Mój tatuś zmarł 31 stycznia 2012 r. chorował na raka płuc i chyba nigdy nie będę w stanie się z tm pogodzić. Zostałyśmy same z mamą zupełnie same, zero wsparcia ze strony kogokolwiek.
witajcie,
w niedzielę minął miesiąc od kiedy odszedł mój kochany Tatuś :(
tęsknię za nim coraz bardziej , powoli zaczynam pamiętać Go sprzed choroby z czego bardzo się cieszę a z drugiej strony serce mi pęka - co ta choroba zrobiła mi z Tatą.
Bardzo , bardzo za nim tęsknię, sa chwilę,że nie mogę złapać powietrza , czuję się jakby mi na sercu połozył ktoś wielki głaz. Mam ochotę krzyczeć i błagać Boga,żeby oddał mi Go, że wcale nie byłam gotowa na jego smierć i choć w dniu śmierci Tatina prosiłam Boga,żeby już Go zabrał do siebie to teraz nie mogę tego pojąć- jak mogłam!!
zamiast patrzeć na niego, całować i tulić- ja prosiłam Boga,zeby już Go wziął do siebie.
A teraz oddałabym wszystko co mam za 5 minut przy nim:(
Mam ochotę krzyczeć i błagać Boga,żeby oddał mi Go, że wcale nie byłam gotowa na jego smierć i choć w dniu śmierci Tatina prosiłam Boga,żeby już Go zabrał do siebie to teraz nie mogę tego pojąć- jak mogłam!!
zamiast patrzeć na niego, całować i tulić- ja prosiłam Boga,zeby już Go wziął do siebie.
A teraz oddałabym wszystko co mam za 5 minut przy nim:(
jesli w dniu smierci błagaś Boga żeby go zabrał , to znaczy ze to umieranie było bardzo ciężkie. nie mylę się ?
chciałabyś przechodzić przez to raz jeszcze ? chciałabys żeby tata znowu odchodził ? dla tej jednej chwili ?
chyba nie ?
ja także błagałam Boga żeby skrocił odchodzenie taty i nigdy nie załowałam tego , nigdy nie chciałabym narażąć go na ponowne odchodzenie
rozmiem ze cierpisz, rozumiem , ze Ci brakuje taty , ale czy te 5 miniut warte byłoby jego cierpienia ?
myslę ze jak się zastanowisz to odrzucisz od siebie te myśli
umieranie to bardzo trudny czas, i kochając tatę chciałaś mu tego oszczędzić.
wiec nie wyrzucaj sobie ,że teraz zrobiłabyś inaczej
bo myslę ze zrobiłabyś dokładnie to samo
pamietaj że w czasie odchodzenia wszystko sprawia choremu ból. chciałabyś mu go dołozyć ?
wydaje mi się ,że nie
najlepsze co mogłas zrobić -zrobiłaś- byłas i to wszystko
minie trochę czasu i zaczniesz myslec inaczej , na razie wszystko jest zbyt świeże , zbyt trudne, ale po jakimś czasie przyznasz mi rację.
nie warte jest cierpienie najbliższej osoby dla naszego chcę
kiedys spojrzysz na to inaczej
ten czas jest trudny i wiele mysli się plącze ale nie zawsze są racjonalne bo w tym okresie nie mogą być inne
zbyt boli i za bardzo odczuwamy pustkę
za bardzo tęsknimy
pozdrawiam Cię i mocno przytulam
_________________ Nawet jeśli niebo zmęczyło się błękitem, nie trać nigdy światła nadziei.
niki
masz rację, masz do cholerci rację. Tatuś umierał prawie nie świadomy i myślimy,że nie cierpiał bólu fizycznego,ale dokładnie tak jak piszesz - twierdziłam,że nie jestem egoistką,że dla mojego chcę nie mogę prosić o jeszcze jeden dzień,że nie mam prawa,że będzie lepiej jak nastanie nieuniknione i Tato odetchnie z ulgą na wieki. W dniu Jego odejścia to było takie oczywiste, tak dobrze to rozumiałam. Nie wiem dlaczego te natrętne myśli nie dają mi spokoju i w kółko wałkuję w głowie to samo.
Moja starsza 10 lat siostra płakała i mówiła choć jeden dzień,żeby jeszcze jeden dzień Tato był z nami- ja ją ganiłam, mówiłam,że nie ma prawa, żeby dała Mu spokojnie odejść. A teraz mam poczucie,ze to ona wykazała się ogromną miłością do Taty a ja egoizmem- bo przecież tak smutno było na Tatę patrzeć jak jest taki biduś.
Wszystko pojmuję teraz na odwrót niż miesiąc temu i mam do siebie wielki żal:(
dziękuję Ci za mądre słowa, mam nadzieję,ze mi pomogą wyjść z mojego błędnego koła.
