała wierzyć w bajki natychmiast....obecnie leży w szpitalu a ja modle się i robie co tylko moge (zadnych juz metod za zadne skarby nie pozwole jej zastosowac!) przykro mi, ze musiała najpierw sporobowac by sie sparzyć... ale niech to posłuży ku przestrodze innym, bo i ja będę wszędzie teraz trąbić, dajcie spokoj sobie, jesli macie zamiar, coś zastosować z tych metod...najpierw do lekarza zapytać; co on na to...! a namówiły ją do tego koelzanki z chemii, które nadal to stosują i porzuciły chemię....
Dużo tu racji ale jak to jest w ziołolecznistwo stosowane od wieków ?
Osobiście uważam, że natura dała nam masę roślin które nam pomagają.
Staram się unikać leków jak tylko mogę a stosuje to co daje natura.
Desperacje zrozumie tylko ten kto stoi na grobem.....
_________________ Kochana Żona [*] 2012-04-12 godz 9:30 Spoczywaj w Pokoju. Mimo wszystko, życie jest piękne....
Osobiście uważam, że natura dała nam masę roślin które nam pomagają.
Ależ masz 100% racji. Gdyby nie natura to nie leczylibyśmy nowotworów tak skutecznie jak robimy to teraz. Podam Ci przykłady:
- winkrystyna i winblastyna - leki cytostatyczne stosowane w chemioterapii nowotworów - alkaloidy barwinka różowego (Vinca rosea).
- paklitaksel - nowoczesny lek cytostatyczny stosowany w chemioterapii nowotworów - alkaloid cisa zachodniego (Taxus brevifolia).
- streptozotocyna - lek cytostatyczny wytwarzany przez bakterie Streptomyces griseus.
- tabektedyna - lek cytostatyczny wyizolowany z organizmów z grupy Ecteinascidia.
- bleomycyna - antybiotyk cytostatyczny wytwarzany przez bakterie Streptomyces verticullis.
O szeregu leków wspomagających leczenie onkologiczne już nie wspomnę
Dlatego bez natury nie ma onkologii!
Pozdrawiam
_________________ www.rjforum.pl - Nowotwór jądra to nie wyrok! Masz wątpliwości? Dowiedz się więcej!
Ależ masz 100% racji. Gdyby nie natura to nie leczylibyśmy nowotworów tak skutecznie jak robimy to teraz. Podam Ci przykłady:
- winkrystyna i winblastyna - leki cytostatyczne stosowane w chemioterapii nowotworów - alkaloidy barwinka różowego (Vinca rosea).
- paklitaksel - nowoczesny lek cytostatyczny stosowany w chemioterapii nowotworów - alkaloid cisa zachodniego (Taxus brevifolia).
- streptozotocyna - lek cytostatyczny wytwarzany przez bakterie Streptomyces griseus.
- tabektedyna - lek cytostatyczny wyizolowany z organizmów z grupy Ecteinascidia.
- bleomycyna - antybiotyk cytostatyczny wytwarzany przez bakterie Streptomyces verticullis.
O szeregu leków wspomagających leczenie onkologiczne już nie wspomnę
Dlatego bez natury nie ma onkologii!
Dodam do tego trabektedynę (Yondelis), czyli ekstrakt z osłonicy Ecteinascidia turbinata.
Zastanawia mnie, czy jeden przypadek Steve'a Jobsa może tworzyć jakiś mit o nieskuteczności innych metod niż chemioterapia, radioterapia i chirurgia?!
To w takim razie, co powiecie na przypadki Kris Carr, Davida Servan-Schreibera, osób leczonych terapią Gersona, osób, które leczyły się kapsaicyną, DCA, osób, u których nastąpiło samoistna remisja (przypadki udokumentowane medycznie)?
Jeśli w Polsce wyleczalność nowotworów, tych leczonych metodami konwencjonalnymi jest na poziomie 20% i to wliczając w to wysokoprocentowe wyleczalności niektórych nowotworów (rak jądra, rak piersi), to czy można mówić o skuteczności tych wszystkich metod konwencjonalnych?
Skoro komuś można poprawić jakość życia albo to życie przedłużyć, niezależnie od tego jakimi metodami, tj. konwencjonalnymi czy niekonwencjonalnymi i odbywa się to za zgodą i wiarą pacjenta, to w czym problem?
Zastanawia mnie, z jakim uporem się na tym forum mówi o tym, aby nie robić nic, gdy lekarz stwierdzi, że nic już nie pomoże i wybrać hospicjum. A gdybym nie znała przypadku chociażby Izy Sokołowskiej i wielu innych osób, które nie miały żadnej nadziei, ale jednak COŚ w ich przypadkach zadziałało, to może bym i uwierzyła w te niczym nie poparte (bo przecież nie zaznajamiacie się z metodami niekonwencjonalnymi) wypowiedzi.
