No, ale jak by nie patrzeć na ten dowcip, to musiał bardzo kochać tę swoją (czyżby nie ... ?) żonkę ...
Zachodzi facet do restauracji. Ubrany schludnie, ale widać, że ubranie znoszone.
Siada przy stoliku i woła kelnera. Ten podchodzi, a facet go pyta:
- Przepraszam, a ryba u was jest ?
- Oczywiście. Łosoś, tuńczyk, pstrąg ...
- Nie, nie ... Ja poproszę jakiegoś mintaja, albo coś takiego ... Jak najgorszego i nieświeżego ...
Kelner odrobinę się wzdrygnął, ale niewzruszenie mówi:
- W porządku, zaraz ktoś skoczy do marketu. Nie ma sprawy.
Facet kontynuuje:
- I proszę ją przygotować w specjalny sposób.
- Słucham ... ?
- Proszę jej nie myć, nie rozmrażać, nie czyścić ...
- Ale ...
- Dużo soli ! - ciągnął dalej facet - Ale tylko z jednej strony !
Za to z drugiej strony pieprzu od serca ! I Smażyć ją proszę bez oleju !
Tak po prostu rzucić na patelnię i przypalić z jednej strony.
Za to druga strona ma być kompletnie surowa ...
Kelner osłupiały próbuje się wycofać, ale facet go zatrzymuje:
- I jak będzie mi pan rybę podawał, to proszę bez żadnych kurtuazyjnych "smacznego",
"proszę bardzo" czy innych takich. Proszę rzucić talerz na stół i warknąć: "Żryj !"
Kelner odwraca się, po czym wypełnia co do joty polecenia klienta.
Facet ze łzami w oczach wciska mu do kieszeni banknot 100-złotowy i mówi:
- Rozumiesz, kochany, trzeci miesiąc w delegacji ... Tak bardzo mi się do żony tęskni ...