Również Cię przytulam:)
Dzisiaj mija 7 miesięcy bez dziadka, ten dzień 18 stycznia 2012 jest i będzie najgorszym dniem w moim życiu. Jestem przynajmniej raz w tygodniu u dziadka na cmentarzu, lubię sama przychodzić żeby porozmawiać popłakać jak tam jestem czuje wielką tęsknotę, jak również po chwili ukojenie, bo wiem, że dziadek jest ze mną każdego dnia. U mnie to jest tak, że mam ojca z którym się spotykam co jakiś czas bo odszedł jak miałam 7 lat a z dziadkiem mieszkałam i to on wziął na siebie rolę ojca i po śmierci dziadka powiedziałam, że straciłam ojca. Byłam i jestem jedyną wnuczką dziadka. Teraz pozostaje mi opiekowanie się babcią, tęsknota i czekanie na dzień w którym się spotkamy ale już tam na górze.
Witam, jutro (wlaściwie dziś bo jest już 20-ty) mija 6 miesięcy od śmierci mojego Taty. Tęsknię i chyba jeszcze nie do końca doszlam do siebie po chorobie taty. Przeszlam z Nim calą chorobę - bylam przy nim gdy dowiedzial się o raku, jeździliśmy razem do lekarzy, na badania, szpitale, hospicjum i tak aż do Jego śmierci. Przy Tacie zawsze bylam uśmiechnięta i pelna optymizmu a tak naprawdę targaly mną straszne emocje. Dla mnie choroba Taty to byl horror ale wiem że dobrze zrobilam, że bylam przy Nim bo wiem jak bardzo się bal i potrzebowal kogoś kto będzie go wspieral, pocieszal i klamal że wszystko będzie ok.
Szkoda że tak rzadko mu mówilam, jak bardzo go kocham.
Niki jak zawsze tak mądrze piszesz!
Ja również prosiłam Boga aby zabrał moją Mamę, ponieważ wiedziałam, że Mama ma tylko jedno wyjście. Kiedy miałam Mamę w objęciach i jak uświadomiłam sobie, że Mama odchodzi a może to Bóg mi podpowiedział, że zabiera Mamę nie zrobiłam nic a łzy płynęły.
Teraz mija 9 miesięcy jak nie ma Mamy i tak bardzo jest ciężko. Każdy dzień bez niej tak boli. Tęsknota rozdziera serce.
czy myślisz,że Twój Tata nie wiedział jak bardzo Go kochasz?? Swoim zachowaniem pokazywałaś Tacie,że jest dla Ciebie bardzo ważny.
Ja jak pisałam Tacie,że Go kocham to bałam się,że odbierze to jako właśnie takie mówienie "na zapas" bo jest już źle i ja wiem (myślę) że niedługo umrze.
Mimo,że Tatuś mój kochany nie wyznawał mi swoich uczuć dobrze wiem,że bardzo mnie kochał i był mi wdzięczny,że walczyłam o niego jak lew.
Takie rzeczy się wie. Z taką różnicą,że powiedzieć ,że się kocha jest łatwo- trudniej kochać codziennością i czynami.
Ból po odejściu ukochanej osoby jest tym czego się nie da ubrać w żadne słowa.Chociaż minął 1,2 miesiące od odejścia córki nie umiem się w dalszym ciągu z tym pogodzić. Wielokrotnie zastanawiałam się czy zrobiliśmy wszystko by zapobiec nieszczęściu. Wydaje się,że tak ale zawsze gdzieś w zanadrzu tkwi jakaś myśl a jakby jeszcze to.......?Jak patrzę na roześmianą,beztroską młodzież tylko żal mi serce ściska i wracają wspomnienia. Już nigdy dziecko nie powie do mnie mamuś..... Nie przytuli się do mnie ,mówiąc jak bardzo mnie kocha.
Teraz kiedy znowu choróbsko mnie zaatakowało zaczynam analizować wiele spraw.
Zastanawiam się też niekiedy czy warto aż tak "wymęczać "ten nasz organizm skoro i tak do jednego to prowadzi? ( taka jakaś refleksja mnie naszła )
Rak to choroba przewlekła jak powiedziała mi pani dr .Będą nawroty.Oby nie szybkie.
Pozdrawiam Wszystkich pozostających w bólu po odejściu swych bliskich Bądźmy dla siebie wsparciem.
Kochana Agnieszko!
Jak pisałam kilka razy Twój ból jest przeogromny. I nie ma żadnych słów na pocieszenie Ciebie. Bardzo Ciebie podziwiam i sercem jestem z Tobą.