Skoro tylko 20% z leczenia konwencjonalnego przeżywa 5 lat, to dlaczego nie dać przeżyć choćby i 10% ludzi leczonych innymi metodami, zwłaszcza w tych przypadkach, gdy nie można już nic zrobić przy pomocy medycyny konwencjonalnej?
Violu, obawiam się, że czegoś nie zrozumiałaś... To znaczy... bardziej podejrzewam, że nic nie zrozumiałaś, jeśli mam być szczery. Poruszyłaś kilka spraw, i w każdej z nich mijasz się z prawdą.
"Wyleczalność" nowotworów w Polsce sięga nie 20, lecz 40%. Przez "wyleczalność" rozumiemy nie tak, jak piszesz, że osoby chore przeżywają 5 lat, lecz że osoby te przeżywają 5 lat bez objawów i nawrotów choroby.
Iza Sokołowska leczona była radykalnie, z intencją wyleczenia, nie wiem skąd wzięłaś informację że nie miała żadnej nadziei.
Przypadki osób "leczonych" niekonwencjonalnie, u których stwierdzono remisję choroby, to tzw. fakty medialne. Osoby te bądź leczone były konwencjonalnie, i "wspomagały" się innymi metodami, bądź remisja nie została zweryfikowana przez naukę. Powód jest oczywisty - takie przedstawienie sprawy pomaga w sprzedaży książki lub metody leczenia.
Na tym forum występujemy przeciw "medycynie" alternatywnej z kilku przyczyn, z których najważniejsza jest taka, że często dochodzi do złej reakcji organizmu chorego na substancje paramedyczne. Np. wątroba zaczyna źle funkcjonować po przyjęciu przez chorego dużej dawki kapsaicyny, co uniemożliwia przyjęcie zaplanowanej dawki cytostatyku, i skutkuje przerwaniem leczenia onkologicznego prowadzonego z intencją wyleczenia. Jeśli jeszcze czegokolwiek nie rozumiesz, to chętnie wyjaśnię. Wystarczy spytać zamiast wypisywać szkodliwe bzdury.
_________________ Każdy ma swoje walety i zady
THINK BEFORE YOU SAY SOMETHING STUPID
ja tego nie rozumiem, powiem tylko tyle , ze mi te rozne czary mary nie pomagaja na choroby " nieonkologiczne " a co dopiero jakby mialy pomoc na raka..
eh..
[ Dodano: 2012-02-25, 11:25 ]
i nawiazujac do Metody z Chin ..
Cóż, najważniejsze (wg mnie) zdanie tego materiału pada w ostatniej minucie "gdyby tu chciano leczyć do końca, to nikt by nie jechał do Chin". Problem w tym że u nas onkolog (a przynajmniej Ci których ja spotkałam) za punkt honoru uważa przekonanie pacjenta że on jest nieważny i nikt tu dla niego nie będzie się specjalnie wysilał. Taniej jest zapłacić za specjalne traktowanie tutaj, ale nie wszyscy umieją, sporo nie wierzy że coś to pomoże, a CBA kamerki zakłada. No to do Chin. A swoją drogą dlaczego te różne fundacje płacą za wyjazdy do Chin, a nie do Berlina to dla mnie zagadka.
Dziewczyny, efekt terapeutyczny w rozwiniętych krajach jest lepszy nie dlatego że tam leczą do końca, ale dlatego, że powszechna jest świadomość zagrożenia, a co za tym idzie - diagnostyka jest powszechna. Nowotwory są wcześniej wykrywane. I naprawdę - leczy się tam do momentu, kiedy realne jest wyleczenie. Później leczenie paliatywne jest wdrażane tak samo jak u nas. A prywatne kliniki które nie przestrzegają tej zasady, i działają jak Chińczycy, spotyka ostracyzm ze strony środowisk medycznych i utrata finansowania z publicznych pieniędzy.
_________________ Każdy ma swoje walety i zady
THINK BEFORE YOU SAY SOMETHING STUPID
Sluchajcie jak ktos chce wydawac swoje 150 tys zl ( lub cudze, dobrowolnie podarowane ) na leczenie ( i tak paliatywne ) w Chinach to niech wydaje.. ja mysle , ze za 150 tys zl w PL to bym miala swojego prywatnego lekarza ..
Facecie!
Polak potrafi,(spartolić każdą sprawę). Czy Ty chcesz napisać że w Polsce każdy chory dostaje w odpowiednim czasie właściwie dobraną chemioterapię, szybką diagnostykę, dostęp do sprawnego chirurga, szybką pomoc i hospitalizację w razie komplikacji? Zapomniałeś jak przebiegało Twoje leczenie?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum