Jak się okazuje, Steve Jobs na początku swej choroby również wieżył, że niekonwencjonalne metody mogą mu pomóc:
"Walter Isaacson w biograficznej książce "Steven Jobs", która 21 listopada ukaże się w Polsce, pisze że kiedy w 2003 r. charyzmatyczny współtwórca Apple dowiedział się, że jest chory na raka trzustki, nie poddał się operacji, wolał stosować jedynie dietę wegańską, zioła, akupunkturę i inne metody alternatywne.
Isaacson twierdzi, że Jobs konsultował się z różnymi specjalistami. Wielu z nich doradzało mu, by poddał się zabiegowi usunięcia guza. Mimo to nie zrobił tego. W ręce chirurgów oddał się dopiero dziewięć miesięcy później, gdy guz się już powiększył. Podczas operacji lekarze wykryli przerzuty do wątroby."
http://wiadomosci.onet.pl...,wiadomosc.html
Często mam wrażenie, że ludzie, których ta choroba dotyka, szczególnie w przypadkach, w których odkrywana jest na tyle wcześnie, że ogólne samopoczucie jest dobre, mają tendencję do wypierania - mówią "Hej, przecież dobrze się czuję! Po co miałbym iść pod nóż czy brać jakieś świństwo, które wyniszczy mój organizm?" Dopiero gdy choroba zaczyna galopować decydują się na leczenie, ale wtedy często jest już za późno na radykalne metody...
Lektura tego forum powinna być obowiązkowa dla wszystkich - biorąc pod uwagę to, jak szybko wzrasta ilość zachorowań na raka, każdy powinien oswoić się z myślą, że kiedyś może to dotknąć też jego lub bliskie mu osoby. W moim rodzinnym domu panowało przekonanie, że o "tych rzeczach" nie ma co mówić, żeby "nie wywołać wilka z lasu". Często słyszałam "będziemy się martwić jak ktoś zachoruje". Ale po tym, jak rok temu wtępne diagnozy wskazywały na złośliwego raka płuc u mojej babci, a moi rodzice w panice nie potrafili logicznie myśleć, od popadnięcia w desperację uratowało mnie to forum. Zostałam tu chociaż ta choroba w tej chwili nie dotyczy mnie ani nikogo mi bliskiego. Poznałam wiele historii wspaniałych, silnych ludzi. Wiele smutnych historii, ale są też te zakończone happy endem. Jestem spokojna, chociaż podświadomie przestałam zadawać sobie pytanie "czy zachoruję" a zaczęłam zastanawiać się "kiedy i który organ zostanie zaatakowany". Podobno 10% populacji krajów rozwiniętych będzie w swoim życiu chorowało na 2 różne, niezależne od siebie nowotwory... Dlaczego tak wiele osób zakłada, że ich to nigdy nie będzie dotyczyło? Ja dzięki Wam wiem, że gdy to się stanie, będę mogła szukać tu wsparcia duchowego i pomocy merytorycznej - właśnie to sprawia, że jestem spokojna
Przepraszam za ten przydługi wywód
Miało być o jednym, wyszło co innego - tak to ze mną jest :D Fajnie, że jesteście! Pozdrawiam!