Ja walczę ze swoim bólem dziewięć miesięcy i tak samo boli. Wróciłam z Polski i po 7 miesiącach byłam na grobie Mamy. I ta jedna myśl to nie prawda, że jej nie ma.
Patrzyłam na swego tatę pogrążonego w smutku, samotności, wspomnieniach i serce moje płakało razem z nim. I jak jemu mogę pomóc? Wiem, że stracił sens życia, wiem, że jakby mógł to by chciał być z Mamą.
A ja jeszcze rok temu szczęśliwa bo miałam bastion siły i wsparcia - bo była Mama.
Nie wiem czy jeszcze kiedyś będę szczęśliwa, nie wiem czy będę mogła zapomnieć cierpienie Mamy.
Wiem, że na tym forum są osoby które przeżyły, przeżywają większe tragedie - z całego serca bardzo im współczuję. Po stracie Mamy wiem co to jest ta wielka tęsknota rozrywająca serce i myśli.
Wczoraj usłyszałam w radiu po raz kolejny posenkę Śp. Anny Jantar i dopiero teraz zrozumiałam sens słów w niej zawrtych:
Nic nie mże przecież wiecznie trwać,
Co zesłał los trzeba będzie stracić,
Nic nie może przecież wiecznie trwać,
Za miłość przyjdzie kiedyś nam zapłacić...
Witam
Wczoraj odbył się pogrzeb mojej najukochańszej żony,nie mam już sił na nic,moje życie straciło sens,mam wielki żal do lekarzy że jej nie ratowali ,tak jak powinni,nawet dokładnie nie wiem na co zmarła,podobno to była zaawansowana marskość wątroby z wodobrzuszem,nerki słabo pracowały a dostawała na dobę ponad 5 litrów różnych kroplówek.Jeszcze w niedzielę prosiłem lekarza dyżurującego żeby spuścili wodę bo strasznie ciężko oddycha,całkowicie mnie zignorował ,powiedział że on wie lepiej co robić,dostała tylko tlen ,w nocy zmarła.
Byliśmy razem tylko 6 lat ale zawsze razem ,dosłownie 24godziny na dobę,pracę mieliśmy taką że byliśmy w niej razem ,po zakupy jechaliśmy zawsze razem,dosłownie nigdy nie rozstawaliśmy się ,rozumieliśmy się bez słów,tak samo myśleliśmy,itd,teraz nie umiem żyć dalej wszystko kojarzy się z moją ukochaną,w sklepie zawsze kupowałem jej jakiś rarytas(tak to nazywała)a teraz kupuję tylko znicze .Dlaczego życie zabrało mi wszystko co miałem,przecież ona nigdy na nic nie chorowała,nic nigdy ją nie bolało,jeszcze we wrześniu normalnie funkcjonowała,pracowała,cieszyła się z życia,mieliśmy tyle planów na przyszłość,miała tylko 46 lat
na nic nie chorowała,nic nigdy ją nie bolało,jeszcze we wrześniu normalnie funkcjonowała,pracowała,cieszyła się z życia
Widocznie coś musiało być, co doprowadziło do marskości wątroby, chorych nerek, proces ten musiał jakiś czas trwać. Lekarze powinni Ci wyjaśnić co się takiego stało, że żona tak szybko zmarła.
Nie ma złotego środka, który uwolni Cię od tego trudnego dla Ciebie okresu - żałoby, musisz znaleźć swój sposób żeby się jakoś ogarnąć. Czas się nie zatrzyma jak nasi bliscy odchodzą a my musimy się odnaleźć w nowej dla nas rzeczywistości. Musisz przeżyć okres żałoby, tego nie da się ominąć.
Jesteś na takim etapie żałoby, że chyba nic Cię nie pocieszy. Niestety, jest życie i jest śmierć. Bardzo mi przykro, że cię spotkało tak wielkie nieszczęście. Rozumiem Twój ból . Bardzo Ci współczuję, jak pewnie wszyscy, którzy przeczytali Twój post.
Lekarze twierdzili że musiała pić bardzo dużo alkoholu ,skoro jest taka marskość,kłóciłem się wtedy z nimi bo wiem że żona sporadycznie piła jakiś alkohol np.jedna lampka wina,czy piwo karmi ale to może raz na dwa miesiące ,ogólnie to był wróg alkoholu,więc takie teorie mnie bardzo denerwowały,i nie mogłem tego tak zostawić ,ale lekarze znowu swoje ,normalnie to była jakaś paranoja ,wmawianie komuś takich bzdur,dokładnych badań nie zrobili ,leżała ok 3 tyg w szpitalu jedynie co robili to codziennie morfologia,i prześwietlenie rtg,na inne badania zabrakło im czasu,po prostu farsa jak się podchodzi do pacjenta w Płockim szpitalu na winiarach
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum